„Jedyne
wyście”
Ryszard
Ćwirlej
Dostrzec
niepokojące wydarzenie tam gdzie wydaje się, że wszystko jest w jak najlepszym
porządku wcale nie jest aż tak łatwo. Jeśli wszyscy mówią, że nic się nie stało
to czy warto upierać się i drążyć sprawę? Niekiedy wynik upartego dochodzenia
przynosi wyniki dalekie od oczekiwanych, wypełniając ten scenariusz jaki nie
powinien miał mieć miejsce.
Kidy
dochodzi do porwania dziecka czas zawsze ucieka zbyt szybko, mogą liczyć się
nawet minuty i z pozoru nic nie znaczące detale. Aneta Nowak dostrzegła coś co
może być ważne w prowadzonym właśnie dochodzeniu tego typu, oczywiście wcale
tak być nie musi, ale to zawsze jakiś trop. Jak do tej pory młoda policjantka
nie mogła pokazać na co ją stać, bo i okolica nader spokojna albo przynajmniej
taką się wydaje. Nie ona jedna ma nadzieję złapać konkretny trop, zwłaszcza
jeśli ma się dostęp do informacji dalekich od tych policyjnych, lecz liczy się
jedynie efekt końcowy. Jednak każdy kij ma dwa końce, zwłaszcza jeżeli ma się
coś do ukrycia. Wbrew pozorom miejscowej policji naiwności nie powinno się zarzucać,
bo niektórzy jej przedstawiciele nie zadawalają się pochwałami, nadal szukają
odpowiedzi na pytania, jakie tylko z pozoru wydają się już zamknięte. Coś jeszcze
nie daje spokoju Anecie, ale czy faktycznie jest to sprawa dla policji? Zniknięcie
młodej matki wcale nie musi być mieć kryminalnego źródła. Może to „jedynie”
porzucenie rodziny i nudnych obowiązków? W to jakoś nie umie i na pewno nie
chce uwierzyć Nowak. Jaki finał będą miały obie sprawy? Prawda bywa nadzwyczaj
prosta, chociaż poznanie jej wymaga wysiłku i przede wszystkim podążania za
zignorowanymi szczegółami.
Czy
„neomilicyjne” kryminały mają rację bytu jeśli ich akcja toczy się w
dwudziestym pierwszy wieku? Jeśli ich autorem jest Ryszard Ćwirlej to jak
najbardziej, gdyż pisarz jak mało, który autor genialnie łączy dekady naszej najnowszej
historii i tworzy z nich tło dla nieszablonowych bohaterów, ponadczasowych
śledczych i nie tylko ich. Najnowszy tytuł to z jednej strony już znane
postacie, z drugiej strony osoby, mające swój debiut niedawno, a teraz
wychodzące na pierwszy plan. „ W „Jedynym wyjściu” starsze z młodszym
pokoleniem łączy siły w dochodzeniowych zmaganiach, w gdzie kluczową rolę
odgrywa intuicja śledcza, czasy może się zmieniły się, ale ludzka natura na
pewno nie, zwłaszcza ta o przestępczych konotacjach. Tym razem do głównych
aktorów na scenie dołącza młodsza ich koleżanka po fachu i wcale nie wchodzi na
nią ukradkiem, wprost przeciwnie od razu daje znać, że jeszcze nieraz odegra
rolę główną. Dwa wątki kryminalne, toczące się tuż obok siebie, na równi
wciągają czytelnika, każdy z nich to prawdziwa zagadka, chociaż na pierwszy
rzut oka takimi się nie wydają, ale to jedynie pozory, pod jaką kryją się
intrygujące wydarzenia. Jednak to dopiero początek, bo jak wiadomo nic nie
dzieje się bez przyczyny, a dwa dochodzenia raczej sygnalizują, że będzie się
działo i oczywiście dzieje się. W końcu wiadomo, iż stara wiara tak łatwo nie
odpuszcza i to po obu stronach barykady, a młoda generacja wcale jej nie
ustępuje. Pisarz po raz kolejny zaprosił czytających do lektury kryminału, w
którym nie ma nic oczywistego za to są prawdziwe śledztwa, w jakich prawda bywa
nadzwyczaj skomplikowana, prawo ma wiele twarzy, ale sprawiedliwość zawsze
zatriumfuje, zgodnie z prawem, lecz czasem dalekim od kodeksowego. Niekiedy
senne miasteczka są najlepszą sceną dla kryminalnych historii, szczególnie
kiedy jej bohaterowie wychodzą spod pióra Ryszarda Ćwirleja.
Książkę przeczytałam dzięki
uprzejmości
Wydawnictwu MUZA
Wydawnictwu MUZA