„Dziewczyna
na klifie”
Co
komu jest pisane podobno nie wie nikt, zbyt często wydaje się nam, że
przeznaczenie ma całkiem inne plany wobec nas niż my sami. Kiedy wszystko wydaje
się zmierzać ku szczęściu, coś staje na drodze, przeszkoda hamuje nas, nawet czasem
musimy zmienić drogę, którą tak wytrwale podążaliśmy. Jednak czy na pewno była ona
tą właściwą?
Do
pewnych miejsc wraca się kiedy wydarzyło się to, co w ogóle nie było brane pod
uwagę. Dla Granii Ryan dom rodzinny zawsze był ostoją, chociaż to w Nowym Jorku
od lat czuła się najlepiej. Teraz wróciła do punktu, gdzie wszystko było kiedyś
prostsze, lecz szybko przekonuje się, że nawet nad zatoką Dunworley nie jest aż
tak spokojnie jak sądziła. Mała dziewczynka wydaje się synonimem czegoś, o czym
rodzina Ryanów chciałaby zapomnieć, ale pojawienie się Aurory Lisle nie pozwala
na to. Grania nigdy nie przypuszczała, że jej bliscy posiadają jakiekolwiek
sekrety, nie od razu odkrywa co łączy dwie familie oraz kilka pokoleń kobiet.
Dla niej liczy się tu i teraz oraz
dziecko, które potrzebuje opieki. Ostrzeżeń swojej matki nie bierze początkowo
poważnie, ale wraz z upływem czasu składa w całość niezwykłą i dramatyczną przeszłość Ryanów oraz Lisle`ów.
Przeszłość ma większy wpływ na nią niż myślała, lecz to teraźniejszość wymaga
podjęcia decyzji oraz stawienia czoła temu, co ją zraniło. Nad zatoką Dunworley
tylko z pozoru rzeczywistość jest łatwa i nieskomplikowana, chociaż rzącą się
surowymi zasadami, pod tą iluzją kryją się łzy, kłamstwa, ale również szczęście
i marzenia, które jednak nie zawitają do nikogo ot tak sobie. Moment spotkania
Granii i Aurory stał się punktem zwrotnym, ale czy da się odmienić
przeznaczenie?
Lucinda
Riley już wielokrotnie splatała w swoich powieściach piękno naturalnego
krajobrazu z losami bohaterów. Nie inaczej jest i w „Dziewczynie na klifie”,
dzikie irlandzkie wybrzeże, jednocześnie surowe, ale i niebywale piękne, oraz
tajemnicze losy pewnej rodziny, a zwłaszcza jej żeńskiej linii, splatają się w
pełną zwrotów akcji historię. Nie po raz pierwszy przyznaję, że pisarka ta z
niesamowitym wyczuciem dawkuje emocje i tajemnice, tak by czytelników
zaintrygować, ale tak, by nie poczuli się zmęczeni ciągłym napięciem.
Oczywiście nie można zapomnieć również o wielowątkowości oraz towarzyszącym jej
kilku planach czasowych. Z postaciami poznajemy przeszłość, z jej szczęśliwymi
momentami, chwilami nadziei i dramatycznymi wydarzeniami. Towarzyszymy także w
teraźniejszości, kiedy odkrywana jest prawda, niełatwa i raniąca, lecz i oczyszczająca
oraz widzimy finał powieści – jednocześnie
tak wiele wyjaśniający, jednak również utrzymany w klimacie tajemnic. Lucinda
Riley nie zapomina także o tle społeczno-historycznym, ono również ma do
odegrania swoją rolę, jako część drugiego planu doskonale uzupełnia całość,
jednocześnie stając się punktem wyjścia dla niektórych nitek opowieści. „Dziewczyna
na klifie” ma w sobie urok irlandzkich gawęd oraz cień onirycznej atmosfery,
ale przede wszystkim to cała gama ludzkich losów oraz niezwykłych odcieni
miłości.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
wyd. Albatros