wtorek, 2 kwietnia 2019

Rodzinne sekrety


„Dziewczyna na klifie”

Co komu jest pisane podobno nie wie nikt, zbyt często wydaje się nam, że przeznaczenie ma całkiem inne plany wobec nas niż my sami. Kiedy wszystko wydaje się zmierzać ku szczęściu, coś staje na drodze, przeszkoda hamuje nas, nawet czasem musimy zmienić drogę, którą tak wytrwale podążaliśmy. Jednak czy na pewno była ona tą właściwą?

Do pewnych miejsc wraca się kiedy wydarzyło się to, co w ogóle nie było brane pod uwagę. Dla Granii Ryan dom rodzinny zawsze był ostoją, chociaż to w Nowym Jorku od lat czuła się najlepiej. Teraz wróciła do punktu, gdzie wszystko było kiedyś prostsze, lecz szybko przekonuje się, że nawet nad zatoką Dunworley nie jest aż tak spokojnie jak sądziła. Mała dziewczynka wydaje się synonimem czegoś, o czym rodzina Ryanów chciałaby zapomnieć, ale pojawienie się Aurory Lisle nie pozwala na to. Grania nigdy nie przypuszczała, że jej bliscy posiadają jakiekolwiek sekrety, nie od razu odkrywa co łączy dwie familie oraz kilka pokoleń kobiet. Dla niej  liczy się tu i teraz oraz dziecko, które potrzebuje opieki. Ostrzeżeń swojej matki nie bierze początkowo poważnie, ale wraz z upływem czasu składa w całość niezwykłą i  dramatyczną przeszłość Ryanów oraz Lisle`ów. Przeszłość ma większy wpływ na nią niż myślała, lecz to teraźniejszość wymaga podjęcia decyzji oraz stawienia czoła temu, co ją zraniło. Nad zatoką Dunworley tylko z pozoru rzeczywistość jest łatwa i nieskomplikowana, chociaż rzącą się surowymi zasadami, pod tą iluzją kryją się łzy, kłamstwa, ale również szczęście i marzenia, które jednak nie zawitają do nikogo ot tak sobie. Moment spotkania Granii i Aurory stał się punktem zwrotnym, ale czy da się odmienić przeznaczenie?

Lucinda Riley już wielokrotnie splatała w swoich powieściach piękno naturalnego krajobrazu z losami bohaterów. Nie inaczej jest i w „Dziewczynie na klifie”, dzikie irlandzkie wybrzeże, jednocześnie surowe, ale i niebywale piękne, oraz tajemnicze losy pewnej rodziny, a zwłaszcza jej żeńskiej linii, splatają się w pełną zwrotów akcji historię. Nie po raz pierwszy przyznaję, że pisarka ta z niesamowitym wyczuciem dawkuje emocje i tajemnice, tak by czytelników zaintrygować, ale tak, by nie poczuli się zmęczeni ciągłym napięciem. Oczywiście nie można zapomnieć również o wielowątkowości oraz towarzyszącym jej kilku planach czasowych. Z postaciami poznajemy przeszłość, z jej szczęśliwymi momentami, chwilami nadziei i dramatycznymi wydarzeniami. Towarzyszymy także w teraźniejszości, kiedy odkrywana jest prawda, niełatwa i raniąca, lecz i oczyszczająca oraz widzimy finał powieści  – jednocześnie tak wiele wyjaśniający, jednak również utrzymany w klimacie tajemnic. Lucinda Riley nie zapomina także o tle społeczno-historycznym, ono również ma do odegrania swoją rolę, jako część drugiego planu doskonale uzupełnia całość, jednocześnie stając się punktem wyjścia dla niektórych nitek opowieści. „Dziewczyna na klifie” ma w sobie urok irlandzkich gawęd oraz cień onirycznej atmosfery, ale przede wszystkim to cała gama ludzkich losów oraz niezwykłych odcieni miłości.






            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
       dziękuję 
 
  wyd. Albatros