„Pełnik”
Anna Lewicka
Czasem nie myślimy o powrocie do domu aż do chwili gdy podejmujemy o tym decyzję. Nie jest ona przemyślana, a tym bardziej poprzedzona analizą „za” i „przeciw”, po prostu to impuls. Z kategorii tych, które trudno wytłumaczyć i z jakimi się dyskutuje. Do czego doprowadzi ten wybór? To już pokaże czas.
W Warszawie Emilia osiągnęła sukces, wywalczyła go i zdobyła to, o czym marzyła. Jednak kobieta porzuca prawniczą karierę na rzecz Pełnika, w którym wychowała się i odziedziczyła stary dom. Urokliwe miasteczko w Kotlinie Kłodzkiej ma być punktem gdzie rozpocznie nowy rozdział w życiu, chociaż opuściła go jakiś czas temu. Jednak po śmierci ciotki, zamierza zadomowić się ponownie w sielskim miejscu, otoczonym przez gęsty las. Od lat żyła w biegu, pokazywała na co ją stać, teraz może wykorzystać nabyte doświadczeniu w przekształceniu odziedziczonego budynku w ośrodek wypoczynkowy. Plan nie jest łatwy do realizacji, lecz Emilia zamierza go urzeczywistnić. Czy coś może temu zagrozić? Nic na to nie wskazuje, wprost przeciwnie, a jej życie osobiste nabiera rumieńców, o jakich nawet nie marzyła. Tylko dlaczego tak trudno jej się odprężyć, cieszyć się pięknym otoczeniem i nieoczekiwanym uczuciem? No właśnie coś nie daje jej spokoju, z pozoru nic się nie dzieje, lecz czy na pewno? Kobieta zaczyna dostrzegać wiele zastanawiających szczegółów, nie układają się one w całość i da się je w miarę logicznie wytłumaczyć, lecz pewne zdarzenia trudno zignorować, pojawiają się nieoczekiwane sekrety, a atmosfera zdaje się gęstnieć. Czy Emilia zna odziedziczony dom? Co skrywa przeszłość i jaką niespodziankę przygotowuje dla niej teraźniejszość? Czyżby urocza willa miała groźniejszą twarz? Komu zaufać gdy zło jest czymś więcej niż legendą?
Niektóre książki stanowią prawdziwą całość, okładka jest jednocześnie zapowiedzią, częścią opowieści i ostatnią kropką kończącą finał, a sama historia wciąga nas od pierwszych zdań i nie pozwala oderwać się aż do samego końca. „Pełnik” Anny Lewickiej jest powieścią, w jakiej odkrywamy co tak naprawdę oznacza słowo tajemnica, prawdziwa, dająca o sobie znać nieustannie, chociaż jeszcze nie do końca zdajemy sobie sprawę, że w ogóle istnieje. Jednak da się wyczuć niepokój niewiadomego źródła, narastający i sprawiający, iż wszystko wokoło nabiera innych barw i kształtów, nie na długo, ale wystarczająco na tyle by rozglądać się z napięciem wokoło. Gęsia skórka pojawia się już gdy spojrzymy na obwolutę, po bliższym przyjrzeniu to wrażenie przybiera na sile i będzie na towarzyszyła już do zakończenia lektury. Pisarka umiała słowami oddać odpowiednią atmosferę miejsca, które ma w sobie nieokreślone „coś” wywołujące zaniepokojenie i każące uważnie obserwować dosłownie wszystko i przede wszystkim. Łatwo byłoby uwierzyć w sielski krajobraz, piękną pogodę, zachwycić się piękną, zabytkową, willą i uroczym miasteczkiem, ale nawet w pełnym słońcu czuć zimny powiew nieokreślonego zagrożenia. Gdy zapada zmrok złowieszczy klimat otacza to, co znane jeszcze mroczniejszym cieniem, lecz przecież nie ma się czego bać … Ale ta opowieść wyszła spod pióra Anny Lewickiej, więc tak naprawdę nic nie dzieje się bez przyczyny, każdy szczegół ma znaczenie, tak samo jak i emocje, które odczuwamy podczas czytania. Złowieszczość nie jest podana wprost, ale sączy się jakby mimochodem, skutecznie zadomawiając się, aż do kulminacji, następującej niespodziewanie i przynoszącej spektakularny oraz zaskakujący finał.