„Zabić
drozda”
Harper
Lee
Fred
Fordham –
adaptacja i ilustracje
Dobro,
zło, wina, prawo, sprawiedliwość, niewinność, wydawałoby się, że te słowa są
zrozumiałe dla wszystkich i nie ma do nich jakichkolwiek wątpliwości. Jednak to
jedynie pozory, wciąż bywają źle rozumiane, bagatelizowane lub po prostu w
ogóle pomijane. Mijają dekady, stulecia, ludzkość wciąż się rozwija, lecz to,
co powinno być gwarancją dla wszystkich zbyt często jest odbierane wielu.
Dzieci
widzą i rozumieją więcej niż dorosłym się wydaje, Smyk, Jem i Dill także stali
się mimowolnymi obserwatorami i uczestnikami wydarzeń jakie nie powinny stać
się ich udziałem. Jednak ciekawość, lecz przede wszystkim poczucie
sprawiedliwości i to, co zostało wyniesione z domu nie pozwalają im być
podobnym do innych. Maycomb nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym, lecz ma swoje
sekrety i ciemną stronę, jaka na co dzień uwidacznia się kiedy ktoś chce to
dostrzec. Atticus Finch widział ją już nie raz, a teraz znowu mierzy się z nią
na sali sądowej i nie tylko na niej. Czy będąc niewinnym można zostać uznanym
za winnego, zwłaszcza kiedy dowody świadczą na korzyść oskarżonego? Prawda i
sprawiedliwość mogą przegrać z nietolerancją oraz uprzedzeniami, tak samo jak i
szlachetne zasady kiedy trzeba wybrać pomiędzy tym, co mówi sumienia, a co
podpowiada strach. Gdzie przebiega granica pomiędzy prawem i bezprawiem,
sprawiedliwością i uprzedzeniami? A przede wszystkim prawdą, której nie chce
się zaakceptować i kłamstwem, będącym potwierdzeniem krzywdzącego status quo?
Na
czym polega ponadczasowość pewnych historii? Może to poruszony temat lub osoby
bohaterów albo ich kreacja, tło i wątki również mogą odegrać niebagatelną rolę.
Czasem każdy z tych elementów buduje to, co pozostaje w pamięci kolejnych
pokoleń czytelników. „Zabić drozda” jest właśnie taką lekturą i nie tylko, gdyż
i ekranizacja weszła już do kanonu, a wersja w formie powieści graficznej ma również
ogromną szansę by stanąć u boku pierwowzoru oraz dzieła filmowego. Kiedy
przeczytałam po raz pierwszy powieść Harper Lee wiedziałam, że będę do niej
wracała, po obejrzeniu filmu sytuacja powtórzyła się, jak sytuacja wygląda po
adaptacji rysunkowej? Czytając wyobrażamy sobie postacie, jeśli oglądamy je później
na ekranie porównujemy do pierwowzoru. Natomiast jeśli ma się za sobą jedno
oraz drugie to graficzna opowieść ma przed sobą wysoko postawioną poprzeczkę.
Nie muszę, tylko chcę przyznać, że Fred Fordham przekazał to, dzięki czemu „Zabić
drozda” wciąż jest aktualne i przede wszystkim ducha powieści. Adaptacja graficzna
dorównała oryginałowi oddając perspektywę, tło i przede wszystkim samą
historię, stanowiącą siłę książki. Zachowana została złożoność wątków, chociaż
mogą się one w pierwszym momencie wydawać oczywiste, lecz tak jak i przy
lekturze pierwowzoru, są to jedynie pozory. Podobnie rzecz ma się z perspektywą
z jakiej czytelnik poznaje wydarzenia, optyka dziecka została zachowana i
porusza swoją dojrzałością tak samo jak przy czytaniu oryginału, ale na tym nie
koniec. Główny motyw budzi identyczne emocje, na równi z rozterkami bohaterów,
a ilustracje dobitnie odzwierciedlają nie tylko najważniejsze punkty powieści,
lecz również oddają klimat i emocje postaci. „Zabić drozda” warto przeczytać jako
klastyczną powieść i powieść graficzną, nie jedynie z powodu tego, iż oryginał
został nagrodzony Pulitzerem i wszedł do kanonu literatury, lecz przede
wszystkim dla wciąż aktualnej tematyki. Tak mocno zmienił się świat, żyjemy w
dwudziestym pierwszym wieku, ale pewne sprawy wciąż stanowią nierozwiązany
problem, który co jakiś czas staje się głośnym, lecz tak naprawdę jest udziałem
wielu jako cichy bądź wręcz milczący dramat.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję wydawnictwu: