"Układy prawie idealne"
Beata Kiecana
Śmiech to zdrowie, czasem trudno go przywołać, ale są niezawodne sposoby by go pojawił się i pozostał na dłużej nie tylko na naszej twarzy, lecz przede wszystkim umyśle. Jednym z nich jest książka, a dokładniej mówiąc komedia w wersji papierowej. Zabawa słowem, humor sytuacyjny oraz perypetie bohaterów to lek na szaro-burą codzienność oraz troski i smutki, jakie dopadają człowieka, nie pozwalając mu cieszyć się życiem.
Świat niekiedy może dać się ludziom we znaki, Beti wie o tym doskonale, co więcej przekonuje się o tym co i rusz. Samotna matka nie ma łatwo na tym padole, szczególnie kiedy trzeba zmierzyć się z porannym wstawaniem, nad wyraz rozwiniętą kilkulatką, eks facetem zbytnie nie lubiącym przelewać alimentów, przyjaciółkami oraz resztą rodziny i znajomych. W dość dużym skrócie nie jest dobrze, lecz rezolutna trzydziestoparolatka zbytnio nie narzeka, chociaż oddana psiapsióła, mieszkająca aż zanadto po sąsiedzku, ma w tym temacie ciut odmienne zdanie. No, ale w końcu każdy może mieć gorszy vel pechowy dzionek, nawet jeżeli jest to seria trwająca bardzo długo i jeszcze trochę. Jednak nie można się zbytnio rozczulać ponieważ: dziecko jest, pyskate i bardzo często rozsądniejsze niż rodzicielka, sąsiadka również się znalazła, ma też niejedno na sumieniu, faceci niestety też są. Chcąc więc czy nie chcąc musi kobieta walczyć jak lwica, rzecz jasna z czerwonymi pazurkami, z tym galimatiasem zachcianek, oczekiwań, marzeń i ciągłym brakiem pieniędzy. Lekiem na ten rozgardiasz mógłby być mężczyzna, z rodzaju tych, których jeszcze Beti nie spotkała na swej drodze, chociaż tak w ogóle oraz w szczególe kilku poznała i to aż za dobrze. Niestety jak do tej pory samej, a czasem z prawie idealnym Mariem, przychodzi pchać jej życiowy nadbagaż do przodu, co oczywiście zawsze jest powodem do kolejnych utarczek ze złośliwym losem i osobnikami, płci obojga, o podobnym usposobieniu. Jak w takich sytuacjach nie zwariować, bo o zdrowym rozsądku już dawno trzeba było zapomnieć, i przy okazji pozostać twórczym w lawirowaniu pomiędzy mniejszymi i większymi katastrofami ludzko-finansowymi? Odpowiedź na to egzystencjalne pytanie jest niezwykle trudna, ba nawet niemożliwa, ponieważ trudno ubrać w słowa życiowe doświadczenie i teorię chaosu stosowane w zależności od okoliczności z wdziękiem lub przy wtórze łez.
"Układy prawie idealne" to ogromna dawka humoru, niekiedy absurdalnego, oraz lekka satyra o nas samych i wiele celnych spostrzeżeń dotyczących naszej zagonionej codzienności, w której często zapominamy o tym co powinno być ważne w życiu. W czasie lektury książki Beaty Kiecany należy być przygotowanym na to, że będziemy śmiać się często lub wręcz ciągle, ponieważ bohaterki nie pozwalają na dłuższe zachowanie powagi. Autorka nie koloruje świata, lecz dzięki stworzonym przez nią postaciom wydaje się on o wiele bardziej zabawny, a sprawy, jakie traktujemy bardzo poważnie, w tej historii przedstawione są w żartobliwym tonie. "Układy prawie idealne" czyta się szybko i z uśmiechem, trudno nie kibicować Beti w zmaganiach z codziennymi katastrofami i złośliwościami ze strony losu. Pozostaje jeszcze temat miłości, będący jednym z wiodących wątków i stanowiący kolejny przyczynek do dobrego humoru czytelników. Emocjonalne rozterki w wykonaniu pań z ulicy Stawowej w połączeniu z ich zmaganiami z rzeczywistością są gwarancją poprawy nastroju.
Beata Kiecana
Śmiech to zdrowie, czasem trudno go przywołać, ale są niezawodne sposoby by go pojawił się i pozostał na dłużej nie tylko na naszej twarzy, lecz przede wszystkim umyśle. Jednym z nich jest książka, a dokładniej mówiąc komedia w wersji papierowej. Zabawa słowem, humor sytuacyjny oraz perypetie bohaterów to lek na szaro-burą codzienność oraz troski i smutki, jakie dopadają człowieka, nie pozwalając mu cieszyć się życiem.
Świat niekiedy może dać się ludziom we znaki, Beti wie o tym doskonale, co więcej przekonuje się o tym co i rusz. Samotna matka nie ma łatwo na tym padole, szczególnie kiedy trzeba zmierzyć się z porannym wstawaniem, nad wyraz rozwiniętą kilkulatką, eks facetem zbytnie nie lubiącym przelewać alimentów, przyjaciółkami oraz resztą rodziny i znajomych. W dość dużym skrócie nie jest dobrze, lecz rezolutna trzydziestoparolatka zbytnio nie narzeka, chociaż oddana psiapsióła, mieszkająca aż zanadto po sąsiedzku, ma w tym temacie ciut odmienne zdanie. No, ale w końcu każdy może mieć gorszy vel pechowy dzionek, nawet jeżeli jest to seria trwająca bardzo długo i jeszcze trochę. Jednak nie można się zbytnio rozczulać ponieważ: dziecko jest, pyskate i bardzo często rozsądniejsze niż rodzicielka, sąsiadka również się znalazła, ma też niejedno na sumieniu, faceci niestety też są. Chcąc więc czy nie chcąc musi kobieta walczyć jak lwica, rzecz jasna z czerwonymi pazurkami, z tym galimatiasem zachcianek, oczekiwań, marzeń i ciągłym brakiem pieniędzy. Lekiem na ten rozgardiasz mógłby być mężczyzna, z rodzaju tych, których jeszcze Beti nie spotkała na swej drodze, chociaż tak w ogóle oraz w szczególe kilku poznała i to aż za dobrze. Niestety jak do tej pory samej, a czasem z prawie idealnym Mariem, przychodzi pchać jej życiowy nadbagaż do przodu, co oczywiście zawsze jest powodem do kolejnych utarczek ze złośliwym losem i osobnikami, płci obojga, o podobnym usposobieniu. Jak w takich sytuacjach nie zwariować, bo o zdrowym rozsądku już dawno trzeba było zapomnieć, i przy okazji pozostać twórczym w lawirowaniu pomiędzy mniejszymi i większymi katastrofami ludzko-finansowymi? Odpowiedź na to egzystencjalne pytanie jest niezwykle trudna, ba nawet niemożliwa, ponieważ trudno ubrać w słowa życiowe doświadczenie i teorię chaosu stosowane w zależności od okoliczności z wdziękiem lub przy wtórze łez.
"Układy prawie idealne" to ogromna dawka humoru, niekiedy absurdalnego, oraz lekka satyra o nas samych i wiele celnych spostrzeżeń dotyczących naszej zagonionej codzienności, w której często zapominamy o tym co powinno być ważne w życiu. W czasie lektury książki Beaty Kiecany należy być przygotowanym na to, że będziemy śmiać się często lub wręcz ciągle, ponieważ bohaterki nie pozwalają na dłuższe zachowanie powagi. Autorka nie koloruje świata, lecz dzięki stworzonym przez nią postaciom wydaje się on o wiele bardziej zabawny, a sprawy, jakie traktujemy bardzo poważnie, w tej historii przedstawione są w żartobliwym tonie. "Układy prawie idealne" czyta się szybko i z uśmiechem, trudno nie kibicować Beti w zmaganiach z codziennymi katastrofami i złośliwościami ze strony losu. Pozostaje jeszcze temat miłości, będący jednym z wiodących wątków i stanowiący kolejny przyczynek do dobrego humoru czytelników. Emocjonalne rozterki w wykonaniu pań z ulicy Stawowej w połączeniu z ich zmaganiami z rzeczywistością są gwarancją poprawy nastroju.
Za możliwość przeczytania książki