„Far
from the tree”
Robin
Benway
Rodzina,
dla jednych oczywistość, bliscy ludzie, po prostu zwykła codzienność, w jakiej
nie brak burz i słonecznych dni. Dla innych jest czymś niewyobrażalnym,
bolesnym i przede wszystkim nieznanym. Czasem łączą ją nie tylko więzy krwi,
ale i wyboru, jedno i drugie nie daje gwarancji trwałości, miłości i
bezpieczeństwa. Bywa, że o wszystko trzeba walczyć, nawet jeśli jeszcze przed
momentem zdawało się być dane na zawsze.
Ten
wieczór miał mieć inny przebieg w jakiej była impreza szkolna, szpilki,
zakochana dziewczyna i jej chłopak. Ale Grace musiała zmienić swoje plany albo
raczej nie miała wyjścia, gdyż tej właśnie nocy została matką. Jak kiedyś jej
własna oddała swoją córeczką do adopcji, co stało wówczas za tą decyzją? To nie
jedyna trudna sprawa z jaką musi się zmierzyć, przed nią poznanie rodzeństwa,
starszy brat i młodsza siostra również podzielili jej los. Rodzina Mayi nigdy
ukrywała przed nią prawdy o pochodzeniu, tak samo jak i rodzice Grace, Joaquin
za to ma całkowite odmienne doświadczenia niż one. Tych troje łączy osoba
kobieta, która ich urodziła, kim była? Czy warto wrócić do przeszłości jeśli
teraźniejszość już i tak jest skomplikowana, a przyszłość zapowiada się jeszcze
bardziej pogmatwana? Grace podjęła najważniejszą decyzję w swoim życiu i
codziennie poznaje tego cenę, w Mayi kłębią się różnorodne uczucia, a rodzinne
kłopoty stawiają pod znakiem zapytania to, co było dla niej oparciem. Natomiast
Joaquinowi wydaje się, że wie doskonale co go czeka, ale może zbyt mocno trzyma
się tego, co było zamiast spojrzeć na ludzi obok siebie. Wszyscy stają przed
trudnymi wyborami od jakich nie da się uciec.
Rodzina,
korzenie oraz dziedzictwo, elementy czasem dające siłę by zdobywać świat lub być
sobą albo wprost odwrotnie odbierające pewność siebie i podkopujące wiarę w
siebie oraz innych. Przy lekturze „Far From the Tree” najlepiej przygotować się
od samego początku na emocje, silne, głęboko sięgające do serca i umysłu oraz
skłaniające do refleksji nad istotą rodzinnych więzów. Ten tytuł nie jest tylko
kolejną książką z gatunku tak zwanych młodzieżówek, chociaż jak najbardziej
część bohaterów jest nastolatkami i to oni są właśnie pierwszoplanowymi osobami.
Jednak fabuła w tym przypadku porusza kwestię poszukiwania tożsamości,
gwałtownego wejścia w dorosłość oraz szukaniu własnego miejsca w życiu. Troje
młodych ludzi, cztery rodziny i odnalezienie siebie w gmatwaninie uczuć,
niełatwej przeszłości i jak się okazuje niepewnej przyszłości. Robin Benway nie
bała się intensywności emocji i tego, co z sobą niosą czyli gniewu, zagubienia,
utraty bezpieczeństwa i lęku przed odrzuceniem. Pisarka z adopcji uczyniła
kanwę fabuły ukazując ją z różnego punktu widzenia: adoptowanych dzieci,
obecnie wchodzących w dorosłość, rodziców adopcyjnych oraz matek oddających
swoje dzieci do adopcji. Każdy z tych wątków wypełniłby doskonale książkę, więc
mogłoby się wydawać, że zgromadzenie ich w jednej poskutkuje tym, iż nie
zostanie oddana nawet w części istota problemów. Ale okazuje się, że autorka umiała
przekazać to, co najważniejsze, bez patosu, lecz z ukazaniem bardzo intymnych
odczuć. Żadna część opowieści nie jest potraktowana po macoszemu, każda z
postaci ma głos, czytelnik od przysłowiowego „środka” widzi co tak naprawdę
oznacza dla nich adopcja i z czym mierzą się na co dzień. „Far From the Tree” to jednocześnie kilka
opowieści oraz jedna, stworzona z tych osobistych, bohaterowie nie kryją w nich
tego czego doświadczyli i doświadczają, swoich ran i blizn przypominających im
co już za nimi. To także historia o sile rodziny, nie zawsze mającej swoje
źródło w więzach krwi, ale przede wszystkim w pragnieniu jej stworzenia z kimś
kto tego potrzebuje.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
wydawnictwu: