Premiera:
„Żołnierskie serce”
Tomasz Betcher
Podobno przeciwieństwa przyciągają się, ale spotkanie bratniej duszy również tak działa. Co jest lepszym fundamentem dla uczuć? Tego tak naprawdę nie wie nikt dopóki sam nie znajdzie się w sytuacji gdy los daje mu szansę, a nawet kilka, na zdobycie tego, co wydawało się nieosiągalne lub stracone. Czy łatwo zaufać sobie oraz komuś, jeśli już zostało się zranionym i pamięta się smak rozczarowania?
Małe miasteczko oddalone od metropolii, wydaje się miejscem niezbyt wiele oferującym, ale niektórzy nie są wybredni, chcą mało lub tylko jednego – spokoju, nie świętego tylko takiego zwykłego ludzkiego. Piotr zbyt dużo już widział i przede wszystkim pamięta, stary dom po dziadku na prowincji wydaje się dobrym punktem by po prostu zostawić za sobą przeszłość, chociaż nie do końca, bo blizny po niej nie dadzą o sobie zapomnieć nigdy. W Sielnie czeka go niejedna niespodzianka, pierwsza to sąsiedzi, jacy mają też swoje problemy, a których częścią staje się. Emilia dawno temu nauczyła się, że życie nie jest ani proste, ani tym bardziej zbyt szczęśliwe, ale jakoś próbuje ogarnąć je. Nowy sąsiad za ścianą jest dla niej kolejną komplikacją. Tych dwoje ma swoje tajemnice, bolesne, wciąż raniące, codzienność dostarcza im kolejnych zmartwień. Piotr nie do końca znajduje w Sielnie to, czego szukał, lecz wbrew pozorom nie chce uciec z niego. Znalazł w nim coś innego niż oczekiwał, Emilia również otrzymała od losu niespodziankę, ale oboje wielokrotnie przekonali się jak kapryśny bywa. Czy tym razem będzie łaskawy? Może główną rolę w kreowaniu swojej przyszłości odegrają najbardziej zainteresowani? Poznali smak cierpienia, ulotnego szczęścia i olbrzymiej straty. Czy nadszedł czas na zupełnie coś odmiennego, co sami wyrwą przeznaczeniu?
Nietuzinkowa, wzruszająca, ale również przedstawiona z detalami, czasem bolesnymi, historia ludzi, którzy doświadczyli wiele i odnaleźli się w momencie gdy chcieli jedynie przetrwać. „Żołnierskie serce” nie ma w sobie ckliwości, przesadzonych emocji czy też nierealnych postaci, autor postawił na pokazanie bohaterów, nieidealnych, może też trochę zagubionych, ale próbujących żyć zgodnie ze swoimi zasadami, różniących się od siebie, ale równocześnie wbrew pozorom podobnych. Jeśli do tego dodamy małomiasteczkową atmosferę miejsca, jakiemu daleko do sielskości rodem z pocztówki, ale niekiedy stającego się domem, nie z nazwy, ale za sprawą osób go tworzących, dostajemy opowieść, którą pochłoniemy w rekordowo krótkim czasie, bo nie da się jej przerwać ot tak sobie. Zamiast zawrotnego tempa jest splot wydarzeń, które odzwierciedlają rzeczywistość w jakiej są lepsze i gorsze momenty oraz gdzie bohaterowie próbują napisać nowy rozdział. Nie jest on do końca taki jak planowali, ma w sobie niespodzianki, dobre i złe, lecz należy do nich. Nie można także nie zauważyć jednego z wątków, przedstawiający jak trudno egzystować gdy przeszłość i pamięć o niej nie są oparciem, lecz ciężkim, życiowym, bagażem. Tomasz Betcher w jednej historii połączył dwa różnorodne światy, spotykające się kiedy dawno utracono złudzenia, lecz jeszcze są marzenia, jakimi niektórzy chcą się dzielić. To one pozwalają spojrzeć przed siebie, nawet gdy okazuje się, że po raz kolejny trzeba stawić czoła demonom, wciąż aktualnym i odbierającym znowu zbyt dużo.