„Pierwszy Róg”
Richard
Schwartz
Kiedy
mróz i śnieg nie pozwalają na kontynuowanie podróży, gospoda na szlaku
pozostaje najlepszym rozwiązaniem by przeczekać uderzenie lodowatego oddechu
zimowej aury. Jednak czasem nie tylko ciepło, dach nad głową i strawa czekają
na wyziębionych gości. Zajazd pod Głowomotem kryje pewne tajemnice, zresztą
jego goście także mają je w zanadrzu.
Spokój
wcale nie jest przereklamowany, Havald był już pewien, że w tym miejscu, gdzie
teraz jest wreszcie go znalazł. Gospodarz zapewnia mu to czego pragnie, reszta
podróżnych nie narzuca się, pozostaje jedynie czekać na chwilę kiedy pogoda
pozwoli na opuszczenie gościnnych progów i kontynuację peregrynacji. Ale
przeznaczenie chyba ma inne plany niż Havald, najpierw pojawia się wojownicza
Leandra, a w niedługim czasie kolejna podróżna otwiera drzwi do Głowomota.
Atmosfera staje się odczuwalnie bardziej napięta, lecz nikt nir spodziewa się
tego co za moment wydarzy się. Ktoś zabija jednego z parobków, gospoda jest
odcięta od świata przez pogodę, więc od razu wiadomo, że zabójca nie przybył z
zewnątrz. Dlaczego zabito kogoś tak mało znaczącego i w tak brutalny sposób?
Leandra i Havald chcąc nie chcąc zostają postawienie przed trudnym zadaniem,
magia i miecze mogą się podczas niego przydać, zwłaszcza, iż tymczasowe
schronienie okazuje się chować kilka niespodzianek. Wiara w mity niejednego
sprowadziła na manowce, ale kryje się w nich także ziarno prawdy i właśnie
takie okruchy okazują się pomocne, chociaż nic nie jest takie jak mogłoby się
wydawać. Śmierć okazuje się mieć różne oblicza i niekiedy wcale nie jest
końcem, podobnie jak przeszłość – rzadko kiedy bywa zamkniętym rozdziałem,
często wraca w teraźniejszości.
Od
debiutu jednocześnie oczekuje się dużo, a z drugiej strony często traktuje się go
z lekceważeniem, bo przecież jeśli dobry to w może jest tylko jednorazowym
fuksem. Richard Schwartz debiutantem jest, ale nie wskazuje na to nic, gdyby
nie informacja na okładce, w ogóle nie przyszłoby mi to do głowy. Widać, że
autor przemyślał fabułę i będzie ona miała kontynuację, pewne wątki są jedynie
wspomniane tak by później je rozwinąć, inne, będące podstawą rozwiniętych
obecnie mają za zadanie zaintrygować, lecz jeszcze nie czas by je odkryć do
końca. Te obecne w pierwszym tomie wystarczająco go wypełniają i nie są jedynie
przedsmakiem dla kolejnych części, stanowią kanwę opowieści, w której jest i
miejsce na właściwą historię i na przedstawienie tła, wpływającego na teraźniejsze
wydarzenia. „Pierwszy Róg” należy do gatunku fantasy, jego bohaterowie mają wszystkie
cechy by nie przejść bez echa, intrygują, mają mniejsze i większe tajemnice,
ich przeszłość jest zaskakująca, no i magia nie jest im obca, podobnie jak i
wojenne rzemiosło. Autor zadbał o odpowiedni entourage dla swej opowieści,
gospoda prawie na końcu znanego świata, mroźna zima oraz przede wszystkim
goście tego przybytku – zróżnicowani pod względem charakterów, zamiarów no i
pochodzenia. W takim otoczeniu może zdarzyć się dosłownie wszystko i właśnie
wiele się dzieje w czasie gdy za okiennicami szaleje niesamowita śnieżyca.
Czytelnicy powinni przygotować się na lekturę, w której nie zabraknie zwrotów
akcji, mrocznej przeszłości oraz teraźniejszości, gdzie dochodzi do odkrycia
pewnych sekretów, podczas kiedy inne wciąż będą stanowić zagadkę. Oczywiście
jest to wycinek tego co przygotował Richard Schwartz, jako, że wyobraźnię
wyraźnie ma nieograniczoną to w „Pierwszym Rogu” czeka na czytających o wiele
więcej. Nie można także zapomnieć o bardzo plastycznym używaniu słów, dzięki
którym zdania przeradzają się w obrazy, a całość staje się łatwa do
wyobrażenia, kolejne akapity niczym filmowe sceny przewijają się przed oczami. Jestem
ciekawa co czeka bohaterów i jakie wyzwania postawi przed nimi ich twórca.