Już dzisiaj
premiera
najnowszej książki
Anny Szafrańskiej:
Fragment rozdziału 1
"(...)
Odgarnęła
ciemną kurtynę włosów za ramię i otarła ostatnie łzawe ścieżki z lodowatego
policzka.
Obok
siebie wyczuła ruch, a kątem oka dostrzegła, że za przyjaciółką stanął mąż,
postawny brunet o stalowoszarych oczach. Pełnym wsparcia gestem położył dłonie
na ramionach żony. Na ten widok ciemnowłosa poczuła, jak żółć podchodzi jej do
gardła.
Czym
prędzej odwróciła wzrok, mocno zaciskając szczęki, żeby nie zwymiotować.
–
Zaopiekujemy się nim. Możesz nam wierzyć, że nie stanie mu się krzywda. Zadbamy
o niego.
Na
jej wargi wkradł się cyniczny uśmiech.
–
Wiem.
Oni
mieli możliwości, o których Natalia mogła tylko marzyć.
Życie
naprawdę było niesprawiedliwe.
Jej
życie było do dupy.
Oblizała
usta, ciężko wzdychając. Przejechała rozprostowanymi palcami po brzuchu, ale
maluch już się nie poruszył.
–
Eryk – wyszeptała ledwo słyszalnie.
Przyjaciele
zamarli, wstrzymując oddech. Zerknęła na nich, starając się ukryć mieszaninę
boleści i nienawiści. Bo nienawidziła się za to, co właśnie miała zrobić.
–
Proszę, nazwijcie go Eryk. To moja jedyna prośba.
Spojrzeli
na siebie zszokowani. Nie taka była umowa. W ogóle nie mówili o imieniu
dziecka, tylko o jego przyszłości, o tym, że się nim zaopiekują i pokochają jak
własnego syna. Imię nigdy nie padło… Mąż przyjaciółki zmarszczył brwi i
wyraźnie chcąc zaoponować, zaczerpnął powietrza, lecz zaniechał tego
natychmiast, gdy jego żona położyła mu dłoń na ręce, lekko ściskając palce.
–
Oczywiście. – Uśmiechnęła się ze łzami w oczach. – Będzie miał na imię Eryk.
Ciemnowłosa
przytakiwała bez większego sensu. Odwróciła głowę, zagryzając usta do
krwi.
Nie
chciała widzieć ich radości.
Płakała
z rozpaczy. Oni ze szczęścia."