środa, 9 października 2019

Dzisiaj premiera

Już dzisiaj 
premiera
 najnowszej książki 
Anny Szafrańskiej:



Fragment rozdziału 1
"(...)
Odgarnęła ciemną kurtynę włosów za ramię i otarła ostatnie łzawe ścieżki z lodowatego policzka.
Obok siebie wyczuła ruch, a kątem oka dostrzegła, że za przyjaciółką stanął mąż, postawny brunet o stalowoszarych oczach. Pełnym wsparcia gestem położył dłonie na ramionach żony. Na ten widok ciemnowłosa poczuła, jak żółć podchodzi jej do gardła.
Czym prędzej odwróciła wzrok, mocno zaciskając szczęki, żeby nie zwymiotować.
– Zaopiekujemy się nim. Możesz nam wierzyć, że nie stanie mu się krzywda. Zadbamy o niego.
Na jej wargi wkradł się cyniczny uśmiech.
– Wiem.
Oni mieli możliwości, o których Natalia mogła tylko marzyć.
Życie naprawdę było niesprawiedliwe.
Jej życie było do dupy.
Oblizała usta, ciężko wzdychając. Przejechała rozprostowanymi palcami po brzuchu, ale maluch już się nie poruszył.
– Eryk – wyszeptała ledwo słyszalnie.
Przyjaciele zamarli, wstrzymując oddech. Zerknęła na nich, starając się ukryć mieszaninę boleści i nienawiści. Bo nienawidziła się za to, co właśnie miała zrobić.
– Proszę, nazwijcie go Eryk. To moja jedyna prośba.
Spojrzeli na siebie zszokowani. Nie taka była umowa. W ogóle nie mówili o imieniu dziecka, tylko o jego przyszłości, o tym, że się nim zaopiekują i pokochają jak własnego syna. Imię nigdy nie padło… Mąż przyjaciółki zmarszczył brwi i wyraźnie chcąc zaoponować, zaczerpnął powietrza, lecz zaniechał tego natychmiast, gdy jego żona położyła mu dłoń na ręce, lekko ściskając palce.
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się ze łzami w oczach. – Będzie miał na imię Eryk.
Ciemnowłosa przytakiwała bez większego sensu. Odwróciła głowę, zagryzając usta do krwi. 
Nie chciała widzieć ich radości.
Płakała z rozpaczy. Oni ze szczęścia."