piątek, 28 stycznia 2011

Świat miłych niespodzinek

Na koniec tygodnia pracy (tego zawodowego) i początek weekendu miła niespodzianka dzięki portalowi nakanapie.pl i pytaniu - "Do drzwi Twojego domu puka tajemniczy Przybysz (płci dowolnej) - co robisz?" :)


Co robię gdy tajemniczy Przybysz puka do mych drzwi? Szukam zakładki do książki, to mój pierwszy ruch. Jak zaznaczyłam miejsce gdzie mi przerwano, patrzę na zegar - trzeba się zorientować w czasoprzestrzeni. W końcu docieram do drzwi i sprawdzam przez judasza (dziwna nazwa nader użytecznego szpiegowskiego urządzenia domowego użytku) - tajemniczy gość płci dowolnej jeszcze stoi. Nie ocenia się książki po okładce, tak więc przybysz został zlustrowany tylko od stóp do głów metodą wzrokowo-judaszową. Oględziny nie wypadły negatywnie, ale lata rozmaitych przestróg typu "nie otwieraj obcym" tudzież setki przeczytanych kryminałów, że o horrorach nie wspomnę, zrobiły swoje. Podobno zaufanie dobra rzecz, ale kontrola jeszcze lepsza, i jak tu nie wyjść na paranoiczkę, do tego niegościnną? Zapytanie dlaczego ów człowiek puka do mych drzwi zdradzi moją obecność przy nich ... z drugiej strony jak tak długo czeka na odzew to raczej może mieć ważny powód ... I bądź tu mądra. Otworzenie drzwi wydaje się mało rozsądne, nie otworzenie spowoduje, że ciekawość mnie zje. I tak źle i tak niedobrze. Chwila, chwila, stop dla czarnowidztwa. W końcu moi sąsiedzi pewnie też już tkwią przez szpiegowskich urządzeniach domowego użytku, ich odwaga cywilna vel wścibstwo jest ogromne, a i głos mój nie należy do słabowitych, więc otwieram drzwi ja ... i sąsiadka z naprzeciwka ... A tajemniczy przybysz okazuje się całkiem znajomy, chociaż posiada swoje sekrety, ale to już całkiem inna historia z dreszczykiem ;)

czwartek, 20 stycznia 2011

Świat Happy Endu

Lubię Happy End`y, wierzę w nie i wiem, że niestety nie zawsze zdarzają się w życiu. Nie raz i nie dwa słyszałam wiele opinii na temat tego typu zakończeń. Podobno w realnym świecie nie ma na nie miejsca, a już uwieńczenie końca książki, filmu, czymś takim zaraz u wielu rodzi podejrzenie o ckliwy romans, co najmniej. A jak ktoś powie, że lubi takie rozwiązanie to podpada najczęściej pod kategorię braku realizmu i życiowego doświadczenia. Jak to jest z tym szczęśliwym końcem, a może początkiem? Pewnie wierzy w taki epilog wielu, tylko mało, który z nas przyznaje się do tego. Dlaczego? Niewykluczone, iż jest to spowodowane zapatrzeniem się w produkcje z gatunku tzw. kobiecej literatury. Podobno ich też nikt nie ogląda, tylko czemu wszyscy są bieżąco i z nowościami i z całą historią przedstawianą np. w odcinkach ... Co innego się robi, a co innego mówi ;) Czym dla mnie jest Happy End? Nie różowym (w tym miejscu każdy może wpisać swój "ulubiony" kolor) epilogiem, ale kresem historii, gdzie udało się przezwyciężyć trudności, w pojedynkę lub w parze/grupie. Może nie wszystko ułożyło się tak jak byśmy sobie tego życzyli, jednak zachowało się najważniejsze szacunek do siebie i ludzi, na których nam zależy, z wzajemnością. A, że nie wszystko poszło gładko? Nie zawsze jest tak, iż wszystko idzie po myśli. Happy End`y mają i romanse i kryminały i horrory - w końcu i w nich zło zostało zwyciężone, chociażby na chwilę. To nią trzeba się cieszyć, tak jak momentem gdy jesteśmy szczęśliwi bądź przynajmniej zadowoleni z tego, że coś powiodło się. Może mało realne, ale to w końcu przynajmniej w jakimś stopniu sami kreujemy swoje otoczenie. Nic złego czy też naiwnego jest w tym, że jakiś czas damy sobie prawo do marzeń. One się spełniają, więc uwaga na to o czym marzymy ...

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Świat poniedziałkowych niespodzianek

Nie lubią niespodzianek, bo z reguły są mało pozytywne, jednak czasem jest inaczej. W najgorszy dzień w roku coś się mi udało - wygrana w konkursie na portalu nakapie.pl. Gratuluję pozostałym zwycięzcom i dziękuję :)

Jestem dosyć upierdliwą i upartą osobą, znający mnie ludzie (i zwierzęta też) wiedzą o tym dobrze. Nie raz i nie dwa przekonały się o tym Panie na poczcie i w różnorodnych urzędach. Więc gdyby ktoś, kiedyś wpadł na pomysł zamknięcia mnie w jakimś pomieszczeniu bez mojej zgody, to poniżej ma próbkę tego co go będzie czekało. Tekścik poniżej jest odpowiedzią na pytanie: "Tracicie przytomność. Budzicie się w pustym, zamkniętym pomieszczeniu, w którym panuje ciemność. Co robicie?", zadane w konkursie portalu nakanapie.pl

Puste, zamknięte pomieszczenie, do tego ciemne i ja po utracie przytomności ... Miejmy nadzieję, że przytomność straciłam kiedy pod ręką miałam swoją torbę. Wiadomo kobiecy sakwojaż zapewni przeżycie w każdej ekstremalnej sytuacji, a mój to już w ogóle "skarbiec" dobra wszelakiego, więc jeżeli mam go i do tego jeszcze komórkę - dobra nasza, dam radę wszystkim i wszystkiemu. Jeżeli nie mam niezbędnika każdej kobiety to sprawa trochę gorzej się przedstawia, ale od czego inwencja twórcza? Czyli zaczynam od sprawy podstawowej - szybki przegląd co jest przy mnie metodą dotykową - gdy brak telefonu i/lub torebki lub ze światłem gdy coś z niezbędnika jednak zostało mi pozostawione. Po pierwszych oględzinach czas na trochę dalszy rekonesans, "delikatnie", kroczek po kroczku sprawdzam czy jest możliwe włączenie światła, moje źródło światła nie jest niewyczerpane. Wypadałoby by też zobaczyć gdzie mnie goszczą, a przy okazji, szybciej wtedy można ogarnąć ewentualne drogi ewakuacji typu drzwi, okno lub coś im podobnego w przeznaczeniu. Jeżeli brak podświetlenia to i tak szukam drogi wyjścia, nic mnie powstrzyma od wyjścia z miejsca gdzie mnie umieszczono bez słowa z czyjeś strony. Kolejne rozdroże - jest okno i/lub drzwi i/lub coś je przypominające staram się je otworzyć, zamknięte? No to pukam, z mniejszym lub większym natężeniem siły, pora na wymachy nogą przyjdą później - w miarę narastania irytacji. Brak reakcji? No to biorę się za próby otwarcia np. narzędziem wytrychopodobnym, zawsze coś znajdzie się wokół mnie jeżeli brak mojej "torebeczki". A co jak próba nie powiedzie się albo widocznego wyjścia brak? Plan B - trzeba szukać ukrytego, przecież w książkach i nie tylko istnieją takie! Ostukuję, opukuję, może coś się znajdzie. Tak łatwo przecież nie odpuszczę. Nie znalazłam takiego architektonicznego rozwiązania, trochę frustracja wzrosła, a że złość piękności szkodzi chwila oddechu, w postaci ...---..., coś jeszcze zostało mi w głowie z lekcji przysposobienia obronnego. Jest szansa, że ktoś usłyszy i nawet jak nie zrozumie to go to przynajmniej zainteresuje. Nadal zero odzewu? Czas na małą drzemkę, w końcu podobno najlepsze pomysły przychodzą we śnie ;) Aha, zapomniałabym o jednej istotnym elemencie o charakterze akustycznym - cały czas, z przerwą na S.O.S. Morse`m, wrzeszczę. Gardło mam odporne i wytrzymałe, wyćwiczone podczas lekcji muzyki ;)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Świat nagród

Czasem mam pokrętne spojrzenie na Świat, czasem dzielę się nim z szerszym forum. Poniższy tekst wysłałam na konkurs portalu nakanapie.pl ... i zyskał uznanie jury konkursu ;)
Niech no pomyślę z czym kojarzy gladiatorka? Z gladiatorem? Facetami ze starożytnego Rzymu walczącymi na arenach z dzikimi zwierzętami lub innymi, których przeznaczeniem był podobny los. Więc "Gladiatorka to ja"? Mała analiza dnia powszedniego - zamiast ciężkiego treningu z mieczem, trójzębem czy też innym narzędziem typu ostrego damska torba, tak na oko z jakieś kilka kg ciężka, tor przeszkód to nasze "kochane" chodniki z ich przeuroczymi dziurami, a przeciwnikiem/sprzymierzeńcem współpasażerowie porannego autobusu. Jako rynsztunek obronny tarcza w postaci książki i mp3 z odpowiednią muzyką - najlepsza obrona przeciwko złemu humorowi innych i mojemu. Po takiej rozgrzewce, godnej prawdziwej "gladiatorki", kolejna runda przygotowań do walki dnia, tzn. chciałam powiedzieć dnia pracy. W ramach kolejnego sparingu - pierwsza rozmowa z szefostwem, to jak spotkanie oko w oko z panterą, nigdy nie wiadomo jak zareaguje i ona i oni. Potem następuje clou dnia czyli sama praca vel występ na arenie. Piasku pochłaniającego pot i krew nasze biuro nie posiada, jest za to "pomocne" ramię zwierzchnie ... wrzucającego "gladiatorkę" w wir boju ponownie. Czas na spotkanie ze stadem lwów , czy spragnionych krwi nie wiadomo do chwili gdy padną pierwsze słowa - ciosy. Takiego ryku nie powstydziłby się żaden czworonóg z płową grzywą. Wymiana ciosów czyli słów trwa, szala zwycięstwa przechyla się raz w jedną raz w drugą stronę, w końcu przeciwnik pokonany. W tym momencie istotna różnica pomiędzy starożytnymi gladiatorami a współczesną "gladiatorką" zwłok jakiegokolwiek gatunku ssaków brak, wszak my już cywilizowani jesteśmy ... Wiwatu tłumu nie uświadczy się, kciuka w dół czy w górę uniesionego też brak, zamiast tego kolejna walka, której początek obwieszcza dzwonek telefonu i ryk żądnego krwi zwierza, teraz to chyba pojedynek z niedźwiedziem. Wreszcie koniec walki, "gladiatorka" przeżyła kolejny dzień, a jeszcze dogrywka w postaci zakupów w centrum handlowym, ale to już bardziej wojna podjazdowa, szczególnie w okresie wyprzedaży. Więc "gladiatorką" jestem, może nie dla innych, lecz dla siebie. Czasem dzień kończy się moim zwycięstwem czasem triumfem innego gladiatora bądź zwierza. Czas płynie, a pewne zwyczaje nadal trwają, gladiatorki są wśród nas!

niedziela, 2 stycznia 2011

Noworoczny Świat

Był rok 2010, jest 2011 ... Chcemy by to co nie najlepsze w poprzednim roku zostało w nim, a nowy rok był początkiem zmian na lepsze. Jak każe sylwestrowo-noworoczny obyczaj od pierwszych minut kolejnego roku zaczyna się litania postanowień, do czego się w końcu zabierzemy, jakie nawyki porzucimy, co ulepszymy. W tym momencie nie liczy się realność, ważne jest, że przez moment znów mamy dziecięcy zapał do zmian. Życzymy innym by ich marzenia spełniły się, nam życzą podobnie. Może w tym roku starczy sił i optymizmu by coś wprowadzić w życie albo pomóc innym w ich postanowieniach. Może w tym roku kolejne dni nie będą oddalać nas od tego co chcieliśmy osiągnąć i stycznia tylko przybliżać. Wiele zależy od nas, ale też od naszego otoczenia. Czasem słowo, jakiś gest skierowany do nas lub przez nas może pomóc. Na razie cieszymy świąteczną atmosferą i by ona jak najdłużej była w nas.