czwartek, 13 maja 2021

Powrót do siebie

„Daleko, coraz bliżej”

Alex Schulman

 

Jedni wspominają dzieciństwo z łezką w oku, uśmiechając się do wspomnień, inni ze łzami w oczach i smutkiem. Niby niewielka różnica, lecz tak naprawdę jest ona ogromna, pełna niewypowiedzianych słów, niezrozumienia, dawnych ran i blizn, które wciąż przypinają, że wcale o nich nie zapomniano. Upływ czasu wcale nie łagodzi dawnych dramatów, wprost przeciwnie, niekiedy jeszcze zaostrza to, co zostało zapamiętane i stare urazy znowu dają o sobie znać jeszcze dotkliwiej.

 

Ostatniego życzenia lub prośby trudno nie spełnić nawet jeśli ma się małą ochotę na to. Benjamin, Pierre i Nils jednak czynią zadość temu, czego pragnęła ich matka. W końcu rozsypanie jej prochów w miejscu, które doskonale znają nie jest niczym niezwykłym. Tyle, że już dawno każdy z nich podąża swoją drogą, nic w tym dziwnego, są przecież dorośli i każdy ma swoje życie. Tyle, że jest to skutek przeszłości, bolesnej, pełnej ciemnych plam ukrytych pod uśmiechami i dziecięcymi pragnieniami bycia kochanym. Teraz znowu muszą odwiedzić miejsce gdzie tak wiele wydarzyło się, czy są na to gotowi? O tym nie myślą, skupiają się na powodzie ich spotkania, ale nie tak łatwo poradzić sobie z tłumionymi przez lata emocjami, chociaż wydawało się, że są one pod kontrolą. Ale nic bardziej mylnego, to miejsce wydobywa na wierzch wszystko to, co zostało pogrzebane. Czy będą z sobą szczerzy i stawią czoła prawdzie, od jakiej uciekali przez lata?

 

Śmierć jest nieodwracalna i przynosi z sobą czasem wyzwolenie, ale również sprawia, że to, co wydawało się przeszłością nagle wraca. Alex Schulman oddał w ręce czytelników książkę, w której już na samym wstępie czytelnik dostaje ostrzeżenie, że jej ciężar gatunkowy będzie tylko rósł z każdą przeczytaną stroną. Intymny dramat rozpisany na kolejne rozdziały pokazuje rozpad rodziny lub raczej jej rozkład, to, co z niej zostaje przeplata się z retrospekcjami tego, co było źródłem rozpadu rodzinnych więzów. „Daleko, coraz bliżej” krok po kroku odsłania kolejne warstwy dramatu, który miał swój początek o wiele wcześniej niż dał symptomy, czy już wtedy było za późno by zapobiec jego kulminacji? Tego nie wiemy, lecz z pozycji obserwatorów czytający mogą dostrzec więcej, zwłaszcza coraz wyraźniejsze symptomy narastających problemów, chociaż jakiś rodzaj nostalgicznej sielanki wciąż trwa. Jednak zachodzą zmiany, coraz bardziej zauważalne i dotkliwsze, widzą je i doświadczają bohaterowie, jeszcze nie wiedzą jak  odbiją się na nich, nawet jako dorosłym ludziom trudno im będzie nazwać to, czego doświadczyli. Co takiego wydarzyło, że rodzina rozpadła się? Z daleka prawie niezauważalne rysy jakimi była obojętność, milczenie zamiast  wyrażenia bólu w jakikolwiek sposób, ciche obwinianie się oraz poczucie winy, które zostało zrzucone na niewinnych, wszystko to przerodziło się w pęknięcia, jakie wydają się nieodwracalne. Czy dzieciństwo może być aż tak istotne w już dorosłym życiu? Czy da się naprawić to, co zostało zaniedbane? W „Daleko, coraz bliżej” prawie nie ma bezpośrednich oskarżeń, ich rolę spełniają urywki we wspomnieniach, gorzkie detale pośród wydawałoby się pozytywnych zapamiętanych fragmentów przeszłości. Powieść Alexa Schulmana to mistrzowsko naszkicowany rodzinny portret w jakim ból i osamotnienie nie jest ukrywane, lecz również nie podkreślane, one są po prostu częścią codzienności. Czy to, co wydaje się ostateczne i zakończeniem nie może być również nowym początkiem?

 




Książkę przeczytałam dzięki 
uprzejmości
Wydawnictwu MUZA