sobota, 3 lipca 2021

Valerio co dalej?

„Valeria czarno na białym”

Elisabet Benavent

 

Tak łatwo zranić kogoś i siebie samego, chociaż zamiary były całkowicie odwrotne. Jak naprawić ten błąd? Podobno w miłości i na wojnie każdy chwyt jest dozwolony. Pozostaje tylko jedno – odważyć się na to, co wydaje się niemożliwe i na dodatek po prostu być szczerym, na początek z sobą samym.

 

Dobrą minę do złej gry można robić długo, bo jeśli nie ma się tego, czego się pragnie to czasem człowiek zadowala się tym, co jest. Do czasu, a potem po prostu odchodzi, bez proszenia i tłumaczenia. Valeria właśnie to zrobiła, drugi raz złamane serce wcale mniej nie boli, ale kto jak nie ona da sobie z taką sytuację radę? Zwłaszcza jeżeli znajdzie się ktoś kto będzie wiedział czego chce, w przeciwieństwie do Victora? Tyle, że jak zapomnieć o kimś takim? Na to pytanie być może udzielą odpowiedzi oddane przyjaciółki, w końcu każda z nich wie co nieco o życiu i przede wszystkim zna Valerię jak nikt, nawet ona sama. Zresztą tyle dzieje się wokół niej, ostatnie miesiące pokazały dziewczynie, że nic nie jest pewne, a już na pewno nie faceci i miłość. Pozostaje skupić się na karierze, zbliżającym się ślubie Carmen, jaki przeraża ją, ale od czego jest przyjaźń? Lola również wprowadza zmiany w swoim życiu, no i robi to w swoim stylu. Nerea także nie pozostaje w tyle i w końcu robi to, o co nikt by ją nie podejrzewał. Wszystko układa się tak, jak jeszcze nie tak dawno wydawało się to niemożliwe, chociaż czy tak jest naprawdę? Słuchać rozsądku czy serca? Które z nich ma rację?

 

Wciąż ta sama i wciąż idąca pod prąd, próbująca być sobą. Po prostu „Valeria czarno na białym”, ale bez obaw tym dwom barwom towarzyszy cała gama innych kolorów. Elisabet Benavent po raz kolejny pokazała współczesność z punktu widzenia swojej bohaterki, tytułowa postać dla jednych może jest już dobrą znajomą, inni dopiero będą mieć okazję ją poznać. W obu przypadkach będzie to dobrze spędzony czas, bo trudno nie polubić madryckich przyjaciółek, zwariowanych, nieokiełznanych, lecz i twardo stąpających po ziemi, kiedy zachodzi potrzeba. Pierwszego tomu byłam ciekawa, na drugi czekałam niecierpliwie, przy trzecim wypatrywałam daty premiery i w końcu książka trafiła do mnie. Valeria po raz kolejny otwarła drzwi do swojego życia i jak zaprosiła czytelników by poznali jej perypetie. Mogłam przypuszczać co nieco, lecz i tak zaskoczyła mnie swoimi perypetiami, w jakich nie brakowało ognistego romansu, ale i poważniejszych tonów. Dobra zabawa jak zawsze była jeszcze lepsza, ponieważ autorka nie zamierzała poprzestać na tym, co już wiadomo, ale sięga dalej i głębiej. Słodko-realna opowieść po raz kolejny staje się rozrywką, gdzie bez skrępowania poruszane się tematy, jakie zbyt często są trywializowane i zbytnio upraszczane lub odwrotnie zanadto komplikowane. Tytułowa bohaterka po prostu jest sobą, toczy nieustanny bój by poznać siebie, odnaleźć się w świecie i wybrać odpowiednią drogę. Zamiast moralizatorstwa Elisabet Benavent daje czytelnikom wyraziste postacie, z całym pakietem doświadczeń, w żadnym razie nieidealnych, za to czerpiących z życia tyle ile się da lub na ile umieją sobie dać przyzwolenie. „Valeria czarno na białym” jest lekturą w jakiej splata się zmysłowość ze zwykłą rzeczywistością, na jedną oraz drugą jest miejsce i trudno im od siebie uciec. Czasem ustępują sobie miejsca, a niekiedy walczą o pierwszeństwo, ale zawsze przyciągają uwagę czytających. 

 

Za możliwość przeczytania
książki
dziękuję: