piątek, 30 września 2011

Początek jesieni ze stosikiem ;)

Koniec września, początek jesieni i jeszcze jeden stosik z książkami ;)


Izabela Szolc "Strzeż się psa"
Zbrodnia w Bibliotece i wyd. Oficynka
Andriej Bielanin "Moja żona wiedźma"
Wyd. Fabryka Słów
Douglas L. Howard "Dexter. Taki sympatyczny morderca"
nakanapie.pl
Kitty Sewell "Lodowa pułapka"
Świat Książki


czwartek, 29 września 2011

Amerykanka w Rzymie


"Moje rzymskie wakacje"
Kristin Harmel


Pierwsze skojarzenie jakie miałam to film z Audrey Hepburn i Gregory Peckiem, drugie to z książkami, które ostatnio zrobiły furorę z Włochami w tle. Jeżeli miałabym wybierać to wolałabym by historia, która była przede mną była jak ta filmowa tylko z trochę innym zakończeniem, a jaka naprawdę się okazała? Po pierwsze irlandzko-włoska rodzina i ślub - huczny, z wszystkimi pociotkami jako gośćmi, obowiązkowo z Babcią, wścibskimi kuzynkami i pocieszającymi ciotkami. Dlaczego te ostatnie miały kogoś podnosić na duchu w tak uroczystym dniu? Co takiego się mogło wydarzyć podczas ceremonii, że ktoś potrzebuje otuchy? Ucieczka sprzed ołtarza? Nie, nic z tych rzeczy, osobą, którą krewni "podbudowują na duchu" jest siostra panny młodej i jej pierwsza druhna równocześnie. Przed samym złożeniem przysięgi przez Państwo Młodych seniorka rodu pyta na głos dlaczego to nie ona wychodzi za mąż, w końcu ma już trzydzieści cztery lata ... Do tego kuzynki - młodsze i zamężne pouczające, że nie wykorzystała okazji by zostać żoną. Cat, bo o niej mowa nie jest zdesperowaną Bridget Jones, wprost przeciwnie, ale takie rozmówki nawet najodporniejszą osobę by zestresowały. W najmniej oczekiwanym miejscu - kuchni restauracji gdzie odbywa się impreza weselna - znajduje pocieszyciela. Wydaje się, że wreszcie los uśmiechnął się do bohaterki, ale radość okazuje się przedwczesna ... Ostatnie przeżycia skłaniają Cat by zastanowić się nad swoim życiem, wracają wspomnienia szczęśliwych momentów sprzed lat spędzonych w Rzymie. Chociaż mogłoby się wydawać, że to kolejna opowieść o Amerykance, która zmienia życie pod wpływem osobistych niepowiedzeń, a na miejsce metamorfozy wybiera Włochy, to historia Cat jest z innej bajki. Powrót do miasta gdzie przeżyła pierwszą miłość nie jest ani natychmiastowy, ani też spontaniczny i nie poprzedzony spaleniem za sobą wszystkich mostów. Nostalgia i owszem jest, ale z nutą zastanowienia nad tym co mogło być i nad podjętymi wówczas wyborami. Nie ma płaczu po niewykorzystanych szansach, lecz uśmiech gdy przypominają się chwile szczęścia. Czy wejście do świata, który już na zawsze miał pozostać tylko gdzieś w zakamarkach pamięci i na zdjęciach jest rozsądnym krokiem? A może tamto lato właśnie miało się tak zakończyć i nie warto "odświeżać" to co nie wytrzymało próby czasu i odległości? No i zobowiązania rodzinne, które już raz zaważyły na decyzji - co ważniejsze familia czy kontynuacja tego co myślało się, że już nigdy nie wróci?
Życie Cat zaczyna przypominać górską serpentynę - zachwycające widoki, ostre zakręty, urwiska i wiele znaków ostrzegawczych, ale zawrócenie nie wchodzi w grę, chociaż droga alternatywna wchodzi w grę - a jest nią kawałek papieru z adresem osoby, którą polecił rozczarowujący absztyfikant vel właściciel pewnej restauracji w Stanach. Więc gdy przeszłość w teraźniejszości nie jest tym o czym się marzyło, trzeba improwizować, chociaż to całkiem nie w stylu Cat. Są jeszcze inne pragnienia, nawet nie zapomniane, ale nigdy nie dopuszczone do głosu - z powodu braku czasu, a może okazji bądź chowane przez przeznaczenie na taką właśnie okazję. Czasem wejście w to co było jest okazją by w końcu zamknąć przeszły rozdział i móc rozpocząć coś nowego, blokowanego przez stare zaszłości. Okazuje się, że włoskie,a raczej rzymskie klimaty, są tylko albo aż przystankiem by wreszcie spróbować czegoś nowego, ale bez natychmiastowej decyzji by to co znajome zostawić daleko za sobą.

Czytanie "Moich rzymskich wakacji" to delektowanie się historią gdzie nic nie jest takie jak się wydaje początkowo. Włoski urok, amerykańska pragmatyczność, czasem zderzenie kultur, a czasem wspomnień -wygładzonych. Perspektywa z jaką patrzymy na przeszłość czasem nie tyle ma kolor różowy co odcień naszych tęsknot i pragnienia by sprawdzić czy to co się kiedyś nie spełniło mogło mieć szczęśliwe zakończenie. Raz słodka, lecz nie przesłodzona, opowieść, a raz cierpka - ale nie jak gorycz, tylko smak gorzkiej czekolady, podkreślającej smak, w tym wypadku życia. Audrey Hepburn jako księżniczka Anna oglądała Rzym z punktu widzenia zwykłej dziewczyny, anonimowej turystki, a dla Cat to ujrzenie miejsca oczyma dojrzalszej siebie, obie bohaterki dostają możliwość zobaczenia czegoś, co w zwykłym życiu umknęłoby im, ale dzięki chwilom spędzonym w wiecznym mieście zostanie w ich pamięci i nie tylko w niej na zawsze. Jest więcej nawiązań treści książki do filmu, jednak czytelnik nie znajdzie w niej kopii ekranizacji,lecz odrębną historię, gdzie miłość to nie tylko uczucie kobiety do mężczyzny, a również rodziców do dzieci. Opowieść nie jest ciągiem rewolucyjnych zmian,a raczej procesem z szybszymi i wolniejszymi momentami, ale każdy z nich ma swój urok, nie zawsze południowy.
Autorka przygotowała także mały dodatek z kilkoma przepisami kulinarnymi potraw, które pojawiają się podczas czytania.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi
Sztukateria oraz wyd.Otwarte

wtorek, 27 września 2011

Nastoletni agenci

"Uciekinierzy"

Robert Muchamore


Upalne lato 1940 roku dla Francuzów i nie tylko nie jest czasem odpoczynku, wręcz przeciwnie, teraz oni zaczynają doświadczać codzienności II wojny światowej - od pełnych optymistycznych wystąpień polityków oraz dowódców wojskowych zapewniających o zwycięstwie nad faszystami po naloty bombowe i masową ucieczkę ludności przed zbliżającym się frontem. Dla Marca słowo "wojna" oznacza coś co dzieje się daleko, poza jego światem, jako porzucone dziecko, wychowanek sierocińca, doświadczył już w swoim życiu wiele bólu i poniżenia. Zbombardowanie przytułku daje mu możliwość, która do tej pory wydawała się nierealna – ucieczkę. Korzystając z zamieszania zabiera rower dyrektora, trochę pieniędzy i prowiant by spełnić marzenie - zobaczyć czym jest wolność. Dla Paula i jego siostry Rosie działania wojenne stały się widoczne w momencie gdy z ich szkoły powoli zaczynają odchodzić ich koledzy i koleżanki, aż zostało ich tylko garstka, w końcu i oni dołączyli do uciekinierów, wcześniej po raz pierwszy doświadczając pozbawienia życia człowieka w obronie własnej. Co łączy brytyjskie rodzeństwo i francuską sierotę? Osoba Charlesa Hendersona - agenta wywiadu, którego chcą odszukać młodzi Anglicy by oddać powierzone im przez umierającego ojca dokumenty, a Marc w mieszkaniu Brytyjczyka urządza sobie kryjówkę.

"Uciekinierzy" są książką skierowaną dla młodzieży, ale nie tej najmłodszej, starsi czytelnicy także nie będą zawiedzeni. Wbrew pozorom opowieść nie przedstawia wojny półśrodkami bądź w barwach jaśniejszych niż była w rzeczywistości. Nie jest to oczywiście dokumentalny przekaz, ale fabularna historia z wątkiem szpiegowskim jako osią akcji. Większość głównych bohaterów ma naście lat, jednak nie oznacza to, że autor przedstawiając tło ucieka od wojennej rzeczywistości - jest ona doskonale wpleciona w ich losy i stanowi kanwę perypetii. Jednocześnie ich przygody nie tracą na wiarygodności, bo pomimo wydawałoby się tematyki twórca na siłę nie "postarzył" kilkunastolatków, nadal są tacy jak ich rówieśnicy, jedynym co ich wyróżnia jest to, iż chcąc czy nie chcąc, stali się uczestnikami gry wywiadów. "Uciekinierzy" są pierwszą częścią serii "Agenci Hendersona" i dopiero początkiem wojennych losów Marca, Rosie i Paula. Ich misja dopiero się zaczęła, przed nimi jeszcze kilka lat zmagań. A zakończenie jest wstępem do dalszych losów trójki nastolatków i pewnego agenta Jego Królewskiej Mości.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi
Sztukateria oraz wyd. Egmont

niedziela, 25 września 2011

Temat konkursów - kontynuacja ;)


Portal Duże Ka organizuje konkurs na Najlepszy Blog Książkowy, także biorę w nim udział, więc jeżeli podoba się Wam mój blog możecie na niego zagłosować wysyłając maila na adres: konkursy@duzeka.pl, w temacie należy wpisać nazwę blogu, który wybraliście, a w treści swoje imię i nazwisko.
Głosujący biorą udział w losowaniu nagród książkowych :) A na swoim blogu, stronie, wstawcie poniższe logo:








Zawsze jest ktoś kto pamięta zbrodnię

"Słodkie lato"
Mari Jungstedt



Lato, słodkie lato. Czas spędzany na urlopach, zacieśnianiu więzi rodzinnych, wspólnych wyjazdach, dla jednych moment odpoczynku, a dla innych wręcz przeciwnie - pracy. Niektórzy w końcu mają czas na podsumowania, bliższemu przyjrzeniu się swojemu życiu, wnioski nie zawsze są optymistyczne. Komisarz Anders spędza wakacje z żoną i dziećmi w Danii, ale jego samopoczucie jest nie najlepsze, zaczyna dostrzegać w swoim małżeństwie detale, które nie pozwalają mu cieszyć się z wolnych dni. Codzienność, rutyna, powtarzalność, przewidywalność, to wszystko zaczyna go męczyć, to co kiedyś było zaletą jego związku z żoną, teraz zaczyna uwierać. Na innym etapie życia osobistego jest Johann, dziennikarz i częsty pomocnik w śledztwach Andersa. Reporter walczy by rodzinę stworzyć, wraz z matką jego córki jeszcze niedawno planował ślub, ale zbieg okoliczności sprawił, że praca mocno skomplikowała jego związki osobiste. Ironia losu, bo właśnie dochodzenie sprzed kilku lat było początkiem znajomości Johanna i Emmy. Dla tych bohaterów, lato wcale nie jest słodkie, ma raczej gorzki smak rozczarowania. Kolejne śledztwo jednak nie pozostawia zbyt dużo czasu na rozmyślania, chociaż da też nowy materiał do zastanowienia ...

Kto mógł zabić wczasowicza, biegającego rano po plaży? Jego śmierć wywołuje spore poruszenie nie tylko wśród gości kempingu, ale również w grupie dochodzeniowej. Od początku widać, że ta zbrodnia, ma drugie, a może nawet trzecie dno. Morderca posłużył się starym radzieckim rewolwerem i pomimo, że pierwszy strzał był śmiertelny, oddał ich do ofiary jeszcze kilka. Kim jest zabójca, a kim był zamordowany? Odkrycie tożsamości pierwszej osoby to zadanie zastępczyni Andersa - Karin, a co do drugiej - wydaje się wszystko jasne, ale czy na pewno? W tej historii nic nie jest takie jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Fabuła ma kilka wątków, podstawowy to oczywiście kryminalny i to on wiąże pozostałe - obyczajowe. To co było siłą poprzednich części - doskonałe splecenie motywów sensacyjnych z osobistymi oraz jak czasem jedno wydarzenie z przeszłości może wpłynąć na przyszłość, w "Słodkim lecie" jest również obecnie i kontynuowane z wyśmienitym efektem. Każdy detal jest istotny nie tylko w odkryciu kim był morderca, ale również tego co było u podstaw zbrodni. Często ciąg dalszy nie dorównuje poprzednikom, jak jest w przypadku książek Mari Jungstedt? Każda następna historia z komisarzem Andersem to nie tylko opowieść sensacyjna, ale także dalsze losy ludzi, których celem jest znalezienie sprawców, to oni stanowią oś każdej intrygi. Nie są ukazywani tylko od jednej strony - pracy bądź prywatnych poczynań, lecz w obu tych obszarach, tak jak odbywa się to w rzeczywistości. Czytelnicy mieli okazje poznać już rodziny Andersa i Johanna, teraz odsłonięta została też familijna przeszłość kogoś jeszcze - Karin Jacobsson i nie jest to przypadkowe, bo to co ukrywa policjantka będzie miało wpływ na dochodzenie. Podobnie jak katastrofa pewnego rosyjskiego statku w pewną sierpniową noc ponad sto lat wcześniej i urlop z lat osiemdziesiątych na szwedzkiej wyspie z lat osiemdziesiątych ...
Jedna decyzja może mieć wpływ na wielu ludzi, nawet gdy wydaje się, że należy do przeszłości, która dawno została zapomniana, ale czy tak jest na pewno? Może jest ktoś kto pamięta i czeka na odpowiedni moment by wymierzyć sprawiedliwość?




Za
możliwość przeczytania książki Dziękuję portalowi Zbrodnia w Bibliotece
oraz
wyd. Bellona



sobota, 24 września 2011

Konkurs z Kyrą Galvan



Konkurs dla lubiących czytać ciekawe historie, z sekretem i to nie jednym w tle, gdzie przeszłość,teraźniejszość i przyszłość łączą jeden człowiek.

Od dzisiaj, czyli 24 września do 4 października, w komentarzach do tego postu można umieszczać swoje odpowiedzi, proszę podanie maila
oraz adresu bloga( jeżeli taki prowadzicie).

Nagrodą jest książka Kyry Galvan "Niewyznane grzechy siostry Juany".

Dla zainteresowanych szczegóły recenzji tutaj


Pytanie konkursowe:

Poznajesz przez przypadek sekret sprzed wieków,
zapomnianą historię, której ujawnienie
jednak będzie mieć wpływ
na teraźniejszość i przyszłość.

Wyjawisz to co odkryłeś/odkryłaś

czy zachowasz go dla siebie?

Uzasadnij swoją decyzję
.


Zwycięzcę pomogą wybrać moje przyjaciółki: Aga i Sil.

Byłoby mi miło gdybyście umieścili info o konkursie na swoich blogach :)





piątek, 23 września 2011

Nie tylko Noblistka

"W poszukiwaniu światła. Opowieść Marii Skłodowskie-Curie"
Anna Czerwińska-Rydel

Osiągnięcie Marii Curie-Skłodowskiej w dziedzinie fizyki i chemii są znane na całym świecie, szczegóły jej życiorysu także, w mniejszym lub większym stopniu. Suche encyklopedyczne dane, że ktoś urodził się w tym roku, a zmarł w tamtym, pomiędzy tym datami dokonując odkryć naukowych nie oddają nawet w części człowieka - jego życia, ludzi go wspierających, tego co wpłynęło na to kim się stał i był. Fakty, daty, nagrody, to jedna strona biografii wielkich naukowców, ale gdzieś pomiędzy nimi kryje się osoba, która kiedyś była dzieckiem, miała rodzinę i właśnie to wszystko razem sprawia, iż zamiast jednowymiarowego symbolu mamy pełen kolorów portret, oddający w dużym stopniu prawdziwego człowieka. "W poszukiwaniu światła (...)" jest opowieścią o podwójnej noblistce skierowaną do młodszego czytelnika, lecz również starsi znajdą wiele ciekawych informacji. Autorka w formie powieści przytacza najważniejsze fakty z życia Marii Curie- Skłodowskiej od czasów dzieciństwa, aż do momentu jej śmierci. Książka szeroko omawia najważniejsze fakty z życie noblistki, przybliżając młodszym odbiorcom niezwykłą kobietę. Ukazanie lat dzieciństwa naznaczonych chorobą i przedwczesnym odejściem matki oraz najstarszej siostry oraz pierwszych trudnych wyborów związanych z edukacją pozwala ujrzeć Marię Curie-Skłodowską od innej strony. Chociaż teraz wydaje się to niewiarygodne w czasach jej młodości studia uniwersyteckie nie były dostępne w Królestwie Polskim, wraz z siostrą chciały studiować, tak jak starszy brat, ale gdy on mógł uczyć się w Warszawie im pozostawał tylko wyjazd z kraju by móc spełnić to marzenie. Urzeczywistnienie pragnienia sióstr wymagało podjęcia niełatwej decyzji o odroczeniu dalszej edukacji młodszej czyli Marii i jej pracy jako guwernantki, dzięki czemu mogła pomóc sfinansować studia medyczne starszej - Bronisławie. Nie tylko ta strona życia jest przedstawiona, lecz również bardziej prywatna - uczuciowa. Nim przyszły nagrody lata upłynęły na nauce i badaniach, ważnym jest również podkreślenie, że obraz tego jakim była człowiekiem został oddany bardzo wiernie.

Czytałam kilka biografii Marie Curie - Skłodowskiej, ale ta autorstwa Anna Czerwińska-Rydel przedstawia w doskonały sposób człowieka jakim była, nie zarzuca czytającego datami, szczegółami, co jest ważne gdy czytelnikiem lub odbiorcą tekstu ma być nie dorosły, a ktoś młodszy, chociaż i starsi nie poczują się zawiedzeni tą gawędą biograficzną. Opowiadanie podzielone jest na dwie części, z których każda zawiera tytułowane rozdziały, dzięki czemu czytanie może być bez problemu podzielone na fragmenty łatwiejsze do zapamiętania oraz uzupełnione fotografiami rodzinnymi i ilustracjami. Książka ta jest świetnym punktem wyjścia do dalszego zdobywania informacji i pogłębiania wiedzy o noblistce i to nie tylko od strony jej dokonań na polu naukowym, lecz także interesującego życia poza nim.



Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi
Sztukateria oraz wyd. Bernardinium

Słowa duże i MAŁE - Konkurs

Na blogu Sylwii - Słowa duże i MAŁE rozpoczął się konkurs,
informacje dla zainteresowanych po kliknięciu w poniższy obrazek :)
Jako jeden z członków jury zapraszam





czwartek, 22 września 2011

Będę pisarzem?

"Będę pisarzem" Dorothea Brande

Będę pisarką/pisarzem! Ile osób pomyślało o sobie w tej kategorii? Wielu czy może to odosobnione przypadki? Nie ma danych statystycznych mówiących o tego typu decyzjach, nie wiadomo także jaka liczba niezrealizowanych pomysłów przypada na wydane książki, jeszcze trudniej pewnie byłoby odpowiedzieć jak dużo pomysłów ginie gdzieś pomiędzy zwątpieniem a nieumiejętnością oddania tego co chciałoby się napisać. Jednak od czegoś każdy z autorów zaczynał, nie wszyscy w końcu mają wykształcenie w tym kierunku. Oczywiście istnieje wiele poradników, w których można przeczytać jak zostać twórcą, czy mogą one zastąpić talent -raczej nie, myślę jednak, że warto poświęcić trochę czasu by zaznajomić się ze wskazówkami, nawet jeżeli pisanie traktuje się jako hobby.

Autorka tytułu "Będę pisarzem" kieruje swoją książkę nie tylko do przyszłych lub osób już będących twórcami, ale również do ludzi, u których dopiero kiełkuje idea przelania na papier swoich myśli. Jakie informacje czytelnik znajdzie w tej pozycji? Już na wstępie Dorothea Brande nie zakłada, iż zdradzi złotą recepturę na zostanie bestsellerowym pisarzem, lecz co ważniejsze też nie zniechęca - oczywiście można powiedzieć nikt nie chce zrazić do swojej publikacji, jednak czasem niewiele potrzeba by kogoś odstraszyć, więc pozytywne nastawienie nie jest niczym negatywnym. Również na pierwszych stronach zostają przedstawione najczęstsze trudności napotykane tak przez, którzy mają za sobą pierwsze owoce pracy twórczej jak i debiutantów, nawet jeżeli ktoś nie doświadczył opisanych problemów nic nie stoi na przeszkodzie by zapoznać się z sugestiami, kto wie co przyniesie przyszłość?

Tworzenie ma dwoistą naturę - z jednej strony talent, a z drugiej rzemiosło, jedno bez drugiego nie istnieje i autorka stara się odczarować trochę romantyczną wizję artysty tworzącego bez wysiłku i smutny obraz wyrobnika, dla którego wykreowania każdego zdania jest drogą przez mękę. Naturalnie są "urodzeni" pisarze i tacy, potrzebujący poznania warsztatu by się nim stać, i w jednym i w drugim nie ma niczego złego, ale nie wszyscy wchodzący na drogę literacką zdają sobie z tego sprawę. Rada, mogąca wydawać się ogólnie znaną prawdą, chociaż wiedzieć i stosować to dwa różne pojęcia. Kolejne wskazówki z obszaru rozpoczęcia prac nad pisaniem dotyczą motywacji, autokrytyki, naśladownictwa, czyli tego co często wstrzymuje lub kończy pracę nad książką. Nie zapomniano również o tym co może pomóc w tworzeniu czyli czytaniu, ale nie w kontekście relaksu czy zdobywania informacji, lecz "podpatrywaniu" warsztatu innych i kreatywnym stosowaniu tej wiedzy w własnej pracy.

Książkę "Będę pisarzem" traktuję jako poradnik, w którym nie zawarto wszystkich wiadomości związanych z procesem pisania, ale pewne wiadomości mogą być przydatne dla wielu i to nie tylko dla chcących zostać twórcami literackimi. Talent czasem bywa nieodkryty, różne są źródła jego odkrycia, może dla kogoś będzie nim właśnie ta lektura, niewykluczone, że dla innym nie przyniesie niczego odkrywczego czy interesującego. Jednak by się przekonać czasem warto poświęcić wolne chwile.




Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi
Sztukateria oraz wyd. Złote Myśli

środa, 21 września 2011

Coś na poprawę humoru

Na początku września miałam przyjemność przeczytać i zrecenzować książkę Kyry Galvan "Niewyznane grzechy siostry Juany", a dzisiaj dostałam egzemplarz z wydawnictwa Mała Kurka z autografem autorki, która w Warszawie miała spotkanie autorskie.
Wiem, chwalenie się jest cechą negatywną,
ale autografy dla mnie wiele znaczą ;)


Szczegóły recenzji
tutaj





Dziękuję :)

wtorek, 20 września 2011

Bliźnięta na szóstkę

"Celny strzał"

Jack Higgins


Zgodnie z hasłem z okładki "Celny strzał" jest sensacją dla młodzieży i chociaż do tej grupy już się nie zaliczam, okazało, że równie dobrze trafia ona do starszej części czytelników. Historia autorstwa Jacka Higginsa i Jacka Richardsa jest kolejną z serii o rodzeństwie - Jade i Rich`u Chance, którzy są uczestnikami sensacyjnych przygód na pograniczu gier wywiadów i rozrachunków z przeszłością ich ojca. Bliźnięta pozostając pod cokolwiek mało konwencjonalną opieką rodzica - byłego komandosa SAS i obecnego pracownika tajnych służb, mają urozmaicone życie, sceny jak z filmów z agentem Jej Królewskiej Mości są od jakiegoś czasu i ich udziałem. Przy takim wzorze jaki mają ze strony opiekuna nie są biernymi pionkami w wydarzeniach, jakich mają okazję być uczestnikami, oczywiście wszystko zaczyna się mniej lub bardziej przypadkowo,lecz rozwoju fabuły jest już typowy, w dobrym tego słowa znaczeniu, dla sensacyjno szpiegowskich opowieści.

Tym razem młodzi bohaterowie mają nadzieję na dłuższy spokój, od ostatniej przygody minęło trochę czasu, nic też nie zapowiada by najbliższy czas miało coś niespodziewanego zakłócić. Ich ojciec jest na kolejnej misji, a oni mają wreszcie czas by rozpakować się po przeprowadzce. Właśnie podczas przeglądania pudła z rzeczami głowy rodziny, wypada zdjęcie z jego czasów gdy był komandosem, nic dziwnego można powiedzieć, tylko właśnie ta fotka będzie ważnym detalem w nadchodzącej "awanturze". Jeszcze tego samego wieczoru rozlegają się strzały gdzieś pod oknami domu, a zaraz potem towarzysz broni rodzica sprzed lat prosi o pomoc. W ten sposób znowu Jade i Rich są w samym środku zamieszania, gdzie wroga strona jest niewiadoma, a człowiek, który jest sprawcą ich kłopotów to właśnie mężczyzna, znajdujący się na ojcowskiej fotografii. Wspólna ucieczka jest realizowana przy odgłosie strzelaniny, taranowanych płotów, rozbijanych samochodów, ale tak naprawdę to dopiero wstęp do całej historii, bo czy ścigany na pewno jest tym za kogo się podaje? Na pewno był na zdjęciu sprzed lat, ale czy nie podszył się za kogoś innego? Podczas pościgu Rich zostaje schwytany, ale jego siostrze wraz z dawnym znajomym ojca udaje się umknąć, tylko komu z rodzeństwa w rzeczywistości przypadnie rola zakładnika? Przeszłość daje o sobie znać, a w porachunki wplątane zostaje po raz kolejny młodsze pokolenie Chance`ów. Dlaczego właśnie na celownik wzięto tę rodzinę, czy przyczyny leżą w pewnej akcji sprzed lat?

Fabuła wbrew pozorom nie odbiega od "dorosłych" odpowiedników, zawiera wszystkie elementy gatunku - czyli szybką i z wieloma zwrotami akcję, tajemnicę będącą głównym motywem, humor, egzotyczne tło oraz nieszablonowych bohaterów głównych. Przy takich elementach składowych lektura mija szybko i przyjemnie a to że grupą docelową jest młodzież schodzi na plan dalszy.




Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi
Sztukateria oraz wyd. WILGA

poniedziałek, 19 września 2011

Darkar II tom


Jakiś czas temu miałam przyjemność przeczytać książkę "Darkar. Poświęcenie" dzięki uprzejmości portalu nakanapie.pl oraz autorowi - Dariuszowi Dolińskiemu. Recenzję można znaleźć tutaj, a wywiad w tym poście - Dariusz Doliński w przybliżeniu.

Obecnie powstaje drugi tom "Darkara", a poniżej dla wszystkich zainteresowanych autor udostępnił prolog wraz kilkoma stronami pierwszego rozdziału.

Miłej lektury


Prolog

I nastąpiło coś, czego nikt od wielu lat, a nawet wielu wieków nie mógł pamiętać, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziano, bo nigdy się nie zdarzyło coś takiego w tym świecie. Nastąpiło coś, co było niezwykłe, inne niż wszystko, co się zdarzyło dotychczas i, co najważniejsze dla tych istot, dawało – nadzieję na lepsze jutro.

W środku najczarniejszej z najczarniejszych nocy – rozbłysło oślepiające światło na niebie. Lecz, ku ogólnemu zdziwieniu, nie było to słońce, nie było to nic, co normalnie wydałaby na ten świat matka natura, to było coś zgoła innego, nienaturalnego a w swojej nienaturalności niosło to zdarzenie ładunek czegoś pierwotnie pięknego. Wielu ze świadków tego wydarzenia, by pełniej je doświadczyć swoimi ułomnymi zmysłami, wyszło z chałup na podwórza, by móc czerpać pełnymi garśćmi z przeżycia tej chwili w nadziei, że oto spełniała się wreszcie przepowiednia Hironiusza.

Ci, co wyszli przed swoje obejścia, tak przynajmniej im się wydawało, widzieli małą postać, która tam, hen daleko, gdzieś przed siebie podążała. Ta postać była nie wysoka i licha o niezwykle odstających uszach, lecz nie była ona sama. Towarzyszyła jej dwójka innych istot z tej samej, zapewne, rasy. Jedni ze świadków tych zdarzeń, później pochwyceni przez siepaczy Imperatora, twierdzili, że była to samica i małe dzieciątko – zapewne dziewczynka, inni znów twierdzili, że nic nie ujrzeli…

Tak samo, jak nagle w środku tej pamiętnej nocy pojawiło się to niezwykłe światło, tak samo nagle i niespodziewanie zgasło. A wszystkich tych, którzy wylegli z chałup na podwórza zalała wszechobecna ciemność.

Nikt z tych, którzy doświadczyli tych cudów, nie mogło się spodziewać, że oto, gwałtownie i wbrew ich woli, nastąpiła zmiana w ich losie. Nie mogli przecież wiedzieć, że przeznaczenie na ich własnych oczach, rozpoczyna dzieło kreacji Mściciela. A to działanie, w którym tak wielu uczestniczyło, w roli świadków, miało zmienić losy tego świata i innych równoległych bytów.

Spełniła się bowiem pierwsza część przepowiedni Hironiusza, że pogardzana istota poświęci się dla innych istot tego świata, by odkupić ich winy i grzechy. Dzięki czemu, mógł narodzić się Mściciel na plaży Oceanu Otchłani Północy. Zarazem wszystkie istoty światła tego świata nie mogły wiedzieć, że Czarny Pan spuścił ze swej smyczy zagony swej przybocznej gwardii, że oto są świadkami brutalnej i bezlitosnej wojny między dobrem a złem. Wielu z tych, którzy byli świadkami tych zdarzeń miało już niebawem zostać zarżniętych na ołtarzach nowych panów w roli ofiar dla ich nowego boga – Ojca Imperatora. Nie mogli też wszak wiedzieć, że Czarny Pan wysłał w pogoni za Mścicielem, nie tylko swe wojska, wysłał coś znacznie potworniejszego – najemnika, będącego na usługach ojca Imperatora…

Rozdział I

Narodziny

Zatrzymaj Czarne Rumaki !

Proszę ciebie o to, o mój Panie.

Stań na ich drodze,

I swym ciałem zdzierż ich upiornej sile.

To one ciągną istoty światła,

W kajdanach narzuconej wolności ku zatraceniu,

Byśmy tam mogli umierać,

A oni mogli tam żyć.

Proszę, wyciągnij swą stal

I walcz z tą siłą ciemności,

Która niesie trwogę w nasz świat

Na karych rumakach zła

I zwycięż byśmy nadal mogli tutaj trwać.

A potem rozkuj łańcuchy

Z wolności narzuconej siłą

I daj odpocząć swej wierze,

Byś znów, jeśli taka będzie potrzeba,

Zniszczył na swej drodze Czarne Rumaki zła!

Pieśń religijna mieszkańców Klimazonii.

Lama oti kara’ti me ? – zapytał się nieznajomy Czarnego Pana.

– Przecież wiesz Seehiaszu, że nie lubię rozmawiać w starym narzeczu! – zaperzył się nie na żarty Imperator.

Przyjrzał się, zarazem bardzo uważnie, swojemu rozmówcy. Mówca był przedstawicielem najstarszej z ras, jaka kiedykolwiek zamieszkiwała ten świat lub inne ze światów, rasy mal’ach. Byli oni posłańcami boga, który powołał do życia ten i inne światy. Jednak po Wielkiej Wojnie, której przyczyną był sprzeciw jednego z nich narcystycznemu bogu, wielu z rasy mal’ach została sługami jego ojca.

Tak samo Seehiasz był na usługach jego ojca. Jednak w odróżnieniu od wielu innych, nie był sługą z własnej, nieprzymuszonej woli, ale służył jego ojcu z konieczności. Służył, bo wypowiedział słowa: nieodpowiedzialnie i bez dłuższego przemyślenia, których nie powinien był nigdy rzec. To ostatecznie przypieczętowało jego los na długie stulecia. Teraz jednak, dzięki temu zleceniu, jakie miał za chwilę dostać, otrzymywał od losu olbrzymią szansę, by wreszcie odzyskać wolność i możliwość samostanowienie o sobie.

– Wiem o tym, ale czy to jest moim problemem? Przecież to ty mnie potrzebujesz, a nie ja ciebie! Więc postaraj się dostosować do mnie, tym bardziej, że to jest język mej rasy.

– Czy aby na pewno nie mylisz się w ocenie sytuacji, kto powinien się do kogo dostosować, mój przyjacielu? – zapytał się ironicznie Imperator swojego gościa. – Myślę, że to, co jestem ci w stanie w tej chwili zaoferować, będzie, zwłaszcza, dla ciebie bardzo pożądaną zapłatą za wykonanie dla mnie tego jednego zadania, jak dla ciebie niezbyt trudnego, tak więc? – zachęcał posłańca Imperator.

Seehiasz podniósł swój wzrok na Czarnego Pana.

Jednak zgodnie z naszym wyobrażeniem, to nie były oczy w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie były to oczy w sensie narządu wzroku akceptowalnego dla istot światła czy ciemności, nie były bowiem w żaden sposób, choćby podobne z wyglądu do tego zmysłu. Gdybyśmy spojrzeli w nie to dostrzeglibyśmy, zamiast białka i źrenic – bezkresną, pustą i przerażającą ciemną materię.

– Zatem nie zwlekaj Imperatorze ze swą propozycją dla wiernego sługi władcy istot ciemności – ukłonił się w sposób dworski Czarnemu Panu. Jednak w tym ukłonie można było odczytać element jawnej złośliwości, jakby chciał rozdrażnić nie tylko swoim sarkazmem w wypowiedzianych słowach –Czarnego Pana. Lecz ten nie poruszony zachowaniem mal’ach kontynuował bez cienia nerwowości dalej swoją wypowiedź.

– Czy wiesz, ze rozpoczyna się wojna?

– Losy tego świata i istot go zamieszkujących mnie nie interesują Imperatorze. Mam w swoim wiecznym życiu poważniejsze sprawy na swojej głowie. Dla mnie to wszystko wokół to tylko marne robactwo, które należałoby wybić do nogi. Rozłazi się, pleni bez umiarkowania u mych stóp. Zresztą, jak myślisz komu to zawdzięczam, że tutaj jestem i tobie służę ? – zapytał się ze złowieszczym uśmiechem na twarzy Seehiasz.

– Jednak chciałbym, byś to wiedział zanim usłyszysz co masz uczynić dla mnie.

– Słucham zatem ciebie panie!

– Masz zlokalizować i zgładzić Mściciela, który pojawia się w moich snach z girlandami kwiatów na szyi.

– Widzę, że to cię boli; przepowiednia sędziwego Hironiusza tak wielce ciebie nęka, jak wielki, bolący wrzód na własnej dupie. Zaiste, ty istota władcza, zło skondensowane tego świata, pełna mocy ciemności, boisz się, co ja mówię, przecież ty nie jesteś nawet pewny swego bytu nieśmiertelnego. Wreszcie zdajesz sobie sprawę, że może jednak jest istota, zapewne śmiertelna, licha i wątła, która jest w stanie jednak ciebie i twego ojca pokonać. Ale jak to może uczynić? Czyżbyś jednak nie był tak wszech potężny, jakby tobie się to wydawało? – nie kończył pasma złośliwości posłaniec. Jednak Imperator zdawał się nie słyszeć cynizmu i sarkazmu w wypowiedziach swojego gościa. Przynajmniej tego po sobie nie okazywał. Kontynuował dalej swoje wywody, jak gdyby nic.

– Jakie to ma znaczenie dla ciebie, jeśli ci powiem, że odzyskasz, po wykonaniu tego zadania, po tak przecież, długim czasie, swoją wolność i nie będziesz już zmuszony służyć ani dla mnie ani dla mego ojca? Zwolnimy ciebie z twojej przysięgi, którą tak nie opatrznie złożyłeś… Czy nie jest to zaiste wspaniała dla ciebie nagroda? – na ustach Czarnego Pana zawitał uśmiech. Wiedział doskonale, że Seehiasz zrobi wszystko, by to osiągnąć.

– W takim razie z wielką chęcią wykonam twoje zlecenie, mój panie.

– Powodzenia mal’ach. Liczymy na ciebie.

Nie zdążył dokończyć tego zdania a w komnacie już nie było posłańca. Ze smyczy spuszczono najpotężniejszego z przeciwników Darkara. Czy los będzie nadal sprzyjał Mścicielowi?

***

Wokół grodu, który został założony na obrzeżach moczarów, na granicy Klimazonii i Bagien Palonii, nic się nadzwyczajnego nie działo. Całą okolicę zalegała naturalna o tej porze nocy, tuż przed jutrznią cisza. Był to stan przyrody, który nie wzbudzał w strażnikach rozmieszczonych na ostrokole grodu, absolutnie żadnego zaniepokojenia.

Nadchodził nieubłaganie, jak co dzień świt.

Znad bagien unosiła się poranna mgła. Szarówka z początku bardzo powoli, acz niepowstrzymanie przechodziła w słoneczny dzień. Był przecież środek upalnego lata.

Cały teren wokół miasta budził się do życia. Strażnicy umęczeni całonocną wartą na wałach i ostrokołach grodu, znudzeni i bez większego zainteresowania, wpatrywali się przed siebie bez jakiekolwiek wiary, że do końca ich służby coś interesującego może się jeszcze wydarzyć. Część z wystawionej tej nocy warty, spała smacznie w niewidocznych, znanych im tylko zakamarkach, ukrytych dla wzroku dowódców. Była to typowa praktyka, cóż przecież mogło im się stać w czasie pokoju? Dotychczas żadne znaki na niebie i ziemi nie zapowiadały, iż cokolwiek mogłoby się zmienić o świtaniu akurat tego nadchodzącego dnia.

Jednak w ten zwodniczy na pierwszy rzut oka spokój otaczającej miasto przyrody oraz codzienność wkradł się niespodziewany element, którego nikt się w ogóle nie spodziewał. Oczekiwanie na zmianę warty początkowo zakłóciły tylko pojedyncze krzyki, gdzieś tam z oddali od strony moczarów. Potem niespodziewanie dla ospałej warty na tle szarego, coraz intensywniej jaśniejącego pierwszymi promieniami słońca nieba, zaczęły błyskać z początku ledwo widoczne jęzory ognia. To zaczęła płonąc sadyba, która egzystowała od wieków na ziemi niczyjej pomiędzy Bagnami Palonii a Klimazonią. Z mijającym nieubłaganie czasem krwawa poświata oraz dobiegające uszu odgłosy zgrozy, przerażenia i mordu zaczęły być coraz bardziej intensywne i niepokojące dla straży grodu.

Wartownicy gwałtownie zbudzeni tym niespodziewanym i bezwzględnym widowiskiem poczęli zbierać się grupkami na ostrokole grodu. Dzwony w świątyniach gwałtownie zabiły na nutę trwogi, by zbudzić mieszkańców w tej przerażającej i niepewnej dla ich przyszłości chwili, by byli gotowi na każdą ewentualność nawet tę najgorszą.

Wtem całą uwagę zgromadzonych na ostrokole, skupił na sobie początkowo mały punkt, zbliżający się na złamanie karku od strony bagien w stronę bram miasta. Nie minęła chwila a tuman kurzu stał się na tyle duży, że można było w nim rozpoznać majaczące sylwetki pojedynczych ludzi. Wreszcie usłyszano głosy nawołujące w stronę zgromadzonych strażników.

– Otwórzcie bramę ! Proszę, otwórzcie!

Ta prośba wywołała konsternację ze strony zwykłych żołdaków. Uczucie solidarności z ofiarami kazało im spełnić ich prośbę, znali jednak karę za złamanie regulaminu. Postanowili wezwać dowódcę, by podjął decyzję.

Nim rozkazodawca przybył na bramę, zbierające się pod nią istoty światła błagały, by je wpuścić. A na tle ich sylwetek krwiożerca łuna tworzyła upiorne tło. Gdy wreszcie komendant przybył na ostrokół to w pierwszej chwili zaniemówił. Oniemiał, nie mogąc wykrztusić choćby jednego słowa z jakąkolwiek decyzją; oniemiał, obserwując – był przecież młodym dowódcą nie miał jeszcze żadnego doświadczenia wojennego – ten poniżej kłębiący się tłum, płaczące dzieci na matczynych rękach; oniemiał, gdy zobaczył pokrwawione kobiety i samice w ciąży, błagające, by dać im schronienie a zarazem szansę dla ich potomstwa do dalszego życia.

Wreszcie nakazał – Rozewrzeć podwoje!

Wartownicy ochoczo ruszyli do wykonania komendy.

***

Młody rozkazodawca podejmując tę decyzję nie wiedział, że to była już wojna, wojna w wykonaniu Czarnego Pana: pełna podstępu, pułapek i braku skrupułów czy też litości. Ta wojna nie przewidywała zasad i reguł walki, które obowiązują cywilizowane nacje. Tu nie było reguł gry, dzielących strony konfliktu na: cywilów i orężnych. Niezależnie od tego kto kim, by nie był wszystkich czekała bezlitosna eksterminacja oraz całkowita zagłada. Nie było więc nic, co mogłoby ocalić to nadgraniczne miasteczko. Nie było nic, co by pozwoliło im na przetrwanie, dało jakąkolwiek szansę na ocalenie. Ich los został przypieczętowany. Jedyna zasada, jaka obowiązywała wojska Imperatora, to była zasada darowania życia czterem szczęśliwcom, by mogli innym przekazać nowinę, co ich spotka ze strony wojsk Imperatora, gdy zawczasu nie poddadzą miasta najeźdźcą.

Los, jaki spotkał mieszkańców pogranicznego grodu, był nie do pozazdroszczenia. Mieszkańcy sadyby, którzy błagali o wejście do grodu były podstępnymi asemami i estriami ( dalej w wampirze mgle ukrywały się hordy baitali oraz innych, gorszych a zarazem potworniejszych wampirów). Podstępni krwiopijcy zostali spuszczeni ze smyczy przez Czarnego Pana na swój wielki żer. Zajęły cały gród, w chwilę po otwarciu bramy, nim zdążyła w całej sytuacji połapać się straż. Nim straże pojęły, co właściwie się stało, już nie żyli.

Jedynie niemym, przymusowym świadkiem następujących potem po sobie wydarzeń rzezi grodu był młody komendant. Gdy obserwował skrępowany, zwłaszcza wysysanie kilkuletnich dzieci przez estrie ( zjawiskowo piękne kobiety potwory ) po jego policzkach spływały łzy. Czuł się winny tej zagładzie. Wieczorem przybyły oddziały orków oraz mugrów, które pożywiły się tym, co pozostało po wampirze uczcie. Rankiem wszyscy napastnicy odeszli.

Czterech szczęśliwców, wśród których był i komendant, zostało uwolnionych. Rozkazodawca błąkał się trzy dni po zniszczonym grodzie, całkiem niedawno oddanym mu pod opiekę. Po całym dramacie, jaki przeżył w ciągu ostatniej doby, jego poczucie winy i pojawiające się przed oczami obrazy, nie dały mu wytchnienia.

Wreszcie nie wytrzymał tego bagażu koszmarnych doświadczeń. Wieczorem trzeciego dnia, od momentu uwolnienia, powiesił się w tym przeklętym miejscu.

W kronikach tę rzeź nazwano później Rzezią z Morgryt. Za tę datę przyjmuje się, w źródłach historycznych, jednocześnie chwilę rozpoczęcia się wojny pomiędzy istotami światła i ciemności, wojny innej niż dotychczasowe, wojny bez jeńców, wojny gwałtownej i bezwzględnej. Wojny o przetrwanie tych zaatakowanych.

Zgodnie z przepowiednią Hironiusza rozpoczął się czas miecza i topora.

***

cdn