„Kastor”
Wojtek
Miłoszewski
Prawda
rzadko kiedy jest prosta, czasem jej nieznajomość chroni człowieka przed tym
czego nie jest w stanie stawić czoła. Jednak ludzka ciekawość nie znosi pustki
i dąży by poznać to co pozostaje tajemnicą. Pytanie czy warto było ją odkryć
bywa niekiedy gorzkim podsumowaniem momentu utraty złudzeń.
Morderstwa
zdarzają się częściej niż się społeczeństwu wydaje, a Kastor Grudziński ma z
nimi do czynienia od lat. Komisarz policji widział już wiele i nauczył się, że
ze złem niekiedy trzeba walczyć na własnych zasadach. Nowa sprawa tylko na początku
wydawał się rutynowa, lecz kolejne wydarzenia nie pozostawiają złudzeń śledczym
– trzeba będzie się zmierzyć z kimś kto działa z rozmysłem i krok po kroku
realizuje swój plan. Jaki? Tego właśnie musi dowiedzieć się Grudziński, a w
nowej rzeczywistości trzeba jeszcze bardziej uważać. Śledztwo zatacza coraz
szersze kręgi, lecz czy policjanci są bliżej odkrycia tożsamości zabójcy? „Góra”
chce wyników, natomiast Kastor zamierza poznać prawdę, cena nie liczy się, ale
czy jest gotowy na rachunek? Dochodzeniowa praca przynosi efekty, lecz także i
straty. Tym razem komisarz może nie być gotowym na to co odkryje, tak w życiu
zawodowym jak i osobistym. Krakowskie mury kryją w sobie wiele sekretów, tak
samo jak i pamięć ludzka, niektóre z nich otworzą stare rany, inne być może pozwolą na
wymierzenie sprawiedliwości, chociaż nie będzie to proste. Pewne sprawy sięgają głęboko, ich korzenie splatają się z tym co wydawało się mieć zupełnie inną twarz.
Kryminały
bardzo lubię, czy w wersji papierowej czy też kinowo-telewizyjnej, towarzyszą mi
od lat, nic więc dziwnego, że zaciekawił mnie „Kastor”, najnowsza książka Wojtka
Miłoszewskiego. Okazało się, że przeniosłam się do świata jednocześnie znanego i
odkrywającego przede mną oblicze całkiem nowe. Lata dziewięćdziesiąte minęły
jakiś czas temu, ich początek pamiętam przez pryzmat oczu dziecka, ale czym
innym jest spojrzenie z punktu widzenia policjanta. Trzeba przyznać, że autor stawia na
niespodziewane zwroty i już po przeczytaniu prologu mamy przedsmak tego co
czeka nas podczas lektury, a czeka - mówiąc w skrócie - bardzo dużo. Wiele
obiecywałam sobie po tej lekturze i nie zawiodłam się, kryminalna atmosfera,
czasem mniej lub bardziej w klimacie noir, no i przede wszystkim konsekwentnie
utrzymane tło pierwszych lat ostatniej dekady dwudziestego wieku stanowią
idealny drugi plan dla opowiadanej historii. „Kastor” ma w swej fabule
pełnokrwisty kryminał z równie wyrazistymi bohaterami, mającymi za sobą
przeszłość, która odcisnęła na nich głębokie blizny, mniej lub bardziej
widoczne. Połączenie wątków śledczych z osobistymi ma w sobie pełną
naturalność, jedne bez drugich byłyby wybrakowane i nie miałyby odpowiedniej
siły wyrazu. Wojtek Miłoszewski nie upodabnia postaci do tych kojarzonych z policyjnym fachem, nie są w żadnym razie czarno-biali, ale od samego początku
wszyscy mają swoje cechy charakterystyczne, a wraz z rozwojem wydarzeń
poznajemy ich coraz lepiej. Wpisana w „Kastora” niejednoznaczność daje o sobie
znać raz za razem, bowiem jak przystało na sam początek lat dziewięćdziesiątych
ubiegłego wieku, wiele spraw zmieniało swoje oblicze znienacka, to co wydawało
się niezmienne okazywało się nagle kończyć. Sam motyw kryminalny ma również
kilka twarzy i ewoluuje od mogłoby się wydawać oczywistości w stronę zupełnego
zaskoczenia. Intrygujący, nie pozwalający na szybką ocenę i przede wszystkim w
każdym aspekcie kryminał jak spod pióra mistrzów gatunku, taki właśnie jest „Kastor”.
Za możliwość
przeczytania książki
dziękuję wydawnictwu