„Dopóki
starczy mi sił”
Karolina
Klimkiewicz
Łatwo
powiedzieć, że to, co jest w nas jest najważniejsze i nie liczy się zewnętrzna
otoczka. Jednak są momenty kiedy jedno pozostaje w sprzeczności do tego
drugiego i na dodatek trzeba udawać kogoś kim się nie jest. Pragnienie
zachowanie swojej tożsamości bywa silniejsze niż strach, rozsądek i wola
przetrwania, czasem nie da się zapomnieć o tym, co było, nawet jeśli oznacza to
narażenie się na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Każdy
gest, słowo, krok musi być dokładnie przemyślany, pomyłka mogłaby oznaczać, że
ktoś zacznie bacznie się przyglądać Zoli i Camilli, a tego muszą uniknąć za
wszelką cenę. Nie wyróżniać się, trzymać się z boku, po prostu wtapiać się w
tłum i co kilka miesięcy porzucać stworzoną egzystencję i na nowo budować swoją
tożsamość. Siedemnastoletnia dziewczyna i jej ciotka mają ten proces opanowany
prawie do perfekcji, od lat zmieniają
swoje miejsca pobytu, wygląd i zachowanie, tak by nikt nie skojarzył kim są w
rzeczywistości. Małe nadmorskie miasteczko nie wyróżnia się na mapie i jest
podobne do setek innych oraz świetnie nadaje się, by przez najbliższe miesiące stało
się domem dla dwóch uciekinierek. Lekcję wchodzenia w nowe otoczenie obie przyswoiły
w stopniu doskonałym, zresztą nie mają innego wyjścia. Jednak tym razem nie
wszystko przebiega zgodnie z utartym schematem, to, co do tej pory szło gładko
teraz nastręcza trudności, Zola coraz częściej patrzy za siebie i za tym, co
utraciła. Nie jest łatwo wciąż się zmieniać i porzucać ludzi, do jakich się
chociaż trochę zbliżyło. W Jonesport zaczyna się sypać dotychczasowa strategia
przetrwania, trudno jest odwrócić się od osób, które bardzo szybko stali się
przyjaciółmi oraz od myśli o tym, że znowu trzeba będzie uciec od nich i części
siebie samego. Ile razy można rozpoczynać wszystko od nowa, oszukiwać i wciąż
żyć w lęku, iż w końcu zostanie się odnalezionym? Zola chciałaby być sobą, ale
czy kiedykolwiek rzeczywiście dano jej taką możliwość? Dostaje szansę, o jakiej
nie chciała nawet marzyć, lecz czy ma prawo po prostu na chwilę być zwyczajną
nastolatką z przyjaciółmi i kimś bliskim u boku? Jaką cenę będzie musiała
zapłacić za marzenia o byciu po prostu Zolą Henderson?
Z
twórczością Karoliny Klimkiewicz spotkałam się po raz pierwszy i zaowocowało to
ciekawą lekturą, która już na początku daje przedsmak tego, co czeka czytelników w jej trakcie. „Dopóki starczy mi sił” jest
opowieścią w jakiej nie brak emocji oraz przede wszystkim wyrazistych postaci,
jakich przeszłość i teraźniejszość naznaczona jest tajemnicami. Pisarka
doskonale oddała wątpliwości postaci, rozdarcie pomiędzy tym, co wydaje się
jedyną słuszna drogą, chociaż jednocześnie jest ślepą uliczką i
rzeczywistością, będącą iluzję normalności. Historię Zoli poznajemy z dwóch
perspektyw – teraźniejszej oraz skrawków tego, co miało miejsce w przeszłości. Czytający
widzą skutki podjętych wcześniej decyzji i powoli dostrzegają kolejne ogniwa
łańcucha wydarzeń, które doprowadziły bohaterów do punktu, za jakim nie ma już
dalszej ścieżki. Ciągła ucieczka, zmiana tożsamości i lęk przed tym, co może
się zdarzyć jeśli pokaże się swoje prawdziwe „Ja” nie jest łatwo przenieść na
papier, tak by oddać cały wachlarz emocji nimi rządzących oraz by pokazać ich
rzeczywistą moc. Karolina Klimkiewicz jednak rozdział po rozdziale pokazuje z
czym zmagają się bohaterowie, przemianę, w nich dokonującą się i cenę jaką
płacą za podjęte decyzje. Pozostaje jeszcze zakończenie, zaskakujące i składające
się jakby z dwóch etapów z kumulacją emocji.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję