„Martwy
sezon”
Aneta
Jadowska
Na
morderstwo nigdy nie ma odpowiedniej pory lub zawsze znajdzie się dobry czas.
To już zależy z jakiej perspektywy spogląda się na to dość niecodzienne
wydarzenie. Jedni mają większego pecha, inni ciut mniejszego, lecz coś takiego
jak zbrodnia doskonała nie istnieje, chociaż inwencja twórcza w tym temacie
jest spora, no i ciągle ktoś dokłada nowy pomysł. Jednak spokój bywa wcale
nieprzereklamowany, a niektórych niesamowite zbiegi okoliczności wprost
uwielbiają.
Wydawałoby
się, że jesienna aura w morskim kurorcie to wymarzony czas dla właściciel pensjonatów,
hoteli oraz wszystkich tych miejsc, gdzie hurtowo przebywa w letnim sezonie turystyczna
brać. Nic bardziej mylnego, zwłaszcza gdy lato przyniosło prawdziwą klęskę
nieurodzaju w postaci glonów, trupów i deszczu. Nic więc dziwnego, że Magda
Garstka raczej nie tryska humorem, a nowa pora roku wcale nie nastraja ją
optymistycznie i to nie tylko z powodu mniejszej ilości słońca. Jednak trzeba
robić dobrą minę, bo goście w końcu przyjechali na wypoczynek, nawet jeśli ma
on postać szukania duchów lub jest sielskim inaczej wyjazdem we dwoje. Jakby
tego było mało również w najbliższej rodzinie zachodzą pewne zmiany. Czy coś
jeszcze może zdziwić młodsze i starsze pokolenie pań Garstek, zwłaszcza po
trupich znaleziskach w szczycie corocznego boomu wakacyjnego, jaki zakończył
się niedawno? Ano tak, jak się okazuje zagadek ciąg dalszy nie ominął Magdy i
jej krewnych, a hasło „martwy sezon” nabrało całkiem nowego znaczenia. Czy
zabójczego? Tego właśnie chce się dowiedzieć najmłodsza Garstka, lecz nie jedynie
to zaprząta uwagę jej i krewniaczek. Pensjonat Wielka Niedźwiedzica to, coś
więcej niż pokoje gościnne, o czym wielu już się przekonało. Niekiedy potrzeba
znaleźć się w odpowiednim miejscu i mieć
u swego boku kogoś, kto po prostu nie będzie pytał, lecz zaoferuje pomoc. Ale
czasami pozory mogą mylić, a życie zaczyna przypominać dobry kryminał, jak spod
pióra Agathy Christie.
Jesienna
aura bywa zwodnicza i sprawia, że kojarzymy ją ze spokojem i uśpieniem, lecz w książce
Anety Jadowskiej ma ona mocne barwy i to nie spod znaku uroczych żółci, lecz
zdecydowanych czerwieni, nawet jeśli w przenośni. „Martwy sezon” jako tytuł
nabiera bardzo intrygującego sensu, lecz ma on w zanadrzu o wiele więcej niż
można by przypuszczać na samym początku lub przed lekturą. Kryminalno-zagadkowa
strona nie jest jedyną, towarzyszy jej poważniejsza, jakiej nie spodziewa się
czytelnik, obie warstwy, chociaż kontrastowe mają punkty wspólne, a granice
pomiędzy nimi zacierają się. Pisarka splotła lżejsze tony z o wiele
dramatyczniejszymi, współgrają opowiadając historię z kilkoma wątkami, w jakich
jest miejsce na śmiech, lecz i refleksję. Pełne humory dialogi nie wykluczają
poruszania kwestii ważnych, Aneta Jadowska znalazła sposób by to każdy z wątków
odpowiednie został przedstawiony, a czytelnik podczas czytania zapamiętał i część
zagadkową i tę całkowicie odmienną. „Martwy sezon” nie wyczerpał jeszcze limitu
sekretów, niektóre już ujrzały światło dzienne, inne dopiero zapowiadają, że
przed rodziną o nazwisku garstka jeszcze niejedna perypetia i to pewnie morderczo
ciekawa.