sobota, 11 stycznia 2020

Sezon tajemnic


„Martwy sezon”
Aneta Jadowska

Na morderstwo nigdy nie ma odpowiedniej pory lub zawsze znajdzie się dobry czas. To już zależy z jakiej perspektywy spogląda się na to dość niecodzienne wydarzenie. Jedni mają większego pecha, inni ciut mniejszego, lecz coś takiego jak zbrodnia doskonała nie istnieje, chociaż inwencja twórcza w tym temacie jest spora, no i ciągle ktoś dokłada nowy pomysł. Jednak spokój bywa wcale nieprzereklamowany, a niektórych niesamowite zbiegi okoliczności wprost uwielbiają.

Wydawałoby się, że jesienna aura w morskim kurorcie to wymarzony czas dla właściciel pensjonatów, hoteli oraz wszystkich tych miejsc, gdzie hurtowo przebywa w letnim sezonie turystyczna brać. Nic bardziej mylnego, zwłaszcza gdy lato przyniosło prawdziwą klęskę nieurodzaju w postaci glonów, trupów i deszczu. Nic więc dziwnego, że Magda Garstka raczej nie tryska humorem, a nowa pora roku wcale nie nastraja ją optymistycznie i to nie tylko z powodu mniejszej ilości słońca. Jednak trzeba robić dobrą minę, bo goście w końcu przyjechali na wypoczynek, nawet jeśli ma on postać szukania duchów lub jest sielskim inaczej wyjazdem we dwoje. Jakby tego było mało również w najbliższej rodzinie zachodzą pewne zmiany. Czy coś jeszcze może zdziwić młodsze i starsze pokolenie pań Garstek, zwłaszcza po trupich znaleziskach w szczycie corocznego boomu wakacyjnego, jaki zakończył się niedawno? Ano tak, jak się okazuje zagadek ciąg dalszy nie ominął Magdy i jej krewnych, a hasło „martwy sezon” nabrało całkiem nowego znaczenia. Czy zabójczego? Tego właśnie chce się dowiedzieć najmłodsza Garstka, lecz nie jedynie to zaprząta uwagę jej i krewniaczek. Pensjonat Wielka Niedźwiedzica to, coś więcej niż pokoje gościnne, o czym wielu już się przekonało. Niekiedy potrzeba znaleźć się w  odpowiednim miejscu i mieć u swego boku kogoś, kto po prostu nie będzie pytał, lecz zaoferuje pomoc. Ale czasami pozory mogą mylić, a życie zaczyna przypominać dobry kryminał, jak spod pióra Agathy Christie.

Jesienna aura bywa zwodnicza i sprawia, że kojarzymy ją ze spokojem i uśpieniem, lecz w książce Anety Jadowskiej ma ona mocne barwy i to nie spod znaku uroczych żółci, lecz zdecydowanych czerwieni, nawet jeśli w przenośni. „Martwy sezon” jako tytuł nabiera bardzo intrygującego sensu, lecz ma on w zanadrzu o wiele więcej niż można by przypuszczać na samym początku lub przed lekturą. Kryminalno-zagadkowa strona nie jest jedyną, towarzyszy jej poważniejsza, jakiej nie spodziewa się czytelnik, obie warstwy, chociaż kontrastowe mają punkty wspólne, a granice pomiędzy nimi zacierają się. Pisarka splotła lżejsze tony z o wiele dramatyczniejszymi, współgrają opowiadając historię z kilkoma wątkami, w jakich jest miejsce na śmiech, lecz i refleksję. Pełne humory dialogi nie wykluczają poruszania kwestii ważnych, Aneta Jadowska znalazła sposób by to każdy z wątków odpowiednie został przedstawiony, a czytelnik podczas czytania zapamiętał i część zagadkową i tę całkowicie odmienną. „Martwy sezon” nie wyczerpał jeszcze limitu sekretów, niektóre już ujrzały światło dzienne, inne dopiero zapowiadają, że przed rodziną o nazwisku garstka jeszcze niejedna perypetia i to pewnie morderczo ciekawa.