sobota, 28 września 2019

Życie


„Uwięziony krzyk”
Anna Naskręt

Spojrzeć tam gdzie się chce, usiąść, pójść ot tak sobie przed siebie, uczesać się, odgarnąć włosy wpadające do oczu, uśmiechnąć i po prostu porozmawiać. Zwykłe codzienne czynności, wykonywane automatycznie, setki, tysiące, powtarzane raz za razem bez głębszego zastanowienia się. Ot zwyczajne sprawy, wydające się bez znaczenia, ale właśnie z nich składa się sprawność, pozwalająca być samodzielnym człowiekiem, który po prostu żyje tak jak chce. A co jeśli zostanie się uwięzionym w własnym ciele, bez możliwości zrobienia tego wszystkiego co uważa się za oczywiste?

Kilka godzin lub minut albo sekund, zmieniających ogromnie dużo i odbierających tak wiele, pozostawiających po sobie ogromne spustoszenie. Anna poznała tę stronę życia od podszewki, a nawet od pojedynczych splotów egzystencjalnej materii i jednostkowych szwów spajających ją w kolejne dni, tygodnie i lata. Młoda kobieta, mająca wiele planów i mnóstwo czasu by je zrealizować, matka i żona, córka i siostra, ciekawa świata i pełna wiary w przyszłość. Nagle przychodzi moment, że wszystko to staje pod znakiem zapytania, a niedługo później okazuje się, iż przed Anną całkiem nowy rozdział życia. Nie ma w nim nic prostego i znanego, każda chwila jest nowa, jedynie co dobrze funkcjonuje to umysł, poza nim nic. Nie można usiąść, wstać, obrócić głowy, zjeść, powiedzieć czego się chce i co się myśli, ale słyszy się co mówią inni i z każdą chwilą coraz bardziej narasta chęć wykrzyczenia swojej świadomej obecności tak niedostrzeganej przez otoczenie. Izolacja, bezsilność, brak możliwości bycia sobą, ile znaczy zwykła codzienność, w jakiej nie jest się uzależnionym od otoczenia dociera do człowieka brutalnie i przede wszystkim bardzo boleśnie. W takich czasach weryfikuje się słowo przyjaciel, bliska osoba i to do czego jest się zdolnym by dzień po dniu budować swoje życie, wbrew wielu ludziom i temu, co spustoszyło organizm.

Udar mózgu. Dwa słowa, o jakich wydaje się nam, że wiemy wszystko, ale o tym, co właściwie znaczą przekonują się jedynie ci, którzy go doświadczyli lub raczej żyją z jego skutkami. Czy można sobie wyobrazić całkowity brak kontroli nad swoim ciałem? Przed lekturą książki Anny Naskręt powiedziałam bym, że raczej tak, lecz już po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów mogłam powiedzieć nie, dlaczego? Ponieważ w każdej minucie, sekundzie mogę zrobić wszystko lub prawie wszystko na co mam ochotę, nie wspominając nawet o tych zupełnie podstawowych ruchach jak poruszanie głową, rękoma czy też nogami bez jakiejkolwiek trudności. Każda następna strona uświadamiała mi co, to znaczy być dosłownie zamkniętym w własnym ciele i ile trzeba włożyć wysiłku w minimalne poruszenie na przykład palcem. Nie obca jest mi choroba, moja czy też bliskich, ograniczenia z nią związane i przezwyciężanie ich, lecz nie na taką skalę. Opisanie krok po kroku swojego stanu i sytuacji przedstawia obraz brutalnie prawdziwy, a szczerość w każdym zdaniu uwypukla to, co uważa się za oczywiste i dane na zawsze. Autorka pokazuje również reakcję najbliższych osób oraz jak zmienia się otoczenie gdy zachodzą tak dramatyczne zmiany. Naprawdę trudno przekazać słowami wrażenia jakie odczuwa się w czasie czytania i kiedy już ostatnie zdanie zostanie przeczytane. Nie da się bez emocji i refleksji, pozostających w czytelniku, podejść do „Uwięzionego krzyku”, w jakim ujęte są lata życia Anny Naskręt wraz z jej bardzo osobistymi uczuciami. Kobiety, która walczyła, walczy i będzie walczyła, aż tyle, nie tak po prostu pisze o tym, co jest ogromnie trudne do wyobrażenia.