"Dziewczyna z kabaretu"
Manula Kalicka
Najpierw był pomysł "okopania" się mieszkaniu, ale niestety kolejne bomby ostudziły zapał Irenki Góreckiej. Okazja ucieczki z płonącej Warszawy niejako pojawiła się sama, żal byłoby jej nie wykorzystać. Tego co czekało artystkę kabaretową w drodze nawet nie podejrzewała, plan był całkowicie inny, niestety został dosłownie zbombardowany, a gruzy wokoło podkreślały niezbyt korzystne i tak już położenie dziewczyny. Jednak przy "odrobinie" dobrej woli, i z dość nieoczekiwanymi towarzyszami, kontynuacja eskapady wydawała się całkiem możliwa, ale los chyba miał całkiem inne plany wobec Irenki i dał jej to wyraźne do zrozumienia, a może zwyciężył rozsądek bądź po prostu brak możliwości dotarcia do punktu docelowego? Nieważne co, istotniejszy okazał się efekt końcowy - powrót do stolicy, w ciut zmniejszonym gronie i z nadprogramowym bagażem, jaki od początku był dość uciążliwy. Ale nie tak łatwo zwyciężyć Irenkę, oczywiście zniechęcenie jej nie ominęło, lecz kto jak kto, ale ona zahartowana jest. Gdyby tylko nie Władzio i Rembrandt, chłopiec i najprawdziwsze dzieło sztuki, obaj dość kłopotliwi biorąc pod uwagę historyczny moment, w którym dołączyli do panny Góreckiej oraz ich pochodzenie. Jednak jakoś trzeba stawić czoła kłopotom, te zaś przybierają postać dość szemraną i na dodatek mają twarz niemieckiego okupanta. Ale nie ma co rozpaczać, mleko rozlało się, to znaczy dziecko i obraz są przy artystce kabaretowej i raczej ich miejsce pobytu nie zmieni się, a zagrożenie staje się coraz bardziej realne. Jak w takiej sytuacji wyjść obronną ręką? Niestety trzeba po raz kolejny zaryzykować i zagrać w sztuce pod tytułem "Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma". Czy tym razem dopisze szczęście pannie Irence i jej nowym znajomym? Stawką jest Rembrandt, pewne prywatne dochodzenie oraz życie, niekoniecznie w tej kolejności. Wojna sprawiła, iż to co jeszcze wczoraj wydawało się całkowicie niemożliwe i nieprawdopodobne zbyt szybko staje nie tylko realne, ale i codziennością.
O wojnie pisano i pisze się dużo w różnych kontekstach, historyczne opracowania, obyczajowe opowieści, biografie bohaterów tamtych lat, perspektyw również jest wiele. W takim entourage`u łatwo naruszyć tabu, urazić uczucia, pisanie w lżejszym tonie wymaga od autora poczucia humoru i jednocześnie taktu. "Dziewczyna z kabaretu" to książka w jakiej czytelnik odnajdzie komedię i tragedię, czasem w tym samym momencie. Wojenna pożoga nie jest maskowana, przekazana z punktu widzenia naocznych świadków lub co więcej uczestników odkrywa całą grozę, ale z drugiej strony życie toczy się nadal, niekiedy trzeba przejść obok, nie ujawniając swoich emocji, z powodu strachu lub sprawy większej wagi. W takiej scenerii Manula Kalicka umiejscawia nieszablonowych bohaterów, którzy nawet w pojedynkę wyróżnialiby się, a w grupie tworzą prawdziwą, że tak by rzec, mieszankę wybuchową. Tytułowa postać zrazu może kojarzyć się dość niepoważnie, lecz pod tą starannie wypracowaną maską kryje się zupełnie ktoś inny, podobnie rzecz zresztą ma się z pozostałymi osobami. Pełne humoru wątki łączą się z tragicznymi momentami, śmierć przeplata się ze śmiechem przez łzy, wojna nie daje o sobie zapomnieć, lecz trzeba myśleć o przyszłości. "Dziewczyna z kabaretu", w niektórych chwilach przypomina mi film "Zakazane piosenki", jest to oczywiście w pełni subiektywne odczucie. Perypetie Irenki Góreckiej oraz jej towarzyszy doli i niedoli bawią jednocześnie nieustannie przypominając o grozie wojny, bohaterstwo nabiera całkiem innego wymiaru - mniej pomnikowego, a bardziej ludzkiego, ze skazami, za to prawdziwszego. Awanturniczy klimat, humor i groza okazują się doskonale do siebie pasować i stanowią doskonałe tło dla historii gdzie śmiech i łzy nie wykluczają się, wprost przeciwnie są symbolem tak samo jak teatralne maski tragedii i komedii.
Manula Kalicka
Najpierw był pomysł "okopania" się mieszkaniu, ale niestety kolejne bomby ostudziły zapał Irenki Góreckiej. Okazja ucieczki z płonącej Warszawy niejako pojawiła się sama, żal byłoby jej nie wykorzystać. Tego co czekało artystkę kabaretową w drodze nawet nie podejrzewała, plan był całkowicie inny, niestety został dosłownie zbombardowany, a gruzy wokoło podkreślały niezbyt korzystne i tak już położenie dziewczyny. Jednak przy "odrobinie" dobrej woli, i z dość nieoczekiwanymi towarzyszami, kontynuacja eskapady wydawała się całkiem możliwa, ale los chyba miał całkiem inne plany wobec Irenki i dał jej to wyraźne do zrozumienia, a może zwyciężył rozsądek bądź po prostu brak możliwości dotarcia do punktu docelowego? Nieważne co, istotniejszy okazał się efekt końcowy - powrót do stolicy, w ciut zmniejszonym gronie i z nadprogramowym bagażem, jaki od początku był dość uciążliwy. Ale nie tak łatwo zwyciężyć Irenkę, oczywiście zniechęcenie jej nie ominęło, lecz kto jak kto, ale ona zahartowana jest. Gdyby tylko nie Władzio i Rembrandt, chłopiec i najprawdziwsze dzieło sztuki, obaj dość kłopotliwi biorąc pod uwagę historyczny moment, w którym dołączyli do panny Góreckiej oraz ich pochodzenie. Jednak jakoś trzeba stawić czoła kłopotom, te zaś przybierają postać dość szemraną i na dodatek mają twarz niemieckiego okupanta. Ale nie ma co rozpaczać, mleko rozlało się, to znaczy dziecko i obraz są przy artystce kabaretowej i raczej ich miejsce pobytu nie zmieni się, a zagrożenie staje się coraz bardziej realne. Jak w takiej sytuacji wyjść obronną ręką? Niestety trzeba po raz kolejny zaryzykować i zagrać w sztuce pod tytułem "Złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma". Czy tym razem dopisze szczęście pannie Irence i jej nowym znajomym? Stawką jest Rembrandt, pewne prywatne dochodzenie oraz życie, niekoniecznie w tej kolejności. Wojna sprawiła, iż to co jeszcze wczoraj wydawało się całkowicie niemożliwe i nieprawdopodobne zbyt szybko staje nie tylko realne, ale i codziennością.
O wojnie pisano i pisze się dużo w różnych kontekstach, historyczne opracowania, obyczajowe opowieści, biografie bohaterów tamtych lat, perspektyw również jest wiele. W takim entourage`u łatwo naruszyć tabu, urazić uczucia, pisanie w lżejszym tonie wymaga od autora poczucia humoru i jednocześnie taktu. "Dziewczyna z kabaretu" to książka w jakiej czytelnik odnajdzie komedię i tragedię, czasem w tym samym momencie. Wojenna pożoga nie jest maskowana, przekazana z punktu widzenia naocznych świadków lub co więcej uczestników odkrywa całą grozę, ale z drugiej strony życie toczy się nadal, niekiedy trzeba przejść obok, nie ujawniając swoich emocji, z powodu strachu lub sprawy większej wagi. W takiej scenerii Manula Kalicka umiejscawia nieszablonowych bohaterów, którzy nawet w pojedynkę wyróżnialiby się, a w grupie tworzą prawdziwą, że tak by rzec, mieszankę wybuchową. Tytułowa postać zrazu może kojarzyć się dość niepoważnie, lecz pod tą starannie wypracowaną maską kryje się zupełnie ktoś inny, podobnie rzecz zresztą ma się z pozostałymi osobami. Pełne humoru wątki łączą się z tragicznymi momentami, śmierć przeplata się ze śmiechem przez łzy, wojna nie daje o sobie zapomnieć, lecz trzeba myśleć o przyszłości. "Dziewczyna z kabaretu", w niektórych chwilach przypomina mi film "Zakazane piosenki", jest to oczywiście w pełni subiektywne odczucie. Perypetie Irenki Góreckiej oraz jej towarzyszy doli i niedoli bawią jednocześnie nieustannie przypominając o grozie wojny, bohaterstwo nabiera całkiem innego wymiaru - mniej pomnikowego, a bardziej ludzkiego, ze skazami, za to prawdziwszego. Awanturniczy klimat, humor i groza okazują się doskonale do siebie pasować i stanowią doskonałe tło dla historii gdzie śmiech i łzy nie wykluczają się, wprost przeciwnie są symbolem tak samo jak teatralne maski tragedii i komedii.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję portalowi CPA
oraz
wyd. Prószyński i S-ka