"Wyspa strachu"
Hakan Ostlundh
Metropolie oferują wiele korzyści, ale również posiadają dosyć dokuczliwe minusy, z dala od nich te drugie nie występują lub są o wiele mniej odczuwane. Małe miasta oferują spokój, możliwość bliższego kontaktu z bliskimi i przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa. W otoczeniu ludzi, których zna się lub przynajmniej kojarzy z widzenia, człowiek nie musi obawiać, że zagrożenie czyha tuż za progiem. Jednak czasem rzeczywistość daje o sobie znać i przypomina, iż zło wcale nie jest domeną tylko wielkich miast.
Wakacyjny relaks, morze, plaża i turyści, Gotlandia wydaje się oazą spokoju, w jakim dostępu nie mają sprawy spędzające sen z powiek policjantom z Sztokholmu. Przynajmniej tak powinno być, ale dwa ostatnie zgłoszenia nie pozwalają Fredrikowi Bromanowi na beztroskie spędzanie czasu z rodziną. Zaszlachtowane brutalnie zwierzę i morderstwo okazują się mieć zbyt wiele punktów zbieżnych by uznać to za przypadek. Takie sytuacje wzbudzają zawsze niepokój, a w miejscu gdzie ludzie oczekują odprężenia i spokoju nie pozostają bez echa. Nie gdzieś tam, ale raczej o wiele bliżej niż ktokolwiek przypuszcza czai się zagrożenie. Policjant wraz ze swoimi współpracownikami zdaje sobie sprawę, iż liczy się czas, ponieważ okoliczności wskazują, że zbrodniarz mógł nie powiedzieć jeszcze ostatniego słowa. Skąpe ślady nie pozwalają na szybkie postępy w dochodzeniu, czego oczekują wszyscy dookoła, atmosfera zagrożenia na nikogo nie wpływa dobrze, nikt nie chce odczuwać lęku i rozglądać się z obawą wokoło. Kim jest ten kto zasiał lęk na Gotlandii? Być może jeden z dość nielicznych tropów pozwoli na krok do przodu, Broman wie, iż liczy się każdy detal, w tym przypadku w szczególności. Nieliczne dowody w połączeniu z uporem w końcu dają efekty, chociaż nie do końca są one takie jak spodziewał się inspektor.
W najgorszym scenariuszu nikt nie zakłada, iż trzeba będzie spojrzeć w oczy złu i podjąć decyzję rzucając na szalę życie. Miało być zupełnie inaczej, niestety okazało się, że chwila nieuwagi kosztuje bardzo dużo. Wystarczy chwila by zburzyć już i tak nadwątlone poczucie bezpieczeństwa, moment ten pozostaje w pamięci na zawsze i nic nie jest w stanie go wymazać całkowicie.
Spokój, zwyczajne życie, bezpieczne sąsiedztwo i ... zbrodnia, ta ostatnia nie pasuje do miejsca, które jedynie w sezonie letnim przeżywa wzrost mieszkańców,a przez resztę roku pozwala na niczym niezmąconą egzystencję. Jednak morderstwo jest faktem i nic tego nie zmieni, raz wzbudzony lęk pozostaje na długo. "Wyspa strachu" to dobrze skonstruowany kryminał w jakim początkowo nie dostrzega się niczego zbrodniczego, raczej przeważa urok miejsc oddalonych od wielkomiejskiego hałasu, chociaż cień zbliżającego się końca tej idylli jest zauważalne. Na pytanie co zburzy ten wakacyjny obraz odpowiedź przychodzi bardzo szybko, wprawdzie jest ona połowiczna, lecz dość rychło zostaje uzupełniona rysując kształty kryminalnej zagadce. Hakan Ostlundh nie poszedł w swojej książce w kierunku dochodzenia gdzie rozwiązanie znajduje się laboratorium i technologia odgrywa jedną z głównych ról. Zamiast tego jest opisana praca policji - niekiedy żmudna i frustrująca gdy brak szybkich efektów podjętych działań, a przestępca wciąż pozostaje na wolności. Jednak strona za stroną czytelnik przekonuje się, że nie ma zbrodni doskonałej i nawet nic nie znaczące początkowo ślady zaczynają układać się we wzór, który w połączeniu z intuicją w końcu pozwalają na odkrycie tożsamości mordercy. "Wyspa strachu" to solidna porcja kryminału, gdzie do samego finału trzeba być uważnym, gdyż w nich także autor sceny ukrył jeszcze jeszcze niespodziankę.
Hakan Ostlundh
Metropolie oferują wiele korzyści, ale również posiadają dosyć dokuczliwe minusy, z dala od nich te drugie nie występują lub są o wiele mniej odczuwane. Małe miasta oferują spokój, możliwość bliższego kontaktu z bliskimi i przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa. W otoczeniu ludzi, których zna się lub przynajmniej kojarzy z widzenia, człowiek nie musi obawiać, że zagrożenie czyha tuż za progiem. Jednak czasem rzeczywistość daje o sobie znać i przypomina, iż zło wcale nie jest domeną tylko wielkich miast.
Wakacyjny relaks, morze, plaża i turyści, Gotlandia wydaje się oazą spokoju, w jakim dostępu nie mają sprawy spędzające sen z powiek policjantom z Sztokholmu. Przynajmniej tak powinno być, ale dwa ostatnie zgłoszenia nie pozwalają Fredrikowi Bromanowi na beztroskie spędzanie czasu z rodziną. Zaszlachtowane brutalnie zwierzę i morderstwo okazują się mieć zbyt wiele punktów zbieżnych by uznać to za przypadek. Takie sytuacje wzbudzają zawsze niepokój, a w miejscu gdzie ludzie oczekują odprężenia i spokoju nie pozostają bez echa. Nie gdzieś tam, ale raczej o wiele bliżej niż ktokolwiek przypuszcza czai się zagrożenie. Policjant wraz ze swoimi współpracownikami zdaje sobie sprawę, iż liczy się czas, ponieważ okoliczności wskazują, że zbrodniarz mógł nie powiedzieć jeszcze ostatniego słowa. Skąpe ślady nie pozwalają na szybkie postępy w dochodzeniu, czego oczekują wszyscy dookoła, atmosfera zagrożenia na nikogo nie wpływa dobrze, nikt nie chce odczuwać lęku i rozglądać się z obawą wokoło. Kim jest ten kto zasiał lęk na Gotlandii? Być może jeden z dość nielicznych tropów pozwoli na krok do przodu, Broman wie, iż liczy się każdy detal, w tym przypadku w szczególności. Nieliczne dowody w połączeniu z uporem w końcu dają efekty, chociaż nie do końca są one takie jak spodziewał się inspektor.
W najgorszym scenariuszu nikt nie zakłada, iż trzeba będzie spojrzeć w oczy złu i podjąć decyzję rzucając na szalę życie. Miało być zupełnie inaczej, niestety okazało się, że chwila nieuwagi kosztuje bardzo dużo. Wystarczy chwila by zburzyć już i tak nadwątlone poczucie bezpieczeństwa, moment ten pozostaje w pamięci na zawsze i nic nie jest w stanie go wymazać całkowicie.
Spokój, zwyczajne życie, bezpieczne sąsiedztwo i ... zbrodnia, ta ostatnia nie pasuje do miejsca, które jedynie w sezonie letnim przeżywa wzrost mieszkańców,a przez resztę roku pozwala na niczym niezmąconą egzystencję. Jednak morderstwo jest faktem i nic tego nie zmieni, raz wzbudzony lęk pozostaje na długo. "Wyspa strachu" to dobrze skonstruowany kryminał w jakim początkowo nie dostrzega się niczego zbrodniczego, raczej przeważa urok miejsc oddalonych od wielkomiejskiego hałasu, chociaż cień zbliżającego się końca tej idylli jest zauważalne. Na pytanie co zburzy ten wakacyjny obraz odpowiedź przychodzi bardzo szybko, wprawdzie jest ona połowiczna, lecz dość rychło zostaje uzupełniona rysując kształty kryminalnej zagadce. Hakan Ostlundh nie poszedł w swojej książce w kierunku dochodzenia gdzie rozwiązanie znajduje się laboratorium i technologia odgrywa jedną z głównych ról. Zamiast tego jest opisana praca policji - niekiedy żmudna i frustrująca gdy brak szybkich efektów podjętych działań, a przestępca wciąż pozostaje na wolności. Jednak strona za stroną czytelnik przekonuje się, że nie ma zbrodni doskonałej i nawet nic nie znaczące początkowo ślady zaczynają układać się we wzór, który w połączeniu z intuicją w końcu pozwalają na odkrycie tożsamości mordercy. "Wyspa strachu" to solidna porcja kryminału, gdzie do samego finału trzeba być uważnym, gdyż w nich także autor sceny ukrył jeszcze jeszcze niespodziankę.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję wydawnictwu: