„Sześć
dni w grudniu”
Jordi
Sierra i Fabra
Kiedy
ktoś prosi o pomoc można obrócić głowę w drugą stronę, zamknąć drzwi, być
głuchym na jego słowa. W końcu przecież są inni, zresztą to nie nasza sprawa, a
angażując się w problemy innych jedynie ściąga się na siebie kłopoty. Niektórzy
jednak nie potrafią być obojętni, chociaż wiedzą, że narażają się na
niebezpieczeństwo i mogą zapłacić wysoką cenę za swój altruizm.
Pozostać
w cieniu, nie rzucać się w oczy i po prostu żyć spokojnie u boku kobiety, która
codziennie daje nadzieję na odrobinę szczęścia. To, co innym wydaje się nudne
dla Miquela Mascarella jest szczęściem, o jakim kilka lat wcześniej nawet nie
marzył. Ale policyjny instynkt w połączeniu z lojalnością stanowią zagrożenie dla
osiągniętego status quo, już kilkukrotnie udawało się byłemu inspektorowi wyjść
cało z nie lada opresji. Spotkanie Lenina nie wróży niczego dobrego, drobny
złodziejaszek prosi o pomoc, kiedyś Mascarell ścigał go, ale wojna domowa wiele
rzeczy zmieniła, dawni przeciwnicy teraz mają za sobą podobne wspomnienia,
naznaczające ich na resztę dni. Drobna kradzież okazuje się wstępem do sprawy,
w jakiej niedawno zakończona wojna oraz wspólny wróg stanowią kluczowe
elementy, lecz nie jedyne. Dlaczego niewielki łup sprowadził niebezpieczeństwo
na głowę złodzieja? Mascarell zaczyna łączyć pozornie niezwiązane z sobą detale
i sobie znanymi kanałami sprawdza swoje przypuszczenia. Zdaje sobie sprawę, że
pomoc Leninowi oznacza dla niego i Patro ryzyko oraz igranie ze śmiercią.
Zaprzysięgły zwolennik Franco i jednocześnie komisarz policji jasno dał mu do
zrozumienia, że kolejne spotkanie będzie ostatnie dla byłego inspektora.
Jednak Miquel, wbrew głośno wyrażanej
negatywnej opinii o tym w co się wmieszał, przemierza barcelońskie ulice jak za
przedwojennych czasów, lecz wie doskonale, iż chociaż czasy są inne to wciąż
stoi po właściwej stronie, nawet jeśli wątpi w to. Kradzież uruchomiła lawinę
śmierci, ale czy to może powstrzymać starego wygę? Na pewno nie w chwili kiedy
ma już w swoim ręku wszystkie nitki i zdaje sobie sprawę, iż musi postawić
wszystko na jedną kartę … Amador nie żartował i spełni swoją groźbę, nie
pozostaje więc nic innego jak rzucenie rękawicy wrogowi.
Barcelona
i jej tajemnice, powojenny okres, kiedy Hiszpanie wciąż jeszcze nie otrząsnęli
się po stracie bliskich, lecz dla wielu generał Franco nie jest faszystowskim
dyktatorem, lecz kimś kto przyniósł wolność. Główni bohaterowie Jordiego Sierry
i Fabry są ofiarami reżimu, starają się żyć tak by nie wyróżniać się, lecz przeszłość
wraca do nich co i rusz, kolejne dochodzenia to nie jedynie sprawy kryminalne,
lecz i rozrachunki z tym, co było ich udziałem. „Sześć dni w grudniu” jest
kolejną odsłoną śledczych działań byłego
inspektora Miquela Mascarella w niepowtarzalnym klimatem noir w hiszpańskiej
wersji. Pisarz pokazał już, że po mistrzowsku łączy fakty historyczne z
przeszłością jednostek oraz kryminalnymi sprawami i nie inaczej jest tym razem.
Z każdą książką poznajemy bliżej głównego bohatera oraz czasy, w których
próbuje odbudować zniszczone życie. Mogłoby się wydawać, że schemat policyjnego
weterana zbyt często już był wykorzystywany, ale w tym przypadku nie ma nic z
kopii, wręcz przeciwnie. Jordi Sierra i Fabra za każdym razem wirtuozersko
łączy śledztwo z barcelońskimi krajobrazami oraz atmosferą Hiszpanii za czasów
Franco. To pierwsze stanowi oś akcji, lecz wyrazistość zyskuje właśnie dzięki
doświadczeniom osobistym oraz zawodowym głównej postaci, zmęczonej przeszłością,
lecz próbującą chociaż jeszcze wyrwać od losu trochę normalności. Suspens nie
jest dodatkiem, ale stapia się z pobocznymi wątkami tworząc opowieść
intrygującą oraz refleksyjną jednocześnie.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
wyd. Albatros