„Jezioro
pełne łez”
Wojciech
Wójcik
Najpierw
był tragiczny splot okoliczności, później pięcioletni wyrok, w końcu powrót na
łono społeczeństwa. Jednak w rzeczywistości nic nie było aż tak proste, za
każdym z tych elementów kryje się dramat i tajemnice, których istnienia większość
nawet nie podejrzewa. Spokojne na pierwszy rzut oka okolice mają całkowicie
inne oblicze, podobnie jak i ludzie je zamieszkujący.
Gęgławki
i ośrodek wypoczynkowy Rybitwa nie należą do typowych centrów urlopowych,
chociaż usytuowanie jak najbardziej sprzyjałoby temu. Urok mazurskich jezior w
tym miejscu nie stracił nic na swej atrakcyjności, a dość dzikie otoczenie
sprzyja odpoczynkowi. Marcin docenia atmosferę swojego miejsca pracy i spokój w
nim panujący, ale przede wszystkim cieszy się wolnością. Ma za sobą trudne lata
i teraz ma po prostu zamiar brać kolejne dni takimi jakimi
będą. Niestety morderstwo w tak cichym zakątku, wydające się dodatkowo zupełnie
bez motywu, nie nastraja optymistycznie, jako były więzień chcąc nie chcąc od
razu znajduje się celowniku stróżów prawa. Zresztą to dopiero wstęp do tego co
szykuje mu los, a może wcale nie mityczne przeznaczenie tylko ludzie? Wydawałoby
się, że w takiej okolicy zbrodnia nie powinna się w ogóle wydarzyć, ale ktoś ją
popełnił i kluczowe jest tutaj pytanie dlaczego? Marcin nie ucieka przed
problemem, w cieniu oficjalnego dochodzenia zaczyna sprawdzać pewne fakty,
zdobywać informacje i jak się okazuje to co jest mu wiadome nie jest choćby
ułamkiem prawdy, chociaż czy jest nią w ogóle? Zbyt wiele znaków zapytania, zbyt
mało odpowiedzi, za to prawdziwy gąszcz sekretów i półprawd towarzyszy
wydarzeniom z przeszłości i teraźniejszości. Nie tak łatwo odnaleźć końcówkę
nitki prowadzącej do rozwiązania w tym kryminalnym labiryncie, może trzeba
poszukać u samych źródeł?
Atmosfera
końcówki lata, miejsce gdzie bardzo często diabeł mówi dobranoc i bohaterowie
biorący życie takim jakim jest, a nie mogłoby być. Gdzieś pomiędzy tysiącem
mazurskich jezior, niedaleko gęstych szuwar, w cieniu starych dębów i w
otoczeniu bagiennych wyziewów ma miejsce zbrodnia. Taki początek sygnalizuje,
że im dalej będziemy się zagłębiać się w lekturę czeka nas niejedna
niespodzianka i rzeczywiście nie brakuje ich, ale nie tylko one są zaletą
„Jeziora pełnego łez”. Jak przystało na rasowy kryminał powieść ma solidny
podkład w postaci w skomplikowanych związkach międzyludzkich, w których
sekrety, przemilczenia i niedopowiedzenia są na porządku dziennym. Oczywiście
morderstwo, bo od razu wiadomo, że jest ono niezaprzeczalne, gra rolę główną,
lecz tak naprawdę na pierwszym planie jest człowiek – Marcin, to od niego
wszystko się zaczyna, a kończy … to już trzeba samemu odkryć. Droga do
rozwiązania zagadek kryminalnych jest więcej niż kręta i niejedna tajemnica
kryje się w na jej zakrętach, za tło ma mazurskie krajobrazy, te bardzo znane,
jak i te powstały w wyobraźni autora, ale mające pierwowzory w rzeczywistości. Wojciech Wójcik na ponad
pięciuset stronach serwuje czytelnikom wieloaspektowe dochodzenie jakie tylko
na pierwszy rzut oka wydaje się proste, pod pierwszą warstwą kryje się kolejna,
a pod nią następna. Objętość książki może wydawać się ogromna, lecz czytanie
wciąga tak, iż prawa nie zauważa się jak szybko ubywa kartek. Ogromna w tym
zasługa suspensu okazującego się wielowątkowym majstersztykiem połączonym
motywem, również wielopłaszczyznowym. „Jezioro pełne łez” jest pierwszorzędnym kryminałem,
jego autor skonstruował intrygującą fabułę i umiejętnie połączył szybsze jej
momenty z wolniejszymi, skrywające w jednych i drugich kolejne tropy oraz
wskazówki.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
portalowi CPA
i
wyd. Zysk i S-ka