piątek, 3 maja 2013

W cieniu zbrodni

"W cieniu kaplicy"
Melvin R. Starr


Zbrodnia towarzyszy człowiekowi od zawsze, nie da się od niej uciec, zawsze jest tuż obok, tak jakby stanowiła mroczne alter ego ludzkiej natury. Łatwo zapomnieć o niej, uznać, że nie istnieje albo dotyczy innych nie nas, aż do momentu kiedy stajemy z nią twarzą w twarz. W takiej chwili przypomina się pierwsze z nią spotkanie i pytanie czy obecne będzie ostatnie? Jest zbrodnia, więc musi być i sprawca oraz motyw, jaki połączył zbrodniarza z ofiarą, w tym wszystkim brakuje kogoś jeszcze - osobę, której zadaniem będzie odnalezienie tego kto stoi za zbrodniczym czynem i powodu nim kierującego, kiedy odbierał komuś życie. Czasem trzeba z pozornie niezwiązanych ze sobą fragmentów ułożyć morderczą mozaikę, w jakiej jest miejsce na ludzkie pragnienie zdobycia tego czego się pragnie i to za wszelką cenę.

Bampton nie wyróżnia się niczym wśród miasteczek średniowiecznej Anglii, ludzie żyją w nim zgodnie z porami roku oraz dniami wyznaczanymi przez wschody i zachody słońca. Dzień po dniu pracują ku chwale najwyższego, by wypełnić obowiązki wobec dziedzica oraz związać koniec z końcem we własnym obejściu. Proste życie, w jakim wszystko ma swoje miejsce i czas, płynące jak miejscowy strumień szybko i bez zbędnych przeszkód, aż do chwili kiedy natrafia na przeszkodę w postaci ... zwłok. Śmierć nie jest niczym nadzwyczajnym, przychodzi często i nie dziwi zbytnio nikogo, ale gdy nie jest naturalna to sprawa nie jest już tak oczywista. Przed mistrzem Hugh z Singleton kolejna zagadka do rozwiązania. Chociaż to, co przytrafiło się Alanowi wygląda na zgon z powodu napaści dzikiego zwierzęcia wcale nie jest takim w rzeczywistości. Po pierwsze o wilkach nie słyszano w bliższej i nawet dalszej okolicy od kilku dziesięcioleci, niedźwiedzia takoż nikt nie ogląda poza polowaniami i głuchą knieją, a po drugie pewne ślady każą sądzić, że za tą zbrodnią stoi raczej dwunożna istota. Jednak nie tak łatwo wskazać mordercę, bo tropy dość nikłe i nikogo wyraźnie nie wskazują, lecz od czego spostrzegawczość Hugh i jego zapał do odkrywania tajemnic? Spokojne włości lorda Gilberta Talbota mają też i ciemniejsze strony, które znowu przyjdzie odsłonić jego rządcy.

Jak się okazuje w cieniu małej kaplicy św. Andrzeja żyje nie tylko duchowny John Kellet, także inni są związani z tym poświęconym miejscem. Dochodzenie nie jest łatwe, no i nie stanowi głównego zajęcia Hugh. Jednak pomiędzy zabiegami chirurgicznymi, pilnowaniem pracy siewców grochu i zapędzaniem owiec na nowe pastwisko, znajduje się czas na szukanie tropów związanych ze śmiercią Alana. Powoli obserwacje miejscowej ludności dają efekty, czasem wystarczy spojrzeć na prowadzone prace w przydomowym ogrodzie, a czasem na twarze ludzi lub na to, co mają na nogach. Niby nic, ale w ostatecznym rozrachunku wszystko się liczy, dodatkowym dowodem obrania właściwej drogi jest także pewne bardzo nieprzyjemne i dotkliwie bolesne spotkanie w nocy. Ale widać już światełko w tunelu, chociaż w krwawym jest ono kolorze, kolejne zabójstwo wydaje się nie mieć związku z pierwszym, lecz Hugh ma całkowite inne zdanie czy słusznie? Jaką rolę odegrał rządca i chirurg lorda Talbota w tej zbrodni? Podwójna zabójcza zagadka wymaga dużej uwagi ze strony prowadzącego śledztwo, a inne sprawy również zaprzątają jego uwagę, jak chociażby wdzięki pewnej uroczej sklepikarki z Oxfordu czy też dziecka, któremu pomogło się, a jakie stało się piękną dziewczyną. No, a nocna wyprawa przynosi więcej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać, dworskie lochy w końcu będą mieć odpowiednich lokatorów ...

Drugie spotkanie ze średniowiecznym chirurgiem oraz detektywem Hugh z Singleton okazuje się mieć przebieg jeszcze bardziej intrygujący niż pierwsze. Po raz kolejny średniowiecze pokazuje trochę inne oblicze niż mogłoby się wydawać. Zamiast życia w cieniu chorałów gregoriańskich i danse macabre jest egzystencja w jakiej nie brak zagadek, tajemniczych zbrodni oraz sekretów, dość niechętnie odkrywanych przed obcymi. Autor postawił na autentyczność realiów i dzięki temu czytelnik ma wrażenie, że czyta zapiski z wydarzeń, które miały miejsce dokładnie w tym czasie, a nie w innym. Nie można zapomnieć o samych bohaterach, bo oni wraz z intrygą, jakiej są uczestnikami, grają główna rolę. Są dziećmi swojej epoki, ze wszystkimi jej wadami i zaletami, posługują się narzędziami znanymi w średniowieczu i wiedzą wtedy dostępną. Działają na podstawie tego co jest im wiadome, krok po kroku starając się odkryć motyw oraz sprawców zbrodni. Jedyną przewagą jaką mają to ich umysł, spostrzegawczość i otwartość na to co nowe i nieocywiste. Hugh już nie jest nowicjuszem w swoim fachu, jego życie uległo zmianom, a kolejne już czekają by pojawić się w nim. Następne perypetie średniowiecznego chirurga zapowiadają się równie interesująco, co dwie dotychczas opisane historie. Średniowiecze w wydaniu Melvina R. Starra to nie mrok i zabobon, lecz życie wcale nie tak odległe od współczesnego, lecz z własnym charakterem, który został zachowany w żywej postaci, a muzealnej posągowości. Prawdziwemu detektywowi, niezależnie od epoki, niewiele potrzeba by odkrył prawdę, ale czasem przydaje się twarda głowa, ciekawość świata i patrzeniu tam, gdzie inni boją się zajrzeć.

Baza recenzji Syndykatu ZwB
Za możliwość przeczytanie książki dziękuję
wyd. PROMIC