Anna Wolf
Miłość nie zawsze przychodzi głośno i z fajerwerkami. Czasem pojawia się niezauważenie, po cichu, wyciszając głos demonów tego, co było i dając promyk nadziei. Krok po kroku, dużym lub małym, zmienia codzienność, daje czas na oswojenie się z emocjami, jakie wydawały się już należeć do przeszłości. A kiedy zostanie nazwana z imienia uśmiech pojawia się na twarzy i przyjemne ciepło otacza serce.
Tamten zimowy dzień Tara zapamiętała, bo uratowała życie człowiekowi, zrobiła po prostu to, co trzeba było, bez zbędnego zastanawiania się. Nie pomyślała, że ktoś mógłby chcieć jej podziękować. Ericowi przydarzył się świąteczny cud, chociaż ze Świętami nie było mu po drodze. Ten rok nie zapowiada, że coś zmieni się w jego punkcie widzenia grudniowych dni. Tara cieszy się na nadchodzące Boże Narodzenie, w końcu od lat będzie ono takie jak pragnie ona i córki. Nic nadzwyczajnego, lecz najważniejsze, że spędzą je razem i w spokoju. Przypadkowe spotkanie z pewnym mężczyzną przeszłoby bez echa, ale los ma dla nich inny scenariusz. Ostatnie czego chciałaby kobieta to wikłanie się w cokolwiek z jakimkolwiek mężczyzną, byłego męża nie wspomina zbyt dobrze. Jednak Eric jakoś wchodzi do jej świata, a ona do jego. Każde z nich jest ostrożne, przeszłość przypomina im o niewesołych wydarzeniach, lecz może nadarza się okazja by spojrzeć z nowej perspektywy na przyszłość? Jednak wcale nie tak łatwo wyjść z cienia tego, co było, czy uda się go rozświetlić i pokonać?
Sezon na zimowo-świąteczne historie mamy w pełni, chociaż mogłoby się wydawać, że ten sam motyw będzie skutkował kolejnymi kalkami, to wcale tak nie musi być. Każdy autor ma swój pomysł na to by właśnie ten okres w roku opisać, często w charakterystyczny dla siebie sposób lub wprost przeciwnie, sięgnąć nieco w innym kierunku. Nie zawsze święta muszą odgrywać pierwszoplanową rolę, czasem stanowią jeden z elementów tła, nadając całości cieplejszy ton. Anna Wolf poszła w tę stronę w swojej najnowszej książce, która nie jest do końca typową bożonarodzeniową opowieścią, lecz jej cień jest widoczny. Jednak „Zimowe serca” na pewno mają w sobie ciepło ogrzewające czytelników, strona po stronie jest ono odczuwalne, delikatnie otula tę historię. Pod pozorami zwyczajności kryje się opowieść o dwójce ludzi, z przeszłością i po przejściach, z teraźniejszością w jakiej nadal zmagają się z tym, co było, lecz wciąż jeszcze nie jest za nimi. Nie brakuje dramatyzmu oraz tajemnic, które w śnieżnej scenerii są jeszcze mocniej odczuwalne, temperatura uczuć rośnie, ale również pojawiają się wątpliwości i znaki zapytania. Autorka splata losy dwojga ludzi, którzy dostrzegają szansę, jaka pojawiła się w ich życiu, ale patrzą na nią przez pryzmat swoich doświadczeń. Czyni to stopniowo, jednocześnie nie zapominając o innych wątkach. Gdzie w „Zimowych sercach” jest miejsce na świąteczny nastrój? Bez obaw znalazł on się w odpowiednich momentach i czasie, uzupełnia on fabułę o miękkie i ciepłe światło padające z choinki, dodaje blasku dzięki światłu odbijającemu się w ozdobach, lecz najważniejsze to pokazanie rodzących się więzi i uczucia. Jedno i drugie nie jest oczywiste, bohaterowie wydaja się niekiedy stąpać po cienkim lodzie emocji, jaki nierozważny ruch może załamać. Jednak właśnie dzięki temu jest w historii opowiedzianej przez Annę Wolf nie cukierkowa rzeczywistość, ale równocześnie pokazująca zwykłych ludzi w chwili kiedy otwierają drzwi do czegoś, co wzajemnie sobie chcą podarować – miłości.