niedziela, 30 października 2016

Ulotne szczęście

"Światło między oceanami"
M.L. Stedman


Samotność może być lekiem na ból, pozwala z dala od innych na zmaganie się z tym co zraniło i pozostawiło blizny, niewidoczne dla oczu, lecz nie dla serca i umysłu. Jednak czasem ktoś sprawia, że do przeszłości drzwi przymykają się i znowu ważna jest teraźniejszość, a i przyszłość nabiera jaśniejszych barw. Szczęście jest w zasięgu ręki, wydaje się takie łatwe do osiągnięcia, dla niego można wiele poświęcić, ale rachunek za chwile słabości zawsze w końcu zostanie wystawiony.

Wyspa Janusa dla niektórych wydaje się ostatnim miejsce na Ziemi, gdzie chcieliby zamieszkać. Tom uważa inaczej, ten kawałek lądu, smagany słonymi porywami wiatru, jest dla niego punktem, pozwalającym na, przynajmniej czasowe, odepchnięcie od siebie wspomnień. Wciąż wracają do niego obrazy z Wielkiej Wojny i twarze tych co stracili w niej życie. Posada latarnika to ucieczka od frontu, śmierci i kilku lat niewyobrażalnego dla większości koszmaru. Jednak niekiedy pojawia się niespodziewana szansa na pozostawienie za sobą zła jakiego się doświadczyło. Isabel jest odważna, pełna radości i zakochana w Tomie, nie przeraża jej perspektywa zamieszkania na bezludnej wyspie, z daleka od bliskich. Nie boi się tego, wie, że u jej boku będzie ktoś kogo kocha i to z wzajemnością. Nic nie zapowiada dramatu, którego staną się uczestnikami, jeszcze mogą cieszyć się sobą i przyszłym radosnym wydarzeniem. Niestety poronienia i utrata dziecka to ogromny wstrząs dla obojga, ale nawet w takich bolesnych momentach nie odwracają się od siebie, są dla siebie oparciem. Los jednak wystawia ich na kolejną próbę, do brzegu wyspy dobija łódka z niecodziennymi pasażerami zmieniając wszystko. Kim jest nieżyjący mężczyzna i żywe niemowlę? Dla Toma to ważne pytania, Isabel natomiast skupia się na dziecku, rozsądek i serce nie idą tym razem w parze. Jedno z nich zdaje sobie aż zanadto sprawę co oznacza decyzja podjęta pod wpływem uczuć, lecz widząc ból ukochanej osoby, rozwaga zostaje zignorowana, chociaż nie da się zapomnieć o złamaniu własnych zasad. Czy można jednocześnie być szczęśliwym i żyć ze świadomością o tragedii kogoś innego?

Wyspa Janusa miała być azylem, miejscem gdzie demony przeszłości zostaną okiełznana, była świadkiem szczęścia i niewyobrażalnego smutku. Czy radość mająca u swych podstaw ból innych nie jest oszukiwaniem samego siebie? Może to jedynie iluzja, kalecząca ludzie jeszcze dotkliwej niż bolesna rzeczywistość?

Bardzo dużo napisano książek o różnorodnych obliczach miłości, temat ten jest niewyczerpany,gdyż każda jest inna, niepodobna i jedyna w swoim rodzaju. Nie zawsze jest nazwana po imieniu, czasem świadczą o niej jedynie czyny i mówią o jej sile o wiele więcej niż jakiekolwiek wypowiedziane słowa. "Światło między oceanami" to opowieść o miłości, mającej wiele twarzy, ale przede wszystkim o ludziach w jakich ma swój początek, rozwija się i przede wszystkim, którzy poddają ją próbom. M.L. Stedman przedstawiła w osobach Toma i Isabel całą gamę jej odcieni, niekiedy jasnych aż po mroczno-bolesne. Mogłoby się wydawać, że nie ma nic niezwykłego w historii latarnika i jego żony, po prostu młodzi ludzie ze swoimi problemami, może tylko miejsce nie tak zwyczajne. Już po pierwszych przeczytanych rozdziałach wiemy, iż przed nami powieść jaka pochłonie nas bez reszty i wprost zmusi do zastanowienia się nad tym co rzeczywiście jest ważne w życiu i jak jedna decyzja zmienia dosłownie wszystko. "Światło między oceanami" to historia wielowarstwowa, z pełnym wachlarzem emocji, poruszająca i nie pozostawiająca obojętnym na to co jest udziałem bohaterów, wątki uzupełniają się nawzajem, tworząc portret ludzi poranionych i próbujących na nowo zbudować swój świat pomimo prześladujących ich demonów przeszłości. Niektórzy z nich gubią się w momencie gdy muszą stawić czoła skutkom swoich wyborów i nie umieją pogodzić się z prawdą, lecz tuż obok nich jest ktoś wspierający ich, biorący na barki ciężar wspólnej winy bez słowa skargi i dochowujący tajemnicy pomimo własnego bólu. Książce M.L. Stedman daleko do łzawej historii, chociaż niewykluczone, że mogą się one pojawić za sprawą losów Toma i Isabel, dwójki ludzi, bezpośrednio i pośrednio zmuszonych do zmierzenia się tym co pozostawiła po sobie wojna. Tych dwoje balansuje pomiędzy szczęściem, dramatycznymi decyzjami, cieszy się z wyrwanych losowi chwilami radości, próbując uciec od podążającego za nimi raniącymi wspomnieniami. Czasem to co człowieka nie zabija łamie go, miłość pozwala w takim momencie na zaleczenie ran, ale blizna zawsze już pozostanie, rzucając cień na wszystko co przyjdzie później. Sam tytuł "Światło pomiędzy oceanami" ma wiele znaczeń, jedne nasuwają się od razu, inne przychodzą jakiś czas po lekturze, każde z nich nie wyklucza się, uzupełniają się nawzajem i wzbogacając niezwykłą historię latarnika i jego żony.

            

          Za możliwość przeczytania książki 


    Dziękuję 


     wyd. Albatros

środa, 26 października 2016

Pomiędzy przeszłościai przyszłością

"Nefrytowa szpilka"
Joanna Miszczuk


Kto nie marzył by być kimś zupełnie innym? Chociaż na chwilę zostawić za sobą to co nas uwiera i po prostu stać osobą całkowicie inną od tej, którą byliśmy do tej pory. Nierealne? Być może, ale taka myśl potrafi dać impuls by marzenia urzeczywistnić. Nie każdy da radę stawić czoła przeciwnościom na drodze do spełnienia pragnień, niektórzy łatwo się nie poddają i walczą o swoją wizję. Czy gdy zdobędą swój szczyt będą zadowoleni z siebie i z wyzwania jakiemu sprostali?

Los rzadko bywa sprawiedliwy, za to lubi wymierzać ciosy w najmniej spodziewanych momentach, pozostawiając po sobie ból i rozpacz. Melania, patrząc wstecz, doskonale wie kiedy to jej udzielił brutalnej, życiowej, lekcji. Nikt z postronnych nie wie kim była kiedyś, za to podziwiają dzisiejszą pozycję kobiety. Ale ona nie zapomniała swej przeszłości, wprost przeciwnie pamięta ją doskonale. Jak każdy ma swoje słabe strony, lecz o nich wie tylko ona, przypominają o błędach, mniej lub bardzie zawinionych. Dawno temu wybrała ścieżkę, która pozwoliła na rozwinięcie skrzydeł i osiągnięcie ogromnego sukcesu, nic nie dostała za darmo, czasem płaciła bardzo wysoką cenę za to o czym nie marzyła. Jako nastolatka szybko zrozumiała co się liczy w życiu lub raczej co inni uważają za istotne, a ich uznanie miało duże znaczenie dla Melanii. Jednak splot okoliczności sprawił, iż dostrzegła coś więcej niż pozostali, z dnia na dzień musiała zmienić swoje plany. Ktoś kto powinien być wsparciem odwraca się od niej, co więcej rani ją dotkliwie. To co mogłoby ją załamać przynosi całkiem odwrotny skutek, dziewczyna przekuwa ból w zwycięstwo i to o wiele większe niż mogła przypuszczać. Nie tak łatwo wyrobić sobie renomę w hermetycznym światku sprzedawców i rzeczoznawców antyków, tylko nielicznym udaje się to, Melania wie o tym i zbytnio się nie łudzi wizją zagranicznej kariery. Jednak tak jak los rozdaje brutalne kuksańce, tak i czasem uśmiecha się gdy się tego człowiek najmniej spodziewa. Pobyt w Londynie zaskakuje młodą kobietę kilkukrotnie, pozwalając uwierzyć, że szczęście także jest i jej pisane, zwłaszcza kiedy nie czeka się na nie z założonymi rękami. Radość z osiągnięć zawodowych dorównuje tej w życiu prywatnym, na miłość Melania nie liczyła, ale i ona przyszła, pozostawiając po sobie słodko-gorzkie wspomnienia. To wszystko już wydarzyło się, teraz niespodziewanie znowu puka do niej przeszłość, czy warto do niej wracać? Przecież blizny wciąż przypominają o smutnym finale czegoś pięknego.

Niekiedy trzeba dać szansę temu co wydawało się już historią, zatrzymać się i zrobić nieplanowany krok, poświęcić trochę czasu nie tylko pracy, lecz pasji, która za nią stoi. Bywa, że przeznaczenie coś chce nam powiedzieć, odkryć kartę jaką docenić może niewielu, tak samo jak wyciągnąć z niej naukę.

Tajemnicze Chiny, ekskluzywny krąg znawców i kolekcjonerów dzieł sztuki oraz dziewczyna znikąd. Bajka? Nie, to historia zwyczajnie niezwyczajna, w której dużą rolę odgrywają sekrety, siła marzeń i emocje. "Nefrytowa szpilka" jest opowieścią w jakiej ściera się kultura zachodu i wschodu, szczególnie ta druga stanowi ważny wątek wraz z dziejami Państwa Środka w ostatnich stu latach. Joanna Miszczuk oddaje z detalami klimat Pekinu, co pozwala czytelnikom na przeniesienie się podczas lektury w egzotyczne dla nas miejsca i towarzyszenie bohaterom w ich perypetiach. Most przerzucony pomiędzy przeszłością i przyszłością jest jednym z motywów "Nefrytowej szpilki", na jego tle rodzi się miłość i ból oraz dokonuje się rozrachunek z tym co było i od czego nie można się odciąć. Podczas czytania obserwujemy dojrzewanie bohaterki i zmiany jakie w niej zachodzą, finał być może i nie zaskoczy, chociaż pewne jego elementy nie są oczywiste. Czas spędzony z tą książką to nie przelotne chwile, nie pozostawia ona po sobie obojętności i łatwo się o niej raczej nie zapomni.

Za możliwość przeczytania książki

dziękuję 
 
portalowi CPA
i
wyd. Prószyński i S-ka
 

poniedziałek, 24 października 2016

Po armagedonie

"Atlantydzka zaraza"
A.G. Riddle


Ziemia jest w naszym władaniu, od wieków ujarzmiamy przyrodę, wykorzystujemy naturę, czujemy się niepokonani. Nikt i nic nam nie zagraża, chociaż od czau do czasu dostajemy ostrzeżenie, to i tak zaraz po nim wracamy do starych nawyków, nie zawsze czerpiąc naukę z tego co dane było nam doświadczyć. Od tysięcy lat stoimy na najwyższym szczeblu drabiny ewolucyjnej i umiemy to wykorzystać, jak dotąd obronną rękę wychodziliśmy z wielu katastrof, lecz czy i tym razem będziemy zwycięzcami?

Epidemia dziesiątkuje ludzkość, jej skala jest niewyobrażalna, codziennie umierają tysiące, dotyka najbogatsze i najbiedniejsze kontynenty. Wybuchnęła bez ostrzeżenia, nie ma na nią leku, gorączkowe badania nie przynoszą rezultatów, zegar zniszczenia odmierza kolejne godziny, dni, tygodnie, niezliczonymi ofiarami. Doktor Kate Warner nie zamierza się poddać, wie więcej od innych naukowców, ale i to jest za mało by dokonać tak oczekiwanego przełomu. Ile jeszcze czasu pozostało do całkowitego unicestwienia człowieka? Tego nie wie nikt i pytanie to wciąż pozostaje niewypowiedziane głośno, nadzieja wciąż jest i daje siłę do walki, a ta nie jest jedynie metaforyczna. Dotychczasowa rzeczywistość to już przeszłość, nie tylko pandemia powoduje światowy chaos, ktoś wykorzystuje zaistniałą sytuację do swoich celów, bezwzględnie i brutalnie, krok po kroku realizuje, zdawałoby się, szaleńczy plan. Kate wie już co zamierzają jej wrogowie, jak nikt zdaje sobie także sprawę co chcą osiągnąć, ale czy sama da radę im się przeciwstawić? W ciągu ostatnich tygodni zaufała kilku osobom i nie zawsze były one właściwe, lecz teraz musi zaryzykować znowu, stawką jest ocalenie ludzkości. Jeżeli teraźniejszość nie daje odpowiedzi, trzeba poszukać ich w przeszłości, to tam kryje się rozwiązanie, jednak nie tak łatwo je rozszyfrować. Komuś zależało by nie dostało się w niepowołane ręce, doktor Warner musi znaleźć klucz do tego co już miało miejsce, by otworzyć drzwi do przyszłości. Wszystko co dotychczas przeżyła ma znaczenie, jest kimś o wiele ważniejszym niż się komukolwiek wydawało, ale czy uda się to wykorzystać? Zagłada zdaje się być wpisana w historię ludzkości, która już tak długo balansuje na krawędzi, lecz tym razem jest ona bardziej realna niż kiedykolwiek wcześniej.

Podczas lektury kontynuacji trudno uniknąć porównań do pierwszej części, szczególnie gdy narzuciła ona zawrotne tempo pojawiających się zagadek. "Atlantydzka zaraza" nie ustępuje wartkością akcji swemu poprzednikowi, liczbą niespodzianek nawet go przewyższa, a i kilka tajemnic ma także w zanadrzu. A.G. Riddle nie tylko w drugim tomie rozwija wątki już zapoczątkowane, ale i daje czytelnikom całkowicie nowe, które rzucają na już znane elementy nowe światło. Dotychczasowi bohaterowie stawiani są w obliczu świeżych zadań, znalazło się także miejsce dla nowych postaci, jedni i drudzy przemierzają Ziemię by zapobiec zagładzie lub wprost przeciwnie - by w końcu się ona dopełniła. Autor nie poprzestał na ramach historii wyznaczonych w "Genie atlantydzkim", poszedł krok dalej dodając do już znanych elementów kolejne motywy, uatrakcyjniające dotychczasową fabułę i będące źródłem intrygujących ścieżek jej rozwoju. A.G. Riddle łączy fakty naukowe z fikcją, rzeczywiste wydarzenia przedstawia z zaskakującej perspektywy, rysuje niepokojącą przyszłość, wcale nie tak odległą i mającą swoje korzenie w światowej historii. "Zaraza atlantydzka" to scenariusz katastrofy wydającej się nie do zatrzymania, ale to jedynie pozory, pod nimi kryje się nadzieja i walka o prawdę i człowieczeństwo. 

Zło odradza się, dobro ma różnorodne oblicza i bywa brutalne. Oba odradzają się w tym samy czasie, to od ludzi zależy, które zwycięży, czasem wystarczy spojrzeć w przeszłość by wybrać właściwą ścieżka. Jednak droga na skróty również kusi, a to może skończyć się katastrofą.
 
 
 
Za możliwość przeczytania książki 

dziękuję wydawnictwu:
 
 
 
Znalezione obrazy dla zapytania wydawnictwo jaguar




Recenzja "Genu atlantydzkiego" tutaj
Wywiad z A.G. Riddle`m tutaj

sobota, 22 października 2016

Grozi śmiechem :)

"Granat poproszę!"
Olga Rudnicka


Wiadomo, że grom z jasnego nieba zawsze pojawia się wtedy gdy się go nikt lub prawie nikt nie spodziewa. Taka jego natura i urok, chociaż dla wielu bywa on sprawą co najmniej kontrowersyjną, pozostawia po sobie niezapomniany ślad. Czasem jest impulsem do niecodziennych działań i początkiem niezwykłych wydarzeń, a potem już nic nie jest takie jak było, na szczęście dla jednych i niestety dla drugich. Po prostu trzeba nauczyć się egzystować w nowej rzeczywistości, gdzie co i rusz pojawiają się niespodzianki, niekiedy dość kontrowersyjne.

Los bywa niesprawiedliwy, powiedzmy sobie to jasno jest nawet zjawiskiem bardzo złośliwym obdarzając pewne osoby słusznym wzrostem innym dając go o wiele mniej. Nic dziwnego, że potem człowiek patrzy na innych przez pryzmat tych nieszczęsnych centymetrów, brakujących lub nadmiarowych. Jednak przychodzi moment kiedy schodzą one na ciut dalszy plan, bo okazuje się, iż szanowny małżonek zrejterował z rodzinnego gniazda i jak gdyby tego było mało, głośno jeszcze oznajmia swoje plany na przyszłość. Nie ma w nich miejsca oczywiści na dotychczasową małżonkę, nie jest ono ,też wakatem gdyż cichaczem zostało zajęte przez nieznaną femme fatale, młodszą i wyższą na dodatek. Co jak co, ale Emilia Przecinek takiego scenariusza nie przewidziała, a wyobraźnię ma ogromną, w końcu jest autorką romantycznych powieści. Jak do tego mogło dojść? Pewne szczegóły wiarołomny zdradził, reszty trzeba się domyśleć, niestety czasu na rozważania zbytnio nie ma, bo rodziną należy się zająć i jeszcze nową książkę napisać! Z obłoków trzeba na ziemię zejść i zająć się ogarnianiem całego tego chaosu, zadanie to nie jest proste, szczególnie gdy tuż obok jest wygadana córka i syn, obaj w wieku nastoletnim oraz własna matka i osobista teściowa. Czym zająć się w pierwszej kolejności? Tu służy radą latorośl, nader rozsądna i bezkompromisowa, tudzież nie kryjąca swoich opinii i dobrych rad. No i są jeszcze dwie starsze panie, które nie zamierzają stać obok i się nie wtrącać, jak by nie było ich życiowa "mądrość" może być "przydatna". Dotychczas Emilia żyła w błogiej nieświadomości co do zbyt wielu spraw, nadszedł czas by się zabrać do pracy czyli przede wszystkim rozmówić się z nie tak już osobistym małżonkiem, w międzyczasie oczywiście dbając o karierę pisarską. Jak by tego było mało przyplątał się jeszcze trup, nie taki z przysłowiowej szafy, lecz najprawdziwszy z prawdziwych i policja na dodatek, czyli również dochodzenie spada na głowę Emilii i jej bliskich. Przyplątuje się ponadto zdradziecki mąż i wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, a tu na dodatek  pisać powinno się o sercowych perypetiach nieistniejących, nie licząc głowy autorki, postaci. Czy tego aby nie za dużo na jedną osobę, nawet gdy ma do pomocy dwie, dość upiorne, matki, nastolatków i węszącą parę policjantów, że o pewnym zdrajcy się nie wspomni się?

Podobno od przybytku głowa nie boli, jednak nie dotyczy to raczej tego chaosu, który właśnie jest udziałem pani Przecinek. Co nas nie zabije to nas wzmocni, a to czego nie powie się stróżom prawa tylko pomoże w egzystencjalnych porządkach. Emilia jako autorka chwytających za serce opowieści radziła sobie dobrze, lecz przed nią pojawiło się zadanie całkiem innego kalibru, czy da sobie radę tam gdzie liczy się spryt, zimna krew i odporność na "dobre" rady rodzicielek?

Na okładce książki "Granat poproszę" powinno być ostrzeżenie, że lektura tej historii powoduje bardzo częste wybuchy niekontrolowanego śmiechu. Co na przykład może skutkować dziwnymi spojrzeniami współpasażerów, bliskich nie, bo widząc na obwolucie imię i nazwisko autorki wiedzą dlaczego humor rzeczonego czytelnika jest aż tak pozytywny. Talent komediowy Olgi Rudnickiej znowu dał o sobie znać, oczywiście doprawiony nutą sensacji i niesamowitymi bohaterami. Zbrodnia, zdrada i zamieszanie, te trzy słowa nie oddają w pełni fabuły, ale przybliżają ją moim zdaniem doskonale, chociaż ich prawdziwe znaczenie poznaje się w trakcie czytania. "Granat poproszę" to jeden z najlepszych leków na jesienne wahania nastroju, skuteczniejszy niż czekolada, zresztą sprawdzi się także w czasie innych porach roku i sytuacjach, kiedy trzeba podnieść sobie poziom serotoniny i to w szybkim czasie. Perypetie Emilii Przecinek są jedyne w swoim rodzaju, chociaż niektóre pewnie przydarzyły się niejednemu z nas. Kibicowanie głównej bohaterce rozpoczyna się bardzo szybko i trwa do ostatniej kartki, oprócz niej są też i inne postacie zapadające w pamięć, pomimo drugoplanowej roli są dopracowane w każdym szczególe. Pozostaje jeszcze wątek kryminalny, jaki nie został ot tak sobie dołączony fabuły, lecz zręcznie wpleciono go w poszczególne wątki tak by zaskoczył efektem końcowym. Olga Rudnicka pokazała po raz kolejny, że posiada wcale nie tak częsty dar opowiadania z ogromną dozą humoru o sprawach kojarzonych raczej nie ze śmiechem.

Za możliwość przeczytania książki

dziękuję 
 
portalowi CPA
i
wyd. Prószyński i S-ka
 
 



środa, 19 października 2016

Honor, a co potem?

"Człowiek honoru"
Paul Vidich


Honor wydaje się słowem, które ma jednoznaczne znaczenie dla każdego, lecz w rzeczywistości okazuje się nadzwyczaj skomplikowanym pojęciem. Za nim kryje się bohaterstwo i odwaga, ale i obawa przed zawiedzeniem oczekiwań i posądzeniem o tchórzostwo. Bywa pojmowany różnie, wbrew temu co sądzi się powszechnie, czasem dostosowuje się go do momentu w historii. Jedynie nieliczni umieją unieść jego ciężar i postępować zgodnie z nim gdy nadchodzi chwila próby, odrzucając łatwiejsze rozwiązania i wybierając trudniejszą ścieżkę.

Duma i zadowolenie ze zwycięstwa czasem przemija bardzo szybko, potem trzeba zmierzyć się z realiami w jakich okazuje się, że walka jeszcze nie została zakończona. Stary przeciwnik wcale nie złożył broni, a chwilowe zawieszenie broni to już stare dzieje. George Mueller dawno temu uświadomił sobie, iż jego ideały nie przystają do świata, w którym przyszło mu żyć, lecz w końcu dojrzał by powiedzieć to już koniec. Jak długo można okłamywać siebie i robić coś, do czego dawno straciło się serce? Niektórzy umieją powiedzieć sobie stop i wycofać się z tego co wypaliło ich i pozostawiło po sobie ból oraz rozczarowanie. Mueller dojrzał do odejścia z CIA, zbyt dużo widział i przede wszystkim przeżył, by mieć nadzieję, że jego odczucia są jedynie wynikiem chwilowego zmęczenia. Wie doskonale jakimi zasadami rządzi się jego praca, nie ma w niej już miejsca dla niego, szczególnie po ostatnich wydarzeniach. Młodzieńczy entuzjazm dawno jest jedynie przebrzmiałym wspomnieniem, a tam gdzie dawniej rządziły ideały teraz coraz większe znaczenie ma polityka, zwłaszcza w swej najbardziej bezpardonowej odsłonie. Na dodatek jeden z agentów jest kretem i skutecznie krzyżuje działania agencji, wiadomo, iż został zwerbowany przez Związek Radziecki, jak by tego było mało FBI tylko czeka na wpadkę CIA by ją wykorzystać do jej zniszczenia. Taki klimat jest nie do przyjęcia przez George`a, lecz nim rozpocznie nowy rozdział swego życia musi dokończyć sprawy, mające swe źródła prawie dekadę wcześniej. Rozgrywki wywiadowcze nie toczą się zgodnie z regułami fair-play, bieli niewinności i czerni zła również nikt nie zauważa, chyba że  jest to na rękę, wszystko otacza mgła w kolorze szarości tworząca się z kłamstw powtarzanych w imię dobra narodu. Zdrajca doskonale zakamuflował się i nie zamierza ujawnić swej tożsamości, to zadanie należy do Muellera i ma bardzo niewdzięczny charakter. Kim jest ten kto skalał własne gniazdo i co go do tego skłoniło? Kiedy rozpoczęła się podwójna gra? Dlaczego sprzeniewierzył się zasadom? Każde z tych pytań ma kolosalne znaczenie, ale czy CIA jest gotowe na odpowiedzi? Mogą one wstrząsnąć fundamentami na jakich została zbudowana, a to nie wróży dobrze w czasie kiedy szuka się przysłowiowych czarnych owiec.

Człowiek jest tylko pionkiem, niekiedy pozwala mu się myśleć, że sam decyduje o sobie, jednak to jedynie iluzja, zwłaszcza w szpiegowskim światku. Nawet gdy się wydaje komuś, że przejrzał reguły gry i tak, prędzej czy później, staje się jej ofiarą. Satysfakcja jest uczuciem bardzo krótkotrwałym, ludzie honoru odczuwają ją bardzo rzadko, częściej jest im dane patrzeć na upadek innych i doświadczać rozczarowania. Czy George Mueller będzie w stanie dokończyć to co zaczął? Przeciwnik przynajmniej częściowy jest znany, ale czy na pewno?

Epoka maccartyzmu prawie u swego schyłku, lecz wciąż jeszcze trzymającą w żelaznym uścisku Stany Zjednoczone, nie tak dawne wojenne zwycięstwo to już tylko wspomnienie, a w centrum uwagi jest zimna wojna. W takim klimacie trudno odnaleźć jakiekolwiek jasne punkty, wszystko zdaje się być zimne oraz mroczne i nic nie jest takie jak się wydaje. Właśnie w takim krajobrazie rozgrywa się fabuła "Człowieka honoru", w której wydaje się, że bohaterowie mają niewielkie pole manewru i nie mogą liczyć na jakąkolwiek pomoc. Waszyngton w opisie Paula Vidicha to ponure miejsce, można wprost powiedzieć bagno, wciągające postacie coraz głębiej w swoje czeluści im bardziej chcą się wydostać z niego. Autor nie opisuje bajki z jasnym podziałem na dobrych i złych, on sięga o wiele głębiej zdziera maski, odsłania niewygodne sekrety i przede wszystkim obnaża prawdę - niewygodną, raniącą i wymagającą poświęceń. Kim jest tytułowy "Człowiek honoru"? Odpowiedź sprawia wrażenie prostej, ale w świecie wywiadowczej gry nikt i nic nie jest jednowymiarowe, drugie, a nawet trzecie dno demaskuje naiwność i jej szkodliwy wpływ nawet na najwytrawniejszych graczy. Paul Vidich napisał prawdziwą powieść noir z pogranicza historii szpiegowsko-sensacyjnej z wątkami nawiązującymi do rzeczywistej powojennej historii. Czasami jakby nawiązującą do książek Raymonda Chandlera, a czasami do Frederica Forsytha, lecz docierająca do korzeni i rozwiewająca legendę.



                                               Za możliwość przeczytania 
książki dziękuję:




poniedziałek, 17 października 2016

Stosik październikowy

Długo nie było żadnego stosiku, chociaż na posuchę 
w ciekawych lekturach nie mogę narzekać, 
zawinił jak zawsze czas, a raczej jego brak. 
Tym razem udało się trochę go wygospodarować 
i przedstawić co nieco z przyszłych tytułów, 
które pojawią się na blogu :)



K. N. Haner "Na szczycie. Gra o miłość" 
wyd. Novae Res

 Olga Rudnicka "Granat poproszę", 
wyd. Prószyński i S-ka, portal CPA

Paul Vidich "Człowiek honoru",
wyd. Czarna Owca 

Dorota Szrammek "Na brzegu życia"
wyd. Szara Godzina

 Charlotte Roche "Dziewczyna do wszystkiego"
wyd. Czarna Owca 

Ewa Przydryga "Motyle i ćmy"
wyd. Novae Res 

Marek Stelar "Cień"
wyd. Videograf

Joanna Miszczuk "Nefrytowa szpilka"
wyd. Prószyński i S-ka, portal CPA 
  
Małgorzata Warda "Ta, którą znam",
wyd. Prószyński i S-ka, portal CPA

Meredith Wild "Trudna miłość"
wyd. Burda

Tomasz Jastrun "Rzeka podziemia"
wyd. Czarna Owca

A.G. Riddle "Atlantydzka zaraza"
wyd. Jaguar

Helen Fitzgerald "Jedyne wyjście"
wyd. Burda

sobota, 15 października 2016

Każda historia ma swój początek


"Mock"
Marek Krajewski


Czasem decyzja podjęta pod wpływem chwili ma kolosalny wpływ na wszystko co później ma miejsce. Jedni żałują tego momentu, drudzy starają się zatrzeć w swej pamięci ten wybór, inni przyjmują ją z pozytywnymi i negatywnymi aspektami, są i tacy, którzy nie są świadomi jej powagi i skutków. Każdy ma przeszłość, gdzie czają się mniejsze i większe demony, dające o sobie znać gdy nikt nie spodziewa się już ich pojawienia. Nie da się uciec od tego co wydarzyło się, świadomość tego faktu nie zawsze przychodzi za późno.

Wrocław to miasto ogromnych możliwości, docenia się je zwłaszcza kiedy już zakosztowało się ich. Wachmistrz policyjny Eberhard Mock nie zamierza całe życie piastować takiego stanowisko, na razie musi czekać na swoją szansę, chociaż ostatnie wydarzenia nie wróżą zbyt dobrze tym marzeniom. Jeden krok w niewłaściwym kierunku i wizja kariery w policji rozsypała się jak domek z kart. Na coś takiego Mock nie może sobie pozwolić, ale w tym przypadku nie on decyduje i jego osoba nikogo nie obchodzi. Przyszłość rysuje się w dość nieciekawych kolorach, niespodziewaną szansą na rehabilitację i zapobieżenie utraty posady jest dochodzenie, w jakim wachmistrz nie chce być tylko statystą. Makabryczna śmierć czwórki chłopców i mężczyzny w Hali Stulecia staje się okazją by o niedawnych ekscesach zapomniano. Sprawa ta od samego początku budzi ogromne emocje i to nie tylko wśród mieszkańców Wrocławia. Niepokój ulicy powinno być jak najszybciej ugaszony, podobnie jak zainteresowanie tym co miało miejsce, lecz jest to zadanie trudne. Okoliczności są dość tajemnicze, a tego żaden śledczy zbytnio nie lubi, są jeszcze naciski na jak na najszybsze wyniki. Specjalna grupa dochodzeniowa ma przed sobą skomplikowaną zagadkę. Mockowi zbytnio nie uśmiecha się wyznaczona rola, bycie na obrzeżu śledztwa nie pomoże mu w celu, do którego tak uparcie dąży, podobnie jak działanie bez zgody przełożonych. Tym razem jednak musi zaryzykować bez względu na to co będzie później. Wrocławskie zaułki i piękne kamienice kryją wiele sekretów, część z nich zdążył już Eberhard poznać, ale jeszcze wiele przed nim, gdzieś tam kryje się odpowiedź na pytanie co zaszło w Hali Stulecia. Jedno jest pewne w tej sprawie, wachmistrz naraża wszystko co osiągnął podejmując się jej wyjaśnienia, każda inna opcja oznacza porażkę, po której nie będzie kolejnej szansy. Co się faktycznie wydarzyło się i dlaczego? To interesuje niejednego, lecz prawda to skomplikowany twór, u źródeł którego odnajduje się i grzech i najmroczniejsze strony ludzkiej natury.

Ile człowiek jest gotów poświęcić dla osiągnięcia celu? To pytanie zadaje sobie młody wachmistrz, chcący od życia czegoś więcej niż to co już ma. Widział już dużo, ale czy jest gotowy by wystawić swoje zasady na próbę? Wie jak smakuje klęska, ale czy sukces wart jest swej ceny?

Eberhard Mock stał się symbolem Wrocławia, przedwojenny komisarz nie daje się łatwo zaszufladkować, a każde dochodzenie z jego udziałem gwarantuje zaskakujący przebieg wydarzeń. Pierwsza książka z nowego cyklu Marka Krajewskiego tym razem sięga w przeszłość tego słynnego już bohatera. Autor odkrywa przed czytelnikami początki kariery komisarza i szefa policji, które jak należało się spodziewać, obfitują w kryminalne zagadki i okazują się równie intrygujące jak jego przyszłe dokonania. Mock u progu kariery jeszcze nie do końca jest osobą jaką poznaliśmy wcześniej, lecz już ma zarysowane charakterystyczne cechy i ciężko pracuje nad ich rozwojem. Nie zawsze prequel utrzymuje poziom, nie tak łatwo w końcu opowiedzieć coś nowego o postaci wydającej się doskonale znaną i jednocześnie utrzymanie konwencji, przyczyniającej się do popularności. Udaje się to nielicznym, chociaż przepis na sukces wydaje się znany to bywa on bardzo często pułapką. "Mock" nie powiela tego co już było, jest jednocześnie początkiem i kontynuacją, dając czytelnikom możliwość kolejnego spotkania z intrygującym bohaterem i poznaniem jego sekretów oraz rozwiązywania nowej zagadki kryminalnej. Połączenie przeszłości, skrytej do tej pory w cieniu, i przyszłości, już poznanej okazało się historią równie interesującą oraz zapowiadającą następne powroty na przedwojenne wrocławskie ulice.



      Dziękuję za możliwość 

       przeczytania książki   


          Księgarniom MATRAS :)
 

czwartek, 13 października 2016

Tam gdzie są uczucia ...



PRZEDPREMIEROWO
 Debiut

 "Widmo Grzechu"
Anna Szafrańska
wyd. Lucky
Premiera: 26.10.2016

Literatura ma wielu bohaterów, którzy przychodzą na myśl gdy zostanie wypowiedziane słowo miłość. Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Romeo i Julia, a zaraz za nimi cała plejada równie znanych postaci. Współcześnie temat uczuć przyniósł kolejnych, którzy kojarzą się jednoznacznie z tematyką uczuć, emocje zawsze przyciągały uwagę czytelników i trend ten wciąż jest na topie. Ostatnie lata przyniosły rozwój gatunku zwanego z języka angielskiego "Young Adult" i jak się okazuje książki z tego obszaru wzbudzają zainteresowanie czytelników nie tylko młodszych, ale i starszych. Miłość jest tematem uniwersalnym i niezależnie od wieku intryguje i nie pozwala o sobie zapomnieć.

Nikt nie chce być ideałem, niektórzy jednak mają do tego wrodzone dyspozycje, właśnie kimś takim jest Nel. Lubiana w szkole przez rówieśników i przez nauczycieli, nie przysparza problemów rodzicom, a jej przyjaciółka Olga wprost ją uwielbia. Jednak nowy rok szkolny rozpoczął się dla niej małym, osobistym, trzęsieniem ziemi, a jego sprawcą był nowy uczeń przedstawiający się jako Kraszewski. Raczej nikomu nie udało się tak zdenerwować tej dziewczyny jak jemu, co zrobił? Po prostu pod każdym względem był inni niż pozostali uczniowie i zasygnalizował to od razu, nie bawiąc się w żadne gierki. Tych dwoje nie ma ze sobą nic wspólnego, poza oczywiście tym samym miejscem nauki, a to zbliża ich do siebie wbrew dzielącym ich różnicom. Jak dojść do ładu z emocjami, które pojawiły się po raz pierwszy i wprowadzają chaos w egzystencję Nel? Wokół niej tyle ostatnio się dzieje, a ona dostrzega tylko tego kto wydaje się ją całkowicie ignorować, ale czy tak jest na pewno? Do tej pory wszystko było łatwiejsze, a teraz okazuje się, że dziewczyna musi stawić czoła nie tylko swoim uczuciom, ale i bliskim. Nie wiadomo dlaczego oni stanowczo żądają by trzymała się z daleka od Kraszewskiego i nie chcą zdradzić dlaczego powinna być im posłuszna w tej właśnie sprawie. Szczególnie, że chłopak ma w zanadrzu kilka niespodzianek, które stawiają jego osobę w "ciut" innym świetle. Jak długo oboje będą kluczyć w gąszczu swoich uczuć? Pozostaje jeszcze kwestia zranionego przyjaciela, który nie zamierza spokojnie patrzeć na zmiany zachodzące w Nel.

Miłość to skomplikowana układanka emocji, by ją ułożyć trzeba czasem rozsądek odsunąć na dalszy plan i dać pierwszeństwo sercu. Łatwo podczas dopasowywania poszczególnych jej elementów zranić nie tylko siebie, ale i innych. Niestety metoda prób oraz błędów bywa bolesna i nikt nie może w niej nas wyręczyć.

"Widmo grzechu" to porywająca historia o młodych ludziach, ale nie tylko dla nich. Autorka napisała opowieść w jakiej uczucia grają pierwsze skrzypce, nie są one egzaltowane, lecz zwracają swoją uwagę intensywnością i realnością, młodzi bohaterowie pod maską buntu kryją ból, wesołość i przebojowość wykorzystują do ukrycia wrażliwości, bo wcześnie nauczyli się, że nie tego się po nich oczekuje. Anna Szafrańska stawia przed swoimi postaciami wyzwania pod wpływem jakich dojrzewają, zaczynają patrzeć na świat z całkiem innej perspektywy, ale niekiedy ujawniają się w nich cechy, których po nich nie spodziewaliśmy się. Na oczach czytelników podejmują decyzje o  wiele bardziej dalekosiężne niż początkowo przypuszczali, stają przed wyborami wymagającymi od nich odwagi i  przeciwstawienia się zasadom jakie były kierunkowskazem w ich dotychczasowej egzystencji. W swoim debiucie Anna Szafrańska porusza problemy często niezauważane przez dorosłych, celnie wskazuje dylematy młodszego pokolenia, ale nie zapomina o humorze i pozwala swoim bohaterom być po prostu młodymi ludźmi z wszystkimi tego zaletami i wadami. W jej wykonaniu schemat grzecznej dziewczyny i złego chłopaka nabiera ciekawego kolorytu i zmierza w intrygującym kierunku. "Widmo grzechu" jest pierwszą częścią opowieści o pierwszej miłości, skomplikowanych więzach rodzinnych i przede wszystkim o wchodzeniu w dorosłość w chwili gdy wbrew pozorom nie jest się na to przygotowanym, lecz wie się, że zawrócenie z właśnie obranej ścieżki będzie największym błędem w życiu. Co czeka postacie w kolejnym tomie? Scenariusz ich ról wydaje się z góry przesądzony, ale kto powiedział, iż nie napiszą go od nowa?



wtorek, 11 października 2016

Oblicza zbrodni

"Maski zła"
Iwona Banach


Za maskami kryją się ludzie z krwi i kości, mający marzenia i dążący do ich spełnienia. Niektórym pozwalają na czynienie zła i odcinanie się od odpowiedzialności za swoje czyny. Po jej zerwaniu ukazuje się prawdziwe oblicze i nie ma ono nic wspólnego ze stworzoną iluzją, w jaką tak wielu wierzyło dla swojej wygody. Demony budzą się nie tylko gdy rozum śpi, czasem wystarczy by większość przymknęła oczy na krzywdę słabszych.

Zawiszyn nie jest miejscem ani lepszym, ani gorszym, po prostu jest podobny do dziesiątek miejsc na mapie. Oczywiście część jego mieszkańców ma odmienne zdanie, są i tacy, którzy już dawno pogodzili z takim, a nie innym, stanem rzeczy. To w miarę akceptowalne status quo zostaje brutalne zerwane przez serię morderstw. Tego jeszcze w Zawiszynie nie było, zabójstwa z zimną krwią, ofiary niczym nie wyróżniały się z lokalnej społeczności, a miejscowa policja nie ma żadnych poszlak i przede wszystkim pomysłów na to kim może być sprawca. Co łączy zamordowane osoby, kto jest mordercą i jaki jest motyw jego działania? Nikt na te pytania nie umie udzielić informacji albo być może woli zachować odpowiedzi dla siebie. Niektórzy zaczynają węszyć, spoglądają w przeszłość, sięgają w swoją pamięć, ale ta ostatnia bywa zawodna i wybiórcza. Punkt wspólny musi istnieć tylko co nim jest? Małe miasteczka mają swoje sekrety jakimi niechętnie dzielą się z obcymi i są głęboko ukryte pod warstwą znajomości, wzajemnych układów i zależności. Jednak jak długo można odwracać głowę od prawdy? Bardzo niewygodna dla wielu, ukrywana i zapomniana, lecz nie do wymazania, pomimo usilnych prób. Instytut przecież istniał, działał i wydaje się, że właśnie w nim należy szukać źródła ostatnich wydarzeń. Co działo się na jego terenie? Oficjalna wersja ma się nijak do plotek, przypuszczeń, spekulacji i wbrew logice to właśnie one mają w sobie więcej ziaren prawdy niż to co mówią lokalni prominenci. Czy znajdzie się odważny, który w końcu  powie stop kłamstwom? Dochodzenie w sprawie śmierci trzech kobiet ma więcej wątków niż by sobie życzono, nie wszystkie są ślepymi zaułkami, chociaż trzeba uważać na stworzone iluzje, są one zwodniczo podobne do prawdy.

Każdy nosi jakąś maskę, czasem skrywa ona nieśmiałość, czasem ból, bywa, że pod nią ukryte jest zło. Zdarza się, iż kamufluje poczucie winy ogółu wobec niewyjawionego grzechu jednostek. Iwona Banach wirtuozersko oddała pozory normalności małego miasteczka oraz schowaną pod nią rzeczywistość daleką od sielskości i przede wszystkim zwyczajności. "Maski zła" to thriller psychologiczny rozgrywający się na kilku płaszczyznach, czytelnik poznając teraźniejsze wydarzenia równocześnie wchodzi w świat z przeszłości, jednakże jest on jak ze snu lub ma w sobie coś iluzji bądź omamu. Autorka strona po stronie pokazuje złowrogie  oblicza, nie wydumane czy hipotetyczne, lecz funkcjonujące na oczach wszystkich, w żaden sposób nie ukrywające swoich czynów, ale ignorowane w imię źle pojętej lojalności i niechęci do wyłamania się z tłumu. Iwona Banach opowiada historię, gdzie nie brak tajemnic i zagadkowych zdarzeń, do których kluczem jest seria morderstw, wydających się pozbawionych punktu wspólnego i motywu. Kto może stać za tymi zbrodniami? Raczej nikt z praworządnych obywateli miasteczka, więc jeżeli nie oni to ktoś obcy, ale przecież od razu rzuciłby się w oczy. Jednak zabójca jest wśród nich lub był jeszcze nie tak dawno. Bohaterowie poruszają się po znanym terenie, odsłaniającym przed nimi to o czym nie wiedzieli lub raczej nie chcieli wiedzieć. Krążą po swoistym labiryncie zbudowanym z ludzkich pragnień, marzeń, dla których nie cofną się przed niczym, zabierając innym bez pytania to co dla nich najcenniejsze.


Za możliwość przeczytania książki

dziękuję 
 
portalowi CPA
i
wyd. Szara Godzina