„Tańczące
martwe dziewczynki”
Graham
Masterton
Jedni
widzą dramat, drudzy dostrzegają pod bolesnymi obrazami coś groźniejszego.
Łatwo pominąć szczegóły świadczące o tym, że zaistniała sytuacja nie była
dziełem przypadku lub zrządzeniem losu. Na to liczy ktoś kto zaciera ślady swej
obecności, ale zbrodnia idealna nie istnieje, chociaż zbyt wielu ma pewność, iż
właśnie im uda …
Cork
nigdy nie było spokojnym miastem, zabytkowe kamienne mury i te ceglane widziały
wiele zła, których źródeł trzeba szukać w ludzkich uczuciach lub ich braku.
Nadkomisarz Katie Maguire zna swoje rodzinne miasto od najmroczniejszej strony,
codziennie widzi to co dla większości jest niedostrzegalne. Tragedie z jej
perspektywy to kolejne śledztwa, czasem trudne, a czasem prowadzące do
kolejnej, bolesnej, życiowej lekcji. Ten tydzień zapowiadał się na
spokojniejszy, niestety pożar w szkole tańca okazał się wstępem do koszmarnych
dni następnych. Kilkanaście ofiar śmiertelnych, ogień jaki nie pojawił się przypadkowo,
zrozpaczone rodziny, żądne „głów” media i zwierzchnicy, oczekujący szybkiego i
efektywnego śledztwa, jak na jednego człowieka to dużo oczekiwań. Jednak pani
nadkomisarz jest znana ze swej skuteczności, lecz nieraz przysporzyła jej ta cecha
kłopotów. Jak potoczy się teraźniejsze dochodzenie? Na to pytanie nie zna
jeszcze odpowiedzi, ale zastanawianie
się nad ogromna odpowiedzialnością jaka spoczywa na jej barkach wymaga czasu, a
tego nie ma. Przed nią i pozostałymi policjantami mrówcza praca od jakiej
zależy wynik. Co mogło być motywem tej zbrodni? Ten znak zapytania jest
kluczowy, lecz trzeba zająć się jeszcze innymi sprawami. Zbrodnie w Cork to
codzienność, tak samo jak niedawne wspomnienia o krwawych potyczkach politycznych.
Nieodległa przeszłość zdaje się przypominać o sobie, kolejny kamyk do
policyjnego ogródka, którego głównym ogrodnikiem jest Katie. Spokój nie jest
dany nadkomisarz, tak ducha jak i zawodowy, wciąż musi walczyć o prawdę, lecz
czy nie jest ona zbyt okrutna?
Z
każdą kolejną książką z Katie Maguire w roli głównej coraz głębiej wchodzimy w
mrok Cork, z ciemnymi zaułkami, mafią i zakulisowymi zagrywkami. „Tańczące
martwe dziewczynki” są kolejną odsłoną kryminalnej rzeczywistości irlandzkiej
metropolii. Zielonych wzgórz, romantycznych zamków i ruin nie znajdziemy w tej
książce, jest za to miasto czasem przypominające Chicago z lat dwudziestych i
trzydziestych dwudziestego wieku, gdzie mafijne porachunki i niejasne
powiązania były tajemnicą poliszynela. Graham Masterton nie owija niczego w
bawełnę, nie używa eufemizmów, klimat noir jest wpisany w ten cykl kryminalny
podobnie jak i tło społeczne, oba te elementy są źródłem wątków. Wielowarstwowa
fabuła z rozdziału na rozdział zazębia się tworząc niepokojącą opowieść o
prawdziwym obliczu ludzi i tym do czego są zdolni. Czasem granica pomiędzy tym prawem
i bezprawiem jest zbyt cienka, trudno jej nie przekroczyć, a czasem wprost
przeciwnie i jest to działanie z premedytacją. Pisarz z jednej strony buduje
kryminalne napięcie, daje do rozwiązania swoim bohaterom i czytelnikom zagadki do
rozwiązania, z drugiej tych pierwszych konfrontuje ze skutkami ich decyzji i
twardą rzeczywistością, ludzi, którzy wiele już stracili i zbyt dużo zła doświadczyli.
„Tańczące martwe dziewczynki” są mocno osadzone w krajobrazie Cork i irlandzkiej
mentalności, lecz jednocześnie czytelnicy nie muszą się martwić, że poczują się
obco w takich okolicznościach. Zło nosi wiele masek, lecz pod nimi zawsze kryje
się ta sama twarz …
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
wyd. Albatros