„Kolacja
z Tiffanym”
Agnieszka
Lingas-Łoniewska
Przypadku
nie da się uniknąć, zwłaszcza niektóre osoby są z nim na ty i nie powinny być w
ogóle zdziwione tym, iż pojawia się on tak często w ich życiu. W końcu co
dziwnego w towarzystwie dobrego znajomego? Może jedynie powstać niejaki problem,
jeśli los ze złośliwym uśmieszkiem dołączy się do tej kompanii. Wówczas w takim
trójkącie będzie się zapewne wiele dziać, ale nuda nie grozi nikomu,
ewentualnie trochę zamieszania z dużą dozą chaosu gdy dołączą jako
przyjacielskie wsparcie. A potem to już wszystko zdarzy się i jeszcze więcej,
szczególnie kiedy do gry dołączą uczucia oraz tajemnice.
Trzeba
mieć naprawdę dobrego anioła stróża, który będzie co i rusz przekuwał
katastrofy w coś zupełnie odwrotnego. Natalia Lisek naprawdę miała szczęście do
tych drugich, a co do tego pierwszego, no cóż w przypadku Macieja Granickiego
trudno powiedzieć, że jest wysłannik niebios, chociaż … cierpliwość na pewno
anielską ma. W kontaktach ze swoją nową pracownicą wykazuje ją na pewno,
zresztą nie tylko ją, bo co jak co, ale panna Lisek ma talent do tworzenia
prawdziwej komedii omyłek, w jakich odgrywa główną rolę i jakoś tak wciąga przypadkiem
w nie swoje nowego szefa. Humor na pewno Granickiemu przyda się, a nuda na
pewno nie zagości w jego pobliżu, ale byłoby to zbyt proste w przypadku
Natalii, bo jak wiadomo przyciąga kłopoty jak magnes. Czy najnowszym będzie
słynny Tiffany, złodziej biżuterii? Czasem dbanie i interesy firmy to, coś
więcej niż praca, zwłaszcza kiedy uczucia, drogocenne błyskotki i tajemnice
zaczynają tworzyć wątki jak z romantycznego hollywoodzkiego przeboju, a
przecież temu gatunkowi Natalia stanowczo mówi NIE! Ale czym innym jest ckliwy
film, a zupełnie czym innym rzeczywistość, będąca o wiele ciekawsza niż to, co
wymyślili scenarzyści!
Takich książek nie
spotyka się często na polskim rynku wydawniczym, ja znam kilka i są to między
innymi wszystkie książki Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Humor, kryminalny wątek
no i ci bohaterowie, którzy od razu stają się przyjaciółmi, za jakich trzyma
się kciuki od pierwszej do ostatniej strony, bo wiadomo, że pisarka
przygotowała dla nich niezły maraton perypetii humorystyczno – uczuciowych.
Komedię, wbrew pozorom, nie tak łatwo napisać, rozśmieszyć siebie jest dość
prosto, w końcu wiemy co nas śmieszy i znamy się dobrze, lecz większe grono to
już sztuka. W przypadku „Kolacji z Tiffanym” udało się to po mistrzowsku i od
strony splotu okoliczności jak i samych postaci. Autorka postawiła nie tylko na
komizm sytuacyjny, ale także słowny, a jeśli do tego dodać osoby głównych
bohaterów to dostajemy gotowy przepis na lekturę, podczas jakiej pierwszorzędna
rozrywka jest gwarantowana nieustannie. Dodatkowym smaczkiem jest to, iż Agnieszka
Lingas-Łoniewska nie na darmo jest „dilerką emocji”, gdyż i tych drugich nie
brakuje w książce. Wiadomo nie od dziś, że nie tak trudno jest przedobrzyć lub
mówiąc otwarcie zbytnio polukrować historię i same postacie. Jednak w przypadku
powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej dostajemy osobowości jakim przesłodzenie nie grozi, za to
czytelnicy o nich nie zapomną. Pisarka
wyobraźnia i wprost nieograniczona pomysłowość daje popalić, w jak najbardziej
pozytywnym znaczeniu, postaciom i czytelnikom, oczywiście z uśmiechem na ustach
– jednych i drugich. „Kolacja z Tiffanym” to po prostu gotowy scenariusz na
kinowy przebój, w jakim słowo katastrofa nabierze całkiem nieoczekiwanego
oblicza tak jak i złodziejski fach. Ale nim upomną się o tę książkę filmowcy
czytelnicy będą mieli doskonałą lekturę.
Za możliwość przeczytania
książki dziękuję: