„Zbrodnia
i Karaś”
Aleksandra
Rumin
Pożegnanie
niektórych ze światem spotyka się z ledwo skrywaną radością innych. Oczywiście
zbyt głośno nikt nie okazuje zadowolenia, zwłaszcza gdy okoliczności ostatnich chwil
są nieco podejrzane, lecz kto broni w duchu świętować? W końcu nieboszczyk
musiał się nieźle napracować by zasłużyć sobie na taką reakcję otoczenia, ale
trzeba jeszcze uważać by i po śmierci jeszcze nie dał o sobie znać!
Trup
nie jest dobrą reklamą, zwłaszcza dla uniwersytetu, który dopiero pracuje na
swoją renomę, chociaż z tym ostatnim nie ma co przesadzać. Jednak prawda jest
brutalna - zbrodnia dobrze widziana jest w kryminałach, lecz nie w brutalnej
walce o studentów, granty i przede wszystkim o zaistnienie na uczelnianym
firmamencie. Niestety profesor Karaś wyzionął ducha w uniwersyteckich murach,
ściślej mówiąc w toalecie, i jakoś tak co najmniej kilka osób miało powód by
pomóc mu w zejściu. Co innego chęci, a co innego ich urzeczywistnienie, lecz może
ktoś odważył się? Policja oczywiście sprawdzi wszystkie poszlaki, ale nie ma to
jak rozpoznanie od środka. Wypadek czy morderstwo? Oto jest pytanie, nawet kot
Stefan co nieco mógłby w tym temacie powiedzieć, zresztą nie tylko on. Dziesięć
osób podejrzanych lub przynajmniej mogących wnieść jakieś informacje w temacie
śmierci nieżałowanego przez nikogo wykładowcy stanowi grupę podwyższonego
zainteresowania i ryzyka. Czy śmiertelność wzrośnie? Tego nie wie nikt albo
raczej wie sprawca, jeśli oczywiście Karaś nie pożegnał się z doczesnym życiem
przypadkiem. W tę drugą wersję chce wierzyć wielu, chociaż po cichu jej
pierwsza odsłona koi bardziej serca i umysłu niejednego.
Komedie
kryminalne łączą w sobie lekkość humoru z intrygującą zagadką, a jeśli do tego
dodać do nich satyryczną atmosferę to dostajemy w efekcie zajmującą lekturę.
Książce Aleksandrze Rumin nie sposób odmówić żadnych z tych elementów, każdy z
nich spleciony jest z pozostałymi związkiem przyczynowo-skutkowym i
dopasowaniem do rozgrywających się wydarzeń. Uczelniane mury idealnie nadają się na kulisy
kryminalnej historii, a w przypadku „Zbrodni i Karasia” zostało wykorzystane wiele
z detali, czasem wspominanych z łezką w oku i nostalgicznym śmiechem, a czasem
z zgrozą z studenckich chwil. Autorka nie stosuje półśrodków i od strony komediowo-satyrycznej
są wzięci na widelec wszyscy uczestnicy środowiska edukacji stopnia wyższego. Z
większym lub mniejszym przymrużeniem oka zostają wciągnięci w morderczą
rozgrywkę, nawet kot Stefan ma do odegrania swoją rolę. Może i suspens jest zaprezentowany
w okolicznościach komediowych, ale został tak poprowadzony by w finale
zaskoczyć, a w międzyczasie dostarczyć kryminalnych emocji. Od tytułowej „Zbrodni
i Karasia” wszystko się zaczyna, a wraz z rozwojem fabuły o jednym i drugim dowiadujemy się coraz więcej,
tak samo jak i o bohaterach pośrednio z nimi związanych. Powiedzieć, że osoby
te są intrygujące to tak jakby nic nie powiedzieć, ich grono wprost kipi od
różnorodnych sekretów, tajemnic, grzeszków oraz innych sprawek, których
ujawnienie nie jest nikomu na rękę. Jeśli do tego dodać jeszcze barwne
charaktery oraz uczelnianą atmosferę to otrzymujemy dobrą rozrywkę z kryminalną
intrygą, której finał jest zaskoczeniem nie tylko dla książkowych postaci.