poniedziałek, 23 listopada 2020

Grudniowe prezenty

„Dorzuć mnie do prezentu”

Agnieszka Błażyńska

 

Święta jako magiczny moment najlepiej wychodzą na zdjęciach, filmach, no i reklamach. Czas cudów, szczęśliwych zbiegów okoliczności oraz rodziny jak z obrazka czasem daleki jest od rzeczywistości. Codzienność nie wyłącza się w grudniu chociaż może nabrać całkiem innych kolorów, niekiedy na chwilę albo na dłużej, to już zależy od ludzi czy dostrzegą to, co wcześniej im umykało.

Jeden sms, niby nic takiego, takie dostaje wielu, Majka jest jedną z nich. Słowo kwarantanna wcale nie przeraża, w końcu przecież i tak pracuje zdalnie. Jednak co innego to drugie, a zupełnie czym innym jest oglądanie świata tylko z okna. Czy mając kontakt jedynie przez telefon i słysząc kogoś przez drzwi da się z kimś zaprzyjaźnić? Sylwestra obowiązkiem jest sprawdzanie czy ludzie na kwarantannie faktycznie ją przestrzegają. Jednak czasem z tego, co jest jedynie jest pracą może powstać coś zupełnie innego, znajomość, w której tak naprawdę poznaje się drugiego człowieka tylko po głosie. Niekiedy pozwala to nie pozostać samotnym w świąteczny czas. Czy wigilijny wieczór może pozostawić po sobie coś więcej niż tylko to, co zazwyczaj? Paulina ma jak zawsze wszystko zaplanowane, lecz ktoś również pragnie zrealizować swoje zamierzenia. Tom spędza Święta z daleka od bliskich, ale odległość bywa względna, zwłaszcza jeśli chce się ją pokonać. Ci, którzy są bliżej bywają dalej niż chcielibyśmy, ale dlaczego by nie właśnie w tym czasie zrobić krok w przyszłość? Kiedy właśnie jak nie w grudniowy wieczór, jaki jest zbyt często traktowany jak coś tylko do odhaczenia w kalendarzu, postać się o cud lub po prostu dostrzec go tam, gdzie go nie spodziewamy się?

Ten rok jest inny niż poprzednie, tak samo jak więc i Święta, które już nadchodzą wielkimi krokami. Może w tym roku niektórzy odetchną, bo w końcu spędzą je w kameralnym gronie, a inni wprost przeciwnie będą zawiedzeni, że nie spotkają się rodziną, tą bliższą i dalszą. Sięgając po książkę Agnieszki Błażyńskiej po tytule i okładce wiedziałam, że właśnie ten motyw spotkam w niej. Nie zawiodłam się i to pod kilkoma względami, oczywiście temat świąteczny jak najbardziej jest obecny, ale tak, że to bohaterowie są na pierwszym planie, no i to, co ich spotyka skłania do refleksji. „Dorzuć mnie do prezentu” to jedna historia, ale i po trochę antologia, te same postacie, ale kilka opowiadań, w jakich poznajemy ludzi od strony, jaka najczęściej gdzieś umyka, nie ma nią czasu lub po prostu jest ignorowana. Pisarka z niezwykłą skrupulatnością i przede wszystkim wrażliwością pokazała osoby, które mierzą się z niespodziewanymi sytuacjami, takimi, które wiele zmieniają lub mogą stać się impulsem do życiowych rewolucji. Gdzie w tym wszystkim Święta? W tle, przypominające o tym, co w nich najważniejsze i co w nich lubimy, czego nie powinno w nich być oraz mówiące cicho o nadziei. Za mało? Czasem mniej znaczy więcej, bo te kilka dni przeminie, lecz może pozostawić po sobie coś, co jakoś do tej pory nie było udziałem bohaterów, wskazać im drogę lub uświadomić co jest istotne, lecz niedoceniane. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że duch Świąt ma taką twarz, o jakiej od dawna nie pamiętamy – jest w niej radość z prostych gestów, pamięci o drugim człowieku oraz dostrzeżeniu go. Agnieszka Błażyńska odczarowuje grudniowe dni i daje nam możliwość wejścia do świata, gdzie zaczyna się liczyć to, o czym zdążyliśmy zapomnieć, przykryć warstwą bombek, nadmiernych oczekiwań i w jakim ważny jest po prostu drugi człowiek. „Dorzuć mnie do prezentu” otula czytelników ciepłem, nie chwilowym, lecz tych ogrzewających długo nasze serca.

 

Za możliwość przeczytania

 książki dziękuję