Nowość:
„Klub miłośniczek zbrodni”
Robert Thorogood
Nikt nie zabija bez powodu. Zawsze jest jakiś motyw, od niego zaczyna się zbrodnia i na nim kończy się. Jego odkrycie wyjaśnia wiele, jest punktem zaczepienia i jego odkrycie często prowadzi do odkrycia tożsamości sprawcy. Tyle, że nie każdy dostrzeże go na miejscu przestępstwa…
Nie ma to jak mieć sąsiada, zwłaszcza takiego, który zainteresuje się gdy dzieje się coś niepokojącego. Na pewno można za to uznać odgłos wystrzału. Judith z pewnością można zaliczyć do kategorii dobrego sąsiedztwa, nic więc dziwnego, że nie ignoruje czegoś takiego w domu Stefana Dunwood`iego. Jak się okazuje ten ostatni zostaje znaleziony martwy. Samobójstwo? Morderstwo? Jeśli to drugie to raczej nie jest to rzecz normalna w spokojnym Marlow. To pierwsze w ogóle nie pasuje Judith do człowieka, jakiego znała. Pozostaje więc jedynie opcja zabójstwa. Starsza pani nie zamierza pozostawić tak istotnego problemu jedynie w gestii stróżów prawa. Co stoi na przeszkodzie by się bliżej przyjrzeć temu, co miało miejsce? Nie będzie w tym sama, gdyż nie jedynie ona jest zaciekawiona zbrodniczym zdarzeniem. W końcu co kilka głów to nie jedna, no i jak się okazuje śledztwo jest bardzo rozwojowe. Pozostaje poszukać tego, kto za tym stoi oraz motywu, którym kierował się, co wcale nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Jednak Judith szybko nie zniechęca się, jej znajome także czyli zbrodniarze lub zbrodniarze nie powinni czuć się bezkarnie. Jak się okazuje senne Marlow wcale takim nie jest, jeśli przyjrzeć mu się z bliska. Niejedna intryga ma tu miejscie!
Mówi Wam coś określenie „cozy crime”? Polskie określenie to między innymi „zbrodnia kocykowa” i oddaje co nieco, lecz oczywiście nie wszystko z tego, co oferuje ten rodzaj kryminałów. Może wydawać się, że będzie to wersja light tego gatunku, lecz co to to nie. Jak najbardziej to z krwi i kości historia kryminalna, w jakiej zagadka lub raczej ich liczba mnoga ma w sobie wszystko co najlepsze czyli niejedną tajemnicę, oczywiście morderstwo i to rzadko kiedy tylko jedno, detektywów, jacy niezmordowanie będą szukali odpowiedzi kto zabił i oczywiście dlaczego oraz grono podejrzanych, w jakim zabójca bądź zabójcy najprawdopodobniej ukrywają się. „Klub miłośniczek zbrodni” jak najbardziej wpisuje się w te ramy i od samego początku stawia sprawę jasno – przed nami śledztwo z prawdziwego zdarzenia. Jak się szybko przekonujemy główne bohaterki do szablonowych nie należą, nawet jeśli mogą sprawiać takie wrażenia na pierwszy rzut oka. W spokojnym otoczeniu angielskiego miasteczka dzieje się niejedno i dopóki życie toczy się po utartych ścieżkach nikt nie zawraca sobie zbytnio głowy tym, iż coś odstaje od reszty. Jednak zostaje to skrzętnie zanotowane w pamięci. Robert Thorogood wprost doskonale oddaje prawie senną atmosferę miejsca, gdzie przynajmniej z widzenia wielu się zna, a drobne dziwactwa nie są tym o czym się zbytnio rozmyśla. Ale pod tą iluzoryczną warstwą jest kolejna, w której znajdują się odpowiedzi na pytania kim właściwie była ofiara, co stoi za jej śmiercią i kto jej dokonał. Jeśli ktoś liczy na szybkie podania zabójczego sekretu to wpierw otrzyma intrygujące dochodzenia, w jakim liczy się każdy detal, znajomość ludzkich zachowań i obserwacja otoczenia. W „Klubie miłośniczek zbrodni” nie ma przypadku, za to jest drobiazgowa praca śledcza, a i spostrzegawczość przydaje się. Kiedy już mamy sam finał, jak przystało na doskonały kryminał pojawia się pewien znak zapytania…
Za możliwość przeczytania