piątek, 29 kwietnia 2011

Upiorne fale

"Radio duchów"

Jest późny wieczór, tak właściwie to noc, słuchasz radia, a raczej szukasz jakiejś ciekawej stacji, nagle natrafiasz na fale radiowe niosące w eter rozmowy całkiem inne niż do tej pory miałeś/ miałaś okazję słyszeć. Słuchacze dzwoniący do radia opowiadają swoje przeżycia, paranormalne wręcz, a prowadzący audycję jeszcze zachęca by dzielić się z innymi takimi informacjami. Radio duchów, prowadzone przez niezwykłego gospodarza programu i jego dziewczynę, on wierzy w to co słyszy, chociaż nie zawsze zwraca uwagę na rozmowę, dla niej te dialogi są podstawą do  pracy badawczej. Co noc audycja pozwala każdemu opowiedzieć pod osłoną mroku to co za dnia bierze się za zwidy lub urojenia, a co w późnych godzinach wydaje się prawdą. Lokalny, meksykański program staje się na tyle popularny, że jego twórcy dostają propozycję przeniesienia go do Stanów Zjednoczonych. W nowym miejscu audycja odnosi sukces, ale jeden telefon burzy i tak kruchą równowagę u prowadzącego. Dla niego przeprowadzka do Dallas to powrót do przeszłości, tragicznych wydarzeń podczas których stracił rodzinę, a zyskał przyjaciela - równie jak on poranionego na ciele i na umyśle. Ich spotkanie daje początek znajomości, w której nie ma granic dla szaleństwa. Stąpają po cienkiej linie rozwieszonej między młodzieńczym buntem, a przestępstwem. Jedna z ich wspólnych "przygód" kończy się śmiercią Gabriela, od tej chwili Joaquin pozostaje sam, chociaż przyjaciel jest przy nim blisko - nawetgo nie zdaje sobie sprawy jak blisko. Mijają lata, Joaquin urzeczywistnił ich wspólne marzenie, jednak ciągle czuje niepokój, jakiś głos coś mówi do niego, a nikt, oprócz niego go nie słyszy. Każdej nocy zasiada przed mikrofonem i rozmawia ze słuchaczami o ich "niesamowitych" przeżyciach, czasem opowieści go nudzą, czasem śmieszą, ale niektóre wzmagają obawę, że coś czai się w mroku i tylko czeka by zaatakować. A może życie Joaquina jest inne niż mu się wydaje, czy Radio Duchów w ogóle jest realne? Audycja, która była inspiracją dla dwóch nastolatków podobno w ogóle nie istniała, jest wprawdzie nagranie podobnego programu  sprzed dwudziestu lat ale ... ale to głos Joaquina, a przynajmniej on tak sądzi.

Świat realny, świat cieni, świat duchów przeszłości, a gdzie znajduje się Joaquin? A Gabriel to postać rzeczywista czy tylko wytwór chorego umysłu? Czytając książkę Leopolda Gouta początkowo myślimy, że będzie to kolejna historia o duchach. W miarę czytania dochodzi się do wniosku, że przeszłość jest straszniejszym upiorem niż zjawy ujawniające się gdzieś koło północy. Dom jednak zawsze daje wytchnienie od bólu i gdy wydaje się, że już wszystko mamy pod kontrolą, świat ulega kolejnemu przeobrażeniu. Ale czy na pewno? Jesteśmy realni czy tylko stanowimy zlepek słów w czyjejś opowieści?

"Radio duchów" to na pewno historia z gatunku tych niesamowitych, gdzie rzeczywistość i "strefa  cienia" przenikają się, granica pomiędzy nimi jest zatarta, niewidoczna. To co realne zmienia się w senny koszmar, by za jakiś czas znowu mieć wszystkie cechy naszego świata. Książka na wieczory kiedy za oknem mgła, chociaż nawet księżyc ciekawie zaglądający przez okno do pokoju staje się jakiś nierealny i inny niż jeszcze przed chwilą, gdy sięgnęliśmy po "Radio duchów".

czwartek, 28 kwietnia 2011

Sensacja na weekend

Weekend zapowiada się sensacyjnie, dzięki
- "Cień gejszy" Anny Klejzerowicz i portalowi Zbrodni w Bibliotece
- "Wisielec i księżyc" - K. Gacek, A. Szczepańskiej i także portalowi Zbrodni w Bibliotece
- "We własnym gronie" - Mari Jungstedt i księgarni Matras
- "Natalii 5" - Olga Rudnicka i prezent

Dziękuję :)

środa, 27 kwietnia 2011

Holmes i s-ka

"List Marii"

Pamiętacie parę detektywów Sherlocka Holmesa i Doktor Watsona autorstwa Artura Conan Doyle`a? W końcu jak na klasykę przystało jeżeli już nie z książek to z ekranu telewizyjnego bądź kinowego na pewno znamy ekscentrycznego tropiciela zagadek kryminalnych i jego wiernego przyjaciela i kronikarza zarazem. Podobnie jest z cyklem Klubu Srebrnego Klucza, na moich półkach jest kilka tytułów jeszcze z zakupów rodziców, wracam do nic co jakiś czas, bo pomimo upływu lat ich wątek kryminalny jest nadal interesujący. Właśnie "List Marii" jest takim powrotem "do korzeni" dla mnie, z jednej strony postać Sherlocka Holmesa", a z drugiej - pozycja ta została wydana właśnie w serii Klucza. Jak kojarzycie bohatera Conan Doyle`a? Dedukcja, fajka, kawaler, przenikliwy umysł, sensacja, Baker Street, angielskie poczucie humoru - w tym wypadku dosyć cyniczne no i gwarancja, że zagadka pozostanie nią do samego końca. To już było, a co gdyby pomocnikiem sławnego tropiciela kryminalnych wątków był ktoś inny niż poczciwy Watson? Ktoś kogo Conan Doyle nie brał pod uwagę? Mary Russel, lingwistka, zagorzała fanka sensacji, a do tego żona Sherlocka Holmesa? Niemożliwe? A dlaczego nie? Czytelnik w ten sposób dostaje lekturę równie pasjonującą, nie odchodzącą poziomem od wcześniejszych przygód angielskiego detektywa.

Tytułowy "List Marii" to papirus, który trafił w ręce przyjaciółki państwa Holmes podczas jej wykopalisk w Palestynie jako dar wdzięczności za udzieloną pomoc. Wszystko wskazuje na to, że to pismo to zostało napisane przez Marię Magdalenę, znaną biblijną postać - obecne raczej w kontekście ogromu tytułów spod znaku spiskowej teorii dziejów. Połączenie Sherlocka Holmes`a z Graalem? Nie, tym razem autorka poszła w innym kierunku, chociaż atmosfera z tego tematu gdzieś w tle towarzyszy tej opowieści. Dla pary detektywów ważniejsze jest wyjaśnienie śmierci ich przyjaciółki, która dla policji jest nieszczęśliwym wypadku, oczywiście do momentu wkroczenia na scenę słynnego detektywa i jego małżonki. Od tej chwili, jak za dawnych czasów, dedukcja i spostrzegawczość jest podstawą śledztwa. Oczywiście nie może zabraknąć przedstawiciela policji - w osobie, jakby inaczej, inspektora Lestrad`a, ale juniora. Owa podejrzliwość co do metod stosowanych przez Holmes`a już nie istnieje, jego sposoby dociekania prawdy stały się kanonem w pracy Scotland Yardu. Jednak detektyw w swojej pracy i tak wyprzedza stróżów prawa, szczególnie, że pomocą służy mu jego brat Mycroft oraz żona Mary.

Intryga kryminalna kluczy, zwodzi, a jej uczestnicy ukazują co rusz to inne oblicze. Miła staruszka może wcale nie być taką jaką wydaje się, a pułkownik, odwrotnie do pierwszego wrażenia oraz opiniach o nim krążących, z postaci wilka przybierze postać o wiele łagodniejszą. Wiernie oddane są szczegóły lat dwudziestych oraz przemian polityczno-społecznych. Jednak to co przyciąga do lektury książek o Sherlocku Holmes`ie autorstwa Arthura Conan Doyle`a jest również obecne w "Liście Marii" - czyli geniusz detektywistyczny, na pozór zbrodnia nie do rozwikłania, odkrywanie dowodów tam gdzie inni ich nie dostrzegają, wspaniała dedukcja i humor, oczywiście z akcentem brytyjskim.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Pociągajaca ciemność

 "Z ciemnością jej do twarzy"
Masz prawie osiemnaście lat, za sobą poznawanie uroków rodzin zastępczych, a przed sobą odkrywanie swojej przeszłości. Wiesz, że zostałaś w wieku czterech lat porzucona przez matkę. Jak przez mgłę pamiętasz ją, a teraz znalazłaś się w szpitalu psychiatrycznym by poznać kobietę, która Cię urodziła. Ari właśnie znalazła się w takiej sytuacji, jednak nie wszystko jest tak myślała. Jej matka nie żyje, popełniła samobójstwo, będą tylko trochę starsza niż ona teraz, a do tego ma rodzinę - nieznaną, ale taką, która zajęła się jej pogrzebem. Wraz z tymi informacjami dostaje pudełko z rzeczami po matce, a wśród nich znajduje list.

Tak zaczyna się historia nastolatki mieszkającej w Stanach Zjednoczonych, ale trochę innych niż znamy obecnie - pewna ich część jest własnością prywatną, a dokładniej mówiąc Nowy Orlean i jego okolice. Właśnie tam kieruje się Ari po przeczytaniu wiadomości sprzed lat, pomimo, że odradzano jej to miejsce. Już na początku podróży staje się celem morderczego celem ataku, jednak jako wychowanka łowców nagród radzi sobie znakomicie z przeciwnikiem, wręcz ze śmiertelną skutecznością. To tylko jeszcze wzmaga jej determinację odwiedzania zakazanego miasta.. W tajemnicy przed opiekunami zmierza w jego kierunku, czuje, że tylko tam znajdzie odpowiedź na dręczące ją pytania. Już na jej początku swej drogi przekonuje się, że to co mówiono o Novem, bo tak nazywa się teraz Nowy Orlean, to prawda - tam obowiązują inne zasady niż w świecie, w którym do tej pory obracała się dziewczyna. W takiej scenerii spotyka  grupę rówieśników, w tym Sebastiana ich przywódcę. Znajduje u nich schronienie i pomoc w swoich poszukiwaniach, sama staje się też obiektem zainteresowania dla właścicieli miasta. Jeszcze nim do niego przybyła oni już wiedzieli o jej zamiarach. Kim jest, że chcą ją poznać? W końcu Novem jest miejscem, gdzie odmienność jest na porządku dziennym, a Ari jest zwyczajną nastolatką, tylko te jej włosy i oczy ... Wyjaśnienie tajemnicy rodziny dla Ari staje się coraz pilniejszym zadaniem gdy znajduje wycinek z gazety i kolejny list matki. Tym razem dowiaduje się, że ciąży nad nią klątwa, podobnie jak wcześniej nad jej matką i babką - każda z nich umierała w wieku dwudziestu jeden lat, osieracając za każdym razem kilkuletnią córeczkę. Żarty powoli się kończą, to co miało być tylko kilkudniową wycieczką w poszukiwaniu korzeni przeradza się w walkę z kimś, kto kojarzy się z mitami, ale nie rzeczywistym światem. Dzięki przeciwnikowi Ari dowiaduje się kim jest i jakie jest jej przeznaczenie. Wie też jaka jest jej klątwa, ale podobny ciężar nosi każdy mieszkaniec Novem. To jeszcze nie wszystko co staje się udziałem dziewczyny, nowy rozdział jej życia obfituje w niespodzianki na każdym kroku.

Autorka stworzyła w "Z ciemnością jej do twarzy" świat pełen tajemnic i sekretów, gdzie realność przybiera całkiem inny kształt. Osadzenie miejsca akcji w Nowym Orleanie nadaje historii już od początku trochę magii, do tego połączenie legendy wampirów z grecką mitologią sprawia, że zainteresowanie wzrasta. Nie można też zapominać  głównym  czarnym charakterze - bogini Atenie, mało kojarzonej jako bohaterkę z tej złej strony. Jeszcze nie wiadomo tak do końca, kto jest wrogiem, a kto sprzymierzeńcem w tej historii. Jej początek jest więcej niż obiecujący, w miejsce wyjaśnionych tajemnic pojawiają się nowe. Ciekawość jest pierwszym stopniem do ... poznania Ari i świata prawie takiego jaki znamy, ale to "prawie" robi różnicę, zwłaszcza gdy przyszłość rysuje się dosyć burzliwie, a do tego w magicznym krajobrazie Novem czyli Nowego Orleanu.

Książka została przekazana przez wydawnictwo Znak

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Pomiędzy prawem i bezprawiem



 "Lit-6"

Thriller ekologiczny, mogłoby się wydawać, że te dwa słowa do siebie nie pasują. Jednak "Lit-6" strona po stronie udowadnia, że świetnie się uzupełniają. W całej książce nie pada słowo "ekologia", jednak przesłanie tego wyrazu można odczytać. Energia atomowa, energia jądrowa, promieniotwórczość, te hasła są już dla nas codziennością - w prasie, telewizji, kinie, literaturze. Rzadko kiedy się nad nimi głębiej zastanawiamy,no może poświęcamy trochę więcej czasu przy okazji kolejnej rocznicy awarii w Czarnobylu lub gdy mówi się o skutkach zrzucenia bomb atomowych pod koniec II wojny światowej. Ostatnie trzęsienia ziemi w Japonii po raz kolejny zburzyły przekonanie, że zapanowaliśmy i nad przyrodą i nad odkryciami naukowymi. Zwolennicy i przeciwnicy energii jądrowej znowu zaczęli debaty "za" i "przeciw". Jednak pozostał jeszcze jeden aspekt wykorzystania "atomu" - jako środka szantażu. Autor wykorzystał właśnie tę ostatnia kwestię łącząc ją z kolejnym zagrożeniem, które też jakoś "oswoiliśmy" - terroryzm. Jednak to tylko początek wątku, w którym jak okazuje się podczas lektury wszystko lub prawie wszystko jest możliwe.

Początkowo wydaje się, że osią akcji będzie kradzież tytułowego litu-6, dokonana w japońskiej firmie w dosyć brutalny sposób, ale to dopiero punkt wyjścia do opowiedzenia o wiele ciekawszej historii. We Francji ginie kilkadziesiąt gramów pierwiastka promieniotwórczego, nie w spektakularny sposób, ale w przeciągu kilku lat "znikają" miligramy - "ziarnko do ziarnka i zbierze się ..."  no właśnie zgromadzi się odpowiednia ilość do zbudowania bomby atomowej. Zaskoczenie, iż tak mało potrzeba? No właśnie, nie zdajemy sobie sprawy z zagrożenia jakie w jakiejś mierze sami sobie budujemy. Kolejnym aktem intrygi jest urywek rozmowy zasłyszany przypadkowo przez jednego z gości podczas przyjęcia. Ktoś słyszy słowo "lit-6", ma odpowiednie skojarzenia, nawet wypełnia swój obywatelski obowiązek i zgłasza to odpowiednim służbom, ale nikt nie bierze tego na poważnie, bo i dlaczego? Zagrożenie terroryzmem jest wciąż obecne, ciągle są poszukiwane jego źródła, jednak przecież kilka słów o niczym nie świadczy. Aczkolwiek gdy połączy się kradzież izotopu w Japonii ze słowami usłyszanymi w Stanach Zjednoczonych to całość nabiera złowrogich barw. Machina bezpieczeństwa narodowego powoli rusza, może i początkowo nie zareagowała odpowiednio, lecz gdy nabierze wiatru w żagle nikt nie będzie w stanie jej zatrzymać. Nie będzie się już liczyło dobro jednostki, potem społeczne, a nawet narodów. Przecież w imię walki ze złem można posłużyć się każdym sposobem by potwierdzić słuszność swoich podejrzeń. Dosyć szybko cała intryga wychodzi na jaw, terroryści chcą zdetonować bombę atomową gdzieś w okolicach Manhattanu, co więcej nawet nie musi być tak duża jak można by to sobie wyobrażać, już jej ułamkowa wielkość w porównaniu z tą z Hiroshimy da efekt o wiele potężniejszy. W gęsto zabudowanym i zaludnionym terenie wybuch będzie miał o wiele bardziej tragiczne skutiki niż to zakłada się w warunkach poligonowych, efekt domina ukaże się w pełni. Wszystkie elementy układanki są już na miejscu, obraz wydaje się 100% pewny, niektórym  wydaje się on zbyt prawdziwy, a jego części zbyt gładkie, ale pojedyncze głosy nie są brane pod uwagę. Maszyna bezpieczeństwa już nabrała prędkości, ofiary są po obu stronach, jednak najważniejszy cel został osiągnięty, zagrożenie jest już odkryte. Tylko jakim kosztem i czy aby na pewno? Może cała intryga ma zupełnie inne oblicze? Czasem nasza wyobraźnia jest naszym najgorszym wrogiem, nie rzeczywistość, ale to co bierzemy za nią jest groźniejsze dla nas samych.

Thriller ekologiczny, w którym nie występuje słowo ekologia, ale jest obecna gdy bohaterzy widzą zagrożenie dla świata w samych ludziach, nie technologii, tylko w naszych działaniach. "Lit-6" to przede wszystkim ukazanie świata takim, o jakim nie chcemy myśleć, że na prawdę może być realny. Co jest ważniejsze jednostka czy grupa, dobro jednego narodu czy świata, gdzie jest granica w pracy służb wywiadowczych? Sensacja, atmosfera podejrzeń i spisku, ogromna fortuna, polityka, wywiad energia jądrowa, yakuza - to wszystko składa się na książkę Risto Isomaki, gdzie elementy powstałe w wyobraźni autora świetnie współgrają z rzeczywistymi, tworząc historię jak najbardziej prawdopodobną, chociaż raczej nie optymistyczną. Świetnie się czyta ze świadomością, że to fikcja literacka, ale gdy później włączymy telewizję lub inne źródło informacji szybko możemy się przekonać, iż życie, nie po raz  pierwszy i na pewno nie ostatni, jest bardziej zaskakujące niż nam się wydaje.



Książka została przekazana przez wydawnictwo KOJRO

 

czwartek, 21 kwietnia 2011

"Odwaga, odwaga, zawsze odwaga"

"Gry wojenne. Patton, Monty i Rommel"

Temat drugiej wojny światowej jest brany na warsztat przez wielu autorów. Jednak wielu nie wychodzi poza stereotypy lub powiela to co zostało już napisane w przeszłości. Biografie ówczesnych dowódców to książki liczone w setkach tytułów. Czy można jeszcze napisać coś co wcześniej nie byłoby przytoczone? Czego nie pokazano w filmach dokumentalnych bądź na dużym ekranie? Czy można odkryć jakąś "sensację" i zaskoczyć odbiorcę? Okazuje się, że można interesująco przedstawić ludzi, od których zależało losy II wojny światowej i to nie tych zapomnianych, ale tych ciągle pamiętanych. Może nie trzeba szukać rewelacji, ubarwień tylko wystarczy spojrzeć z innej perspektywy na bohaterów tamtych lat by dać czytelnikowi ciekawą i wciągającą lekturę

"Gry wojenne" to portret trzech generałów – Montgomery`iego, Pattona, Rommla, kolejność nazwisk przypadkowa, bo każdy nich odegrał najważniejszą rolę życia w okresie 1939-1945. Nawet ponad sześćdziesiąt lat po zakończonych walkach ich nazwiska nadal są pamiętane i to nie tylko przez historyków, wnieśli ogromny wkład w dziedzinie taktyki i prowadzenia działań wojennych. Patton i Montgomery byli wrogami Rommla i odwrotnie, dwóch pierwszych było nawet w opozycji do siebie wzajemnie, jednak podziwiali swój kunszt wojenny, chociaż nie szczędzili sobie złośliwości. Każdy z nich był przekonany o swoim geniuszu strategicznym, ale wiedział, że jego przeciwnik też taki ma. Opisując takich ludzi łatwo popaść w patos i powielać już napisane słowa, jednak autorowi "Gier wojennych" udało się uniknąć nadmiernie poważnych tonów, w zamian zaproponował czytelnikowi portret odbrązowiony, i to potrójny, ukazujący wady, zalety i to nieuchwytne "coś" co sprawiło, że są tematem tak wielu książek, filmów i opracowań po dzień dzisiejszy.

Amerykanin, Brytyjczyk i Niemiec, wszyscy trzej do szpiku kości byli żołnierzami, każdy z nich ukończył prestiżową dla swojego kraju uczelnię wojskową, ukształtowani według podobnych, lecz różniących się jednak zasad. Jeżeli do tego dodać całkowicie odmienne charaktery i niezachwianą pewność siebie uzyskamy w efekcie nieprzeciętnych dowódców, dla których polem do popisu była arena działań II wojny światowej. Ich sceną była Europa i Afryka, gdzie nieraz spotykali się w walce, a zwycięstwo ważyło się zawsze do ostatniej chwili. Jednak oprócz bycia generałami, byli także, a może przede wszystkim, ludźmi i w "Grach wojennych" nie zapomniano o tym, to nie jest przytaczanie tylko anegdot, to sięganie głębiej do ich życia zawodowego i prywatnego. W ten sposób zamiast pomnika ze spiżu lub granitu dostajemy wielowymiarowy obraz, z różnymi czasem odcieniami tego samego koloru, by zaraz zauważyć silne kontrasty. Nawet stereotypy są przestawione w żywszych lub bardziej stonowanych barwach - amerykański kowboj, angielski służbista i niemiecki oficer - te symbole zostały odkurzone i ukazane w nowym świetle.

Co łączy trzech generałów? Może to, że na początku swojej drogi ku generalskim gwiazdkom nie zapowiadali się na to, jednak szybko zauważono ich zdolności przywódcze, ogromną ambicję i upór by osiągać założone cele. I wojna światowa była dla nich pierwszym sprawdzianem wiedzy nabytej w szkołach wojskowych, ale bardziej raczej próbą charakterów i zaczątkiem ich późniejszych karier. Cechy, które podczas kolejnej wojny pozwoliły im osiągać zwycięstwa uwidoczniły się już w latach 1914-1918. U Pattona była to obecność wśród żołnierzy, bycie w samym środku wydarzeń, reagowanie na bieżąco na przebieg działań, Montgomery doceniał pracę sztabową i dokładne planowanie, a Rommel był uczestnikiem błyskawicznych i zmasowanych ataków w miejscu gdzie przeciwnik się tego nie spodziewał. Dwadzieścia lat później te doświadczenia pozwolą im zwyciężać tam, gdzie inni będą się poddawać. Już wtedy zaobserwowano, że oni nie wykonywali tylko rozkazy, raczej byli ich źródłem i wyciągali wnioski z tego co działo się na ich oczach.

Wydarzenia geopolityczne lat dwudziestych i trzydziestych także kształtowały tych trzech mężczyzn. Dojście do władzy Adolfa Hitlera, kryzys ekonomiczny, wzrost ruchów autonomicznych, w tych wszystkich wydarzeniach brali udział i to aktywny. Dowodzili tłumieniem zamieszek, tworzyli zręby nowoczesnych armii i doskonalili swoje umiejętności taktyczne. Jednak sprawdzian ich umiejętności i charakterów dopiero nadchodził, II wojna światowa właśnie się rozpoczynała, a wraz z nią chwała, sława i gorzki koniec marzeń. Dla Rommla wstępem były działania w Europie, ale dopiero w Afryce mógł rozwinąć skrzydła tak jego tego pragnął i udowodnić słuszność swoich tez. W 1940 Montgomery poniósł klęskę, chociaż jego taktyka sprawdziła się. A Patton nie mógł się doczekać się kiedy będzie w ogniu walki. Jednocześnie ujawniały się też wady generałów - nie branie pod uwagę opinii innych, trwanie przy własnym zdaniu za wszelką cenę.

„Gry wojenne" dają czytelnikom portret trzech wybitnych generałów, w którym dokładnie przedstawiono ich sylwetki w kluczowych momentach przez porównanie. Autor zawarł coś jeszcze - kulisy propagandy brytyjskiej, amerykańskiej i niemieckiej. To właśnie dzięki niej o jednych pamiętamy do dziś, a inni giną w mrokach dziejów, chociaż ich zasługi były równie doniosłe. Charakterystyki przedstawionych generałów były symbolami, z którymi mieli nie tylko utożsamiać się żołnierze, ale i społeczeństwo. Terry Brighton pokazał Montgomery`iego, Pattona i Rommla wielowymiarowo – jak postrzegano ich oficjalnie i prywatnie, jak widziała ich rodzina, zwierzchnicy i podwładni oraz także jak widzieli się wzajemnie. Ta potrójna biografia jest równie interesująca jak fakty, które przytacza, ale nie interpretuje – to jest pozostawione czytelnikowi.


Książka została przekazana przez wydawnictwo Znak

Światowy Dzień Książki z E-bookiem :)



"Jeśli ktoś naprawdę uważa książki za swoją wielką miłość, to zrobi dla nich
wszystko. Nawet, jeśli oznaczać to może przyczynienie się do... powstania
kolejnej książki. Zawarte w niniejszym zbiorze opowiadania zrodziły się z
tego właśnie pięknego uczucia. I jego też - pośrednio lub bezpośrednio -
dotyczą. Znajdziecie tu historię ludzi, którzy odkryli, jak wielki wpływ na
ich życie może wywrzeć lektura, fragment inspirowany literaturą fantasy,
uroczą przypowieść o uczniu czarnoksiężnika i jego przygodzie z prawdziwą
magią, czy też wizję tego, co może się stać, gdy jakąś książką zainspiruje
się morderca. A wszystko to okraszone garścią inspirujących, zabawnych - i
równie silnie z literaturą związanych - cytatów, z życia - w tym wypadku
szkolnego - wziętych.

Przyjmijcie to "dziecko miłości" życzliwie. A może sami zainspirujecie się
zawartymi w tej książce historiami i sięgniecie po pióro tudzież klawiaturę,
by wzbogacić świat literatury o własne dzieło".

http://www.facebook.com/profile.php?id=100000507613640&ref=profile#!/pages/Ksi%C4%85%C5%BCki-Moja-Mi%C5%82o%C5%9B%C4%87/127103177300828

wtorek, 19 kwietnia 2011

A czasem po ciężkim dniu ...

 Czasem mam grobowy nastrój, ale przy odpowiadaniu na to pytanie konkursowe "Jak według Ciebie wyglądałaby kosmiczna Ceremonia Pogrzebowa?" na portalu nakanapie.pl był całkowicie odmienny.
A odpowiedź spodobało się ...

Ceremonia pogrzebowa w scenerii kosmicznej jaka może być? Poważna, z marszami żałobnymi i żałobnikami pogrążonymi w smutku czy może w stylu Nowego Orleanu z orkiestrą jazzową wygrywającą skoczną melodię? A może coś z nie naszego świata - role uczestników pogrzebu odegrałyby roboty? Kosmiczna ceremonia pożegnania bytu w moich wyobrażeniach to kondukt złożony ze statków, w środku którego główne miejsce zajmowałby ten, na pokładzie którego byłby żegnany. Cała ta grupa podążyłaby do gwiazdy cmentarnej gdzie ostatnie miejsce spoczynku znajdują wszyscy odchodzący i przy cichym szumie silników spocząłby pośród przyjaciół. Na cześć zmarłego statki kosmiczne oddałyby świetlne salwy honorowe, a potem na biegu wstecznym oddaliłyby się na orbitę gwiazdy cmentarnej, gdzie chwilą wspomnień uczczono by życie zmarłego.

http://nakanapie.pl/konkursy/podroz-turila

niedziela, 17 kwietnia 2011

A imię jej Kobieta

"Efekt Kobiety"    

"Efekt kobiet" to opowieść o kobietach, ale nie tylko dla nich. Chociaż zaczyna się od wspomnień mężczyzny, jest to tylko pretekst do rozpoczęcia głównego wątku, czyli historii kobiet, zwyczajnych i niezwykłych jednocześnie. Każda, którą poznajemy w tej książce jest w jakiś sposób związana z główna bohaterką - Małgosią, to ona jest centrum historii. Poznajemy jej rodziców, córki, przyjaciółki, męża i jego kochanki oraz mężczyzn jej bliskich. Ukazane są więzi bohaterki z tymi wszystkimi osobami, które zawitały do jej życia, nawet jeżeli były to krótkie spotkania. Jednak dzięki nim możemy poznać jaka jest w swoich oczach i jak jest widziana przez innych. Nie są to całkowicie inne obrazy, raczej subiektywne ujęcia jednej osoby, którą odbierają przez pryzmat siebie samego. Z jednej strony widzimy kobietę, która nie chce innych obciążać swoimi problemami, nawet w obliczu niespodziewanego dramatu myśli jak oszczędzić bólu bliskim. Tak naprawdę żyła i żyje dla rodziny, to dla niej jest w stanie wiele znieść. Przez lata toleruje zdrady męża, jego wieczne niezadowolenia. Dlaczego nie uwalnia się od tego związku? Bo pamięta początek ich miłości i swoje marzenia o niej. Ta wizja przez lata pozwala jej znieść wszystko, chociaż wbrew temu co myśli otoczenie, gdzieś się to w niej kumuluje, aż do momentu gdy dojrzewa do  rozwodu. Dlaczego ten a nie inny moment wybiera na rozstanie? Może to sprawia przemoc, a może coś innego, niewidocznego nawet dla niej. Daje bliskim sobie ludiom duży kredyt zaufania, w szczególności przyjaciółkom, nie chce lub nie umie zauważyć ich prawdziwej twarzy, wierzy w ich szczerość i nie przyjmuje do wiadomości, że mogą chcieć ją skrzywdzić. Tak jest z Jolką i Edytą. Wiele spraw pozostawia własnemu biegowi, a później jest zdziwiona wynikającymi z tego sytuacjami - uczucia Bartka i Piotrka, nie zauważa ich miłości, aż do momentu gdy jest postawiona pod ścianą przez ich odejście lub deklaracje. Jak widzą ją inni? Jako wrażliwą i delikatną - to rodzice, zbyt uczuciowa i pogrążona w depresji - mąż, czarującą, tajemniczą, skromną - mężczyźni z jej otoczenia, naiwna - Jolka, Edyta i kochanki męża. Czy tak jest naprawdę? Może to tylko odczucia jednego czytelnika ...
Jedno jest pewne autorka ukazała postać kobiety, którą nie można określić jedną czy nawet paroma słowami. Raz jest silna, raz słaba, wesoła by zaraz doświadczać smutku, brak jej wiary, ale daje ją innym. Była zdradzaną żoną, ale zostaje kochanką żonatego mężczyzny, tęskniła za uczuciem, odrzuciła je i w końcu przyjęła. Małgosia jest pełna sprzeczności, zmienia się i jest taka sama. Wydaje się, że nie uczy się na własnych błędach, szczególnie tych dotyczących miłości, ale tak nie jest, w końcu doświadcza jej dojrzałej wersji, czy nie spóźniła się z tym uczuciem? Nie, każdy ma swój moment gdy ją sobie uświadamia. Każdy tylko płaci własną cenę za jej poznanie.
Autorka w "Efekcie kobiety" przedstawiła obraz kobiety, z którą trudno się identyfikować. Nie tryska radością i szczęściem, często się obawia życia, nawet można powiedzieć, że zdarza się jej uciekać przed nim. Brnie w sytuacje, gdzie czeka ją ból, ale ona tego nie dostrzega, chociaż otoczenie to widzi i ostrzega ją. Nie niszczy sama siebie, lecz i nie oszczędza. Jest nieszablonowa, skomplikowana, często sama nie rozumiejąca siebie samej, wyłamuje się ze stereotypów. Jednak patrząc z pewnego dystansu widzimy bohaterkę, która w końcu zaczyna żyć zgodnie ze swoimi pragnieniami.
Warto czy nie warto przeczytać "Efekt kobiety"? Moim zdaniem warto, może i nie jest to książka do poduszki, bo nie usypia, a raczej pobudza do zastanowienia się nad życiem, a to potrafią nieliczne tytuły.



Książka została przekazana w ramach akcji "Włóczykijki"

sobota, 16 kwietnia 2011

Makabra - nie, londyńska - tak

"Londyńska Makabra"
Dziewiętnastowieczny Londyn, ulice i uliczki rozjaśniane gazowymi latarniami, których blask nie dociera w kręte zaułki. To miasto pełne wspaniałych pałaców, kościołów i muzeów, ale także podejrzanych szynków, portowych knajp, tanich hotelików. Z jednej strony Anglia w pełnym rozkwicie wiktoriańskiej epoki, sztywnych zasad moralnych i rewolucji przemysłowej, z drugiej strony jej stolica staje się areną dla mrocznych sił, które chcą zawładnąć umysłami ludzi. Jednak przeciwko ciemnej mocy stają do walki obrońcy, jakżeby inaczej, Dżentelmeńscy Rycerze Londynu. Obie strony mają tak naprawdę dwie twarze, które mogą zmylić przeciwnika, na pierwszy rzut oka nie różnią się od siebie, lecz diabeł tkwi w szczegółach. Zaprawieni w walce ze złem dżentelmeni są kimś więcej niż panami w cylindrach lub melonikach i z laską w dłoni. Tak jak ich poprzednicy mają wiedzę dostępną tylko dla niewielu, już wcześniej mierzyli się z ciemną ludzkiej, i nie tylko, natury. Podejrzewają z czym mogą mieć do czynienie, ale czy są przygotowania na nową rozgrywkę? Apokaliptyczna wizja, w której można dopatrzyć się scen jak z obrazów Bosha, widoki piekielnych cierpień z elementami fantastyki, mają być ostrzeżeniem przed przyszłymi wydarzeniami czy odzwierciedleniem tego co noszą w sobie ludzie? A może to wizja piekła, stanowiąca ostrzeżenie dla jednych, a dla drugich pokusę. Jedno jest pewne Londyńczycy nie wiedzą, co skrywa ich miasto w swej otchłani. Ten, który pragnie zła, jest w drodze by je uwolnić, obrońcy dopiero wpadli na jego ślad. Podczas gdy ci ostatni mogą się domyślać celu poczynań swojego wroga, ścigany, doskonale wie co chce osiągnąć. Ale czy ta pewność jest uzasadniona? Czy można zaufać złu i okiełznać je? Nie, co najwyżej człowiek staje się bramą, dzięki której do świata przechodzi makabra, a on staje się tylko środkiem do celu. Prawdziwa rozgrywka dopiero się zaczyna, nie jest to dżentelmeński pojedynek z jasnymi zasadami, ma zdecydowanie inny charakter, krwawy i bolesny.
Otwarcie i zamknięcie przejścia pomiędzy światami to dopiero początek, właściwa historia dopiero się rozpoczyna, bo to co wyszło z głębi piekielnej nie zamierza do niej wracać. Na pomoc zagrożonemu miastu rusza prosta dziewczyna, nie bohaterka tylko jedna z wielu jej podobnych. Nie jest ona jednak tak zwyczajna jak by się mogło wydawać, to co początkowo wydawało się walką w męskim gronie, niespodziewanie nabiera koedukacyjnego charakteru. Jeden z Rycerzy ginie w jego miejsce wchodzi właśnie nikomu nie znana dziewczyna, to ona jest brakującym ogniwem w tej układance. Jej pojawienie się oznacza, że to co najgorsze dopiero ma nastąpić, a wiedza jak zapobiegnąć katastrofie była w posiadaniu tego członka bractwa, którego nie ma już pośród żywych ... Nastał czas próby dla ludzi
mających chronić mieszkańców Londynu i kogoś jeszcze - symbolu pewnej epoki i nie tylko - królowej Wiktorii. Jej postać też została przez autora użyta jako jeden z wątków. Trochę zaskakujące, ale przecież czy nie o to chodzi w takich opowiadaniach, by połączyć realne wydarzenia i osoby ze światem nadnaturalnym? Szczególnie ta ostatnia tematyka jest ciągle obecna, a wraz z rozwojem akcji staje się dominująca.
Autor w swojej historii zawarł wiele szczegółów, każda scena jest opisana wręcz drobiazgowo, tak, że czasami może przytłoczyć ich ilość. Jednocześnie umieszcza w niej elementy legend i mitów różnych narodów, dziewiętnastowieczne zafascynowanie odkryciami archeologicznymi oraz tajnymi bractwami, do tego swoich bohaterów obdarza cechami nadnaturalnymi, a niektórzy mają nawet biblijne pochodzenie. W efekcie czytelnik dostaje bogatą opowieść podczas czytania, której co jakiś czas pojawia się pytanie co jeszcze nas zaskoczy, bo że tak będzie szybko nabieramy pewności. Jak królik z kapelusza magika kolejna, nieprawdopodobna, niespodzianka pojawia się kolejnymi czytanymi stronami. Może ilość jest nawet zbyt duża, bo wydarzenia następują bardzo szybko po sobie, jednak tworzą spójną całość. Główny motyw to walka pomiędzy dobrem a złem, jedno i drugie pokazane jest w wielu postaciach, granica między nimi jest wyraźna, a zakończenie może i przewidywalne, jednak pasujące do całej historii. Pytanie co będzie tematyką kolejnej części, bo na jednym tytule na pewno się nie zakończy.
 
Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl

czwartek, 14 kwietnia 2011

"Honor można stracić tylko raz"


 "Wirus ebola w Helsinkach"

Codziennie korzystamy z odkryć medycznych, szczepionki są czymś, z czym stykamy się prawie od pierwszych minut życia. Później nadal nam towarzyszą, mamy wybór czy z nich korzystać czy nie. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad tym kiedy i jak powstały, kto jest ich twórcą. Mamy szczęście, że epidemie sporadycznie są "gościem" w świecie, w którym żyjemy. Kiedy już "zawitają" w nasze strony oczekujemy natychmiastowego remedium na nie. Oczywiście wiemy z historii jakie skutki niosą ze sobą epidemie chorób, a i teraz od czasu do czasu jesteśmy ich świadkiem. Czasem fikcja literacka przedstawia nam apokaliptyczny obraz świata, gdy wirus wymknął się spod kontroli naukowców bądź został użyty jako broń. Jednak tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy ze skali zagrożenia, w końcu nasza cywilizacja ze swoim postępem technologicznym jest ponad takie sytuacje. Nauka jest potężną siłą, za którą stoją lata badań, dziesiątki jak nie setki tysięcy naukowców, no i odpowiednia ochrona niebezpiecznych substancji. Tylko jest jedno małe "ALE" - stanowi go najsłabsze ogniwo - człowiek. Wystarczy chwila zapomnienia, zazdrość, chęć wykazania się lub zwyczajny moment nieuwagi i to co miało pozostać tylko materiałem badawczym wydostaje się na zewnątrz. Oczywiście istnieje odpowiedni system zabezpieczeń, mający na celu wyeliminować ryzyko, który prawie zawsze się sprawdza i jak to mówi reklama "to prawie robi różnicę".

Wypadek samochodowy i wynalezienie szczepionki dwa odległe od siebie wydarzenia, jednak ich powiązanie wątkiem sensacyjnym daje doskonały thriller, w którym nie wiadomo w jakim kierunku rozwinie się akcja. Przypadkowa śmierć jest źródłem intrygi, gdzie los jednostki stoi w hierarchii wyżej niż życie milionów ludzi. Jest też bohater, który nie miał zamiaru nim być i człowiek uważany za takowego, jednak nim nie będący. Jeden przeciw wszystkim, a przynajmniej takie wrażenie odnosi się początkowo. Jak naukowiec może dowieść swojej niewinności kiedy wydaje się, że wszystko jest przeciwko niemu. Jeszcze parę minut wcześniej miał w planach spokojny weekend ze znajomymi, a w ciągu paru sekund stanął przed nim morderca, nie wahający się przed niczym by osiągnąć swój cel - uchronić siebie przed upadkiem. Doskonała intryga, dopracowana w każdym szczególe zaczyna pochłaniać coraz więcej ofiar, których nie było w planach. Akcja nabiera tempa, a jej macki zachłannie wciągają w swój obszar kolejne osoby. Niedoszła ofiara staje się zagrożeniem nr 1, a pomysłodawca dalej tka pajęczynę kłamstw, podejrzeń, a wszystko to scala obawą przed atakiem terrorystycznym bronią biologiczną. Wydaje się, iż wszystko idzie po jego myśli, w końcu jako as wywiadu wie wszystko na temat intryg, ludzkich słabości, strachu. Człowiek jest najsłabszym ogniwem, czasem jego błędy jednak pozwalają komuś wymknąć się systemowi. Tak jest z Arto Ratamo - wynalazcą szczepionki, która prawie od samego momentu powstania staje się celem rozgrywki, gdzie jednostka ludzka jest mało wartym pionkiem w grze. Niedocenianie przeciwnika i przecenianie siebie jest niebezpieczną kombinacją, szczególnie, że nawet pomysłodawca jest także częścią większej całości. Jego poczynania, wbrew temu co myśli, nie są aż tak doskonałe, w końcu zbrodnia idealna jest nią dopóki ktoś jej nie przejrzy. Do kogo można się zwrócić gdy policji nie można zaufać? Kto przejmuje czasem rolę stróża prawa i ujawnia niepożądaną prawdę? Lub inaczej czy dziennikarze są faktycznie przedstawicielami czwartej władzy? Ratamo nie ma zbyt wiele osób do wyboru, które mogłyby mu pomóc, dlatego zwraca się do znanej reporterki by opublikowała jego historię, bo kto inny potraktowałby jego ostatnie kilka godzin życia poważnie? I na tym koniec akcji? Nie, ona dopiero rumieńców, bo na scenę wkraczają kolejne postacie. Czyli oprócz wywiadu, policji, prasy i naukowców jest jeszcze jeden gracz, wydający się najskuteczniejszy. Tylko jemu udaje się schwytać pionka, wyrastającego wbrew zamierzeniom na czołowego uczestnika tej gry, gdzie nie ma żadnych reguł, a jej inicjator traci swoją przewagę nawet o tym nie wiedząc. Kolejny łut szczęścia i Ratamo udaje się uciec, czy to prawdopodobne? A czy nie na tym polega właśnie uśmiech losu, że pojawia się niespodziewanie w momencie, gdy wydaje się, iż wszystko już stracone? Takich fartów jest kilka, ale doskonale wpisują się w tę historię. A do tego kolejny zwrot akcji, czytelnik nie może być pewien niczego, nie wie co autor zaserwuje w kolejnym akapicie czy stronie. Dlatego tytuł ten wciąga, a Finlandia nie kojarzy się już tylko północnym krańcem Europy, zorzą polarną i pewnym świętym w czerwonym kubraczku. Jest miejscem rozgrywek służb wywiadowczych, szczególnie KGB.

"Honor można stracić tylko raz" - cytat, który utkwił mi w pamięci po lekturze tej książki, myśl człowieka, od którego cała historia wzięła swój początek. Właśnie ocaleniem honoru początkowo usprawiedliwiał swoje poczynania przed sobą samym. Jednak czy stracił go w czasie gdy uciekał z miejsca wypadku przez siebie spowodowanego czy już może o wiele wcześniej? Tytułowy wirus ebola jest tylko elementem tła, pojawiającym się od czasu do czasu, na pierwszy plan wysuwają się ludzie, ich zachowania w obliczu przełomowych chwil życia i ich prawdziwy charakter, ten który tak trudno rozszyfrować na co dzień. Jeżeli do tego dodać wątek sensacyjny, gdzie niespodzianki ujawniają się co rusz, to dostajemy świetną książkę, przy lekturze, której nuda nie grozi. Obawiać się można tylko tego, że pochłoniemy ją w całości, bez względu na "okoliczności przyrody".

Książka została przekazana przez wydawnictwo KOJRO

wtorek, 12 kwietnia 2011

"Gdy rozum śpi budzą się demony"

 "Twarze"

Twarz, oblicze człowieka, oczy, usta, nos - elementy niepowtarzalne chociaż podobne. Dzięki niej komunikujemy się ze światem, nawet gdy nie wypowiadamy słów. Wystarczy spojrzenie by dostrzec ból lub radość, ale to też maska, za którą chowamy to co czujemy. Można nią grać, zrzucać ją w chwilach szczerości, naśladować mimikę innych. Dla bohaterki książki "Twarze" są niezliczonymi fragmentami, które ciągle trzeba dopasowywać do siebie by zrozumieć drugiego człowieka. Momentami wytchnienia dla niej są wieczory, gdy ludzie śpiąc nie używają ich by siebie wyrazić, nie dostarczają coraz to nowych informacji, jakie trzeba zrozumieć. Ciągłe zmiany są męczące, przerażają, jedynie bezruch daje spokój, tak pożądany i tak rzadko goszczący w bohaterce. Strach czai się nie tylko w obliczach najbliższych, ale i w szafie i tłumie zgromadzonych podczas przemówienia. Jest wszechobecny, w czasie i przestrzeni. Nic nie przynosi ulgi, a gdy jeszcze nie ma nikogo kto zrozumie i pomoże przejść odegnać obawy, pojawia się myśl o śmierci, z własnej ręki.
Są momenty, gdy życie wydaje się zwyczajne, a lęki poprzedniego dnia są zepchnięte gdzieś poza granice pamięci. Jednak wystarczy jedno słowo, grymas twarzy, ruch ręki i wszystko powraca, niczym fala niszcząca wszystko po drodze. Jedna decyzja podjęta pod wpływem emocji i choroba staje się widoczna, ale nadal brak zrozumienia dla człowieka i jego cierpienia. "Gdy rozum śpi, budzą się demony", a co gdy są one obecne ciągle, kryją się w każdym człowieku czy rzeczy?  Jak wygląda świat widzianym oczami osoby chorej umysłowo? Jak surrealistyczny obraz Dalego czy jak odbicie w krzywym zwierciadle? Może jest jednym i drugim i wszystkim tym, co wzbudza paraliżujący strach. Wraz z Lise wchodzimy w taki krajobraz, złożony ze znanych nam elementów, ale poskładany w całkiem innej kolejności. Jest on przerażająco samotny i nieprzyjazny, nie ma w nim nikogo kto podałby pomocną rękę, jest się w nim samemu. Nawet najbliżsi ludzie są tutaj wrogami, którzy czyhają na nasze życie. Spirala strachu nakręca się coraz bardziej, wciągając w swoje zwoje rodzinę i znajomych. Jej końca nie widać, początek jest już wyblakłym wspomnieniem. Granica pomiędzy rzeczywistością a urojeniem przestaje istnieć, kłębowisko myśli jest przerażające, ale poza nim nie dostrzega się niczego, na czym umysł mógłby znaleźć zaczepienie, chociażby chwilowe. Dopóki zaprzecza się chorobie ona wciąż narasta, tak jakby żywiła się buntem chorego. Jednak gdy następuje pogodzenie się z nią, przyjęcie tego co z sobą niesie, powoli zaczyna odsuwać się. Nie znika, nie odchodzi, jest wciąż obecna, ale nie natarczywa. Do głosu dochodzi coś więcej niż obawa, demony choroby czają się, ale nie dochodzą do głosu.
Choroba umysłowa nosi odium odrzucenia i niezrozumienia, nawet przez najbliższych. Właściwie chorych umysłowo spycha się na margines życia społecznego, przez wielu ich cierpienie jest traktowane jak coś nierzeczywistego, bo objawy najczęściej sprawiają, że znany nam człowiek staje się kimś obcym. Trudno jest głośno powiedzieć jestem chory umysłowo, ale to nie sprawia, iż przestałem być człowiekiem. Jak leczyć umysł, który jest istotą określającą kim jesteśmy? Czy tylko lek jest jedynym remedium na chaos myślowy? Jak określić co pomoże choremu wrócić do rzeczywistości i czy on w ogóle jest na to gotowy?
"Twarze" są historią, która przedstawia świat tak jest on widziany przez osobę chorą. Nie ma w nim upiększeń, za to groza strachu i kalejdoskop urojeń, wciągających w swoje odmęty resztki świadomości. Pogrążyć się w nich jest łatwo, wydostać się niezmiernie trudno, niektórzy już zawsze będą nosić ich ślady.
Książka, wciągająca, ale nie przez akcję, lecz osobę głównej bohaterki - Lise. Jej los nie pozostawia obojętnym, ukazuje jak może przebiegać choroba - od zwykłego lęku aż po zatracenie się w nim. Lise ma to czego inni jej zazdroszczą, rodzinę, sukces, ale brak jej jednego - pewności siebie, to ją prowadzi od okazjonalnego strachu przed ludźmi aż po całkowite oderwanie się od świata, który swoją obecnością nieustannie rani.
 Warto zastanowić się jaką cenę płaci się za sukces, jak może on wpłynąć na człowieka, gdzie w tym wszystko miejsce na rodzinę  jak wiele ona może dać.
Książka została przekazana przez wydawnictwo KOJRO

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Światowy Dzień Książki


23 kwietnia wypada Światowy Dzień Książki. W związku z tym zapraszam do udziału w akcji zorganizowanej przez serwis Książki Moja Miłość. Szczegóły poznacie tutaj oraz na FB.

sobota, 9 kwietnia 2011

Prawda ciekawsza niż fikcja

"Gangster. Prawdziwa historia agenta FBI, który przeniknął do mafii"

Czasem życie pisze lepsze scenariusze niż te, które powstają w Hollywood. Podział na bohaterskich stróżów prawa i bezwzględnych przestępców najlepiej wygląda na stronach książki lub ekranie kinowym, w rzeczywistości by pokonać zło trzeba użyć tych samych narzędzi jakimi się ono posługuje. Na pierwszej linii wojny są funkcjonariusze, którzy w imię przestrzegania prawa stają się tymi, których ścigają. Cały czas są obserwowani przez obie strony, jeden nierozważny krok, słowo i cały misterny ich obraz może rozpaść się. Nie mogą liczyć na blask chwały, pozostają w cieniu gdy kończą zadania. Ich praca nie trwa osiem godzin na dobę, to dwudziestoczterogodzinna służba bez dni wolnych. Jednocześnie są stróżami prawa, ale z drugiej strony, muszą jak najbardziej wiarygodnie wypaść w roli przestępcy. Jak daleko można się posunąć w utożsamianiu się z ludźmi, przeciwko którym prowadzi się śledztwo? Granica pomiędzy sobą i rolą jest cienka, wystarczy jeden nieodpowiedni ruch by ściągnąć na siebie podejrzenie obu stron.

Bohater "Gangstera" szczerze, bez wybielania własnej osoby, mówi o sobie, swoich wadach i zaletach. Jego droga do pracy w FBI była wynikiem zafascynowania fabularnymi biografiami ludzi, którzy wchodzili w mafijne struktury. Jednak co innego film, chociaż oparty na faktach, a co innego prawdziwa praca jako tajny agent. Jednocześnie jest się zależnymi od swoich zwierzchników, decydujących o kierunku śledztwa, z drugiej strony od przestępczego świata, jedni i drudzy cały czas obserwują swoich członków. Pomiędzy nimi jest człowiek, mający jeden cel - doprowadzić przestępców przed oblicze sądu i zachować swoją prawdziwą osobowość. Chwil słabości nie toleruje żadna frakcja. Nie każdy agent FBI dostanie kiedykolwiek możliwość pracy o takim charakterze, droga do upragnionego "stanowiska" czasem jest żmudna i zależy od zbiegu okoliczności, nie zawsze od umiejętności. Także FBI, jak każda inna firma, jest miejscem personalnych rozgrywek, gdzie człowiek jest tylko pionkiem i to nie w swojej grze. Czasem szczęście uśmiecha się i wreszcie życie zawodowe zaczyna przypominać to co się ogląda w telewizji. Jednak początki nie są łatwe, to co wydawało się banalnie proste w wykonaniu innych trzeba teraz zrobić samemu, stawką jest wynik śledztwa i własne życie. Każda kolejna sprawa zakończona sukcesem sprawia, że człowiek wchodzi w coraz trudniejsze środowisko przestępcze, poprzeczka stale jest podnoszona w górę.
Mafia istnieje, chociaż niektórzy w nią nie wierzą. Jaka jest? Taka jaką przedstawiają ją kroniki policyjne, telewizyjne wiadomości czy popkultura? W każdym z nich jest jakaś część prawdy, mniejsza czy większa? Mafia też zmienia swoje oblicze i jest jednym z odbiorców mass mediów. Czasem można poznać kto jest kim, ale to nic nie znaczy dla sądu. Wtedy do akcji wkraczają tajni agenci, oni jako jedni "ze swoich" rozpracowują od środka przestępcze środowisko. Wtapiają się w nie, tak, że są nie do odróżnienia od tych, których ścigają.

Macki mafii sięgają dalej niż wydaje się przeciętnemu człowiekowi, on nie jest świadomy jej potęgi, ani zaangażowania ludzi, którzy mają za zadanie eliminować z życia publicznego przestępców. To co większość ludzi może tylko przeczytać na kartach książki lub stronach gazety albo zobaczyć w kinie, jest codziennością dla tajnych agentów. Tylko czytelnicy zamykają książkę, widzowie wracają do domu, a agenci po zakończonej sprawie zaczynają kolejną.

"Gangster" to relacja z życia człowieka, który chciał zostać następnym Donniem Brasco i dopiął swego. Jego historia zawiera subiektywne oceny, ale czy obiektywizm byłby lepszy? Będąc w samym środku akcji ma się inne spojrzenie niż stojąc z boku. Książka ciekawsza niż seriale i filmy, bo i jej autor, doskonale wie o czym mówi. Jednocześnie był człowiekiem mafii i tym, który ją pogrążył, a do tego zwyczajnym mężem i ojcem. Czy pozostał sobą pomimo tylu różnych tożsamości? Tak, nadal jest w nim człowiek, który wybrał drogę życiową po zobaczeniu "Serpico", ale to czego był świadkiem wpłynęło tez na niego. Coś pozostało w nim z postaci, w które wcielił się z takim sukcesem. Taka jest cena za pracę pod przykrywką, oddaje się jej część siebie, a ona pozostawia ślad w nas.
Książka została przekazana przez wydawnictwo Znak

środa, 6 kwietnia 2011

Zbrodniczy czar Kirchdorfu

"Detektyw i panny"
Pamiętacie postać detektywa "Columbo"? Pognieciony prochowiec, rozklekotany samochód no i upór, dzięki któremu zawsze rozwiązuje najbardziej skomplikowane sprawy, gdzie dowodów na pierwszy rzut oka brak. Serialowy policjant jest idolem Dirka Tielke, także stróża prawa, liczącego na wielki sukces zawodowy, po przeprowadzce do miasteczka gdzieś przy dawnej granicy niemiecko-niemieckiej. Jednak rozczarowanie przychodzi szybko, mieszkańcy nie kwapią się by spełnić marzenia swojego komendanta o krwawych zbrodniach, przy rozwiązywaniu, których mógłby zabłysnąć na zawodowym firmamencie. Takie są początki pierwszego opowiadania, w którym głównym bohaterem jest Dirk Tielke.
Nuda, powtarzalne czynności i marazm wkradają się w życie młodego policjanta. Jest przekonany, że ugrzęzł na prowincji i do emerytury już nic ciekawego w jego pracy nie wydarzy się. Kariera zamiast nabrać rozpędu stanęła w miejscu, właśnie w takim momencie korespondencja pewnej kobiety zaburza spokojny żywot małomiasteczkowego policjanta. Wreszcie tak długo oczekiwany powiew zbrodni zawitał w progi komisariatu. Okazuje się, że w tej idyllicznej społeczności ktoś zaczął realizować swój plan zemsty. Niestety śledztwo szybko zostaje przejęte przez hamburską policję, a Dirk Tielke może tylko być cichym współpracownikiem i do tego mającym mało do roboty. Jednak, tak jak jego telewizyjny kolego po fachu, tak i Dirk jest zdeterminowany by rozwiązać sprawę, nawet gdy ta już jest poza jego zasięgiem. Mając do pomocy dyrektorkę domu opieki jest równie skuteczny jak jego idol. Wątek kryminalny zatacza coraz szersze kręgi, chociaż sprawca zostaje szybko zidentyfikowany droga do jego ujęcia obfituje w kilka niespodzianek. Zagadka zaserwowana przez autorkę wcale nie jest przewidywalna i interesująco się rozwija. W pewnym momencie wydaje się, że wszystkie elementy układanki doskonale pasują i tylko kilka akapitów dzieli nas od wielkiego finału ... Nic bardziej mylnego czas na przyśpieszenie akcji i kolejne zaskoczenie. Zakończenie nieprzewidywalne, ale jak najbardziej pasujące do całej historii.

Drugie opowiadanie zaczyna się w dwa lata po przybyciu Dirka do Kirchdorf. Nowy komisarz już jest jednym "ze swoich", ale nadal jest w nim nadzieja na powrót w glorii sławy do Hamburga. Może trochę przygaszona, ale dająca o sobie znać często. Czasem ma smak bardzo gorzki, szczególnie w momentach gdy jego dziewczyna wyjeżdża po wspólnych weekendach z miasteczka. W przeciwieństwie do niego ona spełnia swoje marzenia w wielkim mieście, a to przypomina mu jego małomiasteczkową karierę. Mimo tego Dirk nie traci nadziei na zmiany w swojej pracy i ma rację - kolejne morderstwo jak na zamówienie zostaje popełnione. Jednak radość przedwczesna - znów musi przekazać je wyższej instancji. Nie byłby jednak sobą gdyby nie prowadził śledztwa na boku. Pierwszy podejrzany szybko się znajduje, nawet powód zbrodni jest nie byle jaki - zemsta po latach za "odbitą" narzeczoną. Jednak czy trochę nie za szybko sprawa wyjaśnia się? Nawet była narzeczona nie wierzy w winę "najwiarygodniejszego" sprawcy. Jakby tego było mało w Kirchdorfie mają miejsca dwa zamachy bombowe - tego już trochę za dużo, nawet jak na Dirka Tielke, szczególnie, że to on miał być ofiarą jednej z wybuchowej pułapki. No i sprawa myszy, ściślej mówiąc lokatorki biura komisarza, która wzbudza coś na kształt fobii w dzielnym stróżu prawa. Tam gdzie diabeł nie może, w tym przypadku policjant, tam kobietę pośle - w ten sposób bohaterki z pierwszego opowiadania trafiają do drugiego. Humor scen z myszą zamierzony, ale trzeba oddać hołd autorce - w pełni udany. A Dirk Tielke wyrasta na coraz bardziej wyrazistego detektywa, może nie w stylu swojego idola - porucznika Columbo, ale równie dociekliwego, no i ma nietuzinkowego pomocnika - dyrektorkę ośrodka pomocy. I podobnie jak w pierwszym opowiadaniu, gdy rozwiązanie jest tuż przed nosem akcja przyśpiesza. W końcu jest jeszcze sprawa bomb - i tu pełne zaskoczenie ... Bo kto spodziewałby się, że zamachowcem jest ... - to trzeba przeczytać samemu, nie można zdradzać takiego rozwoju wydarzeń...

Dwa opowiadania połączone osobą pierwszoplanowego bohatera i jego drugoplanowych pomocników, do tego małe niemieckie miasteczko - na pozór sceneria mało pasująca do świata zbrodni i wielkich śledztw. Jednak autorka doskonale przedstawia kryminalne historie, udowadniając, że nie tylko metropolie mogą być inspiracją dla interesujących kryminalnych wątków.
Jestem ciekawa czy i jak dalej rozwinie się postać Dirka Tielke i mieszkańców Kirchdorfu. Czytając książki "Detektyw i panny" dostajemy suspens, humor i coś jeszcze - czar małego miasteczka, czasem zbrodniczy,a czasem swojski.

Książka została przekazana przez wydawnictwo JanKa

wtorek, 5 kwietnia 2011

Coś na osłodę

Czasem są lepsze dni, czasem gorsze, ale ... światełko w tunelu w postaci nagrody z konkursu nakanapie.pl poprawia humor.

Pytanie:
"Każdy człowiek chciałby wrócić do jakiegoś dnia swojego życia z dwóch powodów: albo był piękny, albo chciałby coś w nim zmienić. W maksymalnie 10 zdaniach opisz dzień, do którego chciałbyś/chciałabyś wrócić i napisz dlaczego."
Odpowiedź:
Przeglądając karty przeszłości można znaleźć wiele dni, do których chciałabym wrócić, a jeszcze więcej momentów gdzie wprowadziłabym zmiany. Co wybieram - modyfikację tego co było czy przeżycie 24 godzin przeszłych, szczęśliwych chwil? Lepsze jest wrogiem dobrego więc stawiam na na miłe wspomnienia wylosowane, z zamkniętymi oczyma, z wirów czasów minionych. Jeden dzień spędzony z rodziną i przyjaciółmi na beztroskiej zabawie, dyskusjach aż po świt, grach gdzie nieważny był wynik, ale to, że jesteśmy razem. Po prostu jeden z wielu dni, do których wraca się po latach z uśmiechem. Może nie były to dni przełomowe dla ludzkości a nawet dla ich uczestników, ale na zawsze pozostaną już w mojej pamięci jako synonim szczęścia. Taki dzień jest jak zdjęcie w albumie, które oglądane nawet po raz setny nie nudzi tylko przypomina szczęśliwe momenty.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Szukając miłości

"Szukając Noel"

Codziennie mijamy dziesiątki, a może setki osób. Z kilkoma rozmawiamy, chociaż czasem to tylko wymiana słów, która ma małe znaczenie. Ale pewnego dnia los stawia przed nami człowieka, który będzie w naszym życiu czymś więcej niż przygodną znajomością, o jakiej zapomina się równie szybko jak się ją nawiązało. Nikt nas nie uprzedzi, że przed nami właśnie wielka szansa na odmianę w życiu. Są chwile, które wydają się nie mieć końca, szczególnie gdy wszystko wali się nam na głowę, kiedy zaczynamy zastanawiać się nad celowością dalszego istnienia. W takiej właśnie chwili bohater książki spotyka dziewczynę, ciepła czekolada i rozmowa z nią są dla niego momentem, gdy zmienia się jego przyszłość. Sami zainteresowani jeszcze tego nie wiedzą, chociaż Mark czuje, że osobą, którą spotkał nie jest tylko przelotną znajomą. Macy rozumie co przeżywa młody mężczyzna, lepiej niż inni wie jak to jest gdy życie wymyka się z rąk, a najbliższe osoby odchodzą. Te kilka minut w mroźny wieczór poświęcone obcemu człowiekowi jest właśnie okazją, nie tylko dla niego, ale i dla niej, od losu. Jednak następne spotkanie nie jest już takie łatwe, nikt nie zna Macy Wood, kim jest ta dziewczyna? Na to pytanie odpowiada sama zainteresowana, tamto spotkanie ona też zapamiętała. Teraz kolej na odsłonienie kulis jej przeszłości, nie tak zwyczajnej jak wydawało się. Za sobą ma dzieciństwo z rodzinami zastępczymi, utratę najbliższych i szybkie wejście w dorosłe życie - jednak to wszystko nie zniszczyło jej, wręcz przeciwnie. Zasługę ma w tym pewna kobieta, która wyciągnęła pomocną dłoń do niej, gdy tego potrzebowała. Mark i Macy pomagają wspierają siebie w urzeczywistnieniu tego o czym marzą w głębi duszy, a co do tej pory ukrywali przed innymi. Jednak nim się spełnią, wiele jeszcze przed bohaterami.

Książka ma kilka planów czasowych, przeplatają się wzajemnie, dzięki nim czytelnik poznaje przeszłość postaci, która wpłynęła na ich późniejsze poczynania. W przypadku Macy najbardziej bolesne było rozłączenie z siostrą i walka o jej odnalezienie. Nie jest to łatwe, gdy prawo w imię "dobra" jednego dziecka krzywdzi drugie i je samo. Walka z przepisami, które miast chronić ranią, wydaje się nie mieć widoków na sukces. Jednak dziewczyna nie poddaje się, jej przeciwieństwem jest Mark, pewny, że wie wszystko o swojej rodzinie i po śmierci matki nic go z nią łączy. Oboje są rozczarowani miłością ojcowską, jednak czy to obiektywna ocena? Spotkanie z tymi, którzy zawiedli nigdy nie jest proste, ale może dać swoiste oczyszczenie, pomagające odejść temu co rani i dać siłę do dalszej walki o realizacje pragnień. Jest tak w przypadku ich obojga, przeszłość jest kluczem do ich przyszłości i marzeń.

"Zwykle, zanim życie wręczy nam swoje najwspanialsze prezenty, owija je starannie w największe przeciwności losu", ten cytat będę kojarzyła właśnie z książką "Szukając Noel". Oddaje on tak wiele z tego co czułam podczas czytania. Nie jest jej podsumowaniem, ale fiszką w pamięci, która mam nadzieję, iż będzie się pojawiała gdy pomyślę o tym tytule. A okładka z filiżanką czekolady jest zapowiedzią wspanialej historii, która zaczyna się od spotkania, może nie tak przypadkowego jak się wydawało na początku, a kończy się ... o tym najlepiej przekonać się samemu. Warto przeczytać ją, bo to nie kolejna historia jakich wiele, ale jedna z tych, do których wraca się co jakiś czas by poczuć siłę miłości, mającej różne imiona i źródła.

Książka została przekazana przez wydawnictwo Znak