"Były sobie świnki trzy"
Olga Rudnicka
Życie nie jest sprawiedliwe, a przynajmniej takie odczucie ma wielu. Zamiast spokojnie sobie egzystować człowiek musi wciąż mieć się na baczności, spełniać oczekiwania otoczenia - mniej lub bardziej, no i oczywiście skarżyć się na swój los nie może. Za to innym podsuwa się wszystko pod nos, nie liczą się z uczuciami i jeszcze mają pretensje o byle drobnostkę. Niestety los bywa przewrotny, nadzwyczaj złośliwy i głuchy na ludzkie prośby, groźby, lecz czasem spełnia życzenia - oczywiście w najmniej spodziewanym momencie.
Leżeć i pachnieć, to wcale nie jest łatwe zajęcie, co więcej jedno i drugie wymaga ogromnego samozaparcia, żelaznej dyscypliny, taktu na poziomie dyplomacji międzynarodowej oraz przede wszystkim nieustannego gryzienia się w język. Martusia, Kama i Jolka posiadają doświadczenie w tym zakresie ogromne, mogłyby pewnie napisać bestsellerowy poradnik, ale niestety twórczość literacka wymaga czasu, a tego u nich jak na lekarstwo. W końcu są żonami swych mężów, co jest zajęciem pełnoetatowym i to jeszcze z nielimitowanymi nadgodzinami. Oczywiście z daleka, czasem nawet z bliska, nie widać wkładanego przez małżonki trudu w utrzymaniu zdobytego status quo. Szkoda, że lata lecą tak szybko, ostatnio aż za szybko, ponieważ pojawia się problem z ewentualnym nowszym modelem połowicy przy małżonku. Czyżby wszelkie wyrzeczenia były na nic i przede wwygodne życie miało się skończyć? Co to to nie! Po prostu nie wchodzi w rachubę, nie jest brane pod uwagę, w ogóle to przerażająca myśl. Ta ostatnia jednak zdążyła zakiełkować w trzech umysłach, od tego krok do pewnego pomysłu, równie brutalnego jak idea wymiany żony. Panie nawykłe są do działania, szczególnie gdy idzie o coś tak fundamentalnego jak utrzymanie stadła małżeńskiego, i od razu zaczynają przygotowywać odpowiedni plan, a raczej plany, bo drani jest trzech. Zmiana stanu cywilnego na wdowi wcale nie jest przecież złą opcją, zwłaszcza kiedy trzeba mieć na uwadze życiowy błąd w postaci intercyzy - niekorzystnej naturalnie dla płci żeńskiej. Poniesione nakłady osobiste są o wiele większe niż pozyskane zasoby, więc panowie drżyjcie. Jak to bywa los wtrąca swoje trzy grosze czyli Kama, Jolka i Martusia chcąc nie chcąc są zmuszone do korekty swoich zamierzeń, co rodzi ferment, chaos i przede wszystkim improwizację godną Oskara. Po prostu przeznaczenie zawzięło się na trzy przyjaciółki, ściągając na ich dość niewinne głowy "spełnienie" wypowiedzianych marzeń. No i bądź tu kobieto mądra kiedy trzeba ciągle dostosować się do co i rusz pojawiających się niespodzianek. Ile można grać bez porządnego scenariusza? Zostać bogatą wdową wcale nie jest tak łatwo, o nie! Co się trzeba nakombinować, poodkręcać pewne sprawy, nagimnastykować umysłowo i fizycznie, nawymyślać by w ostatecznym rozrachunku ... dalej musieć kombinować. Skaranie boskie z tymi mężami i tyle!
Książki Olgi Rudnickiej zawsze są dla mnie lekturą, którą mogę polecić w tak zwane ciemno. Tym razem autorka oddała w ręce czytelników komedię kryminalną pod tytułem "Były sobie świnki trzy" i zagwarantowała ogromną porcję komizmu oraz niezwykle celnych spostrzeżeń dotyczących współczesnego społeczeństwa oraz kontaktów międzyludzkich. Nie można nie wspomnieć o wątkach satyrycznych, wcale nie ukrytych i dobrze dobranych do fabuły, współgrających z kolejnymi perypetiami postaci. Pozostaje jeszcze kwestia motywu głównego oraz bohaterek i bohaterów. Ten pierwszy dla mnie jest spod znaku czarnego humoru kryminalnego, zręcznie spełniającego funkcję kanwy dla historii może i wydającej się niektórym dość nieprawdopodobnej, lecz wcale nie aż tak rzadkiej. Panie z Wisteria Lane mogłyby się nauczyć tego i owego, a nawet o wiele więcej od Jolki, Kamy i Martusi. Trzeba przyznać, że panie zostały obdarzone nieograniczoną wyobraźnią i pomysłowością oraz nadaniem nowego znaczenia słowom "po trupach do celu". Olga Rudnicka potrafi rozbawić oraz pokazać pewne sytuacje z całkiem nowej perspektywy.
Olga Rudnicka
Życie nie jest sprawiedliwe, a przynajmniej takie odczucie ma wielu. Zamiast spokojnie sobie egzystować człowiek musi wciąż mieć się na baczności, spełniać oczekiwania otoczenia - mniej lub bardziej, no i oczywiście skarżyć się na swój los nie może. Za to innym podsuwa się wszystko pod nos, nie liczą się z uczuciami i jeszcze mają pretensje o byle drobnostkę. Niestety los bywa przewrotny, nadzwyczaj złośliwy i głuchy na ludzkie prośby, groźby, lecz czasem spełnia życzenia - oczywiście w najmniej spodziewanym momencie.
Leżeć i pachnieć, to wcale nie jest łatwe zajęcie, co więcej jedno i drugie wymaga ogromnego samozaparcia, żelaznej dyscypliny, taktu na poziomie dyplomacji międzynarodowej oraz przede wszystkim nieustannego gryzienia się w język. Martusia, Kama i Jolka posiadają doświadczenie w tym zakresie ogromne, mogłyby pewnie napisać bestsellerowy poradnik, ale niestety twórczość literacka wymaga czasu, a tego u nich jak na lekarstwo. W końcu są żonami swych mężów, co jest zajęciem pełnoetatowym i to jeszcze z nielimitowanymi nadgodzinami. Oczywiście z daleka, czasem nawet z bliska, nie widać wkładanego przez małżonki trudu w utrzymaniu zdobytego status quo. Szkoda, że lata lecą tak szybko, ostatnio aż za szybko, ponieważ pojawia się problem z ewentualnym nowszym modelem połowicy przy małżonku. Czyżby wszelkie wyrzeczenia były na nic i przede wwygodne życie miało się skończyć? Co to to nie! Po prostu nie wchodzi w rachubę, nie jest brane pod uwagę, w ogóle to przerażająca myśl. Ta ostatnia jednak zdążyła zakiełkować w trzech umysłach, od tego krok do pewnego pomysłu, równie brutalnego jak idea wymiany żony. Panie nawykłe są do działania, szczególnie gdy idzie o coś tak fundamentalnego jak utrzymanie stadła małżeńskiego, i od razu zaczynają przygotowywać odpowiedni plan, a raczej plany, bo drani jest trzech. Zmiana stanu cywilnego na wdowi wcale nie jest przecież złą opcją, zwłaszcza kiedy trzeba mieć na uwadze życiowy błąd w postaci intercyzy - niekorzystnej naturalnie dla płci żeńskiej. Poniesione nakłady osobiste są o wiele większe niż pozyskane zasoby, więc panowie drżyjcie. Jak to bywa los wtrąca swoje trzy grosze czyli Kama, Jolka i Martusia chcąc nie chcąc są zmuszone do korekty swoich zamierzeń, co rodzi ferment, chaos i przede wszystkim improwizację godną Oskara. Po prostu przeznaczenie zawzięło się na trzy przyjaciółki, ściągając na ich dość niewinne głowy "spełnienie" wypowiedzianych marzeń. No i bądź tu kobieto mądra kiedy trzeba ciągle dostosować się do co i rusz pojawiających się niespodzianek. Ile można grać bez porządnego scenariusza? Zostać bogatą wdową wcale nie jest tak łatwo, o nie! Co się trzeba nakombinować, poodkręcać pewne sprawy, nagimnastykować umysłowo i fizycznie, nawymyślać by w ostatecznym rozrachunku ... dalej musieć kombinować. Skaranie boskie z tymi mężami i tyle!
Książki Olgi Rudnickiej zawsze są dla mnie lekturą, którą mogę polecić w tak zwane ciemno. Tym razem autorka oddała w ręce czytelników komedię kryminalną pod tytułem "Były sobie świnki trzy" i zagwarantowała ogromną porcję komizmu oraz niezwykle celnych spostrzeżeń dotyczących współczesnego społeczeństwa oraz kontaktów międzyludzkich. Nie można nie wspomnieć o wątkach satyrycznych, wcale nie ukrytych i dobrze dobranych do fabuły, współgrających z kolejnymi perypetiami postaci. Pozostaje jeszcze kwestia motywu głównego oraz bohaterek i bohaterów. Ten pierwszy dla mnie jest spod znaku czarnego humoru kryminalnego, zręcznie spełniającego funkcję kanwy dla historii może i wydającej się niektórym dość nieprawdopodobnej, lecz wcale nie aż tak rzadkiej. Panie z Wisteria Lane mogłyby się nauczyć tego i owego, a nawet o wiele więcej od Jolki, Kamy i Martusi. Trzeba przyznać, że panie zostały obdarzone nieograniczoną wyobraźnią i pomysłowością oraz nadaniem nowego znaczenia słowom "po trupach do celu". Olga Rudnicka potrafi rozbawić oraz pokazać pewne sytuacje z całkiem nowej perspektywy.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję portalowi CPA
oraz
wyd. Prószyński i S-ka