„Mock.
Ludzkie zoo”
Marek
Krajewski
Człowiek
największym wrogiem drugiego człowieka. Nikt w przyrodzie tak jak my nie umie
zranić innej istoty, nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Zbyt często
uważamy się za lepszych od innych i dajemy odczuć, czasem w aż nazbyt dotkliwy
sposób tym, którzy według nas są gorsi. Bywa, że taki tok myślenia jest źródłem
zbrodni, niekiedy na skalę jakiej nawet sobie nie wyobrażamy.
Zło
pojawia się wszędzie, lecz Mock nie spodziewał się, że spotka je na starym, nieczynnym,
dworcu. Słowa narzeczonej może i nie brał Eberhard na poważnie, jednak coś w
nich musiało być i lepiej było sprawdzić źródło niepokoju dziewczyny. Na to co
kryły podziemia nie dałoby się przygotować, nawet policjant mający styczność z
mrocznymi sekretami i tropiący przestępców jest wstrząśnięty tym widokiem.
Istne piekło lub Hades, ale to miejsce nie stworzyli bogowie albo diabeł, lecz
człowiek – z krwi i kości, chociaż z charakteru oraz z wyglądu daleko jemu i
jego pomocnikowi do istoty ludzkiej. Mock nie raz już się naraził się swoim
szefom, tym razem też czuje, że za przestępcami stoi ktoś wpływowy i raczej nie
będzie on zadowolony z prywatnego śledztwa. To ostatnie zaczyna odsłaniać coraz
więcej drastycznych szczegółów, lecz jest jeszcze bardzo wiele znaków zapytania
i niewiadomych. Nie do końca wiadomo kto jest wrogiem, kto sprzymierzeńcem i
przede wszystkim kto człowiekiem, a kto bestią. Pewno jest tylko jedno –
Wrocław stał się miejscem gdzie najohydniejsze ludzkie żądze właśnie są
zaspakajane i nikt temu nie sprzeciwia się. Eberhard Mock nie zapomni o tym co
widział i zrobi niejedno by została wymierzona kara zbrodniarzom, ale cena za
to nie będzie niska. Prawda jest ohydna, lecz gdy się ją już pozna nie da się o niej zapomnieć, by
zakończyć tę sprawę trzeba będzie dochodzenie przenieść poza granice Wrocławia
i to wiele dalej.
Eberharda
Mocka można podejrzewać o wiele spraw i cech charakteru, ale jakoś porywy uczuć
nijak nie pasują do jego fizjonomii. Oczywiście każdy był młody lub nawet jest
w młodzieńczym etapie życie i taki epizod, krótszy bądź dłuższy, mógł albo może
mu przydarzyć się. Co jednak kiedy dotknie to Ebiego? Trzeba przyznać, że w tym
wypadku zrodzi się z tego pełnokrwista historia kryminalna, w której nie
zabraknie żadnego elementu jaki w wcześniejszych książek nadał nie tylko cech oryginalności
cyklowi, lecz i stał się magnesem przyciągającym nowych czytelników i na nowo
oczarowujących dotychczasowych. W książce „Mock. Ludzkie zoo” po pierwsze trzeba
wspomnieć o suspensie – zaskakującym i intrygującym, wymyka się on prostym
założeniom i ma szeroki zasięg. Drugą niezwykle ważną częścią składową są
postacie – nieprzeciętne, wyróżniające się i jednocześnie doskonale wtapiające się
w wątki. Trzecim pozostają pieczołowicie oddane realia epoki, nie jedynie od
strony wizualnej, ale i słownej oraz topograficznej. Nie można przynajmniej nie
wspomnieć o plastyczności opisów, pozwalającym czytającym wprost na przeniesienie
do Wrocławia i innych zakątków. Marek Krajewskim w nowej serii zachwyca
podobnie jak i wcześniejszej, a Eberhard Mock w wersji młodszej nie traci nic
ze swego kryminalnego uroku, wprost przeciwnie – jest w najwyższej formie.
Zagadki z jakimi się mierzy nie są sztampowe, najnowsza odkrywa jeszcze
mroczniejszą stronę ludzkich umysłów oraz wrocławskich zaułków, jednocześnie
tak różnego i podobnego do tego współcześnie. Mock jak zawsze tropi zbrodnie,
niezmordowanie i bez względu na cenę jaką przyjdzie mu zapłacić.