„Upiór
w ruderze”
Andrzej
Pilipiuk
Nie
wszystko złoto co się świeci albo parafrazując nie każdy spadek po przodkach
warty skorzystania z niego. Czasem naprawdę trzeba uważać na to, co w komorach,
spichrzach tudzież szopach schowano, bo wystarczy moment i życie doczesne
zmieni się w pozagrobowe. Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale
w praktyce to ciut inaczej wygląda, wiadomo, że grzechy trzeba odpokutować,
lecz kotły, widły i czeluści pełne smoły nie dla wszystkich są przewidziane. W
pewnych przypadkach odpokutowanie za figle popełnione może przybrać postać
upiora, w końcu co to za szlachecka siedziba bez własnego ducha, a lepiej
trzech?
Czego
potrzeba by stać się upiorem? Przepis jest banalnie prosty: dwie osoby
towarzyszące, ryzykowna idea, jakiś magazynek, pełny dziedzictwa po wcześniejszych
generacjach, no i najważniejsze armata z szwedzkiego potopu. Potem to już z
górki, zwłaszcza kiedy znajomość broni kalibru ciężkiego jest znikoma, natomaist
anioł stróż z gotowym przydziałem na podorędziu oświeci co do nowej
egzystencji, wcale nie niebiańskiej. Panna Lukrecja i Kornelia, obie z rodu
Liszkowskich oraz Marcelina w ten oto sposób pożegnały się z tym, co doczesne i
weszły na nową drogę życiową, prowadzącą z powrotem w domowe pielesze. Jednak
nie dla nich już zwykła codzienność, teraz ich obowiązkiem jest pokutowanie
czyli tu postraszenie jakiegoś nieszczęśnika, tam przejście przez ścianę bez
użycia drzwi. Naturalnie nie wszystkich ten nieco dyskusyjny zaszczyt spotyka,
mogą go doświadczyć jedynie ci, którzy odpowiednio zasłużyli się dla dworu w
Liszkach, a więc są wrogiem polskiego narodu, zagrażają dworskiemu obejściu lub
mają jakieś dziwne pomysły co do zagospodarowania resztek ostałych po dziejowej
zawierusze . Ten, kto nie docenia upiornych panienek przekona się, że to, co za
ich ziemskiej egzystencji dopiero co kiełkowało przez wieki dojrzało, że o
nabraniu doświadczenia w fachu pokutno-demonicznym nie wspomnę.
Historie
z duchami są zawsze dobrą lekturą, niezależnie od pory roku kiedy po nie
sięgamy, jeśli do tego odznaczają się upiornie dobrym poczuciem humoru i
nieobcy jest im talent do straszenia, natomiast w ramach entourage`u jest polski
dworek to wiadomo, iż będzie się działo. Już sam tytuł „Upiór w ruderze”
wskazuje, że lepiej od razu przygotować się na opowieść w jakiej gęsia skórka
będzie rywalizowała z wybuchami śmiechu. Oczywiście Andrzej Pilipiuk na tym nie
poprzestał, to jedynie wprowadzenie do opowieści w jakiej nie brak klimatu spod
znaku strasznego dworu, patriotycznej nuty oraz dziejowych przełomów, no i tytułowej
postaci w liczbie mnogiej, objawiających się w osobach, jakżeby inaczej, upiornych
dusz pokutujących panienek. Jednak ten kto spodziewa się płochości w zachowaniu
i delikatnych dzwonień łańcuszków takoż lekkiego, potrójnego, zawodzenia i
pastelowych cieni niech przygotuje się na pełne werwy bohaterki, nie stosujące półśrodków
w swych działaniach. W końcu pokuta to pokuta, nie jakieś snucie się i
omdlewanie, tu trzeba wykazać się charakterem i pomysłowością, zwłaszcza gdy
wróg bramy przekroczył. Podczas czytania dobry humor gwarantowany, na dreszczyk
emocji, zapewniam, iż niejeden, również można liczyć. Groza i fantastyka wraz z
satyryczną tonacją doskonale uzupełniają się gwarantując brak nudy oraz niezapomniane
czytelnicze wrażenia. Na duchy lub jak kto woli upiory liczyć zawsze można, a
te spod pióra Andrzeja Pilipiuka nie zawodzą, bo mają inne sposoby by czytelnik
był w pełni usatysfakcjonowany z lektury.
Za możliwość przeczytania książki
dziękuję
wyd. Fabryka Słów
oraz portalowi
Czytajmy Polskich Autorów