„Idealne życie Molly”
Valerie Keogh
Co to znaczy mieć wszystko? Wydaje się, że odpowiedź jest bardzo prosta: uroda, sukces zawodowy, szczęśliwa rodzina, przyjaciele, pieniądze na koncie. Lista może być długa i bardzo subiektywna, każdy ma swoje „wszystko”. Co jeszcze może kryć się za tym pytaniem? Kolejne: a jeśli to była iluzja? Taka, w którą nie mogliśmy nie uwierzyć i uważaliśmy za rzeczywistość?
To miał być wypad w przyjacielskim gronie, niestety mąż Molly zrezygnował z wyjazdu. Może gdyby on był inaczej ten weekend wyglądałby inaczej i nic potem nie wydarzyło się? Chwila słabości i kobieta wyrzuca sobie, że źle postąpiła, chociaż tak naprawdę do nic nie zdarzyło się, pozostało tylko poczucie upokorzenia i szok. Jednak skutki dają się odczuć bardzo szybko i to zupełnie inaczej niż mogła to sobie, główna zainteresowana, wyobrazić. Dlaczego została podejrzaną w sprawie śmierci mężczyzna, jakiego spotkała da razy i to przelotnie? Nie zdradziła męża, nic nie wydarzyło się poza incydentalnym kontaktem i pozostawioną przez niego wiadomością. Teraz on nie żyje, a policja bacznie przygląda się Molly. Czy w takich okolicznościach powinno się wątpić w jej niewinność? Śledztwo toczy się, a ona zaczyna się zastanawiać, równocześnie perfekcyjny świat wokół niej rozpada się. Czego jeszcze nie spostrzegła lub raczej zbagatelizowała? Do tej pory byłą pewna tak wiele ludzi i rzeczy, komu zaufać, a kogo nie wpuszczać do domu, do tej pory będącego dumą i bezpieczną oazą. Czasami zagrożenie wcale nie jest aż tak dalekie i niezauważalne jak wydawało się, zło dzieje się na naszych oczach …
Jak można poznać, że właśnie ideał sięgnął bruku? A może powinno się postawić pytanie dlaczego wierzymy w ideały lub idealizujemy rzeczy, sprawy, ludzi zamiast po prostu dostrzegać ich takimi jakimi są w rzeczywistości? Główną bohaterką najnowszej książki poznajemy w momencie gdy wydaje się, że właśnie ma przed sobą kolejny etap w doskonałej egzystencji, dzieci właśnie wyfrunęły z rodzinnego gniazda na studia, jest szczęśliwa w małżeństwie, od lat odnosi sukcesy zawodowe i ma grono zaufanych przyjaciół. Czyż nie brzmi to idyllicznie? Małe ryski, bo w żadnym razie rysy, da się dostrzec w detalach, lecz na pierwszy rzut oka da się ocenić w kategorii „oby każdy miał takie zmartwienia” albo „zawsze znajdzie się jakiś powód do narzekania”. Nic nie zapowiada, że cokolwiek komukolwiek grozi, ale Valerie Keogh już wcześniejszym tytule pokazała, że potrafi uśpić czujność czytelnika, chociaż ten wie, że coś się wydarzy. Kiedy? Komu? Dlaczego? No właśnie odpowiedzi nie pojawią się od razu, za to w ich miejsce dostrzegamy rysujące się kolejne znaki zapytania. Akcja przyśpiesza, nie nagle, lecz zauważalnie by potem widocznie podkręcić tempo oraz zaskakiwać co i rusz. Podejrzana? Ofiara? Jak jeden weekend mógł wprowadzić taki chaos w codzienność postaci, przecież do tej pory mogli być wzorami, zresztą sami są zdumienie tym, co wokół niech się dzieje. Komu mogą zaufać, kto jest wrogiem i przede wszystkim z jakiego powodu właśnie teraz i ich to spotyka? „Idealne życie Molly” to wciągający thriller, mający całkiem niewinny początek daleki od sensacji czy też kryminalnych motywów, lecz taki zabieg sprawia, że niecierpliwie wypatrujemy szczegóły, które wskażą, że właśnie oto jesteśmy świadkami tego, jak pojawia się suspens. Dopiero po czasie zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę pojawił się na długo przed tym niż dał się zauważyć. Pozostaje jeszcze finał, w jakim każdy z elementów układanki wskakuje na swoje miejsce, oczywiście nie od razu i jeszcze jednym, zaskakującym, akcentem.
Za możliwość przeczytania
książki
dziękuję: