„Sixteen souls”
Rosie Talbot
Niekiedy dar i przekleństwo dwie strony tej samej monety. Jak żyć, gdy jednocześnie jesteśmy wyróżnieni i nie chcemy takimi być? Udawać, że akceptujemy to, co niezwykłe w nas czy uciekać w zaprzeczenie? Zresztą jak długo da się egzystować w zawieszeniu pomiędzy jednym i drugim? W końcu nadejdzie czas wyboru…
Wrócić do żywych to jedno, lecz odnaleźć się pośród nich to już całkiem inna historia. W samym jej środku znajduje się Charlie, zmagający się ze skutkami swojej choroby oraz niespodziewanego daru. Duchy przecież nie istnieją i tak sądzą wszyscy lub prawie wszyscy, a jeden chłopak je widzi, co więcej z niektórymi jest zaprzyjaźniony, lecz to ta przyjemniejsza strona. Mniej przyjemną jest ciągłe dostrzeganie różnorodnych zjaw, nie zawsze przyjaźnie nastawionych oraz ukrywanie nowego zmysłu przed rodziną i znajomymi ze szkoły. Charlie jest także nastolatkiem i nie omijają go uczuciowe zawirowania, a gdyby tego było mało z ulic Yorku znikają duchy. Może nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie Sam, który nie ma zamiaru pozostawić tej sprawy samej sobie. Jeden duch mniej czy więcej nikomu nie robi różnicy, lecz czy na pewno? Jeśli mieszka się w najbardziej nawiedzonym miejscu w Europie i na dodatek widzi się więcej niż inni pozostaje tylko jedno. Od tego już krok by rozpocząć niecodzienne śledztwo i odkryć, że czy jest się żywym czy martwym tak samo jest się zagrożonym, bo przeciwnik nie cofnie się przed niczym by urzeczywistnić swój cel.
Jeżeli autor ma pomysł na książkę i jednocześnie potrafi go urzeczywistnić to zbyt duża liczba wykorzystanych motywów nie istnieje. Rosie Albo jest właśnie takim przykładem lub raczej historia, która wyszła spod jej pióra, łącząca kilka tematów nie tylko w spójną całość, lecz przede wszystkim w intrygującą opowieść. Duchy, zabytkowy York, uczuciowe rozterki, tajemnice z przeszłości i te całkiem świeże oraz zagadka, od jakiej rozwiązania zależy istnienie kilkorga przyjaciół, tych żywych jak i umarłych. Brzmi intrygująco? Nawet więcej bym powiedziała, oczywiście po opisie ze skrzydełka okładki można przypuszczać, co nas czeka, ale zapewniam, że i tak dopiero podczas lektury przekonacie, co faktycznie kryje „Sixteen souls”. Z pewnością bohaterowie nie należą do szablonowych i to pod wieloma względami, autorka miała na nich pomysł i wykorzystała go splatając z prawdziwie awanturniczymi przygodami i dodając do tego jeszcze uczuciowe rozterki oraz próby stawienia czoła swojej inności wśród rówieśników. Czy to nie przypomina czysty chaos? Ani na moment nie czuje się tego w czasie lektury, fabuła przemyślana jest w każdym szczególe i ma on do odegrania swoją rolę, w żadnym wypadku nie jest pozostawiony bez połączenia go z innymi. No i oczywiście klimat, jedyny w swoim rodzaju czyli angielskiej mgły, nawiedzonych miejsc, mrocznych cmentarzy oraz przeszłości, jaka wciąż jest odczuwalna.