niedziela, 20 października 2024

Piekło innych

Nowość:

„Medea. Piekło to inni”

Robert Ziębiński

 

Piekło wcale nie jest tam gdzieś głęboko pod naszymi stopami. Ono jest to na ziemi i jego twórcami nie są diabły, demony, lecz ludzie z krwi i kości. Dlaczego krzywdzą innych? W imię źle pojętych ideałów, wiary i tysiąca, jak nie więcej, innych powodów. Czasem sami przyczyniamy się do ich wykreowania.

 

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Tyle, że niekiedy jest ona głęboka ukryta, zwłaszcza, jeśli komuś na tym zależy. Niekiedy dociera do niej ktoś, kogo nikt nie brał pod uwagę, bo i  dlaczego miałoby się tak stać? Po prostu pech, ze ktoś taki jak Maks Achtelik, zwany Diabłem, pojawił się w Teatrze Wielkim i to w momencie, gdy zamiast wielkiej premiery „Medei”. Najważniejsze osoby w państwie stały się zakładnikami wraz z setkami pozostałych widzów. Ten kto zaatakował miał plan doskonały, lecz nie przewidywał on jednego – że człowiek pokroju Diabła zawita w progi szacownego przybytku kultury, jaki miał odegrać całkiem inną rolę niż do tej pory. Jak w niecałe dwie godziny uratować tylu ludzi, jeśli ten wieczór miał mieć całkiem inny przebieg? Pozostaje zaufać doświadczeniu oraz wiernej, czworonożnej, towarzyszce. W tej rozgrywce liczy się jedynie skuteczność, a stawką są dziesiątki ludzkich żyć. Jak je ocalić, jeżeli ma się same pytania, a żadnych odpowiedzi? Pozostaje tylko jedno poszukać pierwszej nitki, a za nią podążyć do środka piekła…

 

Akcja z kategorii tych, w których liczą się detale, zaskoczenie wcale nie jest udawane, a rozwój wydarzeń nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z sensacyjnym scenariuszem. Dorzućmy do tego nieprzewidywalność oraz bohaterów, jacy niejedno widzieli, a swoimi mrocznymi doświadczeniami mogliby obdzielić sporą grupę ludzi. No i nie zapomnijmy oczywiście o odpowiednim motywie, jednocześnie z niejedną tajemnicą oraz generującym odpowiedni łańcuch przyczynowo-skutkowy. Oczywiście wpierw widzimy to ostatnie, a pierwsze pozostaje zagadką, napędzającą fabułę. „Medea. Piekło to inni” jest jednocześnie książką dość kameralna, z uwagi na pierwszy plan, lecz i spektakularna, patrząc od strony postaci. W efekcie otrzymujemy doskonały dynamizm, jaki w odpowiednich momentach jest jeszcze podbijany zwrotami fabularnymi oraz oczywiście intrygę, o której obecności ani na moment nie zapominamy. Filmowość tej książki może nie rzuca się w oczy, lecz kolejne akapity naturalnie stają przed oczami jak kadry, a rozdziały same układają się w ujęcia. Pozostaje jeszcze najważniejsze, czyli sama lektura, wciągająca postaciami, ich działaniem oraz rzecz jasna fabułą. Nie bez znaczenia jest również wątek political fiction oraz ten, jaki przychodzi nam w trakcie czytania, a związany z tytułem.



Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:






środa, 16 października 2024

Relacje

Premiera:

„Relacja.

Jak zrozumieć siebie 

i stworzyć dobry związek”

Olga Daliga

 

Relacja. Słowo kojarzące się nam od razu z co najmniej drugą osobą, lecz rzadko kiedy zwracamy uwagę także na ostatnią sylabę. Jak to jest z naszymi związkami z innymi ludźmi i nie tylko z nimi? Potrafimy je trafnie zdefiniować? No i co z tą, która dla naprawdę wielu jest najważniejszą – miłością?

 

Wydawałoby się, że to uczucie i wszystkie emocje z nim związane są znane wszystkim od podszewki. Spotykane jest prawie na każdym kroku. Tyle, że nie tak często sięga się głębiej, dalej, a subiektywność w ocenie nie zawsze przynosi dobre rezultaty. Jak więc odnieść na tak istotnym polu osobistym? Autorka książki „Relacja. Jak zrozumieć siebie i stworzyć dobry związek” przejrzyście omawia wiele aspektów zdrowego podejścia do miłości i czyni to obszernie. Od podstaw, o jakich zapominamy, po różne jej rodzaje, motywy, nie zapomina także o źródłach oraz tych mniej przyjemnych sprawach jak niepowodzeniach i rozstaniach. Olga Daliga nie zapomina o także o komunikacji. Poszczególne rozdziały są tak ułożone by czytelnicy zyskiwali potrzebną wiedzę, a zagłębiając się w lekturę widzimy jak informacje zazębiają się. Znaczącym składnikiem jest odpowiednie powiązanie teorii, praktyki, doświadczeń konkretnych osób oraz ćwiczeń. Podsumowania zawierają wskazówki, jakie można zastosować w swoim postępowaniu, mogą być też odpowiedziami na zadawane sobie pytania. Zresztą pojawiają się one nieraz i są kierowane bezpośrednio do czytających, co stwarza możliwość rozmowy z sobą samym. Od poradników niejednokrotnie oczekujemy prostych odpowiedzi, natomiast „Relacja. Jak zrozumieć siebie i stworzyć dobry związek” ich nie daje. Za to kieruje naszą uwagę na to, co istotne, co może pozwolić nam na stawieniu czoła niewygodnym informacjom na swój temat i nie popełnianiu wcześniejszych błędów lub ich uniknięciu.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

poniedziałek, 14 października 2024

Tajemniczy duet

Przedpremierowo:

„Pseudonim miłość”

Monika Magoska-Suchar

 

Podobno przeciwieństwa przyciągają się. A może to po prostu ciekawość tego, co jest nam obce albo powiew świeżości? Z pewnością jednak działa również chemia, a ta czasem skłania do dość niecodziennych wyborów, zwłaszcza w kwestii uczuć.

 

Frederick i Melody nie mają ze sobą wiele wspólnego poza miejscem pracy. Przynajmniej tak to wygląda na pierwszy rzut oka, bo już na drugi, każde z nich ma tajemnice, jakie skrzętnie ukrywają przed wszystkimi. On ukrywa swoją prawdziwą tożsamość, a ona hobby. Jedno i drugie jak się okazuje ma wpływ na ich pracę, zwłaszcza, iż od pierwszego momentu iskrzy w ich relacji zawodowej. Zarozumiały bawidamek i hulaka nie jest przyzwyczajony do małomiasteczkowego klimatu oraz stylu życia dalekiego od tego, jaki był jego udziałem jeszcze tak niedawno. Natomiast Melody nie lubi zarozumiałych ludzi, nawet jeśli inni są skłonni przymknąć oko na tę i inne wady oko z uwagi na to, że ich właściciel jest bardzo przystojny. Jak więc pracować w takim towarzystwie? No cóż łatwo nie będzie, lecz kto powiedział, że w końcu nie dostrzegą swoich zalet? Rick w Clinton odnajdzie pisarski diament, a asystentka redakcji dostanie niespodziewaną szansę by rozwinąć swój talent. Pytanie tylko czy pilnie strzeżone sekrety tych dwojga nie zaważą na tym, co właśnie zaczyna dziać się pomiędzy tym dwojgiem?

 

Dwoje nie do pary? A może wprost przeciwnie? Konflikt bywa bardzo inspirujący we wzajemnych stosunkach, zwłaszcza, jeśli scenariusz wyszedł spod pióra autorki mającej na swoim koncie już niejedną historię wciągającą historię. „Pseudonim miłość” rozgrzewa doskonale emocje nie tylko postacie, lecz także i czytelników. Monika Magoska – Suchar zadbała by lektura zaintrygowała czytelników od pierwszych stron, a osoby bohaterów skradły ich serca. Kontrastowe charaktery, urocze miasteczko oraz sekrety, dają naprawdę solidne podstawy pod rozwój fabuły, która kryje jeszcze kilka niespodzianek. Nie da się ukryć, że dynamika relacji dwójki pierwszoplanowych postaci jest osią akcji, lecz i pozostałe wątki są także wyraźne zarysowane. Momenty poważniejsze płynnie wiążą się z lżejszymi, pozwalając nam zatopić się w czytaniu i kibicować dwójce ludzi, jakich różni dosłownie wszystko, a połączą tajemnice, jakich strzegą oraz niespodziewanie uczucie. To ostatnie wcale nie jest tak oczywiste jak mogłoby się wydawać i również dostarczające emocji każdemu, kto się w nie zaangażuje. „Pseudonim miłość” to doskonała książka opierająca się na przeciwieństwach charakterów, rozgrywce wad z zaletami oraz przede wszystkim na nieoczekiwanej miłości, komplikującej wiele lub może wprost przeciwnie?

 

Premiera:

16.10.2024


                                                   Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:
 

niedziela, 13 października 2024

Finał

Nowość:

„Zanim zabijesz moją śmierć”

Ryszard Oleszkowicz

 

Przypadek nie istnieje, wierzą w niego jedynie ci, którym wydaje się, że świat wokół nich jest taki jak go widzą. Prawdziwy obraz jest o wiele bardziej skomplikowany i widoczny jedynie dla wąskiego grona. Reszta czasem jedynie dostrzega skutki zakulisowych rozgrywek, lecz twarzy najważniejszych graczy rzadko, kiedy zostają ujawnieni. Oni działają w cieniu, tak jest bezpieczniej dla wszystkich.

 

Przeszłość bywa pułapką, nie tylko w przenośni, ale i w rzeczywistości, chociaż nic albo mało, co to zapowiada. To miał być jeden ze zwykłych dni i nic nie zapowiadało, że będzie inaczej. Nawet służby specjalnie nie miały powodu niczego podejrzewać. Żadnych nadzwyczajnych wiadomości, przecieków, działalności obcych wywiadów. Poza jednym, lecz czy dawny agent radziecki, którego działalności w Polsce zakończył kiedyś Krzysztof Formik, wrócił do Warszawy z powodu sentymentów? Raczej wątpliwe, co więc stoi za jego przyjazdem? Zbieg okoliczności? Z pewnością tak nie sądzi doświadczony agent i woli dmuchać na zimne, chociaż nic wskazuje na to, że szpieg znowu ma zamiar działać. Czy sprawdzą się przepuszczenia Formika i jego współpracowniczki Idy Sawro, co do prawdziwego powodu pojawienia się kogoś, kogo znają aż za dobrze? Gra się rozpoczęła, stawka pozostaje niewiadomą, tak samo jak i zasady. Jedno jest pewno: stary wyga nie bez przyczyny pojawił się w polskiej stolicy. Pozostaje jedynie lub aż odkryć cel jego misji. Jakikolwiek by on nie był zagrożenie jest realne i z pewnością nikt nie powinien go zlekceważyć. Czy nadszedł czas na zamknięcie porachunków?

 

Wywiadowcza rozgrywka. Echa przeszłości. Polskie i rosyjskie siły specjalne. Tak naprawdę wątków jest o wiele więcej i każdy ma do odegrania swoją rolę. Początkowo może się wydawać, iż schemat „Zanim zabijesz moją śmierć” będzie prosty i od razu przejrzeliśmy zamysł autora. Jednak bardzo szybko zostaje nam udowodnione, że byliśmy w ogromnym błędzie i czeka nas prawdziwa szpiegowska łamigłówka, w jakiej kolejne wydarzenia są nie do przewidzenia. Do tego dodajmy szybkość, z jaką następuje rozwój akcji, ogromną dbałość o szczegóły i przede wszystkim intrygujący motyw oraz oczywiście bohaterów, jacy do samego, jak się okazuje, skrywają sekrety, nie bez znaczenia dla całości. W efekcie otrzymamy osnowę dla pierwszorzędnej fabuły z niejedną woltą i szpiegowską intrygą z najwyższej półki. Znane nam tło, okazuje kryć wiele tajemnic, niespodziewanych i co równie istotniejsze podsuwających tematy do przemyśleń. Fikcja naprawdę dobrze skonstruowana staje się czasem nie do odróżnienia od realnej sytuacji, zwłaszcza, jeśli opiera się na prawdziwych fundamentach. Do tego jeszcze należy dorzucić klimat, pełen napięcia, zagadek, w jakim nie brak osobistych elementów. Ryszard Oleszkowicz doskonale oddał obrazowym językiem wywiadowczą wojnę, z jakiej większość nie zdaje sobie sprawy oraz rzeczywistość tych, którzy pozostają w cieniu, chociaż odgrywają w niej główną rolę.

 


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

środa, 9 października 2024

Wierzyć czy nie wierzyć?

Nowość:

„Paranormalia”

Natalia Turska

 

Co jest rzeczywiste, a co już mieści się w kategorii niewytłumaczalne? To pierwsze zdaje się być dokładnie nam znane, natomiast to drugie jest kategorią nie do końca określoną. A może pytanie powinno brzmieć, co jest wytłumaczalne, a co nie? Egzystujemy w świecie gdzie wydaje się nam, iż wszystko zostało odkryte, zbadane, a nawet, jeśli nie to da się to wytłumaczyć logicznie i podeprzeć naukowymi teoriami. Ale czy tak jest na pewno?

 

Wierzyć? Nie wierzyć? Pozostawić bez odpowiedzi? Jak to jest z szeroko pojętymi zjawiskami paranormalnymi? Tak wiele znaków zapytania oraz mitów narosłych wokół, nomen omen, tego, co wielu uważa właśnie za mit. Autorka „Paranormalii” od lat prowadzi kanał o tym samym tytule i co najistotniejsze tematyce. Książka jest po części jest dopełnieniem, gdyż powstała dzięki materiałom lub raczej przekazom odbiorców, ale też stanowi odrębną lekturę. Kilkanaście rozdziałów i tyle samo historii konkretnych osób, jakie doświadczały tego, co niewytłumaczalne albo trudne do wyjaśnienia. Każda z opowieści jest inna, jedne z nich wydarzyły się jakiś czas temu, inne są niedawne, łączy je jedno – zagadkowość oraz dlaczego wydarzyły się. Sny, przeżycia na jawie, przeczucia, dziwne znaki, tak naprawdę doświadczeń, których nie potrafimy wytłumaczyć jest wiele. Podobno wszystko da się wyjaśnić, chociaż z drugiej strony wciąż tak dużo przed nami do odkrycia, więc może jeszcze nie znaleźliśmy odpowiedzi albo nie akceptujemy jej?

 

Opowieści z gęsia skórką? Oczywiście. Historie z pogranicza tego co realne i niewytłumaczalne? Jak najbardziej. Jednakże „Paranormalia” to nie jedynie zbiór niesamowitych przekazów, lecz również dyskusja o możliwych źródłach ich pochodzenia oraz spojrzenie na nie z więcej niż jednego punktu widzenia. Natalia Turska oddaje głos odbiorcom swojego kanału, przedstawia swoją perspektywę, ale na tym nie koniec. Czytelnicy otrzymują również spojrzenie naukowe, a także szeroki kontekst kulturowy, sięgający do religii i wierzeń ludowych. Tam gdzie wydawałoby się, że będzie prosty, zerojedynkowy, przekaz otrzymujemy lekturę ze styku kilku dziedzin, wciągającą zagadkowością oraz mrocznymi motywami i niejednoznacznością. Naturalnie pojawia się pytanie: wierzyć czy nie wierzyć? Autorka w żadnym wypadku nie przekonuje na siłę, natomiast podaje racjonalne tłumaczenia, nawet tam gdzie wydawałoby się, że trudno o nie. Jesienny wieczór lub każdy inny spędzony z „Paranormaliami” jest książkową wersją seansu sezonu, albo kilku, intrygującego serialu, w trakcie, którego oglądania i po jego zakończeniu pozostaje się w jego klimacie i po prostu chciałoby się więcej.


                                                    Za możliwość przeczytania

książki
dziękuję:

niedziela, 6 października 2024

Zabawa czyli sport i relaks



Nowości:

„Zabawowo. Na sportowo”

Patrycja Południkiewicz-Kędzior

 

Jaka jest najlepsza forma zabawy? Dla jednych to książka, a dla innych ruch Co więc zrobić by pogodzić jedno i drugie? Przykładem może być wspólne wysłuchanie audiobooka, który jednocześnie zapewnia lekturę oraz równocześnie zachęca do aktywności fizycznej. Seria słuchowisk autorstwa Patrycji Południkiewicz-Kądzior w zabawny sposób oraz przy pomocy bohaterów serii POPR-ańcy namawia, i to skutecznie do sportowych zajęć. Rymowane komendy to propozycja ruchu dla najmłodszych oraz starszych. Od prostej rozgrzewki, pozwalającej na rozruszanie się po szybsze ćwiczenia. Postacie dokładnie tłumaczą jak wykonywać gimnastykę i cały czas zachęcając do dołączenia tych, którzy są jeszcze nieprzekonani. Krótkie historyjki humorystycznie wskazują złe nawyki i równocześnie propagują bez zadęcia ruch oraz jak go wprowadzić do codziennej aktywności. Bohaterowie w każdej części rozszerzają zakres ćwiczeń oraz tłumaczą, dlaczego są tak ważne dla każdego, bez względu na wiek i sprawność. Trudno oprzeć się odruchowi dołączenia do poruszania się w rytm wierszowanych wskazówek i znanych melodii na nowo zaaranżowanych.

 

„Zabawowo. Relaksowo”

Patrycja Południkiewicz-Kędzior

 

Na naukę relaksu nigdy nie jest ani za późno, ani za wcześnie.  Czy po wypełnionym zajęciami dniu czy też w chwili, kiedy nie wiemy na co mamy ochotę chwila odprężenia przyda się. Bohaterowie „Zabawowo. Relaksowo” zachęcają do spokojnych chwil spędzonych na relaksujących ćwiczeniach. Zamiast pośpiechu nieśpieszne ruchy, które jednocześnie są porcją aktywności fizycznej, lecz jednocześnie uczą uważności w jej wykonywaniu. Młodsi i starsi słuchacze otrzymają dokładną instrukcję jak wykonywać poszczególne zadania i w jakiej liczbie. Zrozumiały język, żartobliwa forma i przede wszystkim nauka poprzez zabawa sprawiają, że ten audiobook doskonale słucha się. Na jesienną pogodę w sam raz, zamiast nudy ruch, który możliwy jest w domowym zaciszu, pozwalający na skupieniu się lub jeśli jeszcze ta umiejętność jest nieopanowana do jej trenowania. Bohaterowie krok po kroku przedstawiają, co należy zrobić by rozluźnić się i czemu to służy. Jako, że prezentują one dwa całkowicie przeciwstawne typy charakterów daje to możliwość utożsamienia się z nimi. Jeżeli ktokolwiek obawia się, że młodsi słuchacze znudzą się to nic bardziej błędnego, humor oraz motywacja do działania sprawiają, że każdą część można wysłuchać wielokrotnie i za każdym razem będzie to równie aktywująca zabawa.



                                       Za możliwość wysłuchania audiobooków

 dziękuję:

sobota, 5 października 2024

Dziewczyna z historią

Nowość:

„Dziewczyna z wrzosowisk”

Lucinda Riley

 

Przeszłość rzuca naprawdę długie cienie, sięgają one daleko w przyszłość. Czasem są niezauważalne, lecz wcale nie oznacza, iż nie istnieją. Dostrzegane bywają najczęściej wówczas, gdy może już być za późno by rozjaśnić mrok, jaki za nimi podąża. Towarzyszą mu skrywane rany, chociaż niewidoczne wciąż przynoszące ból i pozwalające złu wciąż triumfować.

 

Życie Leah przypomina bajkę. Piękna, odnosząca ogromne sukcesy modelka, rozpoznawalna, ale jednocześnie rozważna i potrafiąca odróżnić kuszący blichtr od prawdziwej rzeczywistości. A co kryje się za tą fasadą? Nikt nie wie o złamanym sercu i rozterkach oraz cenie, jaką czasem płacą ci nieodporni na iluzję tworzoną przez powodzenie, pieniądze oraz zło. Jako dziecko usłyszała wróżbę, która niekiedy do niej powraca. Czy ma ona odzwierciedlenie w jej życiu? Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z wydarzeń, jakie pomimo tego, że wydarzyły się kilka dekad wcześniej również mają wpływ na nią i bliskich ludzi. Przeszłość wcale nie jest zamkniętym rozdziałem, wprost przeciwnie nowe akapity piszą się nieustannie. Nawet, jeśli ktoś nie jest ich świadomy i tak stanowi pionek w grze rozgrywanej przez kogoś bezwzględnego. Czy to, co wydarzyło się podczas Drugiej Wojny Światowej może wciąż mieć wpływ na kolejne pokolenia, chociaż one nie zdają sobie sprawy z dawnego zła?

 

Saga rodzinna. Trzy generacja. Kilka rodzin. Niejedno złamane serce. Miłość wystawiana na próbę. Książki Lucindy Riley często wiążą przeszłość i przyszłość tajemniczymi więzami, uwidaczniającymi się nie od razu, lecz odczuwalnymi w ciągu przyczynowo-skutkowym. Nie inaczej jest także w „Dziewczynie z wrzosowisk”, gdzie dwa plany czasowe, odległe od siebie, powoli zazębiają się, lecz to, co najistotniejsze długo pozostaje sekretem, jakiego jako czytelnicy nie jesteśmy do końca świadomi. Pisarka przenosi akcję od malowniczych wrzosowisk jak z „Wichrowych Wzgórz” do gwarnego Londynu, luksusowych rezydencji oraz Nowego Jorku i uroczej Nowej Anglii. Zmieniają się miejsca, czas biegnie do przodu, lecz jedno pozostaje niezmienne – cień przeszłych dramatów, jakich nieświadomi są niektórzy bohaterowie. Pierwszo i drugoplanowe postacie stanowią siłę napędową fabuły, w jakiej splatają się emocjonalne rozterki, wielkie uczucia, rodzinne tajemnice oraz zło, noszące wiele masek i niejedno imię. To ich historie są kolejnymi rozdziałami niezwykłej sagi, rozgrywającej się przez dziesięciolecia, z niejednym zwrotem oraz finałem, w jakim wątki zamykają się, chociaż czy przeznaczenie na pewno powiedziało ostatnie słowo? 



            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
                dziękuję 
 

              wyd. Albatros

wtorek, 1 października 2024

Bez lęku

Nowość:

„Potęga życia bez strachu”

Gelong Thubten

 

Lęk. Emocja pierwotna, którą odczuwają wszyscy, miała nas chronić przez zagrożeniem. Pomimo zmian, jakie zaszły przez tysiące lat w naszym otoczeniu i w nas samych, wciąż odczuwamy go, tylko czy wciąż pełni on tę sama funkcję? Co zrobić, gdy zamiast być naszym sprzymierzeńcem staje się naszym wrogiem?

 

Strach, ból, niepewność często łączą się w trójkąt, jaki nawet najsilniejszych pozbawia sił. Czasem przychodzą w momencie, kiedy niebezpieczeństwo lub trudna sytuacja już jest za nami. Jednak najczęściej pojawiają się wówczas, gdy musimy działać na przysłowiowych największych obrotach. Co jest źródłem tego pierwszego, jeśli mogłoby się wydawać, iż nic nam nie grozi, lecz subiektywna ocena jest całkowicie inna? Coś, czego raczej nie bierzemy pod uwagę, natomiast autor „Potęgi życia bez strachu” wskazuje go dokładnie i uzasadnia, dlaczego właśnie nieraz w ogóle nie bierzemy tego pod uwagę. Zresztą zrozumienie, dlaczego odczuwamy strach jest pierwszym krokiem do jego opanowania. Uciekanie od niego, co czyni niejeden z nas, wcale nie rozwiązuje problemu, wprost przeciwnie może go jeszcze nasilić. Zwłaszcza, że prawie zewsząd atakują nas informacje o nowych niebezpieczeństwach, katastrofach, wypadkach. Trudno odseparować się po prostu od lęku, jeśli bardzo łatwo znaleźć powód do niego. Co więc zrobić by nie zdominował naszego życia? Coś mało popularnego, lecz kiedy patrzymy na to z punktu widzenia Gelong Thubtena zaczyna pojawia się wpierw myśl, że „coś w tym jest”, a w miarę czytania okazuje się, iż faktycznie tak dzieje się na co dzień. Zaproponowane metody nie są trudne, jednak wymagają poświęcenia im czasu, co dzięki przykładowym ćwiczeniu znacznie ułatwia wdrażanie ich w życiu. „Potęga życia bez strachu jest naprawdę dobrym kompendium sposobów na opanowanie lęku, do jakiego można bez trudu wrócić w chwili, gdy potrzebuje wsparcia oraz równie istotne daje narzędzia, pozwalające zadziałać nim pojawia się on w naszej codzienności.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

niedziela, 29 września 2024

Londyńskie klimaty

Nowość:

„Londyn po mojemu.

Spacerem po mieście 

i historii”

Maciej Woroch

 

Londyn od wieków znany jest i wciąż interesuje naprawdę ogromne rzesze ludzi. Przez stulecia istnienia zmieniał się niejednokrotnie, czasem dosłownie odradzając się jak feniks z popiołów i to wcale nie przysłowiowych. Jako świadek wielkich wydarzeń historycznych zapisał się w niejednej kronice, był też miejscem gdzie rozstrzygano losy narodów. Londyn.

 

Jaki jest Wasz sposób na zwiedzanie? Odhaczacie skrupulatnie na liście najbardziej polecane punkty czy stawiacie na spontaniczny spacer? A może tak z przewodnikiem, który przybliży miejsca godne uwagi? A gdyby tak połączyć to wszystko i jeszcze dostać interesujące ciekawostki oraz historyczne smaczki? Maciej Woroch w „Londynie po mojemu” właśnie daje czytelnikom możliwość odbycia niezwykłej podróży i to wcale nie palcem po mapie. Wprost przeciwnie dostajemy okazję by przenieść się do stolicy Wielkiej Brytanii i spacerowym krokiem poznać go nie jedynie od strony słynnych budowli, ale także ludzi. Jednak to wstęp do zwiedzania również mniej znanych miejsc lub spojrzenia z całkiem innej perspektywy na topowe zabytki. Jak przyznaje sam autor nie jest to lista kompletna, lecz z pewnością oferująca ciekawe kierunki. Kartka po kartce patrzymy jednocześnie z ujęcia mieszkańca metropolii i turysty, co wcale nie wyklucza, lecz daje nieograniczone warianty na samodzielne poznawanie lokalnych miejscówek. A może tak spojrzeć od strony kinematografii, której tła użyczyły londyńskie krajobrazy lub królewskiego splendoru? Kto nie chciałby utrwalić swojej turystycznej przygody na przyciągających wzrok kadrach? Porady gdzie i kiedy je zrobić także znajdziecie. Nie obeszło się też bez praktycznych porad, jakich nieznajomość mogłaby być przyczyną niepotrzebnego narzekania. Maciej Woroch jest doskonałym przewodnikiem, potrafiącym ze znawstwem zajmująco opowiadać i równocześnie przekazywać istotne informacje. „Londyn po mojemu” to faktyczny spacer po miejscach, dziejach i z postaciami, jakie naprawdę skutecznie zachęcają by ponownie z nimi spotkać, ale tym razem na żywo.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:




sobota, 28 września 2024

Spadek

Nowość:

„Spuścizna”

Nora Roberts

 

Czasem niektóre sekrety nie na darmo nimi są lub raczej stają się. Jednak prędzej lub później dają o sobie znać, a dodatkowo są źródłem pytań, na jakie odpowiedzi trudno znaleźć. Czy będą pomocne w zrozumieniu tego, co zostało ukryte i dlaczego tak postąpiono.

 

Kto nie byłby zdziwiony nagłym spadkiem, a jeśli jeszcze jest owiany rodzinnym sekretem to już robi się bardzo intrygująco. Ostatnio życie Sonyi dalekie jest od tego, na jakie jeszcze niedawno miała bardzo konkretny plan. Obecnie stara się na nowo określić co jest dla niej ważne oraz robi kroki w innym kierunku ku przyszłości niż spodziewała się. Jak to pogodzić z zamieszkaniem w rodowej rezydencji, bo to jeden z warunkiem otrzymania spuścizny po nieznanym krewnym? Na miejscu okazuje się, ze niespodzianek jest dużo więcej, a ich korzenie sięgają ponad dwustu lat wstecz, kiedy to świeżo poślubiona panna młoda umiera podczas swojego wesela. Rodowa klątwa nie jest legendą, a potwierdzają ją fakty i co gorsza Sonya nie jest od niej wolna. Czy da się ją zdjąć? Odpowiedzi na to pytanie do tej pory nie odkrył nikt. Młoda kobieta staje przed nie lada dylematem i równocześnie łamigłówką, od jakiej zależy, co wydarzy się jeszcze. Gdzie szukać rozwiązania, jakiego nie znaleziono od dwóch wieków? No i najważniejsze co lub kogo spotka się na drodze do jego odkrycia?

 

Czy przepadłam przy lekturze "Spuścizny” Nory Roberts? Oczywiście! Czy czekam na ciąg dalszy? Niecierpliwie! Czy to doskonała lektura na jesienną pogodę za oknem? Powiem  tak: przyszykujcie wygodne siedzisko, kocyk, kubek herbaty albo kawy i, a potem czas zabrać się za lekturę. A jeśli sięgniecie po nią w innej porze roku i tak zostaniecie przez nią wciągnięci. Tym razem to nie kryminalna zagadka, chociaż tego bym wcale nie wykluczała. Rodzinne sekrety, nawiedzona wiktoriańska rezydencja na wybrzeżu Maine i urocze miasteczko nieopodal. Czego chcieć więcej? Pisarka jeszcze dorzuca uczucia, w liczbie mnogiej i mające co nieco, a z kolejnymi rozdziałami coraz więcej, do powiedzenia w fabule. Gotycki klimat i atmosfera grozy uzupełniają się po prostu doskonale, a do tego współczesność oraz humor. W sumie przepis na naprawdę doskonałą lekturę, przy jakiej, bez jakiegokolwiek problemu, spędzimy popołudnie, wieczór, a nawet zarwiemy noc. Słynne „jeszcze jeden rozdział” w tym przypadku pasuje jak najbardziej. „Spuścizna” to także saga rodzinna, mniej typowa, z wieloma sekretami i wyraźnie odczuwalną na każdym kroku obecności poprzednich pokoleń. To ostatnie jest dosłowne i równocześnie bardzo tajemnicze, odsłaniające bardzo powoli prawdę o sobie. No i pozostali jeszcze bohaterowie z krwi i kości oraz ci dużo mniej materialni. Jedni i drudzy są równie istotni, a ich wzajemne powiązania to część skomplikowanej szarady, której rozwiązanie jest częścią motywu.

 

środa, 25 września 2024

Odwieczne zło

Nowość:

„Przebudzenie”

Jack Ketchum

 

Pewnych znaków nie powinno się lekceważyć. Nie wszyscy je rozpoznają, nielicznie biorą poważnie. Jednak czy da się ustrzec przed tym, co już nieraz zwyciężyło? Przeznaczenia podobno nie da się oszukać, a jeśli wie się, co ma w zanadrzu? Jednak ludzie często przymykają oko na zagrożenie…

 

Czasem można brać udział w przedstawieniu nawet o tym nie wiedząc. Zwłaszcza jeśli znajdzie się w rękach mistrza lub raczej mistrzyni. Obok Lelii trudno przejść obojętnie, wzbudza zainteresowanie i dokładnie wie czego pragnie. A pragnie tylko jednego, lcze kto by się tego spodziewał po pięknej, może nieco szalonej i trochę nieobliczalnej kobiecie? Robert i jego znajomi przekonują się o tym na własnej skórze. Wpierw była dobra zabawa pod błękitem greckiego nieba i nic nie zapowiadało, że wakacyjny relaks przybierze całkiem inny obrót. Jordan Chase wie więcej niż oni, lecz czy da się powstrzymać coś, co wydaje się jedynie mitem? Może przyszłość jest już zapisana i nikt nie jest w stanie jej zmienić? A jeśli ktoś sprzeciwi się temu, co od starożytnych czasów przypomina o sobie w najbardziej przerażający sposób? Ludzie zapomnieli już o składaniu ofiar, lecz ktoś o tym pamięta i złoży ją…

 

Grecja, wakacyjny czas, monumentalne zabytki starożytności i coś złowrogiego, czającego się w prastarych murów. Do tego dodajmy Jacka Ketchuma, którego przedstawiać nie potrzeba oraz cień mitu, coraz wyraźniejszego z rozdziału na rozdział. Co otrzymamy w efekcie końcowym? Grozę, narastającą, dozowaną wpierw dość oszczędnie, lecz w odpowiednich momentach i kryjącą się pod maskami aż do momentu, kiedy prezentuje się w pełnej, krwiożerczej, krasie. To motyw główny, chociaż zdający się być nieco na uboczu, ale to jedynie zmyłka, doskonale wpleciona w akcję. Początkowo otrzymujemy kilka wątków, zdawałoby się całkowicie odrębnych, jakie zazębiają się powoli, lecz nierozerwalnie. Coraz mocniej odczuwamy nieuchronność zła, intensyfikującego się i testującego, jak wiele z siebie już może pokazać, a ile pozostawi jeszcze w zanadrzu. Kiedy zaatakuje z pełną mocą, wciągnie bohaterów i czytelników w niesamowity wir przerażającej sekwencji wydarzeń, w którym nie ma światełka w tunelu, a tylko krwawe tropy. „Przebudzenie” sięga korzeniami nie jedynie do starożytnych mitów i wierzeń, lecz również czerpie siłę przekazu z najbardziej podstawowych źródeł ludzkich uczuć. Mrok, pierwotne lęki i przede wszystkim mistrzowskie operowanie atmosferą, słowem, emocjami i plastycznością opisów.

 

                                                 Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję:




niedziela, 22 września 2024

Przetrwać i żyć.

Przedpremierowo:

 „Faza kokonu”

Joanna Gajewczyk

 

Kokon. Kojarzy nam się z bezpieczeństwem, ciepłem, odgrodzeniem się od świata. Jednak  czasem staje się klatką, nie pozwalającą rozwinąć skrzydeł, wyjść na wolność i sprawdzić, co nas czeka poza nim. Dzięki niemu przetrwaliśmy najgorsze, dawał schronienie, lecz kiedyś trzeba go opuścić, nie zawsze jest się na to gotowym. Zwłaszcza, gdy nie ma powrotu do tego, co było, a boimy się tego, co może się wydarzyć.



Pomiędzy przeszłością i przyszłością jest teraźniejszość, w jakiej wielu walczy z cieniami tego, co było i jednocześnie z lękiem patrzy na to, co będzie. Renata właśnie jest w takim momencie życia, ma za sobą trudny czas lub raczej wciąż w nim tkwi. Ciężka choroba, rozstanie i po prostu strach przed tym, co jeszcze może ją czekać. Jak wyjść z tej raniącej pętli, niepozwalającej swobodnie oddychać? Jak zrobić krok do przodu, jeśli wciąż powracają wspomnienia? Mała chatka nad jeziorem, gdzie nikt jej nie, wydaje się być dobrym miejscem by zastanowić się, w jakim kierunku zrobić kolejne kroki. Tyle, że w praktyce trudno odciąć się Renacie od tego, co było i otworzyć drzwi do czegoś nowego. No i okoliczności ze sielskich zmieniają się wpierw w dość niepokojące, a na tym nie koniec eskalacji. Jednak obok niej są jeszcze inni ludzie, jacy wyciągają pomocną dłoń i swoją obecnością, dają impuls do zmian. Nie rewolucyjnych i spektakularnych, lecz od czegoś trzeba zacząć. Dlaczego by nie pozwolić sobie na zaakceptowanie siebie i otworzenie się na relację, jakiej nie spodziewała się, lecz pozwalającej wyjść zza muru lęków, raniących wzorców. Czy inna perspektywa i odkryta siła pozwolą, by Renata dostrzegła ścieżkę, jaką chce podążyć?



Łatwo powiedzieć weź się garść, najgorsze już za tobą, czas na nowe. Jednak ktoś, kto ma za sobą ciężką chorobę i prawie z dnia na dzień stracił oparcie w najbliższym człowieku, inaczej patrzy na świat. Powstała niejedna książka opisująca ten czas, ale „Faza kokonu” sięga po osobiste doświadczenia i taki właśnie punkt widzenia. Co daje to opowiadanej historii? Czytelnik widzi więcej niż zazwyczaj, zauważa emocje, kryjące się nie tylko pod maskami, lecz i głęboko w postaci. Joanna Gajewczyk pokazuje drogę znad krawędzi do codzienności, jaka już nie będzie taka jak kiedyś i stanowi niewiadomą oraz jedną ze spraw, której bohaterka musi stawić czoła. Zamiast wielkich słów, pozytywnych afirmacji jest rzeczywistość, w której nie tylko musi się ona odnaleźć, lecz i zdecydować, co dalej z jej życiem. Co istotne „Faza kokonu” opiera się na realnych wątpliwościach, lękach, nie wygładzonych, nie daje od razu odpowiedzi na pytania rodzące się w bohaterach. Po prostu historia nie jakich wiele, lecz ta konkretna, odsłaniająca prawdziwą osobą, która jest w kokonie stworzonym ze wspomnień, dawnych oczekiwań i przeżyć, dającym poczucie bezpieczeństwa, lecz również ograniczającym. Wyjście z tej strefy wymaga odwagi i siły, pomocnej dłoni oraz czasem niespodziewanego impulsu, jaki pokazuje nam ile drzemie nas mocy.

Premiera:

25 września

                                     Za możliwość przeczytania książki

 dziękuję:
 

piątek, 20 września 2024

Oblicze zła

Nowość:

„Kształt demona”

Magdalena Zimniak

 

Każdy ma jakiś sekret, mniejszy bądź większy albo bardziej lub mniej niebezpieczny. Mówi się, że one zawsze wyjdą na jaw, może nie od razu, lecz z pewnością w najmniej spodziewanych okolicznościach. A jeśli ktoś doskonale je chroni i gotowy jest na wszystko by jednak pozostały w ukryciu? Kto odważy się podjąć ryzyko i ujawni niewygodne fakty?

 

Karol na chwilę traci z oczu Julię i nie potrafi jej już odnaleźć w tłumie wiernych w kościele. W takim miejscu ludzie nie znikają, a jednak jego żona znika. Co mogło wydarzyć się? Na myśl przychodzi mu tylko jedno, lecz czy to możliwe? Prowadząca dochodzenie nadkomisarz Krystyna Farkas odkrywa złowrogie fakty związane z tą świątynią, rzucające inne światło na to, co zaszło i ewentualne tego skutki. Zresztą kolejne zdobyte informacje okazują się równie intrygujące, lecz zawierają w sobie wiele niewiadomych. Każda z nich może dać odpowiedź, co do losów Julii, chociaż jak się okazuje nie do końca tak jest. Tam gdzie w dochodzeniu były biały plamy pojawiają się niepokojące punkty, rzucające nie jedynie nowe, ale i całkiem inne światło na bliskich zaginionej oraz nią samą. Co wydarzyło się i przede wszystkim, co stoi za zaginięciem młodej kobiety? Jeśli policjantka odkryje to, droga do odnalezienia jej będzie prostsza. Kolejne elementy układanki, złożonej z niejednej tajemnicy, sprawiają, że obraz sytuacji staje coraz mroczniejszy i niebezpieczny.

 

Jakie tajemnice skrywa przed światem, a może nawet bliskimi, zaginiona Julia? Zresztą nie ona jedna je ma i strzeże dobrze przed innymi. Jednak to ona zniknęła dosłownie wpierw z oczu męża, a później w ogóle i to w miejscu gdzie nie nikt, by nie pomyślał, że to do tego mogłoby dojść. Taki wstęp gwarantuje, że uwaga czytelnika zostanie przyciągnięta, a im bardziej zagłębiamy się w „Kształt demona” tym, większe pojawia się zaintrygowanie. Zresztą nie jedynie ono, towarzyszy mu szereg pytań i odpowiedzi, na jakie trzeba poczekać. Co faktycznie wydarzyło się i dlaczego właśnie w tym, a nie innym miejscu? Magdalena Zimniak buduje klimat, w jakim ogromną rolę odgrywa lęk, przed sobą, przed innymi, przed tym, co już miało stało się i jeszcze zdarzyć się może. Do tego dodajmy mrok, nie dosłowny, lecz wynikający z sekwencji wypadków oraz doświadczeń bohaterów. No i zło, wpierw niedopowiedziane, później nabierające kształtów, aż ukazujące się w pełni swej perfidii i wyrządzonych krzywd. A pomiędzy tym zagadka, okazująca się być wielowarstwową szaradą, rzucającą cień na wszystkich i niczym zbrodnicza ośmiornica, swoimi mackami oplatającą wszystko i przede wszystkim. Rozpoczynając lekturę „Kształtu demona” lepiej nie zakładać tego, co przyniesie fabuła, która jak się szybko przekonujemy głęboko sięga w niebezpieczne sekrety, odsłaniające swoją prawdziwą twarz bardzo powoli i niejednokrotnie zwodzące wszystkich dokoła kolejną maską. Zło często ma znajome oblicze, a jakie będzie miało w tej historii? Nie takie jak można by się spodziewać…


                                                 Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję: