Premiera:
„Neon Gods”
Katee Roberts
Kiedy wydaje ci się, że nie masz już nic do stracenia to, na jakąkolwiek kalkulację ryzyka jest już stanowczo za późno. Co można zrobić w takim momencie? Jedynie coś czego nikt nie spodziewa się i wcale nie patrzeć jak sytuacja rozwinie się, lecz stać w samym jej centrum i pokierować tak, by już nie być pionkiem.
W każdym micie jest co najmniej ziarno prawdy, a co jeśli przybiera ono postać Hadesa. Tak, Tego władcy i boga podziemi! No cóż Persefona musi zmierzyć się z tą prawdą poniekąd na własne życzenie lub raczej z powodu pewnego wieczoru, który potoczył się w kierunku przez nią niechcianym. Do tej pory wydawało się jej, że stoi z boku wszystkich intryg, lecz teraz znalazła się w samym ich środku, a jakby tego było mało pomiędzy dwoma potężnymi facetami, jacy nie pałają do siebie jakimikolwiek ciepłymi bądź pozytywnymi uczuciami. Zresztą i sama Persefona jednego z nich co najmniej nie lubi, a co do drugiego … No cóż jej dość trudne położenie ma też pewne plusy, niespodziewane, lecz naprawdę interesujące. Pozostaje jeszcze kwestia tego, co ją sprowadziło na drugą Styksu czyli sam wszechwładny Zeus. Jego gniew jest legendarny, ale Hades zrobi wszystko by dokonać zemsty, a czy nadarzy się jeszcze lepsza okazja niż ta, która właśnie pojawiła się? Czas rozpocząć nową rundę rozgrywki, podobno zwycięzca może być jeden, a gdyby tak został nim ktoś, na kogo nikt nie stawia? Pozostaje jeszcze coś, czego troje najbardziej zainteresowanych nie wzięło pod uwagę. Uczucie i gotowość by o nie zawalczyć …
Znacie to uczucie, które już na wstępie lektury podpowiada, że będzie ona więcej niż dobra i z pewnością nie przerwiecie jej aż do samego finału? „Neon Gods” jak najbardziej wpisuje się w ten opis, lecz to jedynie minimalistyczna zapowiedź tego, co czeka czytelników, gdyż autorka w pełni wykorzystała możliwości nie tyle ponownego opowiedzenia mitu o Hadesie i Persefonie, lecz pokazania go z całkiem nowej perspektywy. Po trosze Urban fantasy, po trosze „odkurzony” mit i przede wszystkim nowy Olimp oraz jakby to nie zabrzmiało boscy bogowie w mroczniejszym entourage`u w wydaniu, które, jakby się tak przyjrzeć ich mitycznym poczynaniom, wcale aż tak nie odbiegają od starożytnych pierwowzorów, co działa na plus. „Neon Gods” smakują wytrawnie, jak dobre czerwone wino, z pewnością przekornie i mocno nieszablonowo, bo postacie i wątki wychodzą z antycznych ram, schodzą z pomników, zrzucają spiżowe zbroje i kamienne oblicza. Olimpijscy władcy od zawsze żyli na własnych zasadach, lecz w tej historii jeszcze bardziej jest to widoczne, w końcu kto jak nie oni je ustanawiają, więc i pierwsi są do ich łamania. Nowatorskie spojrzenie czytelnik odnajdzie niejednokrotnie, lecz najważniejszym punktem, sprawiającym, że książka Katee Robert jest intrygująca i z kategorii nieodkładalnych jest połączenie tego, co tylko wydaje się znane z zupełnie niespodziewaną fabułą. Oczywiście nie da zapomnieć się o bohaterach, od nich prawie wszystko zaczyna się i nawet najlepszy pomysł nie da tak widowiskowego efektu kiedy nie są oni dobrze wykreowani. Autorka zadbała o szczegóły i ogół, co przełożyło się na spójną całość, zaskakującą, pikantną i równocześnie pełną humoru, tworzącą przyciągającą skutecznie uwagę opowieść. Niejeden motyw został wykorzystany, ale co ważne nie skopiowany. Katee Robert położyła fantastyczne fundamenty pod kolejne mity przedstawione z absolutnie niepokornej strony.
Za możliwość przeczytania
książki
dziękuję: