„My
mieliśmy szczęście”
Georgia
Hunter
Miało
być szczęśliwe życie, radość z dzieci, wnuków, spokojna egzystencja u boku
współmałżonków. Po prostu zwyczajna codzienność, w której starsze i młodsze
pokolenie wspiera się i czerpie siłę z wzajemnych więzów. Kiedy nadchodzi
moment, że wszystko to zostaje utracone ból staje się nie do zniesienia, ale
nadzieja pokładana w rodzinie daje siłę by walczyć przeciwko niszczycielskiemu
żywiołowi jakim jest wojenna zawierucha, nawet gdy wydaje się, iż nic dobrego
już nie może się wydarzyć.
Czy
to możliwe, że groźby rzucane od tak dawna mogły stać się rzeczywistością? Wrzesień
tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku przyniósł coś co odmieniło
nie tylko świat rodziny Kurców. Wiadomości od dawna nie były zbyt
optymistyczne, lecz nie były aż tak alarmujące, Sol i Nechama przeżyli już
Wielką Wojnę i wiedzieli ile zła z sobą niesie, ale żadne z nich nie było
przygotowane na to co ich jeszcze czeka. Przyszłość rysowała się w jasnych
barwach, dorosłe dzieci, życzliwi sąsiedzi i dobrze prosperujący interes.
Jednak nie dane im było nacieszyć się rodzinnym szczęściem, nawet więcej,
dotkliwie odczuli już na samym początku swoje pochodzenie. Do tej pory nie było
istotne, że ich religią jest judaizm, chociaż zdarzały się przykre sytuacje,
liczyło się to, iż w Radomiu Kurcowie żyli, pracowali i cieszyli się poważaniem.
Teraz jednak każdy dzień stał się walką o przetrwania, a kolejne tygodnie,
miesiące, lata, stały pod znakiem strachu o życie. Ile człowiek jest w stanie
znieść dowiaduje się dopiero w momencie gdy ostatkiem sił, swoich lub bliskich,
trzyma się nadziei, że jeszcze będzie mógł spotkać się ze swymi dziećmi,
braćmi, rodzicami. Ale czy to w ogóle możliwe? Przecież nie wiadomo co stało
się z Genkiem i Hertą, gdzie jest Adi, co spotkało męża Belli? Tyle
dramatycznych pytań i znaków zapytania, a odpowiedzi jakie przychodzą na myśl
zwiastują tragedię. Jak potoczyły się wojenne koleje losu Kurców i ich
znajomych? Strzępy informacji jakie zdobywają są zbyt straszne by mogły być
prawdą … Obozy koncentracyjne, śmierć najbliższych, egzekucje … Co jeszcze ich
czeka?
Ludzie
ludziom zgotowali piekło na ziemi. Niewyobrażalne cierpienie stało się faktem,
z dnia na dzień zło uderzyło z całą mocą, czasem miało znajomą twarz. Kurcowie
z Radomia stracili dużo, może mniej niż inni, lecz jak zważyć wartość zerwanych
więzi i utraty wszystkiego tego co wydawało się oczywistością przed pierwszym
września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku? Muzyka, wspólne
chwile przy stole, rodzinne święta i ojczyzna, to kiedyś było codziennością,
potem stało się wspomnieniem utrzymującym człowieka przy zdrowych zmysłach. Coś
jeszcze pomogło przetrwać, coś co wydawało się niczym nadzwyczajnym – siła rodziny.
„Tę
książkę trzeba przeczytać”, z tymi słowami New York Posta, pochodzącymi z recenzji
umieszczonej na jego łamach, zgadzam się
całkowicie. Georgia Hunter oddała w swej książce tragedię milionów, ukazując ją
na przykładzie własnej rodziny. „My mieliśmy szczęście” jest niezwykłą sagą,
wiele w niej dramatycznych scen, tym bardziej przejmujących, że ich bohaterowie
to realni ludzie. Na podstawie ich wspomnień oraz z zebranych informacji
kilkadziesiąt lat później autorka stworzyła książkę będącą hołdem dla bliskich,
a po części kroniką nieludzkiego bólu oraz poszukiwaniem własnych korzeni.
Georgia Hunter nie łagodzi faktów, nie unika trudnych pytań, przedstawia to co
miało miejsce z punktu widzenia bohaterów, to oni są najważniejsi, ich emocje,
rozterki oraz przede wszystkim osobisty dramat. Historia w książce „My mieliśmy
szczęście” pokazana jest z perspektywy jednostek, tak samo jak i to co z sobą
przyniosła. Dramat wojny z bliska poraża ogromem zniszczeń, nie tyle
materialnych, ile emocjonalnych, w ciągu kilku lat zmienia się świat i przede
wszystkim ludzie, którzy musieli stawić czoła niewyobrażalnej tragedii jakiej upływ
czasu nie zatarł oraz pytaniu - dlaczego nam się udało przetrwać, a innym nie. Niestety temat ten wciąż jest aktualny …
Za możliwość przeczytania
książki dziękuję: