piątek, 26 lipca 2024

Początek końca czy nowy początek?

Nowość:

„Między nami”

Mhairi McFarlane

 

Kiedy fajerwerki raczej przypominają dogasający tealight to niezbyt dobrze wróży dla związku. Oczywiście te pierwsze nie mogą trwać bezustannie, lecz to drugie jest już czymś więcej niż znakiem ostrzegawczym, raczej przypomina syrenę alarmową. A kiedy nie usłyszy się w porę tej ostatniej lub zignoruje? Co zrobić w takiej sytuacji? Trwać w relacji pomimo wszystkiego i łudzić się, że jeszcze będzie lepiej i to jedynie chwilowe? Zwłaszcza, że ta chwila jest coraz dłuższa? A może pamiętać o początku i nie po prostu powiedzieć koniec?

 

To miał być naprawdę udany weekend, spędzony w gronie przyjaciół i chłopaka. Co mogło pójść nie tak? Nic, a jednak okazało się, że te dni były początkiem końca lub raczej stawienia czoła prawdzie, że Roisin i Joe, po dziesięciu latach więcej dzieli niż łączy. Czy tak łatwo odnaleźć się w takiej sytuacji? No cóż, kiedy ktoś nadużył twojego zaufania i to nie na jednym polu, a i wcześniej już były wyraźne oznaki, iż relacja ta ma najlepsze czasy za sobą, trzeba w końcu podjąć jakieś decyzje. Jednak tych dwoje oprócz związku uczuciowego łączy dużo więcej i każda podjęta decyzja może odbić się również na innych. Jednak Roisin ma wsparcie przyjaciół i z ich pomocą z nowego punktu widzenia patrzy w przyszłość i nie tylko w tym kierunku. Jak mogła przez lata nie dostrzec tego, co było tuz przed jej oczami? Zresztą nie jedynie ona dokonuje zmian w swoim życiu. Czas pójść do przodu i spróbować skonfrontować się z niewygodnymi faktami, wspomnieniami oraz tym, co czeka by dać mu szansę. Czy będzie to łatwe, bezbolesne i przede wszystkim co przyniesie Roisin? Może to, czego nie oczekiwała? Początek czegoś niespodziewanego i bez obietnic, jakich już nie chce?

 

Lubicie komedie romantyczne w klimacie angielskim? Takie zarażające dobrym humorem, lecz także z drugim dnem, gdzie tak naprawdę scenarzysta potrafi zaskoczyć rozwojem akcji? „Między nami” kojarzy mi się z klasykami tego gatunku, w żadnym razie dosłownie, lecz atmosferą i postaciami? Trochę „Czterech wesel i pogrzebu”, „Nothing Hill” i „To właśnie miłość”, żadnej bezpośredniej lub pośredniej kalki oraz atmosfera, nie skopiowana, a uchwycone z niej to nieokreślone „coś” lub urok, jaki trudno ubrać w słowach, gdyż bazuje na emocjach. No i bohaterowie, których wykreowała Mhairi McFarlane, tworzący barwną grupę, na pierwszy rzut oka w ogóle do siebie niepasujących sylwetek, różnych jak to tylko możliwe, ale połączonych przyjaźnią i wspólnymi wspomnieniami. Jak jedno i drugie sprawdzi się kiedy przyjdzie czas uczuciowych przetasowań? Na ile poznali się podczas kilkunastu lat znajomości? „Między nami” jest historią, gdzie śmiech przeplata się z refleksjami oraz celnymi spostrzeżeniami związanymi z relacjami, nie jedynie uczuciowymi, ale i rodzinnymi. Autorka doskonale wyważa poszczególne wątki, nie tracąc głównego z oczu i rozwijając go, jednocześnie nie zapominając o bohaterach drugoplanowych, jakich rolą jest nie tylko wypełnianie tła i dopełnianie tych głównych postaci, ale opowiadają także swoją historię. Podczas lektury śmiejemy się, zastanawiamy się jak rozpocząć od nowa na zgliszczach uczuć i zaufani oraz obserwujemy dynamikę rodzinnych więzi.


Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

wtorek, 23 lipca 2024

Mit i prawda

Patronat
Przedpremierowo:

„Panny z bagien”

Emilia Piotrowska

 

Podobno w każdej legendzie jest ziarno prawdy. Czy wykiełkuje z niego coś więcej poza przypuszczeniami i swobodną interpretacją tego, co mogło wydarzyć się, lecz wcale nie musiało mieć miejsca? A jeśli ktoś weźmie na poważnie wygodne dla siebie wątki? Co z tego wyniknie? Może jednak okaże się, iż na jaw wyjdą skrywane kulisy i rozwieją się iluzje, jakimi żywiła się wyobraźnia?

 

Na mitach oparto naprawdę wiele, da się z nich czerpach naprawdę dużo. Kadłuby są jeszcze jednym miasteczkiem, jakie nie zauważa się na mapie. Jednak Wikto dostrzegł w nich to, co ściąga innych zaciekawionych miejscowym, ludowym, przekazem. Kto nie chciałby znaleźć panny z bagien? Mroczne, legendarne i wciąż pozostające nieuchwytne. Czy Mira okaże się na tyle dobrą przewodniczką, by pomóc przyjezdnemu fotografowi na poznanie prawdy o nich? Makowe pola, ciemne gęstwiny lasów kryją niejedną tajemnicę, zresztą tak samo jak i ci, którzy zagłębiają się w nie. W końcu każda legenda oparta jest na prawdzie, lecz ile jej jest w tej konkretnej? Czego nie mówi Mira i co kryje się za zainteresowaniem Wiktora? Czasem posunięcie ciekawość prowadzi prosto do piekła, a gdzie dotrze tych dwoje w poszukiwaniu panien, słynących z tego, iż z mroczną stroną człowieka im do twarzy?

Mrok i emocje. Zagadki i legenda. Historia, która oplata czytelnika niczym bluszcz, wydaje mu się, że będzie mógł przerwać w każdym momencie, ale tak naprawdę to jedynie myśl, jaka nie będzie mieć pokrycia w rzeczywistości. Dopiero przeczytanie ostatniej strony uwalnia czytającego z mrocznego uroku „Panien z bagien”. Jeśli myślicie, że opis z okładki da wam przedsmak tego, co Was czeka podczas lektury to… dostaniecie o wiele więcej. Po pierwsze: mroczny cień snujący się nawet, gdy opisywany jest letni słoneczny dzień, on gdzieś jest w tle i przypomina, że wzrok łatwo omamić, a czy należy zaufać intuicji? Po drugie: bohaterki i bohaterowie, mający więcej sekretów niż moglibyśmy przypuszczać, zaskakujący i skrywający się pod niejedną maską, dosłownie i w przenośni. Po trzecie: małomiasteczkowy drugi plan, jaki niekiedy staje się tym pierwszym, mający niejedno oblicze. Po czwarte: wykorzystanie folkloru, nie dosłownie, a jako swobodny punkt wyjścia do opowiedzenia historii całkowicie autorskiej. Czy jest po piąte? Ależ oczywiście, tak samo jak i po szóste oraz tak dalej. Emilia Piotrowska doskonale wykorzystuje potencjał swojego pomysłu na książkę, w której emocjonalna spirala jest nakręcana aż do granic przez mrok, tkwiący w postaciach i nie jedynie w nich. Czy pęknie? Finał pokazuje, że autorka do samego końca potrafi utrzymać naprawdę wysokie napięcie i niepokój, jaki towarzyszył podczas całej lektury. Co każe się legendą, co prawdą, a co jedynie wytworem wyobraźni? Do czego doprowadzi bohaterów mroczna strona ludzkiej natury?



Premiera:
26 lipca

Za możliwość przeczytania 
książki 
dziękuję
 

sobota, 20 lipca 2024

Anglik w Paryżu

„Kelner w Paryżu. 

Co ukrywa stolica smaku”

Edward Chischolm

 

Nie wszystko piękne, co się świeci, ale Paryż w końcu jest miastem światła, glamour i całego tego, przepychu, o jakim marzy aż zbyt wielu. A jaki jest od kuchni albo by być bardziej precyzyjnym od przejścia między wydawką a sala restauracyjną? O tym miejscu z rzadka wspomina się w programach kulinarnych, tak samo jak i kelnerach, ich pomocnikach i całej reszcie zatrudnionych, jacy nie są kucharzami. A szkoda, bo jest równie barwny i jednocześnie pokazujący obraz daleki od tego, co możemy sobie wyobrazić.

 

O czym jest „Kelner w Paryżu. Co ukrywa stolica smaku”? Najprościej byłoby powiedzieć o pracy w zawodzie wspomnianym w tytule, tyle, że byłoby to ogromny niedopowiedzeniem. Można by również podsumować, iż to alternatywne spojrzenie na miasto, jakie jest symbolem elegancji i wyrafinowania, czy to w modzie, czy w tym, co znajduje się na talerzu. Jednak to też jeszcze nie oddawałoby tego, o czym jest ta książka. Autor niezwykle plastycznie przedstawia czytelnikom nie jakiś fikcyjny obraz, lecz subiektywną panoramę miejsca, poznanego nie jedynie od zewnątrz, lecz przede wszystkim od podszewki.  Perspektywa ta jest zupełnie inna i równocześnie doskonale uzupełnia barwny kalejdoskop paryskich widoków. Kolejne rozdziały są niczym filmowe kadry w klimacie nurtu noir oraz realizmu. Autor bez ogródek odziera mit wykwintnych restauracji, lecz nie robi tego w stylu show z programów kulinarnych, lecz od strony ludzi w nich pracujących. To oni tworzą kultowe miejscówki i wzajemnie są przez nie definiowani. Dzięki nim funkcjonują, zachwycają gości i ich podniebienia, lecz rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana, bo składa się z życiorysów, często pogmatwanych, oraz niewidocznej dla klientów wojny podjazdowej, jaka toczy się za tabliczką Privé. „Kelner w Paryżu. Co ukrywa stolica smaku” jest lektura, po jakiej nie grozi nam zgaga, za to w jej trakcie poznajemy paryskie smaki, znane jedynie jej mieszkańcom i głęboko skrywane przed turystami i każdym, kto nie przekracza drzwi kuchennych. Rewolucja rewolucją, a wszystko to, co z sobą przyniosła, kończy się zaraz za tym napisem.                     


                                                                        Za możliwość 

przeczytania książki

dziękuję 

 

piątek, 19 lipca 2024

Leśna historia

„Zjawy i mary. 

Historie z Etherton”

Katarzyna Kujawska

Aleksandra Seliga

 


Rzeczywistość czy senna mara? Wydaje się, że jedno od drugiego dzieli wyraźna granica. Czy aby na pewno? Niekiedy zaciera się ona pomiędzy nimi, staje się płynna. Przejście z jednego do drugiego może zostać niezauważone, ale czy to bezpieczne? Koszmar czasem zaczyna się niewinnie, a ciekawość sprawia, iż ignoruje się znaki ostrzegawcze, aż będzie za późno by zrobić krok do tyłu…

 

Wilhemina bierze za oczywistość to, co dla większości takie nie jest. Ale ona jest z rodu Aires, a oni są inni od wszystkich i ponad nimi. Ich życie podporządkowane jest innym zasadom, nawet Hendersonowie, z którymi dzielą się władzą w Etherton, nie wiedzą wszystkiego. Jednak to, co większość uważa za oczywiste wcale takim nie jest. Z jednej strony Las, z drugiej morze i klify, lecz najważniejsze są tajemnice, jakich wszyscy wiedzą i nikt zbyt dużo nie mówi. Jaki ma to związek z dwudziesto paroletnią młodą kobietą? To, że w kalendarzu jest rok tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty dziewiąty nie oznacza, iż ona jest taka sama jak rówieśnicy i żyje zgodnie z duchem epoki. Wilhemina nie jest taka jak inni, magia i rodzina są albo powinni być dla niej najważniejsi oraz potęga, jaką dysponuje. Jednak czy Czterdzieści lat później Ivy stara się nie myśleć o przeszłości i Lesie, gdzie zaginęli jej rodzice. Jednak nocne koszmary nie pozwalają jej na to. W powietrzu wisi coś, co zagraża Etherton i równocześnie intryguje dziewczynę. Strach i zaciekawienie mogą być mieszanką, jaka otworzy drzwi do tego, co miało być ukryte. Przeszłość zaczyna domagać się swojego miejsca w pamięci, czy teraźniejszość jest gotowa by zmierzyć się z tym co kryje ta pierwsza i Las?

 

 

Niesamowita lektura. Pod każdym względem, jako ogół i w szczegółach. Jawa i sny. Tu i teraz oraz tam i kiedyś. Przeszłość i Teraźniejszość. „Zjawy i mary. Historie z Etherton” wymykają się prostemu podziałowi gatunkowemu w literaturze. Książka ta czerpie hojnie z niejednego i jest spójną całością, wyróżniającą się pod każdym względem. Powieść grozy, fantastyka, gotyckość, klimat jak z filmów Guillermo del Toro i równocześnie brytyjskie tło, a to nie wszystko. Miks kolorów, kontrastowych, ale nieporażających feerią barw, w zamian za to wszystkie odcienie zieleni, szarości, granatów i czerni, czasem lekko wyblakłe od patyny dziejów i słońca. Omszałe kamienie, dostojne dwory i domy z omszałych kamieni. Mgła, snująca się na drugim planie i oślepiające promienie słoneczna oraz gazowe lampy, nierozświetlające do końca mroku. No i oczywiście sama historia, wciągająca już pierwszymi zdaniami i pierwszą postacią, jaką poznajemy. Z każdą kolejną stroną zagłębiamy się w dwa plany czasowe, lecz i obserwujemy jak zaczynają się przeplatać się sny, a raczej koszmary senne, i jawa. Coraz silniej zaczynają zacieśniać się związki pomiędzy luźnymi, lecz tylko na pierwszy rzut oka, wątkami oraz kolejnymi bohaterami. Sami przestajemy być pewni, co jest realne, a co stanowi sferę majaków, lecz jedno i drugie jest równie fascynujące, a ich połączenie sprawia, że nie potrafimy oderwać się od książki. Zagadkowość, to słowo również oddaje to, z czym stykamy się w „Zjawach i marach” oraz swego rodzaju baśniowość, lecz nie ta disneyowsko-hollywoodzka, a rodem z braci Grimm, niewygładzonych, a pierwotnych. Gęsta opowieść, daleka od prostych podziałów i charakterystyk, pełna detali i niuansów, odwołująca się do pierwotnych lęków, nienazwanych, lecz odczuwanych. Przy lekturze tej książki przepada się w niej, a zwroty akcji dodatkowo wzmacniają jeszcze atmosferę tajemniczości. Nawet czytana w pełnym słońcu wywołuje gęsią skórkę przyczajonym niepokojem i widmem tego, że zaraz coś wydarzy się. 


                                                 Za możliwość przeczytania

książki
dziękuję:

wtorek, 16 lipca 2024

Czy to się może udać?

Przedpremierowo:

„Dwa tygodnie na próbę”

Tessa Bailey

 

Jednych meczy traktowanie ich na serio lub zbyt poważnie, chcieliby trochę luzu  w swojej egzystencji. Inni natomiast pragną by zaczęto postrzegać ich, jako godnych zaufania i dojrzałych. Czy łatwo jest to zmienić? Czasem trzeba uciec się do sprytnego wybiegu vel małego oszustwa, bo natura ludzka ma to do siebie, że trudno odzwyczaja się od ulubionego obrazu czyjeś osoby i jedynie porządny wstrząs może coś zdziałać!

 

Każdy zna z własnego doświadczenia lub z bliższego albo dalszego otoczenia jak to jest z młodszym rodzeństwem. Wiadome są lepsze i gorsze momenty, czasem mijają lata zanim zapanuje równowaga, aa wiek już nie jest postrzegany, jako dość uciążliwa przeszkoda w wzajemnych relacjach. No cóż Georgie jest właśnie tą młodszą, a właściwie najmłodszą w rodzinie i nikt, dokładnie nikt, nie traktuje jej poważnie, a i zawód, jaki wykonuje też nie pomaga dziewczynie. Dlatego Travis jest świetnym środkiem do celu, by rodzina i nie jedynie ona, zaczęła traktować ją jak dorosłą osobę, a nie brzdąca, który na niczym nie zna się. Czy udawany chłopak jest doskonałym planem? W przekonaniu Georgie tak, a pewność siebie to już duży krok do sukcesu, dla kogoś, komu do tej pory trudno było uwierzyć w siebie. Oczywiście jest też pewien haczyk, nawet spory. Travis nie słynie z wierności, trudno nawet o niej mówić, bo nie był w żadnym związku, za to zasłynął z niejednej przygody w kobiecym towarzystwie i jest przyjacielem starszego brata dziewczyny. Po prostu czysty hazard, ale kto nie ryzykuje ten… no właśnie, jaki finał będzie miała ta relacja obliczona na bardzo krótki termin?

 

Lekka komedia romantyczna? Jak najbardziej, lecz z kategorii, gdzie ta „lekkość” oznacza po prostu naprawdę dobra rozrywkę. Tessa Bailey oddała w ręce czytelników historię właśnie tego rodzaju, która bawi nas od samego początku i nie ukrywa, że to właśnie jest jednym z jej celów, lecz nie jedynym. Prawie na wstępie zauważamy również poważniejsze tony odpowiednio wplecione oraz oczywiście uczuciowe wątki. Solidna podstawa dla fabuły i z talentem wykorzystana przez autorkę przez całą opowieść. Zabawno-emocjonalna strona jest oczywiście na pierwszym miejscu, ale trudniejsze, z drugiego planu, również czytający dostrzegają. „Dwa tygodnie na próbę” ma w sobie wszystko to, co lubimy w tym gatunku i co sprawia, iż uśmiechamy się prawie cały czas i kibicujemy postaciom w ich perypetiach. Jeżeli napiszę, że bohaterowie są uroczy, nie oznacza to, że nie mają charyzmy i nie wyróżniają się spośród innych im podobnych. Nic podobnego, mają jedno i drugie, a nawet jeśli nie są pierwszoplanowy to i tak nie dają o sobie zapomnieć. Tessa Bailey potrafi wykorzystać proste klisze i nadać im barw oraz intensywności, tak, by czytanie stanowiło dla nas prawdziwą przyjemnością i pozwoliło przenieść się do książkowego świata.


PREMIERA:

17.07.2024

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję: