poniedziałek, 8 czerwca 2020

Ślad zła


PRZEDPREMIEROWO:

„Dzień wagarowicza”
Robert Ziębiński

Czasem ucieczka nie kończy się w chwili kiedy niebezpieczeństwo zdaje się być daleko, wciąż tkwi w człowieku i wymaga od niego pozostawania w ciągłej gotowości. Upływ lat niczego nie zmienia, wspomnienia wciąż są jak odruch bezwarunkowy, a spokój wydaje się iluzją. Czy ciągła gotowość do uciekania może przerodzić się w coś zupełnie odwrotnego? Stawieniu czoła temu, co właśnie nadchodzi w miejsce pozostawania niewidocznym?

Mazurskie lasy dają schronienie tym, którzy tego potrzebują, ich ostępy pozwalają pozostać niezauważonym i egzystować na pograniczu teraźniejszości oraz przeszłości, bez pragnienia przyszłości. Roman żyje tu i teraz, chociaż to, co było wciąż w nim tkwi jak zadra, mała społeczność pozwala mu na bycie jeszcze jednym powojennym osadnikiem albo jak to woli rozbitkiem szukającym swego miejsca. Nie ma pytań i nie ma odpowiedzi, jednak taki status quo nie może trwać wiecznie, lecz zagrożenie nie jest takiej jakiego spodziewał się uciekinier. Coś czai się pomiędzy drzewami, atakuje i znika, jakie zwierze jest zdolne do tak bestialstwa? Może to jedynie przypadek, który przecież wcale nie musi oznaczać, że ktoś jeszcze będzie ofiarą. Ale Romanowi nie dają spokoju pozostawione ślady, pamięta piekło wojny i jednego z jej ostatnich akordów jakiego był aż nazbyt naocznym świadkiem. Inga Ochab wraz z przyjaciółmi zamierza spędzić kilka dni w partyjnej willi, miejsce gwarantuje, że nikt nie przeszkodzi im w dobrej zabawie. Ale odosobnienie ma także negatywne strony, nikt nie usłyszy wzywania pomocy, kiedy nastąpi atak, bez jakiekolwiek ostrzeżenia, za to zabójczo skuteczny. Ucieczka na nic się zda, bo dokąd zbiec jeśli każdy krok oznacza wystawienie się na cel? Pewne tajemnice muszą zostać pogrzebane bez względu na cenę, nawet jeśli oznacza to, wyjście z ukrycia i odebranie życia.
Zło bywa aż nadto namacalne i rodzi się tam gdzie człowiek zwolni sumienie z jakiekolwiek odpowiedzialności …

Niektóre historie balansują pomiędzy mrokiem i światłem, prostym podziałem na złych i dobrych, literatura grozy wykorzystuje takie kontrasty często, a co gdyby pozacierać niektóre z tych granic. Ciemną stronę ludzkiej natury pokazać taką jaką jest lub nawet jeszcze wydobyć jej istotę, natomiast w opozycji pokazać nie bohaterstwo skomplikowanych źródłach, ale po prostu pierwotne pragnienie przeżycia wbrew okolicznościom. Na tym nie koniec, to dopiero kanwa, w którą zostają wplecione wątki jak z kultowych horrorów, gdzie jedna z głównych ról odgrywa monstrum, lub jego liczba mnoga. Robert Ziębiński postawił właśnie na taką konstrukcję, osadzając ją w mazurskim krajobrazie, nie tym sielsko wakacyjnym, lecz odosobnionych wiosek zagubionych gdzieś nad jeziorami i w gęstych lasach. Takie tło wymaga odpowiednich postaci, bez nich na nic się zda budowanie klimatu pachnącego krwią oraz strachem, ich kreacja musi być odpowiednia i tego nie można im odmówić w „Dniu wagarowicza”. Samotnik, nie do końca z własnego wyboru, będący byłym żołnierzem podziemia, milicjanci, nieliczni mieszkańcy małej osady, wciąż pamiętający piekło wojny oraz wybory jakich dokonali wtedy oraz grupka młodzieży, chcąca jedynie dobrze zabawić się w partyjnym ośrodku wypoczynkowym. Pozostaje jeszcze zło, które właśnie wydostało się wolność i korzysta z niej bez jakichkolwiek skrupułów na własnych zasadach. Takie grono gwarantuje, że powieść będzie nie tylko zaskakująca, lecz również mistrzowsko łącząca konwencję horroru z mazurską panoramą oraz bohaterami, połączonych jednym pragnieniem … „Dzień wagarowicza” jest lekturą, jaka nawet w jasny, słoneczny dzień przynosi z sobą atmosferę grozy w postaci obrazowej fabuły, działającej na wyobraźnię czytelnika.


 PREMIERA:
16 CZERWCA
 





Za możliwość przeczytania 
książki dziękuję   
 
wyd. Rebis