czwartek, 4 kwietnia 2019

Winna prawda


„Sprawa Hoffmanowej”
Katarzyna Zyskowska

Niewinność i wina czasem idą z sobą w parze, stanowiąc swoisty rewers i awers ludzkiej twarzy. Wydają się być zupełnie czymś odmiennym, ale bywa, że jedno brane jest za drugie, lub  zdarza się tak, iż wszystko zależy od tego punktu widzenia. Niekiedy nawet najbardziej zainteresowani nie są pewni co do charakteru swojego uczestnictwa w sprawie.

Co wydarzyło się w okolicach Lodowej Przełęczy? Zmarli nie powiedzą, a tej, która ocalała, przypisuje się całe zło jakie wydarzyło się w cieniu odwiecznych Tatr. Mira Hoffmanowa milczy, jeśli nawet odezwie się, to jej słowa nie są tymi oczekiwanymi. Kiedy wraz z mężem i pasierbem zawitała do Zakopanego nic nie zapowiadało tragedii, jaka miała się rozegrać wkrótce. Oczywiście ludzie od początki „gadali”, w końcu niezbyt często gwiazda rozrywki porzuca scenę by wyjść za mąż za o wiele starszego prawnika. Plotki towarzyszyły im od samego początku, każdy krok nowej pani Hoffmanowej budził zainteresowanie, dodatkowo wciąż podsycane przez „życzliwych”. Dekadenckie, zakopiańskie, towarzystwo niejedno już widziało, ale nowa twarz, zwłaszcza Miry Mey, wprowadza powiew świeżości, nawet kiedy chce  się pozostać niezauważoną. Czy można wtopić się w tłum gdy jest się właśnie tym, a nie innym człowiekiem? Raczej nie, jeżeli do tego dodać ludzką ciekawość oraz rozpalone niezdrowe emocje, świadomie bądź nie, to na efekty nie trzeba długo czekać. Dramat zamiast wzbudzić współczucie przynosi Hoffmanowej społeczny ostracyzm oraz coś o wiele gorszego – przypisanie winy bez jakiekolwiek procesu. Fakty wydają się jednoznaczne, ale czy ktoś je bierze pod uwagę? Opinia publiczna sądzi po pozorach, te wydają się jednoznaczne, chociaż czy tak naprawdę jest? Jedno jest tylko pewno troje ludzi zginęło, jeden ocalał, cała reszta osnuta jest tajemnicą, plotkami i niezdrowym zainteresowaniem. Ile było ofiar w rzeczywistości i kto jest winny? Tego nie wie nikt …

Zło bywa namacalnie odczuwane, kładzie się cieniem na przeszłości, teraźniejszości, a przede wszystkim przyszłości. Wiadomo, że coś się wydarzy i nic już nie będzie takie samo. Właśnie taki klimat towarzyszy „Sprawie Hoffmanowej” od samego początku do ostatnich słów. Katarzyna Zyskowska w niezwykle sugestywny sposób oddała emocje głównej bohaterki oraz otoczenia, jeśli do tego dodać niejednoznaczność wydarzeń oraz przeplatanie się subiektywnych opinii i faktów, które podlegają różnorodnej ocenie, to czytelnicy otrzymują piekielnie intrygującą historię. Wina i niewinność wciąż zamieniają się miejscami, czasem stoją tuż obok siebie, a kluczowe pytanie „Co wydarzyło się na Lodowej Przełęczy” ma kilka odpowiedzi, każda może być prawdziwa, lecz która nią jest? Tragedia rozegrała się w kilku aktach, kiedy pierwszy zaistniał na życiowej scenie finał był jeszcze nieznany, chociaż jego charakter dał się odczuć. Ostatni rozegrał się dużo później niż ktokolwiek zauważył. „Sprawa Hoffmanowej” opiera się na rzeczywistych wydarzeniach, Katarzyna Zyskowska mistrzowsko połączyła je z możliwym scenariuszem rzeczywistego dramatu. Jedno i drugie uzupełnia się, tworząc niepokojącą opowieść kobiecie, rzuconej na żer opinie publicznej, która była żądna sensacji i dostała ją. Prawda okazała się czymś pobocznym, ważnym dla nielicznych, a w ostatecznym rachunku pozostającym sekretem gór i ocalałej, ale czy ofiary?



Za możliwość 
przeczytania książki 
dziękuję