piątek, 27 grudnia 2024

Korpo i cała reszta problemów

Nowość:

„I odpuść nam nasze korpo”

Karo M. Nowak

 

Nie zawsze koniec to naprawdę koniec, chociaż wiele mogłoby na to wskazywać. Niektórzy są przekonani, iż jeszcze coś wydarzy się. Odpowiedź na pytanie, kiedy i gdzie będzie to miało miejsce jest więcej niż otwarte i tak naprawdę nie wiadomo czy w ogóle pojawi się. Czasem nadchodzi w najmniej spodziewanym momencie i okazuje się dalekie od oczekiwanej.

 

Szukanie jasnej strony życie, gdy było się światkiem zagłady swojego korpo wcale nie jest proste, łatwe, a tym bardziej oczywiste. Jeśli na twoich oczach rozpada się to, co miało być wieczne trudno to w ogóle przyjąć do wiadomości, a na dodatek trzeba jeszcze przepracować stratę przyjaciół. To ostatnie jest chyba najdotkliwsze, Monika właśnie przepracowuje tę sytuację na własnym przykładzie. Jak dalej żyć? No cóż od czego są aniołowie, czarownice, a nawet demony? Zresztą poczet, mniej lub bardziej pomocnych istot, z naciskiem na to pierwsze, jest dość duży. Pozostaje więc wstać, otrzepać się, poprawić koronę i stawić czoła prawdzie, okrutnej i niezwykle skomplikowanej oraz nie ujawniającej swego prawdziwego oblicza. Kto jak nie Monika ogarnie rzeczywistość, tę korporacyjną i międzywymiarową? Kilku kandydatów już w tym kierunku działa, zwłaszcza Lucyfer, który powrócił na ziemski, i nie tylko, padół. Czy zwiastuje kłopoty? Ależ oczywiście i to na skalę, jakiej ogromu tak naprawdę nie zna nikt, najprawdopodobniej najbardziej zainteresowany także. Korporacje rządzą się swoimi prawami, a Zarząd nie toleruje braku osiągania założonych celów. Jednak kiedy nie bierze się pod uwagę siły przyjaźni to wszystko, naprawdę wszystko, wydarzy się i tym razem z pewnością dużo więcej!

 

O korpo powstała niejedna książka i niejednego gatunku, wiadomo temat prawie niewyczerpanych opowieści. A gdyby tak był to jeden z motywów urban fantasy? Brzmi ciekawie czyż nie? Jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach, zresztą nie jedynie metaforycznie. Słynny warszawski Mordor, do tego oczywista sprawa ci, na barkach, których jest budowany oraz rzecz jasna fantastyczna otoczka, zaplanowana co do najmniejszego detalu. To tak w ramach wstępu, ale zaraz potem zaczyna się prawdziwa jazda bez przysłowiowej trzymanki czy fabuła, w jakiej nie ma co spodziewać się przestojów, spokoju i czegokolwiek, co daje chwile wytchnienia postaciom oraz czytelnikom. Jednym i drugim Karo M. Nowak szykuje zwroty akcji, jeżeli ktoś chciałby zabawić się w snucie przypuszczeń na podstawie tego, co już wydarzyło się to i tak nie wpadnie na to, co autorka miała na myśli. Powiedzieć, że bohaterowie kroczą krętymi ścieżkami to nic nie powiedzieć. Jeżeli nawet pojawia się iskierka nadziei, iż teraz właśnie potoczy się w przewidywanym kierunku szybko przekonujemy się w jak dużym błędzie jesteśmy. Kojarzycie ten moment w w filmach po napisach końcowych, kiedy kilka scen niekiedy stawia duży znak zapytania? Finał „I odpuść nam nasze korpo” po epickiej historii i Grande finale ma jeszcze właśnie taki moment. Karo M. Nowak konsekwentnie nie stawia na jakikolwiek minimalizm lub oszczędność w kreacjach bohaterów, wątków i humoru, lecz dzięki temu całość jest jedyna w swoim rodzaju. Podczas lektury nuda nie grozi, za to trzeba liczyć się, że przepadniecie w czasie czytania bezpowrotnie.


                                                 Za możliwość przeczytania 

książki 
dziękuję: