środa, 30 marca 2022

Na przekór zasadom

Przedpremierowo:

„Jak zatrzymać przy sobie księcia”

Lenora Bell

 

Wolność ma bardzo ciekawy smak, wprost upajający, zwłaszcza dla tych, którzy nigdy wcześniej jej nie znali i sami ją zdobyli. Z miłością jest podobnie, również smakuje niepowtarzalnie, szczególnie gdy jest pierwsza i niespodziewana. Czasem obie pojawiają się jednocześnie i trudno zdecydować jaki jest lepszy, chociaż kto powiedział, że trzeba będzie wybierać? Jeśli ma się odwagę można delektować się jednym i drugim.

 

Wszystko układało się zgodnie z obmyśloną strategią czyli olśniewające wejście na salony, zawojowanie londyńskiej socjety, duża liczba małżeńskich propozycji i wspaniały ślub w finale. Problem w tym, że Dorothea Beaumont właśnie w tym ostatnim punkcie dała plamę, to znaczy powiedziała nie i to stanowczo oraz po raz pierwszy w życiu. Reszta potoczyła się już jak lawina i tak świetnie zapowiadająca się debiutantka stała się zakała arystokratycznej śmietanki towarzyskiej. Tyle, że jej to właściwie nie przeszkadza, w końcu może być sobą. Wystarczył jednak taniec z księciem Osborne by znowu uznano, iż warta jest by znowu się jej oświadczyć. Co to to nie, Dorothea nie jest już tamtą naiwną dziewczyną i wie czego chce – wolności, a oprócz tego ma jeszcze jeden cel. Książę Osborne powinien jej pomóc odzyskać to pierwsze i osiągnąć to drugie, przecież to on spowodował, że znowu się zainteresowano! On ma całkowicie inne plany, ale trudno zapomnieć i przede wszystkim pozbyć się z pola widzenia panny Beaumont, uparta z niej osoba. Ma konkretne żądania, czy książę będzie umiał im sprostać i co z tego wyniknie? Na pewno nic z tego, co planowali, bo tych dwoje odkrywa, iż własne towarzystwo odpowiada im, chociaż nieustanie sprzeczają się i mają zgoła inne zdanie prawie na każdy temat. Dokąd ich to doprowadzi? No cóż przekonają się o tym szybciej niż myślą, a potem pozostanie jedynie … zawalczyć o to, czego się pragnie!

 

Sekrety, zmotywowana hrabianka, nieprzystępny książę oraz zasady towarzyskie, jakim rzadko kto ma odwagę się sprzeciwić, nie mówiąc o otwartym sprzeciwie. Niezły zestaw startowy dla historycznego romansu czyż nie? Lenora Bell już w pierwszej książce serii Skandaliczni Książęta, iż nieprzypadkowo dobiera taką paletą elementów by od samego początku czytelnik był zaintrygowany tym jak potoczy się ciąg dalszy powieści. Oczywiście to wciąż nie gwarantuje sukcesu, jeszcze potrzebnych jest kilka elementów. Jakich? Takich, które między innymi odnajdujemy w „Jak zatrzymać przy sobie księcia” czyli splot okoliczności, nieprzewidywalny z efektownymi zwrotami akcji, a tych w tym tytule nie brakuje. Ukrycie w wątkach tajemnic i w odpowiednich momentach ich odsłanianie kawałek po kawałku również ma miejsce. Same tło historyczne także oferuje dużo i jest punktem wyjścia dla głównych wątków, doskonale wykorzystanym oraz zwracającym uwagę na pewne tematy społeczne, jakich nie spodziewalibyśmy się spotkać tutaj. No i pozostają bohaterowie – pełni uroku, z poczuciem humoru, wyłamujący się z prostych wzorów, z wdziękiem pakujący się w kłopoty i równie urokliwie wychodzący naprzeciw przygodom, wcale ich nie unikając. Nie da się ukryć, że lekki awanturniczy klimat da się odczuć, tak samo jak i chemię pomiędzy postaciami, coraz bardziej widoczną z każdym kolejnym rozdziałem. „Jak zatrzymać przy sobie księcia” jest lekturą, przy której nuda nie grozi, za to ogromna poprawa nastroju oraz wspaniała rozrywka jest gwarantowana.

 

 

Premiera:

13.04.2022

 

Za możliwość
przeczytania książki dziękuję:

 

 

poniedziałek, 28 marca 2022

Wenecka opowieść

Nowość

„Wenecki szkicownik”

Rhys Bowen

 

Jak dobrze znamy swoich bliskich? Wydaje się nam, że nic nie mają do ukrycia, a w ich przeszłość nie ma nic, o czym nie wiedzieliśmy, przynajmniej jeśli chodzi o istotne kwestie. Jednak czasem stajemy przed wielkim znakiem zapytania, jakim właśnie było życie najbliższej osoby.

 

Jak odnaleźć coś, jeśli nie wie się co to nawet jest, ma się do dyspozycji trzy stare klucze oraz w pamięci ostatnie słowa wyszeptane tuż przed śmiercią? Caroline nie poddaje się, chociaż ma mnóstwo wątpliwości i jeszcze więcej pytań. Odpowiedzi może są w Wenecji, lecz gdzie ich szukać? Przez ostatnie kilkadziesiąt lat i tam zaszły zmiany, ale kobieta tak łatwo nie poddaje się, odnajduje pojedyncze nitki, nie prowadzą one od razu do wyjaśnienia, ale sprawiają, że wszystko nabiera całkiem nowych barw. Przeszłość okazuje się całkowicie inna niż sądziła, sylwetka spokojnej staruszki, za ją uważała swoją krewną rozwiewa się, za to wyłania się całkiem inna osoba. Zresztą także sama Caroline zaczyna patrzeć na siebie i swoją egzystencję z innej perspektywy. Przeszłości nie zmieni, ale teraźniejszość już kształtuje sama, natomiast przyszłość dopiera przed nią, czy taka jakiej spodziewała się? Podobno historia lubi się powtarzać, lecz czasem warto wyciągnąć z niej wnioski i zdobyć się krok w całkiem nieoczekiwanym kierunku.

 

Trzy klucze i tajemnice z nią związane oraz Wenecja, a do tego przemiła staruszka, od lat żyjąca w cieniu, lecz umiejąca okazać wsparcie gdy zachodzi taka potrzeba. Taki jest punkt wyjścia do książki Rhys Bowen, jak się okazuje jest on znakomity, a im głębiej wchodzimy w tym lepiej widać jak doskonale zostały dobrane te elementy. Niby nic nadzwyczajnego, bardzo kameralna opowieść, w której nic nie powinno zaskoczyć, lecz to pozory, gdyż za nimi kryją się wielkie uczucia, mające za tło dramatyczną historię lat wojennych. W innych okolicznościach może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej, lecz w tamtym tu i teraz pisarka pokazała los kilkorga ludzi, mających swoje plany i marzenia, przekreślone przez wielką politykę i ludzką niegodziwość. Rozdział po rozdziale odkrywamy tropy prowadzące do sekretu miłej, starszej, pani, żyjącej z nim kilkadziesiąt lat. Pisarka buduje atmosferę tajemnicy i pokazuje pierwsze zwiastuny rodzącej się miłości oraz kiełkującej przyjaźni. Na drugim planie coraz mocniej wkrada się wojna, wciąż jeszcze wydająca się daleka, nie aż tak groźna, zresztą istotniejsze jest to, co ma miejsce w życiu bohaterów. Oni jeszcze nie wiedzą co przed nimi, czytelnicy także, ci drudzy trzymają kciuki by dziejowa zawierucha ominęła ich. Oprócz tego planu czasowego mamy jeszcze jeden – prawie teraźniejszy, gdy daleka krewna stara się rozwikłać zagadkę sprzed lat i jednocześnie musi zastanowić się nad czymś jeszcze. Dwie kobiety, dwie epoki i Wenecja, gdzie każda los daje im niepowtarzalną szansę.

 

 

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję:

 

niedziela, 27 marca 2022

Bez wyboru

„Ultimatum”

T.J. Newman

 

Statystyka ma odpowiedzi na wiele pytań, dokładne i wyczerpujące, posługuje się liczbami, a te nie pozostawiają wątpliwości lub rzadko sobie na nie pozwalają. Jednak czasem to, co zgodnie z jej wyliczeniami jest mało możliwe staje się aż nadto realne. Jakie są więc szanse, że cokolwiek więcej uda się przewidzieć jeśli nie wiadomo co wydarzy się?

 

Rutynowy lot, jeden z wielu, podobny do tych, które kapitan lotnictwa cywilnego Bill ma za sobą i nie mający różnić się od tych, jakie przed nim. Do pewnego momentu nic nie odbiega od normy, ale kiedy dostaje ultimatum życie rodziny za spowodowanie katastrofy lotniczej, nic już będzie takie samo. Sto czterdzieści osiem osób ma zginąć lub żona i dwójka dzieci. Z terrorystami nie negocjuje się, zresztą przekaz jest prosty, lecz już cała reszta skomplikowana. Co powinien lub musi wybrać? Kogo poświęcić? Tego nie uczą na żadnych szkoleniach, a nawet jeśli to rzeczywistość jest czym innym niż zaznaczenie odpowiedniej odpowiedzi na teście. W kilka minut musi podjąć decyzję, obejmującymi przerażającymi konsekwencjami bliskich lub ludzi, których nie zna, lecz są pod jego opieką. Nie ma trzeciej opcji, za to są dwie równie brutalne i Bill nie wyobraża sobie jakiekolwiek, lecz czas płynie i nie jest dla niego łaskawy. Praca, dająca mu satysfakcję zmieniła się w koszmar, ultimatum nie pozostawia złudzeń. Pozostaje tylko jedno, bez rozważania za i przeciw, trzeba zdać się instynkt i uczucia oraz cos, czego terrorysta nie przewidział …

 

Tak naprawdę nie masz o czym decydować, ktoś już zrobił to za ciebie, ty jedynie jesteś pionkiem sterowanym przez kogoś, kto nie ulituje się nad nikim. Co zrobisz? Skarzesz na śmierć nieznanych lub najbliższych? Prawdziwy węzeł gordyjski, którego wybrała na motyw swojej debiutanckiej książki T.J. Newman i wykorzystała do samego końca. Realny aż za bardzo czyli po prostu prawdziwy, w końcu życie pisze scenariusze uważane za mało prawdopodobne. Autorka działa na dwóch planach miejscowych, jeden z nich jest ograniczony przestrzenią samolotu, drugi szerszy, ale oba ze sobą nierozerwalnie związane, to, co dzieje się w jednym z nich od razu znajduje odbicie w drugim i vice versa. Klaustrofobiczna atmosfera i decyzja, która wcale nie jest wyborem mniejszego zła. Gdyby nie informacja na okładce trudno byłoby domyślić się, że to debiutancka powieść, nie widać w nich żadnych potknięć, niedokończonych wątków czy braku napięcia, ono pojawia się już w tle zanim cokolwiek ma miejsce, wpierw jako cień, jeszcze nie złowieszczy, lecz dający o sobie znać, a kiedy pojawia się po raz kolejny uderza z całą swoją siłą i to nie jednokrotnie, ale nieustannie. Autorka doskonale skonstruowała fabułę, postawiła ba szybkość akcji, ale równocześnie tak ją poprowadziła by czytelnicy wprost odczuli każdą mijającą minutę. „Ultimatum” ma wszystkie cechy świetnego thrillera, wciągającego od razu, zaskakującego kierunkiem rozwoju oraz oczywiście samym pomysłem na tę historię.

 

 


            
                    Za możliwość przeczytania książki 
    
                dziękuję 
 
              wyd. Albatros

 

 

piątek, 25 marca 2022

O chłopcu, który nie zniknął

Nowość


„O chłopcu, który zniknął świat”

Ben Miller

 

Każdy wielokrotnie chciałby by jego problemy zniknęły. Nieważne małe czy duże, po prostu mają przestać istnieć. Od razu i zawsze gdy się pojawią. Jak tego dokonać? No i co z konsekwencjami? Ich też nie będzie, a kłopoty po prostu zostaną wymazane?

 

Bycie dobrym wymaga wysiłku, czasem go nie zauważamy, lecz niekiedy naprawdę trzeba w to włożyć dużego wysiłku. Harrison doskonale o tym wie, chociaż na co dzień przychodzi mu to z łatwością, lecz bywają o wiele trudniejsze chwile, gdy emocje biorą górę. Wówczas dochodzi do wybuchu, powód znajdzie się bez trudu, tyle rzeczy wokoło go denerwuje. Kiedy otrzymuje balon, okazujący się czarna dziurą, w której znika wszystko czego nie chcemy. Rozwiązanie wydaje się niezwykle kuszące, ułatwiające życie i sprawiające, że świat jest o wiele lepszy. Czy tak jest naprawdę? Nagle to, co miało pomóc okazuje się mieć zupełnie inne oblicze, bo ginie także to, co nie powinno. Co Harrison ma teraz zrobić? Jak ma poradzić sobie z tym, co mu się nie podoba? Tak łatwo wrzuca się do czarnej dziury, lecz ma to swoje konsekwencje …

 

O czym i jak pisać by trafić do młodszych i starszych? Ben Miller pokazał to w swojej książce, prosto, chociaż nie do końca, w wcale nie tak łatwy sposób jak mogłoby się wydawać. O tym, co ważne  wcale nie trzeba mówić czy pisać doniosłymi słowami, czasem wystarczy ciekawa historia. Czy to takie faktycznie oczywiste? Pewnie tak, ale już wprowadzenie tego w praktykę jest zgoła czym innym.  „O chłopcu, który zniknął świat” w pierwszym momencie wydaje się zwykłą opowiastka dla młodszych czytelników, to wrażenie jednak bardzo szybko mija, za to zaczynamy patrzeć na tę historię z całkiem innej perspektywy. W młodym bohaterze mogą zauważyć siebie młodsi i starsi oraz zobaczyć sobie również bliskie osoby, nie jest to wbrew pozorom uniwersalna postać. To konkretna osoba, nie idealna, pokazująca siebie taką jaką jest. Autor doskonale uchwycił kogoś nam znajomego, może w całości, a może jedynie w jakiś szczegółach. Realizm przeplata się z fantastyką i nauką, nic sobie sobie nie przeczy, lecz uzupełnia się. Śledząc perypetie tytułowego chłopca zaczynamy jakby w powiększeniu zauważać emocje, to jak wpływają na niego, na jego otoczenie, także widzimy gdzie mogą mieć źródło i jak trudno zapanować nad nimi. Ben Miller pokazał jak trudno zmierzyć się z nimi i z ich konsekwencjami oraz jak łatwo ulec wrażeniu, że od problemów da się uciec. „O chłopcu, który zniknął świat” jest lekturą dla każdego, niezależnie od wieku, płci, upodobań, nie moralizatorską, chociaż z niejednym morałem, prosto opowiadającą o skomplikowanych tematach.

 

 

 

 

Za możliwość

przeczytania książki

dziękuję: