czwartek, 22 sierpnia 2013

Kiedy fikcja staje się prawdą ...

"World War Z"
Max Brooks


Od czego może rozpocząć się światowa wojna totalna? Od wybuchu bomby atomowej? Zamachu politycznego albo wojskowego? Naruszenia granic albo obroną przed atakiem? Jak będzie wyglądać świat w czasie jej trwania i gdy już się zakończy? Czy w ogóle będzie miała koniec i jak będzie wyglądał wtedy świat? Scenariuszy jest wiele, w końcu zagrożeń nie brak i wciąż pojawiają się nowe, a co gdy wszystko rozpocznie się od czegoś, co nikt nigdy nie brał na poważnie jako zarzewia konfliktu? Kto wziąłby pod uwagę coś co znane jest ze szklanego ekranu albo książek i wydaje się niemożliwym by mogło faktycznie wydarzyć się w rzeczywistości? No właśnie - gdy punktem zero jest zombie, taki najprawdziwszy "żywy" trup? Niemożliwe? Chociaż gdyby się zastanowić ... Nie ... Wszystko inne bardziej wydaje się prawdopodobne, ale martwy inaczej jako powód wybuchu ogólnoświatowego konfliktu? Właśnie, co w przypadku jeżeli rzeczywistość zaczęłaby naśladować filmowa bądź literacką fikcję?

Wielkie kataklizmy zaczynają się czasem niepozornie, a czasem wprost przeciwnie, jak jednak  zareagować, kiedy ich źródłem jest epidemia "choroby" jaka nie miała prawa pojawić się? Tak po prostu, z godziny na godzinę, z dnia na dzień, okazuje się, że to, co do tej pory było wytworem wyobraźni pisarzy czy też scenarzystów nagle zaczyna "żyć" własnym życiem w rzeczywistości? Kto uwierzy, iż zombie właśnie okazało się nie fikcją, a prawdą? Bardzo mało osób, wręcz garstka, nim inni przekonają się jest już za późno, katastrofa rozlewa się coraz szerszym strumieniem i powstrzymanie jej wydaje się niemożliwe, o środkach zapobiegawczych nikt nawet nie myśli. Liczy się każdy pomysł, który pomoże zapanować nad tym, co właśnie ma miejsce, a tych jest dużo, wręcz nieskończenie wiele, tak samo jak "żywych trupów". Chaos, masowa ucieczka, śmierć i walka o ocalenie życia, na ekranie czy też na kartkach książki jakoś inaczej to wyglądało, naoczni świadkowie mają miejsca w przysłowiowych pierwszych rzędach. Jak więc wygląda to z ich punktu widzenia? Najpierw niedowierzania i wiara, że niebezpieczeństwo jakoś przejdzie bokiem, potem próbowanie "cudownych" leków i w końcu szaleńcza ucieczka, w jakiej nie liczy się nic oprócz uniknięcia ugryzienia przez zarażonego, a może nim być każdy - sąsiad, członek rodziny, znajomy. Jednak zwycięstwa nie można odnotować, oblężenie właśnie się rozpoczęło, okazuje się, iż trzeba przewartościować całe życie. Liczy się tylko jedno - przeżyć kolejną godzinę, dzień, tydzień, miesiąc, rok ... Wszystko to, co wydawało się oczywistością nie ma już znaczenia, co innego zaprząta uwagę. Każdy musi nauczyć się nowych zasad, te są twarde i nie ma od nich wyjątków, bo anarchia i śmierć czają się wszędzie. Prawdziwa wojna właśnie się toczy się, przeciwnik wydaje się niezniszczalny i ciągle prze do przodu. Czas nie stanął w miejscu, ale liczy się inaczej niż jeszcze niedawno, w ogóle nic nie jest takie jakie było!

Co można powiedzieć kiedy jest się ocalałym z prawdziwej hekatomby? Jakich słów użyć by oddać coś, co nie mogło się wydarzyć, lecz okazało się prawdą? Wzniosłe hasła wydają się puste, propaganda też dobrze wygląda tylko na plakatach, za to osobiste wspomnienia mają niezwykłą siłę, pytanie tylko czy te ostatnie będą lekcją na przyszłość?

Zombie to temat bardzo popularny i jako motyw filmowy i w literaturze, jak więc można "odświeżyć" wątek dość wyeksploatowany? Parodie już były, groza i thriller też jakoś się już przejadły, więc co pozostaje? Fabularyzowany dokument w postaci wywiadu z naocznymi uczestnikami wydarzeń. Przed lekturą "World War Z" oczekiwałam czegoś innego, w końcu jeżeli miała to być opowieść o zombie, to skojarzenia się same nasuwały. Jednak Max Brooks już na początku pokazał, że jego pomysł odbiega od tego czego można by się spodziewać po tego typu historiach. Po pierwsze na jego opowieść składa się wiele mniejszych relacji, każda z nich jest odrębna, lecz stanowi fragment większej całości - tytułowej "World War Z". Bohaterowie są zróżnicowani, oprócz oczywiście jednego - Zombie, ale i on ukazuje się pod różnymi obliczami. Pojedyncze opowiadania poszczególnych postaci dają obraz prawdziwego armagedonu, w jakim bronią są ludzie, a raczej ich pozostałości. Jakie są wrażenia po przeczytaniu książki, która zapowiada się inaczej, a w rzeczywistości też jest zupełnie różna od oczekiwań? Okazuje się, iż splecenie wątków fantastycznych z formą znaną z dokumentów intryguje, do tego drugie dno z odniesieniami do prawdziwej rzeczywistości, jakie można dostrzec pod płaszczykiem opowieści grozy. Można powiedzieć, że autor skorzystał z pomysłu "co by było, gdyby ...", no właśnie gdyby nagle fikcja okazała się prawdą. Jak zareagowałby świat i do czego zdolni są ludzie kiedy odebrane zostaje im wszystko to, co do tej pory i było wyznacznikiem ich egzystencji? 

Być, mieć czy przetrwać? Co liczy się w ostatecznym rachunku ...?


Za możliwość przeczytanie książki dziękuję
portalowi
Duże Ka i wyd. Zysk i S-ka