czwartek, 25 lipca 2019

Martwa cisza


„Bękarty z Pizzofalcone”
Maurizio de Giovani

Miano czarnej owcy czasem jest nadane na wyrost i z całkiem innych powodów niż mogłoby wydawałoby się. Raz przypiętą łatkę trudno odkleić, sądzenie po pozorach jest łatwiejsze niż dostrzegania prawdziwego oblicza człowieka.  Czyny nie zawsze przekonują ludzi, zwłaszcza gdy fakty są dla nich niewygodne.

Przeszłość inspektora Lojacono to dziesiątki prowadzonych z sukcesem dochodzeń i jedno oskarżenie, które zniszczyło więcej niż jego karierę. Wielu załamało by się w takiej sytuacji i straciło serce do pracy, ale w przypadku tego detektywa takie założenie okazało się błędne. Tam gdzie inni nie umieli znaleźć rozwiązania właśnie on pokazał swój talent. Niestety niepochlebna opinia pozostała i teraz dzięki niej trafia do miejsca jakie ma podobną sławę. Zresztą takich jak on jest więcej, a dzielnica i komisariat zdają się pasować do „Bękartów z Pizzofalcone”, nowej załogi zniesławionego posterunku. Zbieranina mediolańskich policjantów, niezbyt mile widzianych gdzie indziej, wydaje się skazana na klęskę, zwłaszcza kiedy zostaje popełnione morderstwo na szanowanej żonie ustosunkowanego notariusza. Jednak ktoś wierzy w profesjonalizm Lojacono i ufa, że i tym razem śledztwo zostanie poprowadzone z pełnym profesjonalizmem. Nowy zespół nie miał czasu by się poznać, co nie sprzyja pracy, lecz nie ma czasu na zbędne działania, liczą się jedynie wyniki. Zabójca nie pozostawił po sobie żadnych śladów oprócz zwłok kobiety albo raczej tak mu się wydawało. Inspektor wraz z nowymi współpracownikami rozpoczyna śledztwo, presja opinii publicznej jest duża, lecz jeszcze silniejsze są oczekiwanie na klęskę przez niektórych. Ale Lojacono skupia się nad tym, co ważne czyli ofierze i jej zabójcy. Z wydawałoby się mało istotnych informacji wydobywa poszlaki, a z nich tropy, więc powoli wyłania się sylwetka sprawcy. Do rozwiązania kryminalnej zagadki pozostało już niewiele, lecz czy uda się odpowiedzieć na najważniejsze w niej pytanie?

Druga odsłona pracy mediolańskich policjantów konsekwentnie utrzymana jest w klimacie noir i to nie jedynie krajobrazowo, ale przede wszystkim w kreacji postaci. Neapol skąpany nie w słonecznym świetle, lecz strugach deszczu, pełen przenikającej wilgoci i z odgłosem rozbijających się sztormowych fal jest doskonałym tłem dla równie niespokojnych bohaterów oraz zbrodni. Ta ostatnia nie jest jedynym wątkiem kryminalnym, drugoplanowe również okazują się intrygujące, ale najważniejszy jest główny, gdyż to na nim spoczywa ciężar utrzymania napięcia i przyciągnięcia uwagi czytelnika. Maurizio de Giovanni nie stawia na oszałamiające tempo, rytm należy do spokojniejszych, ma w sobie jednak nieustający niepokój, intrygujący i podpowiadający, że to jedynie pozory. Równie istotne są wyraziste charaktery postaci, pełne sprzeczności, skrywanych tajemnic bolesno-mrocznych cech. „Bękarty z Pizzofalcone”  nie są jedynie kryminałem, mają także drugie dno w postaci poruszanych kwestii społecznych oraz elementów psychologicznych. Autor w jednej opowieści połączył historie kilku osób, w jakich nie brak ich lęków, wad oraz sekretów, wpływających na podejmowane decyzje i dokonywane wybory.







Książkę przeczytałam dzięki 
uprzejmości
Wydawnictwu MUZA