niedziela, 7 listopada 2021

Do zakochania jeden krok

„Czas na miłość”

Ilona Gołębiewska

 

Jesienną czy zimową porą uczucia wcale nie czekają na cieplejszą porę by dać o sobie znać. Wprost przeciwnie zakwitają również gdy liści na drzewach coraz mniej drzew, temperatura spada, słońca coraz mniej i pojawiają się śnieżne zaspy. Nie liczy się pogoda, a ludzie, którzy może nie od razu dają szansę temu, co niespodziewanie pojawia się w ich życiu, lecz w końcu ją dostrzegają.

 

Na miłości raczej dobrze człowiek nie wychodzi. Trzy pokolenia pań Wajs mogłoby rozwinąć na swój sposób to zdanie. Nestorka rodu, jej córka oraz wnuczka radzą sobie bez niej, a codzienność dostarcza im jedynie dowodów, że i bez niej mają dużo na głowie. Rodzinna restauracja wymaga uwagi, bo nawet najlepsza renoma nie jest wyrobiona raz na zawsze, a w dobie konkurencji wystarczy chwila by ją utracić lub zszargać. Do tego Wandzie coraz częściej przypomina się ktoś z odległej przeszłości, Marta najchętniej zapomniałaby o tym, co wydarzyło się niedawno, a najmłodsza z rodu Pola w celach zawodowych bierze pod lupę uczucie, w jakie nie wierzy. Jak więc w takim entourage`u  ma dać o sobie znać miłość? Łatwo nie będzie, zwłaszcza, że listopad nie jest miesiącem sprzyjającym jej, a przedświąteczna gorączka, następująca po nim także jakoś przesuwa ją w daleko w kolejce zainteresowania. Tyle, że ona nie pyta się czy zostanie zaproszona, dostrzeżona czy w ogóle jest brana pod uwagę, po prostu zaznacza swoją obecność, a to dopiero początek. Jaki będzie miała finał? Niewiara, niedopowiedzenia i sekrety jakoś zawsze szkodziły, jak będzie tym razem? Panie Wajs są trudnymi przeciwniczkami i niełatwo je będzie oczarować.

 

Co wyróżnia książki Ilony Gołębiewskiej? Moim zdaniem to nieuchwytna atmosfera, która raz poznana będzie o sobie przypominać za każdym razem gdy zobaczymy książkę pisarki. Czym zapada w pamięć? Mieszanką ciepła, humoru, dialogów i lekkością poruszania tematów nie zawsze prostych oraz trafianiem w ich istotę. W „Czasie na miłość” również ją dostajemy i to nie na chwilę, ale na całą lekturę, od jakiej nie oderwiemy się do samego końca. Jesienno-zimowym warszawskim krajobrazie poznajemy rodzinną historię, prawdziwą sagę, gdzie przeszłość nie jest tylko zbiorem słodko-gorzkich wspomnień z tajemnicami w tle, lecz wciąż jest obecna w teraźniejszości. Nie brakuje problemów do rozwiązania, wątpliwości, ale i rodzinnych więzi, zapewniający oparcie w trudnych chwilach. Niewątpliwym plusem jest pokazanie wielopokoleniowości, w żadnym razie jako monumentalnego obrazu, lecz postaci barwnego portretu trzech kobiet, różniących się i bardzo podobnych. Jak wskazuje sam tytuł poznajemy je w momencie kiedy powinna pojawić się w ich życiu miłość, lecz przy tak silnych osobowościach, mających własne zdania, plany i przede wszystkim poglądy na nią. Te ostatnie zaś stanowią jeden z wielowątkowej opowieści, o tym, co ważne, jak istotną rolę odgrywa rodzinna tradycja oraz buduje się przyszłość, o jakiej się głośno nie marzyło. Podczas czytania „Czasu miłości” niejednokrotnie będziemy się śmiać, wraz bohaterami spoglądać na to, co było, próbować ogarniać zaskakujący rozwój wydarzeń, który miał mieć ciut lub więcej inny przebieg, a zwłaszcza zastanawiać się czy dać szansę czemuś, w co tak do końca się wierzy. Ilona Gołębiewska doskonale wie w jakich miejscach przyśpieszyć fabułę, gdzie zwolnić, jak zarysować tło, by dopełniało akcję i podkreśliło ją oraz jak stopniowo odsłaniać sekrety, ukazywać ich fragmenty z różnych perspektyw. Najnowsza książka autorki wciąga już od samego opisu i tak pozostaje do samego zakończenia, które doskonale podsumowuje całość i pozostawia po sobie apetyt na kolejną książkę autorki.

 

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję: