niedziela, 31 października 2021

Prawdziwe kłamstwa

„Pętla kłamstw”

Agnieszka Siepielska

 

Wydaje się nam, że prawdę od kłamstwa bardzo łatwo odróżnić. Tyle, że gdy przekonujemy się o tym najczęściej jest już za późno i odczuwamy gorycz pomyłki. Dlaczego nic wcześniej nie dało nam do myślenia? Jak to możliwe, że braliśmy oszustwo za coś rzeczywistego? Czasem odpowiedź jest skomplikowana, tak samo jak i pajęczyna niedomówień, przemilczeń oraz fałszu, jaką zostajemy oplątani.

 

Małżeński kryzys staje się punktem zwrotnym w życiu Avy, chociaż nie spodziewała się, że aż takim. Niespełnione oczekiwania, kłótnie i rozczarowanie nie są tym, czego pragnęła kobieta, zwłaszcza, że nie tak dawno jeszcze było zupełnie inaczej. Jednak może da się jeszcze uratować ten związek? Coś jeszcze nie daje jej spokoju, nowi znajomi wprowadzają jeszcze więcej chaosu. Zapomnieć o tym, kto ją zranił tak wiele razy i otworzyć się na coś nowego czy spróbować, po raz kolejny dać szansę uczuciu, jakie nie jest nawet cieniem miłości? Mason Bennett wydaje się kimś tak różnym od męża, ale czy to nie jedynie gra pozorów? Przy tym pierwszym Ava rozkwita, przy drugim natomiast gaśnie, wybór wydaje się prosty, lecz nic takie nie jest gdy w grę wchodzą silne uczucia i coś, co w wielu wyzwala najgorsze cechy. Czy tym razem zostanie podjęta dobra decyzja? Prawda bywa iluzoryczna, a tajemnice często niosą z sobą rozczarowania i nierzadko odkrywają rzeczywistość, w jakiej nic i nikt nie jest takim się wydawał.

 

Lubicie historie, jakie niepostrzeżenie wciągają nas pomiędzy swoje strony, tak, że nawet nie spostrzegamy się kiedy jesteśmy w samym jej środku? Autorka „Pętli kłamstw” krok po kroku wprowadza nas w historię, jaka okazuje się zwodniczym labiryntem, w jakim dopiero i my i bohaterowie dostrzegamy, że to, co było brane za prawdę dalekie jest od niej. Kto kłamie, a kto wprost przeciwnie? Komu zależy na tym, by jedno i drugie nie wyszło na jaw? Czym kierują się ci, którzy oszukują i ci, którzy odkrywają prawdziwy stan rzeczy? Wydaje się, że to prosta sprawa, lecz nie jeśli w grę wchodzą uczucia oraz ludzie, jacy byli i są bliscy. Agnieszka Siepielska nie od razu wyjawia główny motyw, zręcznie podsuwa inne przypuszczenia, pewne detale nie pozwalają przestać myśleć, że to jeszcze nie wszystko i przed nami jeszcze wiele jak nie więcej. Tajemnice, zaczynają się nawarstwiać i zaczynają coraz bardziej o sobie znać, a fabuła zaczyna się komplikować, tak, że zaczynamy przyśpieszać lekturę. Chcemy jak najprędzej zobaczyć co jeszcze przygotowała pisarka, a już wiadomo, że nie będzie to nic prostego, wręcz przeciwnie czujemy, iż wstrząśnie to bohaterami i odkryje, co skrywają, chociaż czy wszystko zostanie ujawnione? Pomiędzy miłością i nienawiścią jest punkt, gdzie człowiek by móc przetrwać musi zmienić się, jakim kosztem? Co było faktem, co iluzją? Jakie wydarzenia z przeszłości stały się źródłem obecnych wydarzeń? Kto jaką rolę odegrał? Tytuł „Pętla kłamstw” jest jak najbardziej adekwatna do tego, co staje się udziałem bohaterów, lecz dopiero w finale poznajemy jej część, bo pisarka jeszcze niejedno zachowała w sekrecie. Sprawia to, że pojawia się jeszcze większa ochota by poznać ciąg dalszy, zapowiadający równie zagadkowo i emocjonująco jednocześnie.

Za możliwość przeczytania 

książki dziękuję

 

 

piątek, 29 października 2021

Droga do marzeń

„Kawiarnia pełna marzeń”

Agnieszka Lis

 

Marzenia są małe i duże, ale ich skala liczy się mniej. Większe znaczenie ma zupełni coś innego, co? Czy są spełnione, czy też wciąż pozostają jedynie w naszych głowach bądź sercach. Niektórzy urzeczywistniają je sami, innym pomaga łut szczęścia lub ktoś, kto wyciąga pomocną dłoń. Marzyć każdy może, ale jeszcze trzeba odważyć się by stały się faktem.

 

Podobno gdy coś się kończy to robi miejsce dla czegoś nowego. Jednak dla Dagmary to nie jest takie oczywiste, do tej pory miała jasno wyznaczone cele, teraz musi je na nowo wyznaczyć. Nie tak łatwo jej zapomnieć o stracie, lecz może nadszedł czas na pokuszenie się by być odważną? Justyna ma przed sobą cudowny czas, lecz nim one nadejdą mierzy się z czymś, czego w ogóle nie planowała. Ma w swoim otoczeniu przyjaznych ludzi, nie brakuje jej chyba niczego, grzechem byłoby narzekać na cokolwiek, ale, no właśnie to „ale”, czy tylko ona je widzi? Może liczyć na bliskich i przyjaciół, tak samo jak i oni na nią. Pojawiają się w ich gronie nowe osoby, nie tak łatwo im dołączyć do reszty i poczuć się swobodnie? Wigilijny stół jest miejscem, gdzie zawsze powinno być jeszcze jedno nakrycie dla kogoś niespodziewanie przybywającego, lecz również dla tych, którzy tego potrzebują. Czy wszyscy na nie zasługują? A może w tej chwili liczy się tylko tu i teraz, nie przeszłość? Wybaczyć nie zawsze jest łatwo, zapomnieć również. Święta to wyjątkowy czas, jak przebiegnie Dagmarze, Justynie i tym, którzy są blisko nich?

 

Czego oczekujemy od książek z motywem świątecznym? Odpowiedniego klimatu i oczywiście samego motywu, ogrzewającego nasze serca i sprawiającego, że wszystko staje się jaśniejszego, cieplejsze i uroczyste, mniej lub bardziej. Jednak to nie wszystko i  w tym kryje się właśnie składnik, który sprawia, że nie będzie ona jedną z wielu, lecz tą, zapadającą w pamięć i pozostającą w niej na długo. Spod pióra Agnieszki Lis wyszła właśnie taka powieść, w jakiej czytelnik dostaje dużo więcej niż się spodziewa i spotyka ludzi, z jakimi od razu nawiązuje kontakt, tak jakby znali się od dawna. „Kawiarnia pełna marzeń” to wielowątkowa historia, a raczej historie, połączone osobami bohaterów, jacy doświadczają w swoim życiu zmian, nie zawsze oczekiwanych, a jeśli nawet to i tak wprowadzających chaos. Jak odnajdą się w całkiem nowych realiach? W końcu nie na darmo się mówi, uważaj o czym marzysz, więc jak to będzie w ich przypadku? O tym przekonujemy się podczas lektury, w jakiej nie brakuje humoru, refleksji, ale także pisarka porusza problemy, o jakich nie wielu nie myśli w czasie Świąt, ale nieliczni muszą, bo są ich codziennością. Nie zabrakło w opowieści Agnieszki Lis ciepła, nie takiego na pokaz, lecz prawdziwie rodzinnego i przyjacielskiego, otulającego czytających jak puszysty koc, za jakim tęsknimy. Przejawia się ono w większych i mniejszych gestach, słowach, zdaniach, nie jest oczywiste, dane raz na zawsze i każdemu. Czasem niewiele potrzeba by to, o czym marzyło się ziściło, niekiedy wprost przeciwnie, jedne drzwi przed nimi się zamykają lub robią to sami, lecz drugie co najmniej uchylają się. „Kawiarnia pełna marzeń” nie jest oazą spokoju, idyllicznym punktem, lecz miejscem powstałym z pragnień, dającym nadzieję, że dużo da się osiągnąć kiedy się wkłada się w to serce. W jej wnętrzu magia Świąt odsłania swoją istotę i pokazuje, że tak naprawdę tworzą je nie wyszukane ozdoby, prezenty, wykwintne dania, ale przede wszystkim ludzie, cała reszta to dodatek, piękny, ale nie najważniejszy.

 

 
Za możliwość przeczytania 
książki dziękuję:

 Autorce

oraz


 

czwartek, 28 października 2021

Czas miłości


 „Świąteczne namiętności”

Paulina Świst, Anna Wolf, Kinga Litkowiec, Magdalena Winnicka, K.C. Hiddenstorm, Patrycja Strzałkowska,  J.B. Grajda, Agata Suchocka, Edyta Folwarska, Charlotte Mils

 

Święta kojarzą się z puchatym śniegiem, strojnym drzewkiem i prezentami pod nim. Czasem jednak te ostatnie okazuje mieć całkowitą inną postać niż zazwyczaj. Mogą pojawić się trochę później lub ciut wcześniej, zawsze jednak nie brak im gorącej temperatury uczuć. W końcu Święta to czas miłości, a ta jak wiadomo niejedno imię ma.

 

Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, zwłaszcza jeśli ostatnio skończyło się to złamanym serce. Jagoda zbyt dobrze pamięta ostatnie spotkanie oraz słowa, jedno i drugie przypomina się jej kiedy widzi sprawcę tamtego zamieszania. Czy powinna w końcu zapomnieć o nim i pójść do przodu? Problem w tym, że wspomnienia nadal mają wysoką temperaturą i wcale nie wyblakły. Podobno miłość nie wybiera, po prostu człowiek zakochuje się i tyle, a co gdy zrobi to w iluzji lub jednostronnie? Jak potem żyć, gdy zostaje się samemu? Podobno czas leczy rany, podobno … Może trzeba się rozejrzeć wokół siebie, ale czy Marcin da sobie tę szansę? Czy prawdziwe uczucie wywołuje wątpliwości i sprawia, że nie pokazujemy siebie takimi jakimi jesteśmy? Z drugiej strony nic przecież nie jest zerojedynkowe i Piper wie o tym doskonale, ideały zdarzają się jedynie w filmach, natomiast Jim jest tu i teraz. To, co pomiędzy nimi jest satysfakcjonuje, nawet więcej czy więc pobyt w domu na odludziu zmieni to? Kameralna atmosfera, zima, zakochany mężczyzna, no i bożonarodzeniowy klimat, czego jeszcze więcej chcieć? O pewnych sprawach nie powinno się myśleć, najlepiej zostawić je takimi jakimi są, co jeśli zrobi się całkowicie odwrotnie? Tajemnice kuszą, a gdy się temu ulegnie trzeba być przygotowanym na wszystko, nawet na to, czego się nie pragnęło!

 

Z czym kojarzą mi się antologie? Już kiedyś pisałam, że z bombonierka pełną cukierków o różnorodnych smakach. Taka w świątecznym w klimacie przypomina także mini kalendarz, każde z opowiadań jest swoistą czekoladką i tak samo jak przy otwieraniu każdego okienka nie wiemy jaki kształt jest za nim podobnie jest z tym, co kryje się w opowiadaniach. W jednym i drugim przypadku za to jesteśmy pewni, że przed nami coś, co lubimy, tyle, że czasem nieco lub bardziej pikantne, ale w końcu odpowiednia dawka przypraw zaostrza smak. Dziesięć pisarek i tyle samo historii, w jakich duch Świąt  zaprasza do poznania bohaterów, jakim, trochę albo bardziej, komplikuje życie, lecz w końcu bez przygód, zwłaszcza tych spod znaku sercowych rozterek, nie poczuliby jego obecności. Każda opowieść to odrębna całość, skondensowana co do treści, ale dzięki temu przekazująca najistotniejsze, w żadnym razie nie okrojone czy też niekompletne. „Świąteczne namiętności” to wiele emocji, uczuciowych zawirowań i nieoczekiwanych zakończeń. Wszystkie autorki zadbały by ich opowiadania utkwiły w pamięci, w miejsce znanych wzorców i tego, czego spodziewamy się oferują zestaw naprawdę intrygujących wątków. Jak sam tytuł wskazuje nie brakuje w nich pasji, zmysłowych elementów, ale i marzeń, oczekiwań, drugich szans oraz otwierania się na coś zupełnie nowego. Zasady są po to by je łamać, ale bywają również pomocne, sprzeczność? Tego również nie brakuje w historiach, gdzie zimowa aura nie jest przeszkodą, ale tłem dla chwil gdy do głosu dochodzą pragnienia, a staranne plany przegrywają z tym, co właśnie rodzi się tu i teraz albo właśnie przypomina o sobie. Gdzieś pomiędzy przeszłością i przyszłością jest właśnie czas na „Świąteczne namiętności”, rozumiane na dziesięć całkowicie odmiennych sposobów, za to z jedna gwarancją – będzie ciekawie, gorąco, a miłość pokaże na co ją stać.

 

Za możliwość przeczytania 

książki dziękuję

 

 

wtorek, 26 października 2021

Bożek, Zmyłka i cała reszta

 Przedpremierowo:

„Małe Licho i babskie sprawki”

Marta Kisiel

 

Pewne sprawy mogą pozostać niezauważone, zwłaszcza gdy tyle dzieje się wokół. Spokój jest tym, co może i jest oczekiwane, ale jakoś czasem omija pragnących go, zostawiając miejsce dla chaosu, nowości oraz nieoczekiwanych odwiedzin. Co więc zrobić kiedy w końcu dostrzeże się coś niepokojącego? Najlepiej zająć się tym i to niezwłocznie!

 

Wszystko co dobre ma swój koniec, wakacje również, ale jak się okazuje na Bożydarowi Jekiełłce nuda nie grozi. Zadbają już o to przyjaciele i to, co dopiero przed nimi. W domu zresztą też wesoło, bo jak ma nie być jeśli ma nowych lokatorów, małych wzrostem, lecz dość szybko dających o sobie znać. Wiadomo, że spokój pewnie i byłby jakimś rozwiązaniem, ale trudno o niego gdy własny, w całej swej poetyckiej glutowatości, daje o sobie znać, a na dodatek poznaje się Zmyłkę, która bardzo szybko dołącza do paczki. Chaos murowany w takich okolicznościach, a tu jeszcze trzeba przyjrzeć się komuś, kto staje się coraz bardziej podejrzany. Jak więc być zrelaksowanym i przyswajać wiedzę, zwłaszcza taką, do jakiej nie ma się żadnego talentu? No i coś niepokojącego zaczyna się dziać, można by skorzystać z pomocy, ale Bożek świetnie da sobie radę, ma przecież do pomocy oddanych kolegów, no i nową koleżankę. Czy to wystarczy na to, co czai się w miejscu, jakiego nikt nie bierze pod uwagę jako siedliska czegoś strasznego?

 

Sięgając po „Małe Licho i babskie sprawki” miałam za sobą już spotkanie z jego autorką, ale w zupełnie innym gatunku – komedii kryminalnej. Pióro Marty Kisiel okazuje się równie dobre w wydaniu dla młodszych czytelników, chociaż jak dla mnie książka ta przypadnie do gustu wszystkim, niezależnie od wieku jeśli tylko lubią śmiech, nietuzinkowe postacie oraz historie, gdzie wszystko, dosłownie, zdarzyć się może. Od samego początku jedno jest pewne, że słowo nuda na pewno nie zagości podczas lektury, ale za to dobra zabawa na pewno, bo kto ją najlepiej zapewni jak nie paczka przyjaciół, tak różnych jak nawet nie da się tego wyobrazić? W niej tkwi siła oraz samym motywie, w jakim nie brak spraw nie z tej ziemi, ale przedstawionych tak, że nie dziwią, ale prawie natychmiast, jak nie od razu, bierzemy je za coś najbardziej oczywistego. Spojrzenie na świat oczami bohaterów, obojętnie czy młodszych czy starszych, w tej opowieści pokazuje, że otwartość na innych nie jest wadą, a zaletą, natomiast inność nie jest czymś niezwykłym i nie trzeba od razu jej negatywnie oceniać. Jeśli obawiacie się moralizatorstwa to w „Małym Lichu i babskich sprawkach” nie ma go w ogóle, za to są postacie, które pokazują sobą czym są przyjaźń, rodzina, w żaden sposób idealne, lecz takie zwyczajnie-niezwyczajne. Jednak na pierwszym planie są perypetie, w których nie brakuje humoru,  niecodziennych nawiązań literacko-muzycznych, barwnych, nie jedynie z powodu kolorów, osobowości. Marta Kisiel odważnie połączyła kilka gatunków w całość, zapraszającą nas by odwiedzić dom, gdzie dla każdego znajdzie się miejsce, czasem poezja spływa ze ścian, zawsze coś dobrego do jedzenia pojawi się w odpowiednim momencie, a prywatność bywa dość umowna.

 

 Premiera:

27 października

 

Za możliwość

przeczytania książki

dziękuję:

 



poniedziałek, 25 października 2021

Zwodnicza Pełnia


Przedpremierowo:

„Milcząc jak grób”

Małgorzata Rogala

 

Milczenie nie zawsze jest złotem, bywa ciszą przed burzą. To, co widoczne jest zwodnicze, zbyt często na pokaz, stanowi iluzję zręcznie ukrywającą prawdę. Jak przedrzeć się przez tę sieć niedopowiedzeń, odwracania głowy, zaklinania rzeczywistości? Kto odważy się zerwać z obojętnością i strachem?

 

Nowy rozdział w życiu, nowy adres, zmiana, która z założenia ma pomóc zapomnieć o tym, co było, nawet jeśli to trudne, oraz pozwolić na budowanie przyszłości bez bagażu przeszłości. Teoria ta w przypadku Moniki Gniewosz nie sprawdza się tak jak sobie by pani podkomisarz życzyła. Miasteczko Pełnia jednak może w tym pomóc, z daleka od stolicy i punktów, budzących bolesne wspomnienia, zostaje wprowadzana w życie. Cicha i senna okolica jest miejscem jakie dla policjantki i jej córki powinno być azylem, lecz jak się okazuje pozory mogą mylić. Mała przestępczość i znająca się lokalna społeczności okazują się trochę iluzoryczne. Kto mógł napaść na jednego z mieszkańców? To pytanie wcale nie jest pierwszym  i ostatnim, bo jak się okazuje to nie jedyna zagadka z jaką powinna zmierzyć się Monika. Nie tak dawno temu zaginęła gospodyni popularnego pensjonatu. Jak na taką miejscowość to już dużo, a Gniewosz intryguje ta sprawa, pozostająca nierozwiązana i budząca wciąż dużo emocji. Śledztwa odsłaniają inną stronę Pełni, w jakiej tajemnice odgrywają rolę główną. Czy nowa mieszkanka powinna aż tak interesować się tematami, jakie miejscowi wolą rozwiązywać innymi metodami? Może lepiej by było odwrócić głowę, zgodzić się z większością, ale pani podkomisarz zmieniła się i nie zamierza przymykać oczu na to, co dzieje się wokół niej. Sama wie aż za dobrze, ze jeśli raz zgodzi się na zło, to ono będzie powracało i raniło tych, którzy na to pozwalają oraz nieświadomych jego istnienia. Mroczne oblicze Pełni da o sobie znać, tak samo jak i duch topielicy, jaki jest widywany, bo prawda ma niejedno źródło i niekiedy trzeba ją szukać tam, gdzie inni jej nie dostrzegają.

 

Na każdą książkę Małgorzaty Rogali czekam niecierpliwie już pod koniec lektury najnowszej. Historie wychodzące spod jej pióra są z kategorii tych, których nie zapomina się i wraca wielokrotnie. „Milcząc jak grób” potwierdza talent pisarki lub raczej powinnam napisać w liczbie mnogiej talenty. Oprócz niewątpliwie bestsellerowych pomysłów powieściowych nie da się ukryć również, że ma niebywałą zdolność przykuwania uwagi czytelnika, zaskakiwania go za każdym razem i przekazywania trudnych problemów od ludzkiej strony. To wszystko w ramach gatunku wymagającego od autora stworzenia zagadki i umiejętnego odsłaniania ich tak, by nie zdradzić za dużo, stawiania pytań, skłaniania do zastanowienia i poszukiwania odpowiedzi oraz podsycania zainteresowania. Każdy z tych elementów jest umiejętnie wykorzystany w najnowszej powieści, ale na tym nie koniec, to dopiero początek naprawdę intrygującej historii, w której nic nie jest takie jakie się wydaje. Pisarka oddała słowami krajobraz małego miasteczka, oddalonego od wielkich miast, rządzącego się swoimi prawami, gdzie każdy zna każdego i nic nie powinno się dać ukryć. Od samego początku czuć nieokreślony niepokój, gdzieś kryjący się pomiędzy drzewami, snujący się w mgle od pobliskiego jeziora. Bardzo szybko przychodzi na myśl klimat gotyckiej opowieści, lecz byłoby to zbytnie uproszczenie, a Małgorzata Rogala nigdy nie stosuje półśrodków, kalk, kopiowania jeden do jednego. Serwuje za to intrygującą zagadkę na pierwszym planie oraz twórczo rozwija wątki drugiego planu, stanowiące zaczątek dla kontynuacji serii. Nie ma niczego oczywistego w „Milcząc jak grób”, za to duża liczba tropów, przypuszczeń i celnych obserwacji ludzkich zachowań i motywów, a także zaskakujących zwrotów akcji. Nie mogło również zabraknąć tych składników, do jakich już zdążyła nas autorka przyzwyczaić i na które czekamy z niecierpliwością czyli sztuki i społecznie istotnych tematów. Jedno i drugie znalazło swoje miejsce w misternie utkanej kryminalnej łamigłówce, dostarczającej wiele materiału do czytelniczego śledztwa. Na tym nie koniec, to dopiero początek czegoś co zaskoczy nas jeszcze nie raz i miejmy nadzieję, że jak najszybciej.

 Premiera:

 27.10.2021

 

Za możliwość przeczytania książki

 dziękuję

 

 

czwartek, 21 października 2021

Zbrodnia i kara

„Mordercza rozgrywka”

Ryszard Ćwirlej

 

Trzeba wiedzieć z kim podejmuję się grę, niedocenienie przeciwnika może dużo kosztować. Tam gdzie stawka jest wysoka ryzyko jest równie duże, ale niektórzy zdają się o tym nie pamiętać. O jednym trzeba pamiętać, nie każda rozgrywka kończy się gdy gracze mówią pas, czasem trwa ona o wiele dłużej, zwłaszcza jeśli ktoś ma w tym interes.

 

Nie takiego finału pokera spodziewał się Ryszard Grubiński, ale co się stało to już zmienić się da. No chyba, że się podpadło komuś takiemu jak Rychu, pewnych spraw po prostu nie puszcza się płazem. Kapusiem nie jest w żadnym razie, takie „przypadki” załatwia sam, oczywiście z odpowiednim wsparciem. Teoś Olkiewicz również nie lubi nierozwiązanych zagadek, a kiedy jest trup stosuje proste działania, równie skuteczne, bo przecież intuicja liczy się w fachu milicyjnym. Jaką rolę przyjdzie odegrać kapitanowi Brodziakowi? Jak mało kto dostrzega to, co innym umyka i potrafi zdobywać odpowiednie informacje, jego źródła zawsze posiadają odpowiednią wiedzę. Starzy znajomi są zajęci swoimi sprawami, lecz coś zbliża nieoficjalne śledztwo z tym jak najbardziej urzędowym. Morderstwo, napad i jeszcze zaginięcie studentki, nic wspólnego nie mają, ale stare wygi nie dadzą sobie zamydlić oczu, docierają tam gdzie nikt nie spodziewa się. Ich odkrycie odsłania zakulisowe działania służb, w jakich nikt nie wziął pod uwagę, iż Gruby Rychu, Brodziak i Teoś zasady lubią naginać i nigdy nie stosują półśrodków, a śledczą pracę zawsze kończą sukcesem.

 

Zdanie „jakie to było dobre” wcale nie jest przereklamowane, wprost przeciwnie, a jeśli już chodzi o książki to pasuje jak ulał. Nowa porcja dochodzeniowych perypetii poznańskich milicjantów podpada pod to hasło każdą stroną. W „Morderczej rozgrywce” jest wszystko to, co powoduje, że jeszcze przed zakończeniem lektury już pojawia się apetyt na kolejną książkę. Ryszard Ćwirlej po prostu wie doskonale jak wcisnąć czytelnika w fotel albo i inne miejsce gdzie czytamy i tak już pozostaje do samego końca. Zanim on nastąpi przypominamy sobie co znaczy sprawiedliwość, nie ta wydumana czy też pochodząca z paragrafów, ale taka ludzka, podszyta po prostu zwykłą przyzwoitością. Jednak w żadnym razie nie jest to ani prosta historia, a tym bardziej ugrzeczniona, jest w niej ten sam klimat co w wcześniejszych częściach. Pisarz wie doskonale jak przyciągnąć uwagę i nie pozwolić ani na chwilę by spadła, wprost przeciwnie. Zadbali o to już bohaterowie, jak zawsze z charakterem, postępujący zgodnie ze swoim kodeksem, niekoniecznie zbieżnym z tym oficjalnym, ale za to więcej niż skutecznie. „Mordercza rozgrywka” to przede wszystkim doskonałe zagadki kryminalne oraz wątki je tworzące, z detalami tworzone, tak, by całość można było dopiero dostrzec w odpowiednim momencie, nie za wcześnie i nie za późno. Można śmiało powiedzieć, że to prawdziwy wielki finał, domykający wszystko, nie pozostawiający niczego bez odpowiedzi. Zbrodnia, śledztwo, kara, może i taki schemat wydaje się prosty, ale za nim kryją się postacie, dopracowane w każdym szczególe, bez względu czy są pierwszo czy drugoplanowe. Do tego oczywiście tło, oddane drobiazgowo, ale nie przytłaczające, lecz współtworzące poszczególne sceny, tworzące prawdziwie kryminalny majstersztyk.

 

Za możliwość przeczytania

 książki 

dziękuję: