„Stróże”
Jakub
Ćwiek
Czasem
rzeczywistość podrzuca niezłą zagwozdkę, która nijak się ma do jakiegokolwiek
logicznego wywodu. Po prostu trzeba przyjąć to co się dzieje za prawdę, nawet
jeśli wydaje się jakąś fantasmagorią, albo … przyznać, że postradało się
zmysły. To drugie bywa wygodniejsze i człowiek jest mniej narażony na
różnorakie dziwne doznania, zwłaszcza kiedy w tym zamieszaniu główną rolę
odgrywają Aniołowie – tak boscy wysłańcy i Loki, bóg wielu wad na czele z
kłamstwem.
To
miało być zwykłe śledztwo, tak przynajmniej do pewnego momentu sądził Komisarz
Ryjek, wezwany na miejsce pewnej zbrodni. Jednak bardzo szybko przekonał się, że
w tej sprawie nic nie jest takie jak się wydaje, bo jeśli widzi się anioła, przedstawiającego
się imieniem Butch to co może być zwyczajnego? Nic? No właśnie, a jest to
dopiero początek wszystkiego czyli dochodzenia niebiańsko-ziemskiego z silnym
wątkiem boskim pod postacią niejakiego kłamcy i oszusta vel Lokiego. Duet
anielsko-policyjny musi stawić czoła zamieszaniu jakie powstało po konszachtach
anielskich stróżów i boskiego szachraja w celu ochrony wcale nie niewinnych ludzi.
Jakby tego było mało trzeba także przypomnieć niektórym osobnikom ze skrzydłami
jak powinni wypełniać obowiązki oraz więcej niż pogrozić tym mniej ortodoksyjnym
opiekunom gatunku ludzkiego. Jednak to nie koniec, bo dopiero czeka na tę parę prawdziwie brudna
robota, gdzie policyjne doświadczenie oraz uprzedzenia pewnego Anioła okażą się
doskonałymi środkami by rozwiązać niejasną zagadkę i jeszcze wyjść żywym z
boskiego pojedynku. Komisarz Ryjek nie spodziewał się takiego obrotu sprawy,
lecz kto by miał mu to za złe, jakby nie było święci garnków nie lepią, ale do
policyjnej roboty nadają się pierwszorzędnie …
Kto
powiedział, że anioł stróż ma białą, róż i błękit także wchodzi w rachubę,
długą szatę i w ogóle każdy posiada takiego niebiańskiego opiekuna? Na pewno
nie Jakub Ćwiek i bohaterowie jego książki „Stróże”. Jeżeli jesteście
nastawienie na anielską opowieść to trafiliście dobrze pod jednym jednakowoż
warunkiem – powinniście również lubić jazdę bez trzymanki i to taką z gatunku
ekstremalnych. Autor nie owija niczego w przysłowiową bawełnę, więc postacie
mają charaktery mniej lub bardziej podszyte czarnym humorem, łagodność raczej
też nie jest im dobrze znana, za to co nie miara w nich ironii, sarkazmu oraz
niektórym knowania i oszustwa wychodzą też nad wyraz dobrze. W końcu jeśli
jednym z pierwszoplanowych bohaterów jest nordycki bóg Loki to trudno
spodziewać się by nagle zmienił swoje przyzwyczajenia, nawet jeśli pozostaje na
usługach aniołów – tak TYCH aniołów, zresztą ci ostatni mają też co nieco za
uszami. Oczywiście panowie „A” powinni być nieskazitelni, lecz jeśli często
przebywają na naszym padole ziemskim to nie ma czemu się dziwić, iż niekiedy dają
się zwieść na manowce, oczywiście tylko dlatego, że chronią ludzi. No właśnie
od tego wszystko się zaczyna i czasem również kończy, zajęcie anioła stróża
wcale nie jest takie proste jak wielu się wydaje, a ile przy tym różnorodnych pokus
i okazji by trochę nagiąć zasady. Jakub Ćwiek w swoim najlepszym stylu stworzył
historię, podczas lektury której głośny śmiech nie jest niczym nadzwyczajnym,
podobnie jak i zupełnie nieprawdopodobny przebieg wydarzeń bardzo szybko
uznawany za jak najbardziej pasujący do wątków. „Stróże” zapraszają czytelników
do śledzenia dochodzenia z anielskimi zawodowcami, wspieranymi przez
wrocławskiego policjanta, mającego to i
owo oraz jeszcze więcej za narządami słuchu, w jakim dużo namiesza niejaki Loki oraz my
sami czyli ludzie.