Czasem mam pokrętne spojrzenie na Świat, czasem dzielę się nim z szerszym forum. Poniższy tekst wysłałam na konkurs portalu nakanapie.pl ... i zyskał uznanie jury konkursu ;)
Niech no pomyślę z czym kojarzy gladiatorka? Z gladiatorem? Facetami ze starożytnego Rzymu walczącymi na arenach z dzikimi zwierzętami lub innymi, których przeznaczeniem był podobny los. Więc "Gladiatorka to ja"? Mała analiza dnia powszedniego - zamiast ciężkiego treningu z mieczem, trójzębem czy też innym narzędziem typu ostrego damska torba, tak na oko z jakieś kilka kg ciężka, tor przeszkód to nasze "kochane" chodniki z ich przeuroczymi dziurami, a przeciwnikiem/sprzymierzeńcem współpasażerowie porannego autobusu. Jako rynsztunek obronny tarcza w postaci książki i mp3 z odpowiednią muzyką - najlepsza obrona przeciwko złemu humorowi innych i mojemu. Po takiej rozgrzewce, godnej prawdziwej "gladiatorki", kolejna runda przygotowań do walki dnia, tzn. chciałam powiedzieć dnia pracy. W ramach kolejnego sparingu - pierwsza rozmowa z szefostwem, to jak spotkanie oko w oko z panterą, nigdy nie wiadomo jak zareaguje i ona i oni. Potem następuje clou dnia czyli sama praca vel występ na arenie. Piasku pochłaniającego pot i krew nasze biuro nie posiada, jest za to "pomocne" ramię zwierzchnie ... wrzucającego "gladiatorkę" w wir boju ponownie. Czas na spotkanie ze stadem lwów , czy spragnionych krwi nie wiadomo do chwili gdy padną pierwsze słowa - ciosy. Takiego ryku nie powstydziłby się żaden czworonóg z płową grzywą. Wymiana ciosów czyli słów trwa, szala zwycięstwa przechyla się raz w jedną raz w drugą stronę, w końcu przeciwnik pokonany. W tym momencie istotna różnica pomiędzy starożytnymi gladiatorami a współczesną "gladiatorką" zwłok jakiegokolwiek gatunku ssaków brak, wszak my już cywilizowani jesteśmy ... Wiwatu tłumu nie uświadczy się, kciuka w dół czy w górę uniesionego też brak, zamiast tego kolejna walka, której początek obwieszcza dzwonek telefonu i ryk żądnego krwi zwierza, teraz to chyba pojedynek z niedźwiedziem. Wreszcie koniec walki, "gladiatorka" przeżyła kolejny dzień, a jeszcze dogrywka w postaci zakupów w centrum handlowym, ale to już bardziej wojna podjazdowa, szczególnie w okresie wyprzedaży. Więc "gladiatorką" jestem, może nie dla innych, lecz dla siebie. Czasem dzień kończy się moim zwycięstwem czasem triumfem innego gladiatora bądź zwierza. Czas płynie, a pewne zwyczaje nadal trwają, gladiatorki są wśród nas!
gratulacje, świetnie napisane!:)
OdpowiedzUsuń