Nowość:
„Miasteczko”
Paulina Świst Piotr C.
Spadek najczęściej kojarzy się więcej
niż pozytywnie. Co jednak gdy jest nie dość, że niespodziewany to jeszcze przynosi
prawdziwy ból głowy? A na dodatek wymaga równocześnie wspięcia się na szczyty
dyplomacji i pokazania dobitnie, że „nie z nami takie numery”. No cóż łatwo już
było…
Co może połączyć byłych małżonków,
nie licząc nagłego przypływu romantycznych uczuć? Pewien testament oryginalnego
wuja jednego z nich. Scedować na ludzi, jacy nie pałają do siebie
przyjacielskimi uczuciami, coś, przy czym będą musieli współpracować zakrawa na
złośliwy żart, a jak jest naprawdę? To już musi rozwikłać Paulina z Piotrem,
jakkolwiek sympatią nie darzą się zbytnią, lecz przecież kiedyś było całkowicie
inaczej. Niestety to już przeszłość, a teraźniejszość jest skomplikowana,
trudna i z dużą dozą słownych potyczek z gatunku tych złośliwych. A tu jeszcze
spadek czyli hala produkcyjna i dom, jedno i drugie w samym środku Bieszczad.
Scenariusz pod tytułem „rzucić wszystko i wyjechać…” zostaje zmodyfikowany
czyli trzeba sprawdzić co to wszystko znaczy. Jak się okazuje realia są nader zawiłe,
chociaż to eufemizm. Pozostaje jedynie próbować jakoś ogarnąć schedę po wujku,
zwłaszcza, iż jest jeszcze Wiesław. Postać nader ciekawa i więcej niż kontrowersyjna,
wprowadzająca element nielegalności, dość bezpośredniej perswazji, lecz tym
razem trafiła kosa na więcej niż jeden kamień. Jak wyjść z tego bałaganu cało?
Na odpowiedź Paulina i Piotr mają zbyt mało czasu, co oznacza sięgnięcie po niekonwencjonalne
rozwiązania, w końcu życie jest najważniejsze, natomiast cała reszta to już czysty
hazard albo raczej bieszczadzka ruletka!
W każdym szaleństwie jest metoda.
Podobno. Jednak jak się dobrze przyjrzeć to z pewnością pewna dwójka byłych
małżonków może być potwierdzeniem tej tezy. Zwłaszcza, jeśli są bohaterami spod
piór Pauliny Świst i Piotra C. Obaj autorzy nie zasłynęli ze spokojnych
książek, a tym bardziej przewidywalnych, gdzie historia toczy się jednym torem,
a jej zwroty nie są ostre i przebiegają po łagodnych łukach. Z pewnością
współpraca również nie zagroziła, a wprost mówiąc wzmocniła ich sławę jako
niepokornych twórców, po których czytelnicy spodziewają się nie tylko wiele,
lecz przede wszystkim lektury, przy której równocześnie będą skręcać się ze
śmiechu, kibicować postaciom, rozwiązywać zagadkę i na dodatek jeszcze nie
zauważą upływającego czasu. „Miasteczko” jest tytułem, za jakim kryje się akcja,
sensacja, humor oraz oczywiście para nie od parady czyli eksżona i eksmąż
połączonych niespodziewanym spadkiem i tym razem od przybytku może zaboleć i to
jak! Kto by się nie cieszył ze schedy po wujku i to jeszcze w malowniczych
Bieszczadach? No cóż okazuje się, że w tym przypadku nie będzie ani łatwo, ani
przyjemnie, a cała reszta to już jazda bez trzymanki. Efekt pracy duetu
pisarskiego przyniósł fabułę, w której nie brakuje napięcia, jakie wcale do
końca nie zostaje rozładowane, bo finał dostarcza kolejnego znaku zapytania.
Jednak nim on nastąpi, czytelnicy będą w małomiasteczkowych okolicznościach Bieszczad
wraz z bohaterami próbować wyjść cało ze spadkowego chaosu, w jakim litera
prawa podpierana jest mocniejszymi argumentami spod znaku perswazji więcej niż
słownej. Prawnicza elokwencja czasem nie wystarcza, ale ktoś nie docenił państwa
mecenasów z metropolii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz